29 października 2023

82. Wyjaśniam

Jedni wiedzą, drudzy nie wiedzą, ale teraz będą wiedzieli wszyscy.

Choruję na depresję.

Z początku była to depresja wysokofunkcjonująca. Czyli: dopóki dawałam radę, dopóki miałam siłę podnosić się z podłogi, to jeszcze jakoś – lepiej lub gorzej – szło żyć. Było – że powołam się na klasyków – chujowo, ale stabilnie. Tylko że dopóty dzban wodzę nosi, dopóki się ucho nie urwie. Mnie się w pewnym momencie urwało do tego stopnia, że osiągnęłam poziom poniżej wodorostów. Gwoździem do trumny była utrata ukochanej Michiko.



Wtedy doszłam do ściany i osunęłam się po niej. Na kilka tygodni osiągnęłam stan, w którym przerosło mnie podniesienie się z łóżka i w którym wykonanie nawet prostej czynności, jak umycie zębów czy ubranie się, nie było możliwe. Pat. Ani to życie, ani śmierć, choć w sensie psychicznym to jednak zgon. Wyobraź sobie, Czytelniku: leżysz, patrzysz w sufit i jedyne, co odczuwasz, to pragnienie nieistnienia. Nie czytasz, nie odbierasz telefonów, nie dopuszczasz do siebie ludzi, jesz albo nie.

Po kilku tygodniach zostałam pozbierana (bo trudno w tym wypadku mówić o samodzielnym pozbieraniu się) i postawiona na (glinianych, ale jednak) nogach. Z grubsza zaczęłam funkcjonować jak człowiek. Powoli wróciłam do książek, bo one są najbardziej miłosierne – zabierają mnie z mojego do całkiem innego świata. Zdobyłam się na scrollowanie Facebooka. W końcu przeprosiłam się z blogiem – na początku był to wyłącznie blog OKA. Tylko w jego światach byłam zdolna się ulokować.

* * *

Powoli się wynurzam – na razie spod dna, ale chcę wierzyć, że w końcu zacznę płynąć w górę. W końcu mam zacną wyporność. Ta pustka, którą zostawiłam na własnym blogu, pustka tytułowa i pusty post, to był ostatni krzyk rozpaczy i ostatnia próba kontaktu z ludźmi przed osiągnięciem tego, co jest pod dnem. Później osunęłam się w ciemność. Boję się takich stanów, bo za którymś kolejnym razem kończą się na cmentarzu.

Piszę to wszystko szczerze, tak jak jest. Następny post powinien już być mniej ponury.