Kiedy
mam wszystkiego dość, muszę zapomnieć. Zapomnieć o tym, że żyję
i o otaczającej mnie rzeczywistości. Wtedy trzeba rozejrzeć się
za rzeczywistością skrajnie inną. Tym razem zanurzyłam się w kolorowy
świat papugarni. W tym bajecznym uniwersum przez jakiś czas mogłam
poobcować z istotami, do których czuję miłość, a nie wstręt
i obrzydzenie, jak do wielu jednostek z gatunku homo ledwo sapiens.
Co
tam, nie będę się rozpisywać. Patrzcie i podziwiajcie, oto kolorowe
lekarstwo, które koi nerwy i wywołuje szczery uśmiech. Ptaszory siadają na rękach
i na ramionach, mają cudowne, ciepłe i miękkie łapki porównywalne
z kocimi poduszeczkami. Wydziobują co lepsze kąski z papierowych kubeczków
albo chytrze wyszarpują je nieuważnym ludziom z ręki, porywają i…
obsługują się same. Cudne są.
No
i żadna nie naptakała mi na głowę, w odróżnieniu od ludzi,
którzy się w tym specjalizują.