No to tak:
Jest 31 grudnia, sylwester. Tak, małą literą, bo nie idzie o imię, tak samo jak w walentynkach, andrzejkach i mikołajkach.
Jutro zmienią się cyferki w kalendarzu... i co z tego?! Data jak data, dzień jak dzień. Co tu świętować i to tak hucznie? Nie będzie magicznej zmiany na lepsze, będzie tak samo xujowo jak zwykle. O czym donoszę tym, którzy jak co roku mają nadzieję na lepszy rok. Donoszę zaś zza wody, bo znów mnie wywiało za linię Curzona. Mama na imprezie, a ja, jak zwykle, z Czesią. Czesia ma na wszystko wyrąbane, żre, wydala i śpi, gdzie jej się spodoba. Ja nie mam wyrąbane, smutno mi siedzieć samotnie (no, z Czesią jednakowoż), podczas gdy świat się bawi i to bez powodu. Ale to mój smutek, nie Wasz i nie będę Wam psuła nastrojów. Wystarczy, że sama mam humor do d***.
Jutro Mama będzie z namysłem się pakować, a pojutrze o poranku odwożę ją na oddział szpitala onkologicznego w PCO. Co będą jej robić lekarze i jak długo to potrwa, to wielka niewiadoma. Stąd utknęłam, póki co, po drugiej stronie Wisłoka i nie jestem w stanie wykoncypować, kiedy wrócę do domu. W czasie nieobecności mamy będę tu mieszkać. A tu wiadomo, jaki jest laptop i w dodatku w ogóle laptop, a to zniechęca. Będę się udzielać w miarę możliwości, kiedy tylko się da. Póki co, do siego roku i niech się święci pierwszy maja!
![]() |
| ...a przy okazji łączą się proletariusze wszystkich krajów. |
