Niektórzy uważają, że nie i mają do tego prawo.
Niepodważalną wykładnią wiary katolika, wbrew pozorom nie
jest na pierwszym miejscu Biblia, a „Katechizm Kościoła Katolickiego”. Prawda
jest taka, że w myśl Biblii wzorcowy kościół założony przez Jezusa
tworzyli apostołowie, co opisane zostało w Nowym Testamencie, szczególnie
w Dziejach apostolskich. W tym miejscu dochodzimy do zgrzytu. Kościół katolicki
powstał dopiero w IV wieku i natychmiast dał sobie prawo do jedynie
słusznej interpretacji Biblii, czyli jej fałszowania poprzez łączenie jej ze
zwyczajami pogańskimi, kombinowanie przy dekalogu przez usunięcie przykazania o niesporządzaniu
obrazów i rzeźb, kult maryjny, kult świętych, kult obrazów, chrzest
niemowląt.
Jedną z cech sekty jest autorytarne sprawowanie władzy
przez jej przywódcę. I co my tutaj mamy? Nieomylnego jak sam Bóg
papieża, który ma niczym nieskrępowaną władzę nad resztą kościoła („Nieomylnością
tą z tytułu swego urzędu cieszy się Biskup Rzymu, głowa Kolegium
Biskupów, gdy jako najwyższy pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych”, Katechizm
Kościoła Katolickiego 891).
Sekty wpajają ludziom przekonanie, że tylko w nich
znajdą prawdę i że są grupami elitarnymi. Wystarczy cytat z KKK: „Misja
pasterska Urzędu Nauczycielskiego jest ukierunkowana na czuwanie, by Lud Boży trwał
w prawdzie, która wyzwala. Do wypełniania tej służby Chrystus udzielił
pasterzom charyzmatu nieomylności w dziedzinie wiary i moralności.” No
i mamy, co mamy.
Przywódcy sekt czerpią ewidentne korzyści materialne
kosztem szeregowych członków. Chyba nie muszę się rozpisywać o Banku
Watykańskim, Muzeach Watykańskich, matce Teresie, nieopodatkowanej tacy, o milionach
z kasy państw takich jak Polska, o setkach tysięcy nieruchomości na
całym świecie i innych cudownych, kasodajnych źródełkach.
W sektach istnieje zjawisko zwodzenia duchowego. Co to
znaczy? Otóż św. Paweł apostoł przestrzegał przed wypaczeniami Ewangelii. Jak
powszechnie wiadomo, kościół wypaczył je w wielu aspektach. Weźmy choćby ewangeliczną,
tak „chętnie praktykowaną” cnotę ubóstwa, ustalenie przykazań kościelnych
i egzekwowanie ich przez uznanie ich naruszenia za grzech śmiertelny,
samowolną przeróbkę dekalogu, chrzest niemowląt…
Przywódcy sekt dążą do tego, aby całkowicie uniezależnić się
od czynników kontroli. Owszem. W XI wieku został sporządzony
przez papieża Grzegorza VII dokument „Dictatus Papae”, który legł u
podstaw doktryny papocezaryzmu, czyli zwierzchnictwa papieża nad władzami
świeckimi. Pachnie znajomo, co nie? I kto podskoczy nieomylnym?
Sekty zwracają uwagę na wszelkie niedoskonałości ludzkie
i obiecują uczynienie człowieka jednostką pełnowartościową. Temu celowi
służy w kościele np. „sakrament pokuty”, czyli spowiedź, po której delikwent
staje się czyściutki jak łza. „Praktyka ta pomaga penitentowi kształtować
sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy
Chrystusa…” (ks. dr Robert Ptak) … Chrystusa, który NIE ustanowił
spowiedzi. Dobre, co? Kontrola umysłów musi trwać.
Członkowie sekt są gotowi zrobić wszystko, co nakazuje im
lider i każde zdanie odmienne od tego, które on reprezentuje, jest
odrzucane. No, w kościele katolickim nawet z hukiem, poprzez nieudzielenie
rozgrzeszenia, przypisywanie herezji (i puszczenie z dymem na
stosie), wydalenie ze stanu duchownego.
Cechą sekt jest oczywiście organizacja hierarchiczna.
Proszę bardzo: papież, arcybiskupi, biskupi diecezjalni, wikariusze generalni i biskupi,
dziekani, proboszczowie, wikariusze parafialni. No i na szarym końcu
plebs, czyli wierni.
Przywódcy sekt dławią wszelką indywidualność. Kościół
katolicki odrzuca indywidualizm i głosi, że tylko we wspólnocie i przez
wspólnotę można osiągnąć zbawienie. Narzuca wiernym pogląd, że jednostka jest
odpowiedzialna za całą wspólnotę (a ja ją „zraniłam”, wypisując się z niej).
Potępia wszelkie przejawy indywidualizmu jako rzekomego egoizmu i postawy
skierowanej przeciwko wspólnocie. Kto się wychyla, jest odpowiednio stawiany do
pionu.
Sekty posługują się manipulacją, dostarczając fałszywych
informacji, zniekształcają lub zatajają istotne rzeczy, bazują na emocjach,
ograniczają samodzielne myślenie członków. O, to prawda stara jak ten łez padół.
Spróbuj, człowieku, być katolikiem i myśleć samodzielnie, mieć własne
poglądy i na domiar złego je wyrażać, stawiać niewygodne pytania i domagać
się przekonujących odpowiedzi! Powodzenia życzę. Giordano Bruno miałby tutaj coś
do powiedzenia.
Sekty poprzez indoktrynację narzucają jednostkom „nową
tożsamość”. Cóż, kościół katolicki chrzci niemowlęta, nadając im tym samym
nową tożsamość katolika bez pytania o zgodę zainteresowanego (co byłoby
zgodne z Biblią, ale nie jest, bo jak zapytać noworodka?) i bez możliwości
wymiksowania się z tego. Potem pierze się klientowi mózg i voilà!
Oto „nowy człowiek”.
Sekty izolują swoich członków od otoczenia. W kościele
katolickim namiętnie zachwalana jest przynależność do różnych „wspólnot”
(takich podsekt w danej parafii). W im większej liczbie wspólnot się udzielasz
i im więcej biegasz do kościoła, tym mniej czasu poświęcasz rodzinie i przyjaciołom.
Oczywiście nie jest to przymusowe, ale osiągane innymi metodami, takimi jak indoktrynacja,
czyli zwykłe pranie mózgu i straszenie piekłem. Nie przynależąc do żadnej
wspólnoty, narażasz się na posądzenie o indywidualizm i podejrzenie,
że jesteś tylko katolikiem niedzielnym. Taką podróbką. Wielokrotnie podkreśla
się, że najpierw Bóg, a potem żona, dziecko, rodzice. A kościół to Bóg
(podobnie jak „państwo to ja” Ludwika XIV).
Amen.