Dobry
dystansik nie jest zły. Znakomicie oszczędza stresów. I gdy tak
zdystansowana patrzę sobie bezstresowo na to, co współczesność zrobiła ze
zdrowych fizycznie i psychicznie ludzi, nasuwa mi się stresogenny
wniosek: strasznieśmy się zrobili delikutaśni!
Moi
Dziadkowie przeżyli dwie wojny. To znaczy konkretnie: głód, bombardowania,
gwałty, wywózki na roboty i do obozów koncentracyjnych, uzbrojonych po
zęby Niemców z jednej strony i Banderowców z nożami
przystawianymi do gardeł (którzy dali im 24 godziny na opuszczenie własnego
domu tak jak stali) z drugiej. Stracili cały majątek, po drodze okradziono
ich z dokumentów i bagaży i przyjechali do Polski w tym,
w czym stali, bo usiąść nie było gdzie. Po tym wszystkim jakoś nikt
nie chadzał do psychologa, nie ubijał latami piany nad straszną
traumą, nie wymyślał kolejnych terapii. Zakasali rękawy, wzięli się
do roboty, zagospodarowali miejsce, w którym przyszło im dalej żyć –
i żyli. Tak po prostu. Pogodnie, pracowicie, bez rozpamiętywania,
dłubania, wyszukiwania. Być może dlatego, że wojna, jak powszechnie wiadomo, to
bułka z masłem naprzeciw współczesnego świata, w którym półki uginają
się od jedzenia, wieszaki od szmat, a na ulicach zamiast żołnierzy
Wehrmachtu tkwią niekończące się korki z samochodów.
Dziś
wszystko jest dobrym powodem tak ciężkich urazów psychicznych, że za chwilę
wyjście z domu bez osobistego zestawu podręcznego składającego się
z psychiatry, psychologa i kolorowych tabletek nie będzie
możliwe. Już od zarania życia dzieciak jest tak zestresowany faktem, że ktoś
może od niego czegoś wymagać, że trzeba natychmiast otoczyć go troskliwą opieką
psychologa. O obowiązkach domowych nawet wspomnieć hadko: nakaz ruszenia
tyłka sprzed komputera i wyniesienia śmieci jest aktem przemocy domowej,
który narusza godność osobistą delikwenta i godzi w Konwencję
o Prawach Dziecka. W rezultacie trauma gotowa i jedynie
psychoterapia może tu coś zdziałać. Podobnie sprawa ma się z bandytami,
mordercami, gwałcicielami i pedofilami – ich ofiary, winne same sobie,
doprowadzają biedaków do takiego stanu, że koniecznie trzeba ratować delikatną
psyche zbrodniarzy i otaczać ich w więzieniach opieką najlepszych
specjalistów.
Somatycznie
prezentujemy się jeszcze gorzej. Moi Protoplaści żarli bandycki cholesterol aż
im się uszy trzęsły, łykali wredne kalorie i na dodatek w ogóle
ich nie liczyli, faszerowali się do wypęku zbrodniczymi tłuszczami (oprócz
masła obowiązkowo smalcem i skwarkami), śmiercionośnymi węglowodanami
różnej maści i zamiast się obsesyjnie odchudzać, chorować oraz umierać
nagle od arteriosklerozy, nadwagi, zawału, syfu, kiły i mogiły, żyli
pulchnie i wesoło po 98 – 100 lat i umierali zdrowi, no bo ileż
w końcu można żyć. Babciom za wszelkie kosmetyki służył przez całe życie
jedyny dostępny na rynku krem Nivea i zwykłe mydło w kostce
(nierzadko szare), bo innego nie było. Dziś niewłaściwie dobrany płyn do
higieny intymnej łamie kobiecie życiorys i w prostej linii prowadzi do
depresji, na którą i dobry psycholog nie zawsze może pomóc. Nie mówiąc
o tym, że 5 kilogramów nadwagi musi prowadzić nieuchronnie do
realnych zamiarów samobójczych.
Nie
zamierzam gdybać nad wpływem reklamy na rynek konsumencki ani utyskiwać na
głupie mody społeczne. Chcę tylko powiedzieć, że ponad wszystkie trendy świata
najbardziej cenię sobie zdrowy rozsądek, a za najlepszy środek na wszelkie
pseudobolączki uważam wzięcie się za jakąś pożyteczną robotę.
![]() |
"Biedne, zestresowane" dziecko. |