SZPROTKI WE WŁOSACH POTARGAŁ WIATR...
27 listopada 2024
154. Nie byłam na to gotowa...
04 listopada 2024
153. Rozdzióbią mnie kruki, wrony…
Zaczyna się.
A może właśnie się kończy.
Już było tak dobrze. Już tak fajnie szło.
Tylko że nadciągnęła ciemność. Ciemność jest strachem, a strach
ciemnością. Ciemność i strach są smutkiem. Bezbrzeżnym, dojmującym,
głębokim, bolesnym smutkiem. Obrzydzeniem. Ohydą.
Nienawidzę ciemności. Ciemności, czerni, fioletu.
Jestem dzieckiem światła. Kocham blask i kolory. Garbię się
i kurczę na widok nadciagającego mroku. Chcę uciec, rozpłynąć się,
zniknąć, nie być. Trzeci rok z rzędu coraz gorzej przychodzi mi znosić
jesień, poranne ciemności, popołudniowe ciemności, perspektywę zimy. Rozłażę się
jak stara ścierka, pękam jak zrzeszotowiała kość, wiatr rozwiewa mnie bezsilną
jak garść popiołu. Kulę się w sobie i owijam głowę kołdrą przed
siedemnastą, by nie widzieć ciemności, czerni, brązu, szarości, nie czuć tych
zimnych, lepkich sieci spowijających serce i umysł, nie marznąć w duszę,
nie zastygać w niekończącym się żalu, nie słyszeć łkania całego
obolałego świata...
A przecież to dopiero początek. Jest jeszcze tyle miesięcy do przetrwania, a ja już marzę o śmierci, która jest wytchnieniem, jest końcem wszystkiego, jest ciemnością i zarazem kresem ciemności. Kto wierzy w Boga, niech się za mnie modli, kto nie wierzy – niech uśmiechnie się nade mną w tej pustyni…
02 listopada 2024
152. Pogrzeb
Pogrzeb
to zawsze smutna uroczystość
bo nigdy nie jest się gotowym
na śmierć
zakład usług pogrzebowych kir
(rok założenia 1990
numer telefonu całodobowy)
uroczyście dźwiga na własnych barkach to
co zostało z czyjegoś życia
w akompaniamencie łez
bębniących higienicznie o chusteczki
odjeżdża karawan na miejsce spoczynku
ceremonialnie powiewając
ostatnim pożegnaniem
(www.zamow-kwiaty)
odprowadzamy drogą drogiego
grudą dudniącą o drewno
pod błyszczącym czernią i złotem
namiotem
(usługi taktownie godnie profesjonalnie
www telefon)
i wracamy
mijając przemijanie
lśniące memento mori
(numer telefonu w prawym
dolnym rogu)
marmurowe non omnis
moriar
(z numerem telefonu na plecach)
reklama bowiem
jest dźwignią handlu
życie zaś
gwarantem śmierci
28 października 2024
151. Fioły i fiołki
Kiedy chorował i umierał mój tato, opiekowałam się
nim dniem i nocą, bo poza mną nie chciał do siebie dopuścić nikogo. Te dwa
i pół miesiąca życia w stresie, tak psychicznym, jak i fizycznym,
sprawiały, że rozpaczliwie potrzebowałam jakiejś przeciwwagi. Czegoś, co byłoby
proste, nieabsorbujące i dostarczałoby rozrywki. Oczywiście książki
czytałam w sposób nieprzerwany (w chwilach pomiędzy czynnościami
wykonywanymi przy tacie), ale to się nie liczy, bo należy do codzienności,
niemal do fizjologii. Musiałaby to być jakaś nowość. Wtedy właśnie, nie wiem
skąd, przyszedł mi pomysł na robienie łapaczy snów. Nie miałam na to czasu, ale
ciągle o tym myślałam i ręce mnie świerzbiły. Tak mnie ssała ta
ochota, że po śmierci taty rzuciłam się na produkcję, cierpliwie okręcając,
przewlekając, nawlekając i klejąc. Na ów czas spełniło to swoje zadanie. I jak
gwałtownie zaczęły mnie swędzieć palce do tej roboty, tak samo nagle poczułam,
że to już koniec, że dość.
Nie wiem, co mnie napadło teraz, ale zapałałam gwałtowną
żądzą malowania kamyków. Mam w domu dużo pędzli i farby akrylowe, ale
podstawowej rzeczy mi brakuje – odpowiednich kamieni. Jak się okazuje, nie jest
to łatwa sztuka znaleźć. Potrzebne są kamyki płaskie i gładkie. Szkoda, że
nie mieszkam nad morzem, tam jest tego pod dostatkiem. Mam grzebać w Wisłoku?!
Raczej nie jest to zachęcająca perspektywa. Zwłaszcza w okolicy zapory.
Oprócz malowania sobie a muzom chciałabym wziąć udział
w Facebookowej zabawie, na którą „choruje” już pewnie z pół Polski. Otóż
zabawa polega na tym, że pomalowany dowolnie kamyk z kodem pocztowym na
odwrocie pozostawia się gdzieś w miejscu publicznym, np. na ławce w parku,
na przystanku, dworcu PKP czy pomniku, albo i w kościele. Kto go
znajdzie, wrzuca zdjęcie na Facebook i pisze, gdzie go znalazł. W tekście
musi znaleźć się kod pocztowy z kamienia, żeby autor mógł śledzić drogę,
jaką przebywa. Kolejna osoba zabiera go ze sobą, potem kolejna i kolejna…
Dzisiaj widziałam jeden kamyczek, który zawędrował aż do Japonii. O zasadach
tej zabawy opowiedziała mi córka.
O ile znajdę odpowiednie do malowania kamyczki i uda mi
się coś sensownego wymodzić, pochwalę się w oddzielnym poście. Na
razie zostawiam Wam moje łapacze snów i kamyk znaleziony na półce w Kauflandzie.
22 października 2024
150. Zamaskowani
Istnieje również specyficzny rodzaj masek, zarazem
widzialnych i niewidzialnych. Są to te, które zakładamy na twarz głównie
po to, żeby dopasować się do otoczenia. Nazywa się je maskami psychologicznymi.
Chronią nas przed zranieniami, odkryciem naszych słabości. Maska ma służyć ukryciu
tego, jacy jesteśmy. Czasem świadczy o naszym braku samoakceptacji.
Nakładamy ją, bo boimy się odrzucenia, krytyki, braku aprobaty. Gdy nie
wierzymy w siebie, zakładamy maskę, aby oszukać samych siebie i przed
samym sobą się ukryć.
Jakie maski zakładamy na twarz, budząc się rano, idąc
do pracy, imprezując, jadąc pociągiem, lecąc samolotem, użerając się z teściową
i w innych okolicznościach?
Czy jesteśmy w stanie się ich pozbyć?
Kiedy i w jakich sytuacjach chcemy maską zakryć prawdę o sobie?
Czego się boimy?
* * *
Co się stanie, jeśli świat pozna Twoją prawdziwą twarz?
17 października 2024
149. Skazani na zapomnienie
Ilu mamy polskich noblistów?
Policzmy:
- Maria Skłodowska-Curie – w dziedzinie fizyki i drugi raz w dziedzinie chemii,
- Henryk Sienkiewicz – w dziedzinie literatury,
- Władysław Stanisław Reymont – w dziedzinie literatury,
- Czesław Miłosz – w dziedzinie literatury,
- Lech Wałęsa – nagroda pokojowa,
- Wisława Szymborska – w dziedzinie literatury,
- Olga Tokarczuk – w dziedzinie literatury.
Czyli siedmiu, tak wychodzi, prawda?
Tymczasem oficjalna lista noblistów wymienia jeszcze innych
Polaków. Dlaczego o nich się nie mówi i nie pamięta?
Zostali zepchnięci w niepamięć z powodu polsko-katolickich
uprzedzeń, ponieważ byli Żydami. Polska nie uznaje ich za Polaków, chociaż właśnie
w Polsce przychodzili na świat, zdobywali wykształcenie, a polski
język był ich macierzystym, ewentualnie drugim. Byli to:
- Albert Michelson urodzony w Strzelnie (fizyka),
- Tadeusz Reichstein urodzony we Włocławku (fizjologia lub medycyna),
- Isidor Izaac Rabi urodzony w Rymanowie – tylko 70 km od Rzeszowa (fizyka)
- Leonid Hurwicz zamieszkały w Warszawie (ekonomia),
- Józef Rotblat urodzony w Warszawie (nagroda pokojowa),
- Isaak Bashevis Singer urodzony w Leoncinie (literatura),
- Menachem Begin urodzony w Brześciu nad Bugiem (nagroda pokojowa),
- Jerzy Szarpak zamieszkały w Polsce (fizyka),
- Roald Hoffmann urodzony w Złoczowie, który wówczas należał do Polski (chemia).
Wielu z nich miało obywatelstwo polskie (podczas gdy np. Maria
Skłodowska-Curie nigdy go nie miała), ale przez powtarzające się fale
działań antysemickich byli zmuszeni szukać miejsca do życia w innych
krajach. Jesteśmy przykładem niechlubnym, wyjątkiem pośród innych krajów. Nawet
Niemcy szczycą się swoimi semickimi noblistami.
12 października 2024
148. Hekatomba
- Monika, lat 50, koleżanka z pracy. Rak. Zmarła w czasie
tegorocznych wakacji.
- Marta, lat 45, koleżanka z OKE. Rak. Zmarła w czasie
tegorocznych wakacji.
- Gosia, lat 58, koleżanka z pracy. Rak. W trakcie leczenia.
- Agnieszka, lat 63, koleżanka z pracy. Rak. W trakcie
leczenia.
- Gosia, lat 51, bratowa. Rak. W trakcie leczenia.
- Sylwia, lat 46, cioteczna bratowa. Rak. Świeża diagnoza.
I to wszystko w przeciągu kilku miesięcy. Śmierć przychodzi
błyskawicznie.
Jestem zdruzgotana, od czterech dni chodzę, jakby mi ktoś pałą
w łeb przywalił. Przygniata mnie ta porażająca liczba, to już epidemia i nawet
moja koleżanka onkolog zmarła na raka. Co się dzieje z tym światem? To już nie ma innych chorób? Gdzie się nie obrócę, tam słyszę o raku.
Oglądałam niedawno na YouTube wywiad z lekarzem onkologiem. Powiedział:
„Wszyscy umrzemy na raka”. Wygląda na to, że wie, co mówi. Oddychamy trucizną,
jemy truciznę, pijemy truciznę i nawet psychikę mamy zatrutą – jak może być inaczej?
Gdy myślę o bliskich mi dziewczynach zmagających się z tym
problemem, chce mi się płakać. Przygnębienie sięga zenitu. Nie wyobrażam sobie,
żeby te, które jeszcze żyją, miały niebawem umrzeć… Przedwcześnie, bezsensownie.
08 października 2024
147. Skąd
Myślałam ostatnio o nas, blogerach, którzy się nawzajem odwiedzamy. Trochę się już poznaliśmy (nie licząc tych, którzy czytają nasze blogi nie ujawniając się, czyli podglądając nas zza firanki i przez judasze jak wścibscy sąsiedzi). Przyszła mi do głowy taka myśl, że tym, co nas na pewno łączy, są blogi. W realnej rzeczywistości pewnie byśmy się nigdy nie spotkali. Zaciekawiło mnie, w jakich zakątkach Polski i świata mieszkamy, jakie dzielą nas odległości.
Niektórzy blogerzy mówią o tym wprost lub mają wpisane
w profile. Inni chętnie spełnili moją prośbę o wyjawienie nazwy ich
miejscowości, jeszcze inni podali miejsca „w okolicy” i „w przybliżeniu”.
Część blogerów chce pozostać anonimowymi do bólu i to
również szanuję, dlatego nie namawiam ich nachalnie do ujawnienia nazwy
miejscowości, w których żyją. Wszystkim zaś, którzy to zrobili, jestem
bardzo wdzięczna. Dzięki temu zebrałam troszkę informacji i mogę
zaprezentować urbi et orbi, skąd piszemy, czytamy i komentujemy.
Wybaczcie, ale nie przypiszę konkretnych blogerów do miejsc, nie wszyscy mogliby sobie tego życzyć. Po prostu patrzcie i podziwiajcie naszą różnorodność. A jeżeli ktoś jeszcze chce się ujawnić, to chętnie dodam jego miejsce zamieszkania do tych już zaprezentowanych. Mój adres znajduje się na blogu.
Bolesławiec |
Chełm |
Dąbrowa Górnicza |
Dublin (okolice) |
Gdańsk |
Getynga |
Inowrocław |
Jarosław |
Katowice |
Kraków |
Lublin |
Łask |
Łódź |
Melbourne |
Mirsk (okolice) |
Nowy Sącz |
Piekary Śląskie (okolice) |
Pilchowice |
Pruchna |
Rheine |
Roermond |
Rzeszów |
Słupsk (okolice) |
Soest |
Suwałki |
Szczebrzeszyn |
Warszawa |
Wrocław |
Września |
Zabrze |
Ząbkowice Śląskie (okolice)
|
02 października 2024
146. Gestapo
Obiecane Teatru
Nazywaliśmy ją gestapo. W mowie tego nie widać, ale
„gestapo” małą literą, bo na dużą nie zasłużyła. Przez jedenaście lat
panowania… pardon, urzędowania, zrobiła z nas potwory i podzieliła
między sobą w myśl starożytnej reguły „dziel i rządź”. Jedni
skończyli z nerwicami, depresjami, poczuciem bezwartościowości,
zeszmatławienia i całkowitego zaszczucia, inni zaś jako lizydupy,
donosiciele, fałszywe gnidy, podpalacze zapalników. Tak, to właśnie mój
aktualny pokój nauczycielski, gestapo zaś to (nie)nasza – emerytowana od
września – dyrektorka. Poszła w cholerę, ale trauma została…
Oto zarys palety jej cnót niewieścich:
- szykanowanie,
- pomówienia,
- dawanie wiary donosom,
- dyskryminacja,
- zlecanie bezsensownych czynności,
- wyzysk,
- groźby,
- zastraszanie,
- szantażowanie,
- stosowanie szantażu emocjonalnego,
- obrażanie się o wszystko,
- ustawiczna zmienność nastrojów,
- uzależnianie stosunku do podwładnych od własnego humoru i widzimisię,
- wytykanie wyimaginowanych błędów,
- manipulowanie,
- oskarżanie o wyimaginowane przewinienia,
- upokarzanie,
- wszechobecna i nieustanna kontrola,
- dążenie do własnych celów po trupach innych,
- troska wyłącznie o samą siebie,
- dupochronienie siebie samej kosztem innych,
- fałsz,
- hipokryzja,
- świętoszkowatość,
- obwinianie nauczycieli o wymyślone niepowodzenia,
- codzienne „dywaniki”,
- krzywdzące osądzanie,
- kłamanie dla własnej wygody,
- zaniżanie poczucia własnej wartości u innych,
- brak umiejętności przyznania się do błędu,
- nieumiejętność przegrywania,
- nieumiejętność przepraszania,
- zrzucanie winy za wszystko na innych,
- narcyzm,
- przekonanie o swojej nieomylności,
- poganianie,
- czynienie z pracowników niewolników,
- wieczne niezadowolenie,
- ciągłe płukanie bebechów,
- niecierpliwość,
- dogadzanie wyłącznie własnemu dworowi,
- brak obiektywizmu,
- brak lojalności wobec pracowników,
- przerzucanie obowiązków na innych,
- wzrok bazyliszka,
- wiecznie skrzywiona gęba,
- traktowanie innych jak niedorozwiniętych półgłówków,
- wymuszanie samooskarżeń,
- nadawanie najwyższej rangi pierdołom,
- podły charakter,
- brak umiejętności komunikacji interpersonalnej,
- skrajny egoizm,
- posługiwanie się wrzaskiem,
- mistrzostwo świata w wytwarzaniu zawiesistej atmosfery,
- lizanie dup w ratuszu,
- rozwiązania siłowe
- bezkarność,
- nieznoszenie sprzeciwu,
- wtrynianie bezpłatnych zastępstw,
- itd.
Po prostu stanowisko przerosło osobę. Mierną, złą i pełną
złej woli.
Może ktoś zapytać, dlaczego ponad 100 osób sobie
pozwoliło na pomiatanie przez jedną gangrenę. Dobre pytanie. Cóż, tu jest
Podkarpacie, pracy nie ma, a rachunki się same nie zapłacą. Niektóre osoby
spośród Was wiedzą, ile lat strawiłam na szukaniu jakiejkolwiek innej pracy.
Poza tym cóż zdziała jeden przeciw Tebom, skoro środowisko bagienne i wybitnie
niezgrane?
Praca z gestapówą zniszczyła mnie – i nie tylko mnie –
zawodowo i zdrowotnie. Znienawidziłam budynek szkolny i najchętniej
wysadziłabym go w powietrze, na pozostałych nauczycieli patrzę jak na
wrogów, uczniów najchętniej wywaliłabym ze szkoły wszystkich co do jednego. I nie
czarujmy się, zmiana dup na stołkach niewiele pomogła. Zmiany w ludziach
zaszły za daleko i bez powrotu. Nowa dyrekcja? Kolejna dyrektorka z charakterkiem,
wicedyrektor nieopierzony gówniarz, wicedyrektorka upierdliwy muł. Cóż, jak
będzie, tak będzie, ale przynajmniej już bez gestapo.
Nawet podobna... |
27 września 2024
145. Więcej szczęścia
Opisane przeze mnie ostatnio kawiarnie to i tak półśrodki, bo z każdego lokalu zawsze trafia się na wrogi świat, gdzie czekają dom i szkoła. Doszłyśmy z Dzieciątkiem do wniosku, że jedna Fanta (nasza kotka, które została już sama) to za mało, jakoś pusto w domu i nie kotłuje nam się pod nogami kłąb futer, więc niewiele myśląc, ujrzawszy na Facebooku dwie siostrzyczki do adopcji (i nierozdzielania), natychmiast zadzwoniłam do „Felineusa”. Tam uzyskałam namiary na domek tymczasowy, spakowałyśmy kontenerek i wio! Tym oto sposobem plączą nam się pod nogami trzy sztuki i nareszcie nie jest pusto.
W domu tymczasowym nowe dzieciaki nazwano Truskawka i Poziomka. Pani jednak zastrzegła, że to imiona robocze i nie wpisywała ich do książeczek, bo wiadomo, każdy nazywa zwierzaka jak chce. Cóż, okazało się jednak, że nie każdy, bo oto zanim zdążyłam zabrać głos w tej sprawie, kotki już miały imiona Niffty i Charlie – po ulubionych postaciach Dzieciątka z „Hotelu Hazbin”. Nie mogłam się przyzwyczaić, ale też nie chciałam mieszać dzieciakom w głowach, wołając na nie inaczej, niż ochrzciło je Dzieciątko.
Tak czy owak, w ten właśnie sposób nie mam kiedy myśleć o sprawach frustrujących. Małe roznoszą nam mieszkanie, zjadają wszystko, co na drodze, kotłują się i kłębią, a ja tylko w kółko sprzątam, oceniam szkody i patrzę, co by tu jeszcze przed nimi schować. I dobrze mi z tymi nowymi szczęściami.
Kto wie, do czego służy ta zmywarka? |
Na suszarce świetnie się schnie |
Rola kosza na śmiecie w tym domu jest chyba oczywista |
Ale fajna karuzela z wodotryskiem! |
Drukarka? Chodzi o ten wygodny tapczanik? |
Otworzyć chrupki to jak bułka z masłem! |
A mój brat podsumował to wszystko jednym obrazkiem.