Wbrew tym, którzy apostatów uważają za osoby z piekła rodem, racja nie leży po ich stronie. Dość powszechne w kręgach dewocyjnych stało się twierdzenie, jakoby nastała „moda na apostazję”.
Tymczasem apostata
to nie człowiek uwiedziony modą, lecz jednostka uczciwa. Uczciwa wobec
siebie i wobec społeczeństwa. Hipokryci tkwią nadal wszystkimi kończynami
w krk, choć są katolikami niedzielnymi, niepraktykującymi albo już dawno
im z kościołem nie po drodze. Nabijają instytucji skupiającej przestępców
i ich ochroniarzy kabzę i statystyki, sztucznie podtrzymując mit o katolickiej
Polsce.
Nie wiem, co
mają w głowach ci, którzy przestrzegając przed apostazją, posługują się
takimi argumentami: „nie będziesz mogła być matką chrzestną”, „nie dostaniesz
ślubu kościelnego”, „nie będziesz świadkiem na ślubie”, „nie będziesz
mieć katolickiego pogrzebu”. Podobno apostacie nie wolno sprawować nawet
sakramentaliów, np. biec w Wielką Sobotę z koszyczkiem pełnym dobrze
naczosnkowanej kiełbasy do poświęcenia i z pieniążkiem do wrzucenia
przy okazji na tacę. Ratunku! Dlaczego komuś wydaje się, że osoba wypisująca się
z kościoła marzy o katolickim pogrzebie lub o byciu chrzestnym?!
No, żal taki, że aż odwłok ściska!
Przy okazji
nasunęła mi się na myśl kolejna powtarzana w nieskończoność przez kręgi
kadzidlane mądrość: „Co świętują ateiści w Boże Narodzenie/Wielkanoc?”. Służę
uprzejmie: wolne świętujemy! Wolne od pracy i pustych rytuałów. Dlaczego
mielibyśmy iść do roboty, skoro wierzący w absurdy mają z tego
tytułu fajrant?
Jeżeli komuś
nasuwają się oczywiste pytania, to odpowiadam z całą
szczerością: tak, nie jest tajemnicą, że jestem ateistką i apostatką.
Nie jest to ani powód do wstydu, ani do ukrywania. Wstydzić się powinni ci, którzy wspierają przestępczość zorganizowaną.