20 sierpnia 2025

186. Niecodziennik – cz. 3 pt. „Wzruszenie”

Spostrzegawcza Pantera wydłubała z mojego poprzedniego tekstu fakt, że w „komfortowym” opactwie każdej nocy budziłam się z krzykiem. Zasugerowała, że to „złe ze mnie wychodziło”. No nie wiem, wychodziło albo wchodziło. Po takim „świętym” miejscu wszystkiego można się spodziewać.

[Pieśń stosowna do okoliczności]

Coś w tym jest, bo koszmary senne nie odpuszczają. Tym razem przyśniło mi się, że miałam przeprowadzić jedną z ostatnich lekcji w klasie maturalnej. Weszłam do sali, otworzyłam podręcznik i… zaczęłam wymiotować. Wybiegłam na korytarz i rzygałam na całego, a wokół mnie narastał tłum uczniów, którzy także mieli torsje i każdy puszczał pawia na mnie. Cała byłam pokryta ohydnymi, żółtawymi wymiocinami. Oczywiście obudziłam się z krzykiem. Chyba złe tynieckie wyłaziło.


Młodsza i starsza młodzież bawi się w taką zabawę, w której – krótko mówiąc – chodzi o szukanie różnych miejsc i znajdujących się w nich skrytek. Mniejsza o zawiłości zasad gry, gorzej, że grywa w nią Dzieciątko, co skutkuje czasami wyciąganiem mnie z domu. Nie inaczej było wczoraj. Co przeżyłam, to moje. Wizytowałyśmy chaszcze i przyroda tak sobie mnie zawłaszczyła, że krzaczory, w które wlazłam, postanowiły zatrzymać mnie na zawsze. Borze szumiący, jaka jestem atrakcyjna! Nawet zarośla na mnie lecą! Aż się wzruszyłam.