Wielokrotnie
spotkałam się ze zdaniem, że nie istnieje coś takiego jak
przyjaźń damsko-męska. Zwolennicy tej tezy twierdzą, że to zawsze jest
śliska sprawa, że najczęściej kończy się obopólną miłością albo co najmniej
zadurzeniem jednej ze stron, że prędzej czy później tych dwoje wyląduje ze sobą
w łóżku. Pewnie, że w wielu wypadkach dłuższe relacje damsko-męskie
mogą zostać nacechowane podtekstem erotycznym lub przerodzić się
w związek partnerski, ale nie jest to obligatoryjne, jak chcieliby
niektórzy. To zbyt powierzchowne i płytkie pojmowanie więzi
międzyludzkich, które są daleko bardziej złożone. Stanowczo będę bronić tezy,
że można się przyjaźnić z mężczyzną, będąc kobietą i odwrotnie.
Za dowód niech posłużą dwa przykłady z mojego życia.
W czasach
licealnych przyjaźniłam się z Adamem. Przyjaźń ta nie była
podszyta żadną „ciągotą”. Oczywiście w klasie i pośród znajomych
spoza niej byliśmy postrzegani jako para, choć tak nie było. Znając siłę
oddziaływania stereotypu, nawet nie próbowaliśmy tego dementować. Adam zakochany był
po uszy w Aneczce, która nie dawała mu nadziei i ja na
pewno nie byłam mu niezbędna do żadnych amorów. Moją głowę zaprzątał także
ktoś zupełnie inny (ku zaspokojeniu ciekawości: Pawełek mu było). Aneczka miała zaś swojego chłopaka i Adam też nie był
jej do niczego potrzebny. Przyjaźniąc się również z Aneczką,
postanowiłam trochę szczęściu dopomóc i jam to, nie chwaląc się,
sprawiła, że po studniówce jednak zostali parą. Małżeństwo nie przetrwało, ale nasza przyjaźń pozostała taką, jaką była.
Dziś mam również innego przyjaciela. Tom jest o kilka lat ode mnie starszy i ma rodzinę: żonę, dwójkę mądrych, dorosłych już dzieci oraz dwóch wnuczków. Dobra, nie będę ściemniać – przez dwa lata mieliśmy romans. W końcu jego żona się połapała, a mnie zrobiło się jej żal Zakończyliśmy to, co nie oznacza, że skończyła się nasza znajomość. Od dziewiętnastu lat lat Tom – człowiek bardzo serdeczny, dobry i ciepły – wspiera mnie, podtrzymuje na duchu, pociesza, zagrzewa do walki i przybywa z odsieczą, gdy trzeba pomóc w rozwiązaniu problemów. W wielu wypadkach pomogłam i ja Tomowi, przy czym załatwienie jednej z ważnych spraw kosztowało mnie bardzo wiele czasu (około roku), zachodu i wysiłku. W ten sposób, bezinteresownie, postępują tylko przyjaciele. Ponieważ nie mieszkamy w tym samym mieście, a zdarzały się różne sytuacje życiowe, to bywało i tak, że lądowaliśmy na nocleg w jednym łóżku. Już widzę, jak w tym miejscu triumfalnie ślinią się obrońcy poglądu, że „to się musiało tak skończyć”. Zwłaszcza, gdy nikogo więcej w pobliżu nie było i do wszystkiego dojść mogło. Rozczaruję oślinionych: „mogło” nie równa się „musiało”. Utożsamianie spania w jednym łóżku (wynikłego na dodatek z konieczności) z uprawianiem seksu jest symptomem myślenia prostackiego. Tym, którzy mimo wszystko mi nie uwierzą, a’priori oznajmiam, że mi to lotto. Najważniejsze jest, że znam i napisałam prawdę. Od dawna twierdzę, że przyjaźń to piękniejsza siostra miłości.