07 maja 2024

115. Szumowiny

Wiele razy w życiu byłam nad morzem, można powiedzieć, że co roku jestem, choć nie zawsze jest to morze (czasem trafia się ocean) i nie zawsze Bałtyckie.

Gdy byłam dzieckiem, co roku jeździliśmy rodzinnie na wczasy nad morze. Oddzielenie nastąpiło, gdy poszłam na studia, a rodzice zmienili w końcu kierunek na inne. Jeździli już tylko z moim dużo młodszym bratem. Mimo że Bałtyk jest zimny i bury, mam do niego ogromny sentyment. Kocham wodę, a im większa, tym piękniejsza.

Długoweekendowy wypad do Gdyni, szczerze mówiąc, nieco mnie rozczarował. Oczywiście bywałam tam wiele razy, bo mam tam rodzinę, ale tym razem nastawiłam się na pełny relaks. I co? Dla mnie morze to bezkres plaży z lewej, bezkres z prawej, przede mną bezkres morza, a za mną wydmy i las z powykręcanymi od wiatru sosnami. Tym razem jednak po lewej miałam port, po prawej Gdańsk, na wprost Hel, za sobą miasto, a w wodzie szumowiny. Dobrze widać je na zdjęciu u JoAnki, która gościła tam w tym samym czasie.

Od pierwszego dnia dostałam wycisk, Dzieciątko bez miłosierdzia włóczyło mnie po szeroko pojętej okolicy, upał dawał po garach, a nogi weszły mi w… płuca. Gdy wydarła mnie na klif (żeby nie było wątpliwości – należało wejść na parszywe górzysko), nie zabiłam jej tylko dlatego, że byłam zajechana do imentu. Prawdę mówiąc, jeszcze nie wróciłam do stanu zupełnej używalności, więc zostawiam Was ze zdjęciami i walę się w piernaty.

Pierwszy wieczór...

Widok na port.

Plaża w kierunku Gdańska.

Jeżdżący wychodek zawiózł nas na Kamienną Górę, czy jak jej tam.

Widok z góry.

Jeszcze raz wychodek.

Podobno muszla i podobno koncertowa. Na razie chyba jeszcze nieczynna.

Kwietniki-łodzie to jedna z rzeczy, które akurat mi się spodobały.

Bardzo piękny, polski napis.

Jak widać, fontanna. Gdzieś na Wybrzeżu Kościuszki.

Piekny dywan kwietny.

Babcia mawiała, że mam oczy jak niezapominajki.

Wrona siwa, zachwycająca - u nas ich nie ma.

No i moje najukochańsze mewy. Niech wrzeszczą, niech defekują z góry - kocham je i koniec.

Dar Pomorza...

...i jego kotwica. Dodam, że przedmiot większy i cięższy ode mnie!

Jakiś katamaran.

Cudo moje kochane.

Jednostka pływająca.

Pomnik - nie wiem, czego.

Kormorany.

I kaczorek.

Kolejna jednostka pływajaca.

I kolejny kormoran prezentuje uskrzydlenie.

Owszem, jestem dużym dzieckiem - odbyłam rejs Nautilusem w 7D.

Znowu mewixy.

Jakieś rybki.

Łódź podowodna - mój gdyński kuzyn pływał (a raczej siedział na dnie) czymś takim.

Kamienie uczesane z przedziałkiem.

W mieście kwitły całe łany przepięknych tulipanów.



Molo.

Cholerny klif.

Widok z klifu po drodze.

Na klifie.




Na pociechę słynna "Gdyńska rybka". Ciasteczka faszerowane najrozmaitszymi nadzieniami.