13 listopada 2025

201. Przyszybczenie

Jotka poruszyła niegdyś temat „pożeraczy czasu”. Ja sama dowiedziałam się ciekawej rzeczy o kolejnym, tym razem naturalnym „pożeraczu”, a może „przyśpieszaczu”. Podobno Ziemia z jakiegoś tajemniczego powodu obraca się nieco szybciej. Co za tym idzie, kurczy się doba. Dobra wiadomość jest taka, że (jeszcze) nieodczuwalnie. Ostatnia z najkrótszych dób miała miejsce 5 sierpnia 2025 r. i była krótsza od „standardowej” o 1,25 milisekundy. Oprócz tej daty, krótsze doby wystąpiły 9 lipca 2025 r. (1,23 milisekundy) i 22 lipca 2025 r. (1,36 milisekundy).

Rekord w historii pomiarów padł 5 lipca 2024 r. – różnica wyniosła 1,66 milisekundy. Naukowcy nie zbadali jeszcze dokładnie tego zjawiska, a różni badacze podają różne hipotezy na temat jego przyczyn. W każdym razie zegary atomowe się nie mylą. No i to by wyjaśniało, dlaczego ciągle brakuje mi/nam czasu 😄.

Co ciekawe, teoria względności Alberta Einsteina połączyła czas i przestrzeń w jedno – czasoprzestrzeń. W rezultacie w zależności od tego, w jakiej części czasoprzestrzeni się znajdujemy, czas płynie szybciej lub wolniej.

Aha, no to już wiem, że moja czasoprzestrzeń zawodowa jest zupełnie niekompatybilna z domową. W tej pierwszej czas płynie bardzo wolno 🤬, a w drugiej zdecydowanie za szybko 😡.

Ponoć astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej starzeją się nieco wolniej niż my. A że wraz ze wzrostem grawitacji czas upływa wolniej, to można zaryzykować twierdzenie, że głowa starzeje się szybciej niż nogi 😅. Nic, tylko wystrzelić się w kosmos! 🚀

Z moich doświadczeń wynika, że czas jest dziwnie elastyczny. Mogę spędzić dwie godziny na czytaniu blogów i odczuwam to jako 5 minut. Za to dwudziestominutowe oczekiwanie w kolejce do lekarza wlecze się przez całą wieczność.

Czas jest wszędzie: w zegarkach, w telefonach, w kalendarzach, ale gdy naprawdę go potrzebuję, to nie ma go nigdzie! Może właśnie ten paradoks sprawia, że życie staje się absurdem: mam narzędzia do tego, żeby nad nim panować, a tymczasem to on panuje nade mną. Im bardziej próbuję „zarządzać czasem”, tym szybciej on ucieka (widocznie nie lubi, żeby nim rozporządzać wedle własnego widzimisię). Najgorzej ma moja Psiapsi: ona zawsze „nie ma czasu”. „Cóż, ja mam dwa, to jeden ci pożyczę” – odpowiadam zazwyczaj, jako ta najlepsiejsza przyjaciółka. Tak naprawdę nie mam wpływu na jej organizację dnia.

Wychodzi z tego wszystkiego, że presja upływu czasu ⌚ definiuje rytm naszej egzystencji na amen ⏰. Chyba żeby nie 😉