27 lipca 2023

74. Buka i kurduple

Wypełniali karty naszych ulubionych książeczek. Zaludniali opowieści babć. Uśmiechali się albo grozili ze szklanych ekranów. Straszyli w dziecięcych snach i wyobrażeniach.

Pamiętacie ich?

Jak każdy z nas, miałam swoich bohaterów ulubionych i nieulubionych. Największą sympatią darzyłam postacie niekoniecznie pozytywne i lubiane przez wszystkie dzieci. Nawet jako kilkulatka na kilometr wyczuwałam dydaktyzm bajki, który mierził mnie niepomiernie jako sztuczny i wymuszony. Ugrzeczniony Lolek wąchający kwiatki i rozdający baloniki dziewczynkom budził we mnie pogardę i niechęć. Moja sympatia kierowała się natomiast w stronę urwisa Bolka, zwłaszcza, gdy coś zmalował.

Uwielbiałam Muminki, ale bardzo szybko poznałam się na Buce i mimo że stała się synonimem potwora, postrachem dzieci, nie dałam się na to nabrać. Lubiłam Bukę i może nawet się z nią utożsamiałam.

Moją najulubieńszą lekturą były opasłe tomy baśni braci Grimm. Zaczytałam je na śmierć (techniczną – woluminu). Nie było ukochańszych książek! Do dziś żałuję, że nie przetrwały mojego niewymownego do nich pociągu. To było porządne, PRL-owskie wydanie dobrej, smakowitej literatury. Z politowaniem myślę o tych wszystkich modnych dziś, a naciąganych teoryjkach o szkodliwości takiej lektury. Jak widać, jakoś specjalnie mi nie zaszkodziła.

Zasadniczo nie istniała w baśniach i telewizyjnych bajkach taka postać ani historia, które wzbudziłyby we mnie lęk. Było jednak coś stanowczo okropnego. Obrzydliwego. Ohydnego. Coś po stokroć bardziej nie do zniesienia niż jakiekolwiek straszydło.

Krasnoludki.

Najbardziej przeze mnie nielubiane, wkurzające, doprowadzające do szału, odpychające małe gnidy w czerwonych czapeczkach.

Trudno powiedzieć, co budziło we mnie tak żywiołowy wstręt do tych istot, trzeba jednak powiedzieć, że szczerze ich nienawidziłam. O ile nigdy w życiu nie wyrządziłabym krzywdy żadnemu stworzeniu ze świata zwierzęcego, nie zdeptałabym umyślnie mrówki i nie zabiłabym nawet komara, o tyle myśl o rozmazaniu pod butem obleśnego kurdupla napawała mnie rozkosznym błogostanem. Ta rozszalała odraza do obrzydliwych konusów musiała mieć źródło w mojej niechęci do wszystkiego, co małe, knyplowate i do wszelkiej miniaturyzacji. Personalnie bowiem żaden krasnal niczego mi nie zrobił. Gdybym jednak spotkała takiego w realnym świecie, byłoby z nim krucho.

Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, która z postaci była moją ulubioną, miałabym pewien kłopot. Na pewno Śpiąca Królewna wysuwa się na plan pierwszy, przedstawiona w najdoskonalszy sposób w „Shreku”: bez wątpienia dorównuję jej zamiłowaniem do spania.


 

Na równi z nią plasują się osiołek Kłapouchy z „Kubusia Puchatka” i wspomniana już Buka. Ten pierwszy ze względu na ewidentną depresję, na którą cierpi tak jak ja, a ta druga – bo z pozoru zimna i groźna, tak naprawdę potrzebuje ciepła i bliskości.



 

Pora na Wasze typy. Jestem ich bardzo ciekawa.