25 marca 2024

108. Przyszła wiosna, będą świeże warzywa

Zobaczyłam je z daleka: jaskrawożółte szczątki motocykla ścigacza porozrzucane były w sposób świadczący o tym, że przeleciał lub przekoziołkował z przeciwnego kierunku przez cztery nitki jezdni i pas zieleni. Kręcili się wokół nich policjanci. Wypadek musiał zdarzyć się wcześniej, gdyż motocyklisty – lub tego, co z niego zostało – już nie było. Na pobliskim przystanku deliberowała nad czymś grupka młodzieży.

- Widziała pani ten straszny wypadek? – zapytała znajoma Czerwonowłosa.

- Widziałam – odparłam obojętnie. – Jednego idioty mniej, mam nadzieję.

Oczy dziewczyny stały się okrągłe jak pięciozłotówki. Jej towarzysze zbili się w ciasną grupkę i przysunęli się do nas. Spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.

- Jak pani może?! – w głosie Czerwonowłosej pobrzmiewała zgroza. – Przecież to straszne!

- Nie – wyjaśniłam spokojnie. – Strasznie jest wtedy, gdy odmóżdżony bałwan przekracza kilkukrotnie bezpieczną prędkość i zabija lub okalecza Bogu ducha winnego człowieka, który miał nieszczęście znaleźć się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. A to – kiwnęłam głową w kierunku żółtych części – to jest tylko selekcja naturalna.

Nie wiem, czy udało mi się pobudzić u kogoś myślenie, czy też pozostawiłam grupkę młodzieży jedynie bezrefleksyjnie zgorszoną wygłoszoną przeze mnie herezją.

Być może właśnie teraz dopełnię miary zgorszenia (co jednak nie powinno nikogo dziwić, wszak Frau Be to zła kobieta jest), ale wyznam bez ogródek, że nie odczuwam nawet cienia współczucia, gdy dowiaduję się, że:

- jacyś turyści zaginęli (lub zginęli) w Tatrach,

- ktoś odpadł od ściany na Mount Everest,

- na torze zabił się kolejny żużlowiec,

- po ulicy poniewierają się resztki kolejnego „wyczynowca”,

- rozpirzył się w drzazgi rajdowiec,

- pięcioro napitych nastolatków wracających z dyskoteki dresowozem zakończyło karierę na drzewie.

Bo ja zła kobieta jestem. No, może nie tak do końca, bo szkoda mi drzewa.