1. Jak zwykle przed grobingiem, zaopatrzyłam się w znicze. Chcąc uchronić je przed kotami, musiałam znaleźć na nie miejsce. W moim ciasnym mieszkaniu to jest wielkie przedsięwzięcie logistyczne, ponieważ nie mam już ani centymetra wolnej kubatury i nic nigdzie się nie mieści. Wszystkie szafy i szafki wypchane są do granic możliwości. Długo zaglądałam wszędzie po kolei – bez rezultatu. Bliska płaczu usiadłam i wyobraziłam sobie, że jestem Pomysłowym Dobromirem.
Długo myślałam bezskutecznie, w końcu synapsy mi się zderzyły i zaiskrzyło, piłeczka podskoczyła na głowie. Bingo! Pusto było… w piekarniku. No więc z radością wtryniłam tam znicze. Kilka dni później z kuchni dobiegł mnie straszliwy ryk:- Jezus, Maria!!!
Poderwało mnie z krzesła i pobiegłam za głosem. Na
środku kuchni stało Dzieciątko.
- Co to jest?! Dlaczego to tu jest?! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?!
Chciałam odgrzać pizzę!
- Nooo… chyba ci mówiłam… Chyba.
Dziecię wymownie popukało się w czoło, a ja
przystąpiłam do akcji ratowniczej pod kryptonimem „Dymiący piekarnik”. I wiecie
co? Znicze są jednak bardzo odporne na wysoką temperaturę. Nawet plastikowi nic
się nie stało.



