31 maja 2023

64. W stronę australopiteka

Lata temu, gdy Dzieciątko poszło do gimnazjum, tatuś wymyślił: trzeba dziecku nową komórkę kupić, bo w starej GPS-u nie ma. No jasne, bez GPS-u Dzieciątko do szkoły za cholerę nie trafi i w ogóle nie wiadomo, w jaki sposób do tej pory trafiało.

To było dawno, ale nic się w tej materii nie zmieniło. Eks gadżeciarzem pozostał, a ja jestem jak najdalsza od stwierdzenia, że w głównej mierze to mężczyźni uwielbiają bezużyteczne rupiecie, bo byłaby to jawna nieprawda.

Gdy niedawno zmieniałam telefon na nowy, bo stary padł mi do zera, od razu zaproponowano mi do niego w promocji douszne słuchawki bezprzewodowe i modny zegarek z tych, co to goli, pierdoli, krawaty wiąże i przerywa ciąże. Grzecznie podziękowałam rozczarowanej pani sprzedawczyni i kategorycznie odmówiłam nabycia zbędnych towarów. Słuchawek nie używam w ogóle, bo od ciał obcych bolą mnie uszy. Plastikowy zegarek do wszystkiego nie dość, że pełni każdą rolę, byle nie podstawową, to jeszcze jest paskudny.

Niektóre z moich koleżanek są chyba uzależnione od aplikacji zliczających kroki (co to w ogóle za pomysł i do czego to komu potrzebne?) czy tam inne skurcze pęcherza, bo manifestują swoje osiągnięcia (moje nie są osiągnięciami, bo ich nie liczę), gdzie się da. Póki co, jeśli chodzi o mnie, to wciąż jeszcze jestem w stanie samodzielnie zorientować się bez pomocy elektroniki, kiedy bolą mnie nogi albo kiedy mam zadyszkę. Liczenie spalonych kalorii? Policzone czy nie, tak czy siusiak zostały spalone, a spadek poczucia sytości również potrafię odnotować sama, w końcu po coś burczy człowiekowi w brzuchu.

A pamiętacie aplikację do telefonu z cyklem menstruacyjnym? To dopiero hicior! Kobiecie, która nie wie, kiedy ma okres, wypada tylko serdecznie pogratulować intelektu.

Wiele razy widuję nieszczęśników uprawiających jogging z przywiązanymi do rąk całymi tablicami elektronicznymi (jeszcze trochę, a dorównają dworcowym) wyświetlającymi zapewne całe litanie informacji. Całe szczęście, bo bez nich biedny biegacz najpewniej nie umiałby dojść do wniosku, że zaraz padnie na zawał serca.

Tylko niech mi tu teraz nikt nie wyjeżdża z tekstem, że jestem średniowieczna i że z moim podejściem ludzkość cofnęłaby się do poziomu człowieka z epoki środkowego plejstocenu. Jeszcze odróżniam dobrodziejstwa postępu technicznego od zaśmiecania ziemi i prowadzenia umysłów w kierunku wujcia australopiteka. "Musisz to mieć" na mnie nie działa - jestem WOLNA.

25 maja 2023

63. Banialuki

Dawno nie było ciekawostek językowych, a że jestem chora, zasmarkana i w ogóle do niczego, idę po linii najmniejszego oporu i po raz kolejny sięgam do etymologii znanych powiedzeń.

 

1. Wart Pac pałaca, a pałac Paca – A ten Pac to kto?

Do powstania tego frazeologizmu przyczynił się jeden z przedstawicieli dwóch słynnych rodów magnackich Paców. Dziś trudno jest rozstrzygnąć, który. Antoni Michał Pac, pisarz i poseł na sejmiki, wzniósł w XVIII wieku w Jeznie na Litwie wspaniały pałac, który budził powszechny podziw swoim przepychem. Z kolei Ludwik Michał Pac, generał dywizji w armii księstwa Warszawskiego i członek Rządu Tymczasowego w czasie powstania listopadowego, wybudował równie wspaniałą siedzibę w Dowspudzie w województwie podlaskim. Narodziny powiedzenia miały miejsce na kartach Pana Tadeusza Adama Mickiewicza: „Równa ich była rączość, równa była praca; / Godzien jest pałac Paca, a Pac pałaca” (ks. XI).

 

2. Łaknąć jak kania dżdżu – No tak, grzyby nie lubią suszy.

A właśnie, że nie! Owa kania z powiedzenia to piękny, drapieżny ptak, który stadami pojawia się na niebie, zwiastując nadchodzące opady deszczu. Dawno temu zaobserwowano to zjawisko, a głos wydawany przez ptaki zinterpretowano jako prośbę o wodę. Tym, czego łaknie spragniona kania, jest dawny deżdż, a dzisiejszy deszcz.

 

3. Ale lipa! – No właśnie, dlaczego akurat lipa?

Lipa to (w ramach ciekawostki) prasłowo pochodzące z języka praindoeuropejskiego, a zatem wspólne dla języków słowiańskich. W dawnych czasach w Rosji, gdzie herbata była bardzo drogim rarytasem, pito w zamian napar z kwiatów lipy. Tak było również w zaborze rosyjskim, skąd zwyczaj ten rozprzestrzenił się na całą Polskę. Lipa zaczęła z czasem oznaczać (oprócz nazwy drzewa) namiastkę, podróbkę.

 

4. Sam jak palec – Który?

Dawniej palcem nazywano jedynie kciuk. Pozostałe to pirsty (skąd m.in. wzięło się słowo „pierścień”) lub parsty (stąd „naparstek”). Kciuk, ze względu na swoje przeciwstawne położenie, uznawano za oddalony od innych palców i z tego powodu samotny.

 

5. Paść jak kawka – Ptak czy napój?

Cóż, ani jedno, ani drugie. Dawne znaczenie wyrazu „kawka” to kobieta, z tym, że raczej moralnie podupadła. Krótko mówiąc, ladacznica. Np. „pójść na kawki” znaczyło pójść na kobiety. W ten sposób paść jak kawka oznaczało nisko upaść, stoczyć się. W późniejszym czasie powiedzenie zatraciło pierwotne znaczenie i słowo „paść” zaczęto rozumieć dosłownie, a kawka… została.

 

6. Gra warta świeczki Dlaczego nie świecznika lub innego wartościowego przedmiotu?

Prawdopodobnie połączenie to ma związek z grą w karty przy zapalonych świecach, które były dawniej drogim i jedynym źródłem światła. Jeżeli pieniądze stawiane albo wygrane w grze w karty były mniejsze niż koszt świecy, to nie były warte gry.

 

7. Bajońskie sumy – Ryby czy pieniądze?

Oczywiście pieniądze. Przymiotnik „bajońskie” pochodzi od nazwy francuskiego miasta Bayonne, gdzie została zawarta konwencja między Napoleonem a Księstwem Warszawskim. Na jej mocy Polacy, zamiast spodziewanych korzyści, ponieśli straty w wysokości 20 000 000 franków. W zamian mieli otrzymać ponad 47 000 000 franków, które wpłynęły jednak na konto rządu pruskiego.

 

8. Wolna amerykanka – Nie powinna przypadkiem zostać napisana dużą literą?

Nie, ponieważ nie chodzi o wolną obywatelkę USA, lecz o styl walki w zapasach, w którym wszystkie chwyty są dozwolone.

 

9. Kości zostały rzucone – Żeberka? Kości kulinarne? Całe szkielety?

Zupełnie nie. Gdy Juliusz Cezar przekroczył graniczną rzekę Rubikon (między Galią a Italią), rozpoczął tym samym wojnę. Wypowiedział wówczas powyższą frazę. Nie oznacza to, że ciskał kośćmi pozostałymi z obiadu – powiedzenie odnosi się do gry w kości, a konkretnie do jej rozpoczęcia.

 

10. Opowiadać banialuki – Czyli co?

Banialuka to imię królewny – bohaterki powieści Hieronima Morsztyna „Historya ucieszna o zacnej królewnie Banialuce wschodniej krainy”. Utwór jest przepełniony dziwacznymi zjawiskami, wydarzeniami i postaciami, toteż imię Banialuki służy dziś określaniu głupich, niestworzonych historii.

19 maja 2023

62. Mój problem JEST najmojszy

Szczerze mówiąc, nie cierpię bezsensownych prób przekonywania mnie przez osoby trzecie, że problem, z którym akurat się borykam, nie jest problemem, bo co mają powiedzieć inni, którzy są obłożnie lub śmiertelnie chorzy, bliscy chorych w stanie wegetatywnym, ludzie bez rąk, nóg, oczu, uszu, na wózkach inwalidzkich, ofiary oszustów, złodziei, sadystów i gwłacicieli? Nie rozumiem, czego mają dowodzić takie porównania. „Nie narzekaj, inni mają gorzej”… I co z tego, że ktoś ma gorzej niż ja? Jesteśmy dwoma odrębnymi bytami. Ten drugi nie ma moich problemów, tylko swoje i odwrotnie. Każdy na swoim własnym poziomie adekwatnym do czasu i okoliczności.

Czy świadomość, że komuś urwało nogę albo zalało dom, w czymkolwiek ma mi pomóc? Pocieszyć? Rozwiązać mój problem?

Podobnie nie należy bagatelizować tego, z czym nie może sobie poradzić przedszkolak, choćby dla nas, dorosłych, była to kwestia dziecinna i śmieszna. Jednak i ten przedszkolak ma swoje zmartwienia, stosowne do jego wieku i sytuacji, które dla niego są ważne i trudne do udźwignięcia. Chyba tylko idiota powiedziałby dziecku, że jego problem to bzdura, bo dorośli to dopiero mają zmartwienia, że ho, ho… Widać analogię?

Zdumiewa również to, że owi mentorzy zakazujący martwienia się problemami, bo „inni mają gorzej” (czyli zwolennicy równania w dół) w drugą stronę jakoś chętni do porównań nie są. Nie daj Boże powiedzieć, że ktoś ma lepiej niż ja, natychmiast wyskakują z „nie porównuj się”. A niby dlaczego, zwłaszcza że sami chętnie siegają po porównania?

Argumenty tych, pożal się Boże, mędrców z Koziej Wólki działają na mnie jak płachta na byka i to rozjuszonego do granic możliwości. Nade wszystko nie lubię domorosłych filozofów, którzy na każdą okazję mają jakąś pseudomądrość.

11 maja 2023

61. A jednak istnieje…

Wychowana w XX wieku, czyli konserwatywnie i po staroświecku, sądziłam dotąd naiwnie, że jak ktoś rodzi się z siusiakiem i jest chłopcem, a jak z siuśką – to dziewczynką i w związku z tym płci jest 1+1=2. Potwierdzały tę tezę podręczniki do biologii.

Ponieważ mamy wiek XXI i świat poszedł do przodu, a liczba płci wzrosła, doznałam dysonansu poznawczego. Dysonans ten bezczelnie podtrzymują sklepy obuwnicze oferujące li i jedynie obuwie damskie i męskie, z całym okrucieństwem pomijając wszelkie inne płcie, które muszą zaopatrywać się w buty cholera wie, gdzie.

Tymczasem ja sama dostałam nagle usankcjonowany przez sacrum i metalową tabliczkę twardy dowód na to, że istnieje płeć trzecia! Niniejszym dzielę się tą radosną wieścią z innymi, być może tak zacofanymi jak ja i żyjącymi uparcie w rzeczywistości dwupłciowej:




07 maja 2023

60. Figura doskonała – nowy model

Wróciłam.

Sobotę świętowałam w Podkarpackim Centrum Nauki „Łukasiewicz”.

Budynek Centrum

A to ja - dobrana kolorystycznie do eksponatu

Patron Centrum - Ignacy Łukasiewicz, dzieło niezwykle utalentowanego Arkadiusza Andrejkowa.

Po drodze obejrzałam sobie tarczę antyrakietową, bo Centrum znajduje się vis à vis lotniska. Zdjęć nie szło zrobić.

Wewnątrz, na trzech kondygnacjach, ustawiono niezliczone stanowiska, których działanie objaśniają elektroniczne instrukcje. Nie sposób wymienić, co się tam znajduje. Interaktywne eksponaty podzielone są na kręgi tematyczne związane z lotnictwem, kosmonautyką, informatyką, fizyką, chemią, biologią (w tym zoologią i botaniką), życiem i funkcjonowaniem człowieka (poruszaniem się, jedzeniem, oddychaniem, widzeniem, słyszeniem, myśleniem, anatomią). Symulator lotu i symulator lotu rakietą kosmiczną są jazdą bez trzymanki. Przygotowano liczne zadania do wykonania, zagadki do rozwiązania itd. Niestety, część eksponatów została wyłączona, bo albo są jeszcze w przygotowaniu, albo w remoncie, bo zepsuły je rozwydrzone bachory niepilnowane przez rodziców. Na terenie Centrum znajduje się również strefa relaksu – wirtualny las wraz z jego odgłosami, w którym można pobyczyć się w fotelach. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie spacer po wirtualnej rzeczywistości. Trzeba było pokonać strach i przejść po wąskiej, drewnianej belce górującej nad moim miastem. Przeżycie niesamowite, zwłaszcza gdy nagle deska kończy się w połowie stopy – ma się wrażenie, że zaraz runie się w dół i będzie miazga.

Symulator króliczych uszu - słychać trochę lepiej niż normalnie.



Model eugleny zielonej (klejnotki) ułożony przeze mnie z pomieszanych części komórki.

Stanowisko do układania klejnotki.

Nad całością góruje piękny glob.


Zabawa kolorami


Bawiłyśmy się z córką przez cztery godziny, nie czując w ogóle upływu czasu. Tylko siku mi się zachciało, gdy zobaczyłam w pewnym lustrze swoje odbicie i śmiałam się do rozpuku. Do toalety zdążyłam na ostatnich nogach.

Ktokolwiek ma okazję być gdzieś, gdzie są podobne obiekty, niech tam idzie. Polecam ku świetnej rozrywce i łatwym przyswajaniu pasjonującej wiedzy oraz ciekawostek.

Jazda łazikami po Marsie sterowana komputerowo.

Różne systemy korzeniowe.

Znalazłam swój mózg!

Mordo ty moja!

Na elektronicznych talerzach można ułożyć zdrowy, niezdrowy, wysoko- lub niskokaloryczny jadłospis.

Sudoku do rozwiązania.

A to ja. W tym miejscu było nieco ciemnawo, ale uwierzcie mi na słowo.

To też ja, tylko mam jedną nóżkę bardziej od drugiej.

Zgadnijcie, gdzie mam kolana!


27 kwietnia 2023

59. Nie lękajcie się!

Przed nami weekend.

Już niebawem.

Piękny.

Długi.

W sobotę wyjeżdżam do Bardzo Ważnej Osoby

(aż w okolice Opola),

więc pewnie nie będzie mnie w blogosferze.

Ale nie lękajcie się

i ducha nie gaście –

w środę wieczorem wrócę!

24 kwietnia 2023

58. Zagadka tysiąclecia

Nie rozumiem, co się właśnie odwaliło. Może ktoś z Was wesprze mnie swoim intelektem.

Cofnijmy się na chwilkę w czasie. W LO miałam bliską koleżankę Ewę (jeszcze przez „w”). Bardzo się przyjaźniłyśmy i nawet sam dyrektor nazywał nas papużkami nierozłączkami. Po ukończeniu studiów Ewka wyjechała do USA i tam została po dziś dzień. Najpierw utrzymywałyśmy kontakty listowne, potem pisałyśmy e-maile, w końcu – to już stosunkowo niedawno – ona namówiła mnie na zainstalowanie WhatsAppa, co nie udało się wcześniej nikomu, nawet Panterze. I już było szybciej i mniej mozolnie. W kwestii Facebooka byłam od zarania dziejów nieugięta i rura mi zmiękła dopiero po namowach Ewy. Kontakty miałyśmy już nieograniczone czasem i przestrzenią.

Z czasem coś zaczęło zgrzytać. Pojawiły się pretensje, że nie odpisuję albo że nie odpisuję natychmiast, albo że nie piszę do niej pierwsza. Tłumaczyłam cierpliwie, że pracuję inaczej niż ona i nie mogę dysponować czasem dowolnie tak jak ona. Prosiłam, żeby uwzględniła różnicę czasu – gdy ona do mnie pisała w dzień, u mnie była noc i zwyczajnie spałam. Na chwilę było dobrze, potem znowu pretensje, czepianie się słówek, wszczynanie kłótni (a ja kłótni z całego serca nie cierpię). Doszły siłowe próby zapoznawania i zaprzyjaźniania mnie z jej amerykańsko-polonijnym towarzystwem, na co zupełnie nie miałam ochoty, bo nadal byli to dla mnie obcy ludzie. Z tego powodu oczywiście były wyrzuty. Do tego okazało się, że w tej Hameryce kompletnie zdewociała i namiętnie usiłowała mnie nawrócić. Kiedy asertywnie się nie dałam, zareagowała świętym oburzeniem, że… ona jest księżniczką, córką królowej i króla wszechświata i nie życzy sobie, żebym ją obrażała swoim ateizmem. SERIO!!! Słowo daję, zgłupiałam na takie dictum. Następnie się uspokoiła na jakiś czas, a potem znowu zaczęły się zaczepki, jakieś chore jazdy z pretensjami o bógwico… Do tego przez cały czas była wyrocznią. Wiedziała, co kto ma jeść i czego nie jeść, co robić na Facebooku, a co poza nim itd. JoAnka świadkiem, bo też padła ofiarą Evy (już przez „v”).

I nagle się uspokoiło. Porozmawiałyśmy jeszcze kilka razy na zupełnie pokojowej stopie, aż pewnego dnia zorientowałam się, że coś długo mnie nie zaczepia. Patrzę – nie ma jej ani na Facebooku, ani na Messengerze. I teraz pytanie do znających się, bo sama się nie znam: usunęła konto czy mnie zablokowała? O powód nie pytam, bo tego ani sam diabeł nie zgadnie.

Wysłałam na WhatsAppie pytanie, czy coś się stało, ale nie była uprzejma odpowiedzieć. Nie wiem, co jej odwaliło, ale widać, że tym razem solidnie. 

19 kwietnia 2023

57. Zrobiłam cud

Zbieram się do życia. Zakupiłam nowy, większy domek dla śledzi i jestem na etapie zamawiania do niego różnych rzeczy: osprzętu, aktywnego podłoża, żwiru, kamieni, korzeni itp. Mam w związku z tym dylemat: czy zakupienie i posadzenie roślin z hodowli in vitro jest grzechem? Czy posiadanie grzesznych roślin skazuje mnie na potępienie?

Grzech grzechem, ale zrobiłam też cud. Mam tyle lat, ile mam, a mimo to nigdy w życiu niczego nie wyhodowałam od ziarenka. Zresztą, ogrodniczka ze mnie jak z koziej d… trąba. Aż tu nagle mnie natchnęło, kupiłam doniczkę i ziemię, wsypałam tę drugą do tej pierwszej, zrobiłam rowki rękojeścią łyżki (nie ma mowy, żebym ręcznie grzebała w ziemi!), wsypałam nasionka kwiatków, przyklepałam łyżką i odstawiłam na parapet, bo balkonu nie mam. Sprawa poszła w zapomnienie na kilka dni, a tu nagle patrzę – wyłazi z ziemi zielone. Cud! Spuchłam z dumy i taka spuchnięta chodzę sobie po tym średnio pięknym świecie.



10 kwietnia 2023

56. Kiedy serce pękło...

 ...niewiele już spraw ma znaczenie.

* * * * * * * * * *

Przepraszam, że znowu mnie nie ma.

24 marca 2023

55. Chamy, buraki i anielice

Kilka ostatnich tygodni nieźle dało mi w kość (dawanie w kość wciąż trwa). W pracy jestem zmobingowana i zarobiona po kokardę, w domu nie mam kiedy odpocząć, doba skurczyła mi się niewiarygodnie jak źle wyprany sweter, podobnie weekendy, kiedy to łopata, spychacz i kompas pozwalają mi utorować sobie drogę przez zaniedbane w tygodniu mieszkanie. W dodatku na blogu skumulowały mi się ciężkie tematy, a mój organizm łaknie wypoczynku jak kania dżdżu. Stąd więc, wzorem Marudy, dziś skupię się na tym, co lekkie, łatwe, przyjemne i ulubione: na książkach.

Ponieważ od wczesnego dzieciństwa czytałam bardzo dużo, nie da się jednoznacznie powiedzieć, że mam swoją „ulubioną książkę”, bo lista tych ulubionych mogłaby się tu nie zmieścić. Mam całe tabuny ulubionych książek, pośród których poczesne miejsce zajmuje gruba powieść dziewiętnastowieczna, zwłaszcza okresu realizmu i naturalizmu, w szczególności francuska i rosyjska. Wyliczyć tytułów nie sposób.

Mianem „powieści mojego życia” mogę śmiało określić „Mistrza i Małgorzatę” Michaiła Bułhakowa, choć – co może w ogólnym rozrachunku wydawać się dziwne – niespecjalnie przepadam za parą tytułowych bohaterów. Stan drugiego już egzemplarza mówi sam za siebie.



Jednak w takich nie najszczęśliwszych okresach jak ten mój mózg domaga się resetu i odmulenia. Kilka takich odmulaczy prezentuję (a potrzebującym polecam) poniżej.

1. Cykl powieści i opowiadań o moim ulubionym egzorcyście. Jeżeli pragniecie poznać króla polskich pijaków, chamów, prostaków, buraków, bimbrowników i egzorcystów, to koniecznie sięgnijcie po kipiącą humorem serię książek Andrzeja Pilipiuka o Jakubie Wędrowyczu. Nie dajcie się zwieść, na całej Lubelszczyźnie nie uświadczycie większego chojraka! Jeśli ktoś ma ochotę na zdrową dawkę humoru, to czym prędzej niech wyrusza w drogę z dziadem w gumofilcach, przepasanym łańcuchem krowiakiem. Alleluja i do przodu!



2. Pozostając w cudnym, pilipiukowskim klimacie, polecam prześliczny „Cykl z wampirem”: „Wampir z M3”, „Wampir z MO” i „Wampir z KC” oraz powieść o równie upierdliwych bytach bionekrotycznych – „Upiór w ruderze”.



3. Seria powieści sensacyjnych Dana Browna o Robercie Langdonie: „Anioły i demony”, „Kod Leonarda da Vinci”, „Zaginiony symbol”, „Inferno” i „Początek” fascynuje mnie nie tylko ze względu na wątek sensacyjny, ale także – a może przede wszystkim – na nawiązania do szeroko pojętej kultury, literatury, malarstwa, rzeźby i architektury, często do miejsc, w których byłam i które oglądałam własnymi oczami.



4. Jako miłośniczka kryminałów, a jednocześnie ludzi z charakterem, nie byłabym sobą, gdybym nie pokochała całym sercem serii powieści Remigiusza Mroza o Chyłce. Do tej pory ukazało się czternaście jej części i nie ma sensu wymieniać wszystkich tytułów. Jeżeli ktoś lubi charakterne kobiety i nieco ciaptakowatych mężczyzn, a do tego powieści kryminalne, to Chyłka i Zordon stworzeni są w sam raz dla niego.



5. Pozostając w kręgu zbrodni, za absolutnie urokliwy uważam cykl powieści Roberta Galbraitha (czyli Joanne Kathleen Rowling) o Cormoranie Strike’u, w połowie beznogim londyńskim detektywie. Każdy tom dotyczy innej zbrodni, ale łączy je para głównych bohaterów i rozwijającej się między nimi skomplikowanej relacji. Do tej pory ukazały się: „Wołanie kukułki”, „Jedwabnik”, „Żniwa zła”, „Zabójcza biel”, „Niespokojna krew” i „Serce jak smoła.



6. Moją najbardziej ulubioną z ulubionych serii jest cykl powieści kryminalnych Katarzyny Puzyńskiej „Lipowo”. Tu także za każdym razem rozgrywa się inna tragedia, ale i wątek miłosny jest również bardzo ciekawy. Pod sam koniec tomu czternastego zaparło mi dech (dobrze, że nie stolec) i z ogromną niecierpliwością oczekuję na część piętnastą!



7. Zupełnie babską literaturę – z pewnością nie najwyższych lotów, za to przeuroczo słowiańską – stanowi seria „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk: „Szeptucha”, „Noc Kupały”, „Żerca”, „Przesilenie”, „Jaga” i „Gniewa”. Polska, czasy współczesne, ale chrześcijaństwo nigdy tu nie dotarło. Ludzie leczą się u szeptunek, obcują z bogami, upirami, utopcami, płanetnikami oraz całym panteonem innych istot.



8. Ani piekło, ani niebo nie są tym, o czym uczą nas w kościele. Przekonuje się o tym młoda ofiara zbrodni, studentka Wiktoria Biankowska, która po gwałtownej śmierci trafia do piekła, gdzie nie posiada się ze zdumienia, bo nic nie jest takie, jak sobie wyobrażała. „Ja, diablica”, „Ja, anielica”, „Ja, potępiona” i „Ja, zbawiona” to także cykl powieści autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk.



Może innym razem zajmę się literaturą bardziej klasyczną, ale do tego potrzebuję być wypoczęta i mieć wolną głowę.

Czytajcie na zdrowie, a przy okazji wypowiedzcie się, co lubicie przeczytać na odtrutkę.

15 marca 2023

54. Człowiek, Którego Spotykam

Nie wiem, jak mam pisać o tej osobie, więc nazwę ją po prostu Człowiekiem, Którego Spotykam.

Usłyszałam kiedyś, tuż za uchem, że ktoś rozmawia przez telefon. O fryzjerze, kosmetyczce i innych babskich sprawach. Z form czasownikowych również dawało się wywnioskować, że to kobieta. Zarejestrowałam jednocześnie, że mówi dziwnym głosem, trochę jakby skrzekliwym, z nietypową intonacją. Jednocześnie osoba ta zrównała się ze mną i moje dedukcje się potwierdziły. Kobieta z szałową burzą ciemnorudych włosów, pięknymi rzęsami, hybrydami zrobionymi na paznokciach upierścienionej dłoni. Na obu nadgarstkach pobrzękiwały modne bransolety, których jej aż pozazdrościłam (uwielbiam bransoletki!). I tylko w twarzy pokrytej starannym makijażem miała coś osobliwego. Męczyło mnie to przez chwilę, aż w końcu zrozumiałam: biologicznie był to mężczyzna.

Nie wiem, czy Człowiek, Którego Spotykam jest transwestytą, czy transseksualistą, ale stawiam raczej na to drugie.

Ostatnie nasze spotkanie miało miejsce wczoraj, w okolicy zamku. Już z daleka było widać pewną siebie, zadbaną młodą kobietę emanującą seksapilem. Niestety, przede mną znalazła się grupa nastolatków wracających ze szkoły. Od tego, co usłyszałam i jak się zachowywali, pociemniało mi w oczach. Komentowali głośno, wołali „Mariolka”, gwizdali, krzyczeli „gej”. Człowiek, Którego Spotykam nie zwracał na to uwagi, nadal szedł pewnie i śmiało w wiosennych ciuszkach. Pomyślałam o tym, co musi czuć taka osoba, zderzając się na każdym kroku z tego rodzaju sytuacjami. Ile można znosić wyzwiska i drwiny? Zrobiło mi się przeraźliwie smutno i właściwie to zachciało mi się płakać. Z żalu i złości. Z żalu nad Człowiekiem, Którego Spotykam i z wściekłości na ten tę hołotę, na popieprzony świat i podkarpacki, zapisiały ciemnogród, w którym nie można być sobą, odstawać w jakikolwiek sposób od grupy, być innym niż większość, bo płaci się za to bardzo wysoką cenę. Bo katolickie społeczeństwo z chrześcijańskim miłosierdziem i miłością bliźniego zaszczuje, zadziobie, zagryzie drugiego człowieka za to, że nie mieści się w schemacie, tabelce, szufladce, matrycy.

Potwornie mi żal takich osób, to wczorajsze wydarzenie unaoczniło mi, że mają bardziej pod górkę, niż jestem w stanie sobie wyobrazić. Ile wody będzie musiało jeszcze upłynąć, żebyśmy jako społeczeństwo pozwolili wreszcie ludziom żyć tak jak chcą, w zgodzie z samym sobą i bez dotkliwych szykan?

Człowieku, Którego Spotykam i tysiącu innych – życzę Wam, abyście mogli żyć w spokoju i znaleźć szczęście.

03 marca 2023

53. Zbrodnia doskonała

Robi wszystko, by w twojej głowie dokonać rewolucji. Przekonać Cię, że ma rację. Manipuluje. Ulegasz manipulacji, więc nie zauważasz nadużycia. W różnych sytuacjach dowodzi, że nic takiego się nie stało i rzeczywistość jest inna, niż ci się wydaje. Nie okazuje uczuć. Szantażuje, straszy. Przenosi swoje winy na ciebie, odwołuje się do twoich wad, bez względu na to, czy są rzeczywiste, czy wymyślone. Wywołuje lęki, żeby wykorzystywać je przeciwko tobie. Irytuje się, gdy nie spełniasz jego oczekiwań lub żądań. Wpada w złość, gdy nie podzielasz jego opinii i przekonań. Zupełnie lekceważy twoje uczucia, obawy, lęki. Unieważnia je jednym słowem. Namiętnie wzbudza w tobie poczucie winy. Umniejsza twoją wartość zawstydzającymi stwierdzeniami. Nie cofa się przed pogardliwymi żartami. Przypisuje ci wszelkie winy, nie szczędzi wyzwisk, obraźliwych i ubliżających odzywek. Sugeruje, że jesteś nikim, a twoja praca nie ma żadnej wartości. Drwi z twoich zainteresowań, talentów, umiejętności. Zarzuca ci, że ugotowany przez ciebie obiad jest niejadalny, wyprane ubrania zniszczone, a wyprasowane – wymięte. Publicznie prawi ci uszczypliwości, upokarza przy ludziach. Nigdy nie ma ci nic miłego do powiedzenia. Usilnie stara się, byś czuła się beznadziejna, bezwartościowa, nieudolna, nieważna. Zawstydza przy innych. Kontroluje. Nagrywa twoje rozmowy, przeczesuje komputer, czyta twoje prywatne rozmowy na GG. Wmawia ci chorobę psychiczną.

Uczysz się żyć pod jego dyktando. Powoli wyzbywasz się siebie, swoich opinii, poglądów. Pogrążana w ciągłym poczuciu winy, zaczynasz się go bać. Wstyd odsuwa cię od rodziny i znajomych. W domu towarzyszą ci poczucie odrętwienia, przewlekłe zmęczenie, brak energii, nadmierna senność. Stajesz się bierna. Mięśnie wciąż napinają się ze stresu. Sfrustrowana, permanentnie smutna, zniechęcona i w poczuciu, że teraz już zawsze tak będzie, zmieniasz się w ubezwłasnowolniony automat. Pojawiają się niedające się opanować bóle głowy, kołatania serca, uczucie zaciskania się krtani. Dochodzi do tego, że łapiesz się na rosnącej na jego widok agresji.

Jesteś ofiarą przemocy psychicznej, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Potem chorujesz na oporną w leczeniu depresję.

* * *

Przemoc psychiczna to zbrodnia doskonała. Jedna z najokrutniejszych.

Ofiara żyje. Nie ma ran, sińców, zadrapań, złamań. Codziennie ubiera się, czesze, robi makijaż i z przyklejonym do warg uśmiechem rusza do pracy.

Taka byłam ja.

Przemocy psychicznej nie widać. W domu nie ma alkoholu, awantur, nawet kłótni. Sprawca jest sprytny, wkłada białe rękawiczki. Często zdarza się, że jest to osoba zakompleksiona, czasem narcystyczna lub socjopatyczna.

Taki jest mój były mąż.

Na depresję choruję od 2003 roku.


27 lutego 2023

52. Nienawidzisz?

Czy zdarzyło Wam się kogoś nienawidzić?

Czy jest ktoś, kogo nienawidzicie?

Nienawiść jest emocją, a może lepiej – kombinacją emocji, które pojawiają się w związku z osobą albo grupą osób. Jako ludzie cywilizowani (może czasem aż za bardzo) niekoniecznie chcemy się do niej przyznawać, a przecież jest stanem naturalnym.

Nienawidzimy człowieka, którego zachowanie wywołało w nas silne poczucie krzywdy, zranienia, bólu. Pragniemy wówczas zemsty, odwetu albo żeby tę osobę spotkało coś złego. Można nienawidzić również jakiejś grupy ludzi.

Wbrew pozorom nienawidzić nie jest łatwo. Nie udało mi się znienawidzić, męża, który stosował wobec mnie przemoc psychiczną. Nie udało mi się znienawidzić człowieka, którego kochałam w życiu najbardziej, ale odszedł bez uprzedzenia (choć podobno od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok). Nie udało mi się znienawidzić szwagierki i jej męża, którzy nieźle nas wyrolowali. Mogę powiedzieć, że kogoś nie znoszę, nie cierpię, nie lubię, ale to wszystko nie jest jeszcze nienawiścią.

Czy jest więc ktoś, kogo udało mi się znienawidzić?

Tak. Jest taka osoba. Zupełnie otwarcie życzę jej jak najgorzej i pewnie bym ją zamordowała z zimną krwią w dowolny sposób, gdyby nie konsekwencje prawne. Jest to osoba z mojego realnego życia, więc pozwolicie, że nie napiszę, kto to jest.

Odkrycie, że jednak potrafię kogoś nienawidzić, było zdumiewające.

Jest jeszcze grupa ludzi, której nienawidzę z siłą tajfunu. Są to wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób krzywdzą zwierzęta. Z takich darłabym skórę pasami i posypywała solą.

Czy jesteście gotowi równie szczerze odpowiedzieć na pytania, które postawiłam na początku?

19 lutego 2023

51. Sratadrata apostata

Wbrew tym, którzy apostatów uważają za osoby z piekła rodem, racja nie leży po ich stronie. Dość powszechne w kręgach dewocyjnych stało się twierdzenie, jakoby nastała „moda na apostazję”.

Tymczasem apostata to nie człowiek uwiedziony modą, lecz jednostka uczciwa. Uczciwa wobec siebie i wobec społeczeństwa. Hipokryci tkwią nadal wszystkimi kończynami w krk, choć są katolikami niedzielnymi, niepraktykującymi albo już dawno im z kościołem nie po drodze. Nabijają instytucji skupiającej przestępców i ich ochroniarzy kabzę i statystyki, sztucznie podtrzymując mit o katolickiej Polsce.

Nie wiem, co mają w głowach ci, którzy przestrzegając przed apostazją, posługują się takimi argumentami: „nie będziesz mogła być matką chrzestną”, „nie dostaniesz ślubu kościelnego”, „nie będziesz świadkiem na ślubie”, „nie będziesz mieć katolickiego pogrzebu”. Podobno apostacie nie wolno sprawować nawet sakramentaliów, np. biec w Wielką Sobotę z koszyczkiem pełnym dobrze naczosnkowanej kiełbasy do poświęcenia i z pieniążkiem do wrzucenia przy okazji na tacę. Ratunku! Dlaczego komuś wydaje się, że osoba wypisująca się z kościoła marzy o katolickim pogrzebie lub o byciu chrzestnym?! No, żal taki, że aż odwłok ściska!

Przy okazji nasunęła mi się na myśl kolejna powtarzana w nieskończoność przez kręgi kadzidlane mądrość: „Co świętują ateiści w Boże Narodzenie/Wielkanoc?”. Służę uprzejmie: wolne świętujemy! Wolne od pracy i pustych rytuałów. Dlaczego mielibyśmy iść do roboty, skoro wierzący w absurdy mają z tego tytułu fajrant?

Jeżeli komuś nasuwają się oczywiste pytania, to odpowiadam z całą szczerością: tak, nie jest tajemnicą, że jestem ateistką i apostatką. Nie jest to ani powód do wstydu, ani do ukrywania. Wstydzić się powinni ci, którzy wspierają przestępczość zorganizowaną.

15 lutego 2023

50. Nawiasem mówiąc

Pora na małe co nieco, czyli na kolejną porcję etymologii popularnych frazeologizmów.

1. Mieć z kimś na pieńku – Gilotynować?

Nie. Frazeologizm ten powstał w czasach, gdy na dworach i w szkołach stosowano kary cielesne. Delikwent musiał oprzeć się na pieńku grzbietem do góry, a wychowawca bił go rzemieniem, skórzanym pasem albo rózgą.

2. Nawiasem mówiąc – Nie mówi się nawiasami, tylko ustami!

Ów nieszczęsny nawias pojawił się w tekstach językowych już w XVI wieku, ale nie oznaczał dzisiejszego znaku pisarskiego. Przed wiekami funkcjonował on w znaczeniu „nawis”, „coś, co porusza się po krzywej linii”. Używając takiego „nawisu w mowie”, dodajemy treści dodatkowe, zbędne, dygresje, kluczymy.

3. Nie omieszkać – Przecież nie istnieje czasownik „omieszkać”!

Nie istnieje, ale istniał do XVII wieku. Oznaczał „zaniedbać”, „opóźnić”, „odwlec”.

4. Paniczny strach – Czyli jaki?

Przymiotnik „paniczny” pochodzi od greckiego bożka o imieniu Pan. Był to bóg lasów, który lubił wzniecać strach w ludziach. Starożytne „panikos” oznacza „odnoszący się do Pana” i takie też znaczenie ma w języku polskim.

5. Rak nieborak – „Nie, bo rak”? „Rak z nieba”?

Nic z tych rzeczy. Wyraz „nieborak” lub „nieboraczek” pochodzi jeszcze z prasłowiańskiego „ne boriti se” – „nie walczyć”, „nie zmagać się”. „Nieborakiem” zaczęto nazywać człowieka słabego, niemającego siły.

6. Być na tapecie – Czyli na ścianie?

Nie. W tym powiedzeniu nie chodzi o tapetę, a o „tapet”. Słowo to oznacza obrus. Takim tapetem z zielonego sukna przykrywa się na przykład stoły, przy których odbywają się obrady.

7. Trafić do mamra (siedzieć w mamrze) – Czyli gdzie?

„Mamer” to słowo o rodowodzie starożytnym. Pochodzi od łacińskiej nazwy „Carcer Mamertimus”. „Carcer Mamertinus” (Mamertinum) to nazwa najstarszego więzienia w Rzymie znajdującego się w podziemiach kościoła San Giuseppe dei Falegnami. Rzekomo przetrzymywani byli w nim apostołowie Piotr i Paweł.

8. Wystrychnąć na dudka – archaiczny czasownik „wystrychnąć” znaczył „sprawić, że ktoś stał się jakimś”, wykierować kogoś”. Z kolei ptak dudek ze względu na czub z piór i podskakiwanie budził skojarzenia z głupotą, błazenadą.

9. Zalać robaka – zanim zaczęliśmy się myć i dbać o higienę osobistą, żyliśmy w nieodłącznym towarzystwie wszy, pcheł i pluskiew, które gryzły dniami i nocami. Jedyną metodą na ich wytępienie w miejscu, w którym szczególnie dokuczały, było zalanie ich wrzątkiem. Dziś zalewamy to, co nas gryzie od wewnątrz, wodą ognistą.

10. Zagiąć parol – Co zagiąć?!

„Parole” to po francusku „słowo”, „tekst”. Słowem „parol” nazywano dawniej obstawianą w grze kartę. Gdy na nią stawiano i wygrywała, a potem stawiano na nią po raz drugi, zaginano jej róg. Stąd „zagiąć parol” to „uparcie stawiać na tę samą kartę”.

12 lutego 2023

49. Leszcze i padalce

Czy zwróciliście kiedykolwiek uwagę na to, jak wiele zwierząt rozgościło się w naszym języku? I czy nie zastanowił Was fakt, że zazwyczaj wydźwięk związków frazeologicznych z udziałem zwierzaków ma wydźwięk pejoratywny? We mnie budzi to sprzeciw. No bo spójrzcie, ile tego jest: bazgrać jak kura pazurembiedny jak mysz kościelna, czarna owca, dostać małpiego rozumu, dumny jak paw, farbowany lis, drzeć z kimś koty, gapić się jak sroka w kość, kaczka dziennikarska, kaczy chód, kocia muzyka, kociokwik, koń trojański, końskie pieszczoty, końskie zaloty, kozioł ofiarny, krecia robota, krokodyle łzy, kukułcze jajo, kupować kota w worku, lisek chytrusek, łabędzi śpiew, mieć muchy w nosie, mieć węża w kieszeni, niebieski ptak, niedźwiedzia przysługa, owczy pęd, parszywa owca, pieskie życie, pijany jak świnia, pijawka, płakać jak bóbr, podła świnia, podłożyć komuś świnię, psia pogoda, ptasi móżdżek, rządzić się jak szara gęś, słoń w składzie porcelany, spływać jak po kaczce, ślepy jak kret, ślimaczyć się, święta krowa, uparty jak osioł, uświnić się, wilczy bilet, wieszać na kimś psy, wybierać się jak sójka za morze, wyrósł jak brzoza, a głupi jak koza, ześwinić się, zrobić kogoś w konia, żółwie tempo, żyć jak pies z kotem

Ile inwektyw skierowanych pod adresem człowieka opiera się na świecie zwierzęcym, ilustruje fragment poematu Edwarda Stachury "Kropka nad ipsylonem":

„ty glisto, ty cetyńcu, ty zarazo pełzakowa, ty gadzie, [...] ty pasożycie, ty trutniu, [...] ty hieno, ty szakalu, [...] ty larwo, ty kleszczu!, ty mszyco!, ty szkodliwa naliścico, ty korniku zrosłozębny, ty korniku bruzdkowany, ty koński bąku, ty końska pijawko [...] 

Ludzi, których z jakichś powodów nie lubimy, nazywamy krową, flądrą, małpą, baranem, gadem, klępą, suką, capem, leszczem, padalcem...

Nawet części ciała i czynności bywają bywają "odzwierzęce": łeb, pysk, ptaszek, żreć, zdychać...

Z pewnością nie wyczerpałam puli, niektóre powiedzenia są też pozytywne (jak np. sokoli wzrok), ale tych jest jakby dużo mniej.

Co Wy na to? Język rozwija się w czasie. Czyżby nasi przodkowie i praprzodkowie tak bardzo nie lubili zwierząt?