12 czerwca 2022

20. Umarł Maciek, umarł i leży na desce

Jedna z moich starszych znajomych zauważyła ostatnio, że podoba jej się, w jaki sposób mówię o mojej śp. teściowej. A jak miałabym mówić o jednej z najważniejszych osób w moim życiu?

Nie znoszę kretyńskich dowcipów o teściowych, bo ja swoją kochałam (chyba bardziej niż męża) i nie jest dla nikogo tajemnicą, że była jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Stereotyp teściowej sprawia, że zgrzytam zębami.

Ale nie o tym miało być, tylko o pewnym fenomenie, którego nie pojmuję. Mianowicie w osłupienie wprawia mnie fakt, że zwyczaj pogrzebowy, o którym do niedawna tylko słyszałam, że dawno temu i że na wsiach, pokutuje jeszcze w XXI wieku i to nawet w miastach. Dwa pogrzeby w rodzinie mojego eksmęża, w których uczestniczyłam, dostarczyły mi materiału do zdumienia. Miasto – po wojewódzkim największe w regionie, a tu w eleganckim domu pogrzebowym za jednym i drugim razem otwarta trumna. Nie wiem, czemu mają służyć takie niesmaczne praktyki. Obrzydliwe i podejrzane sanitarno-epidemiologicznie.

A jednak… Nie było mnie przy teściowej, gdy umierała i w żaden sposób się z nią nie pożegnałam. Wyjeżdżając na wczasy, nie miałam świadomości, że widzę ją żywą po raz ostatni. Dlatego gdy weszłam do domu pogrzebowego, doznałam szoku, ale i poczułam coś w rodzaju wdzięczności dla tego, kto wpadł na ów dziki pomysł pozostawienia otwartej trumny. Teściowa wyglądała tak ładnie, jakby spała pogodnym snem…

Nie wnikam teraz w to, co się we mnie działo, bo nie o to chodzi. Gdy później zmarła ciocia (młodsza siostra mojego teścia), byłam już przygotowana na to, co zastanę w domu pogrzebowym. Wciąż mnie to dziwiło i dziwi. Zasadniczo jestem przez cały czas przeciwna temu zwyczajowi, ale może czasem komuś ostatnie spojrzenie na ukochaną osobę jest potrzebne lub przynosi namiastkę ulgi, tak jak mnie przyniosło możliwość pożegnania, którego wcześniej nie było? Co o tym myślicie?