18 maja 2025

181. Wsiąść do pociągu byle jakiego

W związku z wyróżnieniem otrzymanym w ogólnopolskim konkursie, w piątek udałam się na uroczystą galę rozdania nagród. Atrakcje rozpoczęły się już na wstępie.

 

* * *

 

Miejsce akcji: przedział w wagonie kolejowym (z miejscówkami, niestety).

Czas akcji: około południa.

Osoby dramatu:

- Frau Be, pogrążona w lekturze,

- Małżonka 40+,

- Małżonek 40+,

- 3 hałaśliwe baby walące obornikiem i kurzomózgowiem.

Temperatura:

- na zewnątrz – 11°C,

- wewnątrz – coś około 99,9°C.

 

* * *

 

Małżonka 40+: Zdejmij mi walizkę, bo skończyła się woda mineralna, a tam mam drugą.

Małżonek 40+: Co?

Małżonka 40+ (cierpliwie): Zdejmij walizkę z góry. Skończyła mi się woda mineralna.

Małżonek 40+: A po co ci?

Małżonka 40+ (wciąż jeszcze cierpliwie, ale za to nieco głośniej): Walizka, bo mam w niej wodę mineralną, a woda, bo ta już mi się skończyła. Pić mi się chce.

Małżonek 40+: Co?

Małżonka 40+ (z wyrazem udręki na twarzy): No proszę Cię, zdejmij mi tę walizkę!

Małżonek 40+: Ale po co ci?

Małżonka 40+ (z lekkim zniecierpliwieniem): Po prostu zdejmij!

Małżonek 40+: Hy...?

Małżonka 40+(z malującą się na twarzy wyraźną złością): Zdejmij mi tę walizkę!

Małżonek 40+: A po co?

Małżonka 40+ (wściekła, machając pustą butelką): Wodę tam mam! Pić mi się chce!!!

Małżonek 40+: Co?

Małżonka 40+ (agresywnie): Zdejmij mi walizkę!!!

Małżonek 40+: Ale po co?

Małżonka 40+ (z furią): Woda!

Małżonek 40+: Jaka woda?

Małżonka 40+(w amoku): Walizkę zdejmij!!!

Małżonek 40+: Po co ci walizka? Co ty w niej masz?

Małżonka 40+ (z obłędem w oczach): PO GÓWNO!!!

Frau Be (znad książki): Prrrrrrychch... parsk!

 

* * *

 

Epilog

Małżonek 40+, wykonawszy skomplikowany i bolesny proces myślowy, zdjął w końcu walizkę, nieprzytomnie zaciekawiony, co też takiego frapującego ma w niej jego połowica.

Małżonka 40+, napiwszy się upragnionej wody, ostrzegawczo obrzuciła męża wzrokiem rozjuszonej harpii i, wetknąwszy w uszy słuchawki, wtuliła się w kąt przedziału.

Niewzruszenie śmierdzące obornikiem i dennie paplające baby wysiadły, na szczęście, gdzieś po drodze.

Niżej podpisana (i sfotografowana) jednak przeżyła (wszelako z trudem) resztę podróży w rozgrzanej do czerwoności konserwie.

Królowa jest tylko jedna!