Moi Ukochani Blogowicze!
Nadejszła wiekopomna chwilja…
Oto jutro wyjeżdżam do wspomnianego już
tutaj Ciechocinka na ksiuty zadbać o swoje zdrowie. Nie wiem, co mi
tam będą robić, bo ja ogólnie to zdrowa jestem – tak, tak, moi mili – żeby pojechać
do sanatorium, trzeba być zdrowym i nawet robi się w tym
celu badania. Bardziej cieszę się z tego, że w innym
otoczeniu przewietrzę łeb. No chyba że nie powiedzie mi się
chytry plan dopłacenia do jedynki i wyląduję w pokoju z babami,
z których jedna śmierdzi, a druga całodobowo słucha Radia Maryja. Z drugiej
strony – cóż, to też jest jakaś zmiana otoczenia…
No i teraz tak. Muszę się spakować na trzy
tygodnie. Być może wezmę ze sobą to ciężkie bydlę laptop,
Wi-Fi tam mają za jedyne 25 zł na cały turnus, dobroczyńcy. W każdym
razie, jeśli bydlę laptop pojedzie ze mną, to w blogosferze
będę bardziej na bieżąco niż kiedy chodzę do pracy. Jeżeli zaś nie, to
czarno to widzę, bo nienawidzę dłubać w telefonie, nawet jeżeli
nazywa się „smartfon”. A tak w ogóle to zastanawiam się,
jak ja to przeżyję. Nigdy nie byłam w sanatorium i nie wiem, co mnie
tam czeka. Nastawiona jestem dobrze i najlepiej by było, gdyby tego
nie sknocili.
O 6.10 w nocy
startuję. Odezwę się, gdy już będę na miejscu. Trzymajcie za mnie
kciuki.
Niech Moc będzie z Wami (i z grzybkami)!
P. S.
Z ostatniej chwili.
Dzieciątko rzekło niegłupio:
- Matka, laptop bierz, nie potrzeba ci
stu par gaci, będziesz sobie prała ciuchy na bieżąco.
Czyli bydlę urządzenie
elektroniczne jedzie ze mną. Muszę jeszcze przed zaśnięciem przenieść do niego
linki do ulubionych stron i blogów.
Nie lękajcie się, jako i ja się nie
lękam!