Legenda głosi, że napój został odkryty w Abisynii przez mnichów koptyjskich. Modlili się ci pobożni bracia po wiele godzin, niejednokrotnie przy tym przysypiając. Pewnego razu jeden z nich zaobserwował, że kozy, które najadły się owoców z pewnego krzewu, stały się wesołe, energiczne i rozbrykane.
Mnich spróbował więc tych owoców i poczęstował nimi współbraci. Podobno zadziałały pobudzająco. Mnisi najpierw jedli je na surowo, później prażone, w końcu zaczęli przyrządzać z nich wywar. Tak narodził się napój, który doskonale znamy. To kawa.Kawowiec jest drzewem wiecznie zielonym.Rośnie tylko w pasie pomiędzy zwrotnikami Raka i Koziorożca, w krajach tropikalnych, takich jak Brazylia, Etiopia, Gwadelupa, Indie, Jamajka, Jawa, Kolumbia, Sri Lanka, Sumatra, Wenezuela. Nazwa „kawa” pochodzi od arabskiego słowa „kohwet” oznaczającego siłę. Do sporządzania napoju używa się nasion owocu kawowca.W XVI wieku istniały już pierwsze kawiarnie w Kairze. Do Europy kawa dotarła poprzez Turcję. Mówi się, że do Polski przywiózł w 1683 roku znaczny zapas kawy jako łup wojenny uczestnik odsieczy wiedeńskiej Jerzy Franciszek Kulczycki.
Otrzymał on w dodatku przywilej otwarcia w centrum Wiednia kawiarni publicznej. W teatrach wiedeńskich pojawił się nawet spektakl pod tytułem „Pierwsza kawa”, której bohaterem stał się Kulczycki.Mimo to w Polsce nie od razu udało się wprowadzić napój do menu. Poeta dworski Jan Andrzej Morsztyn tak o nim pisał:
„W Malcieśmy pomnę,
kosztowali kafy,
Trunku dla baszów,
Murata, Mustafy,
I co jest Turków… Ale
tak szkarady
Napój, tak brzydka
trucizna i jady,
Co żadnej śliny nie
puszcza za zęby,
Niech
chrześcijańskiej nie plugawi gęby.”
(Jan Andrzej
Morsztyn, Do Stanisława Morsztyna Rotmistrza JKMości)
Tak więc niechrześcijański napój zaczął plugawić
chrześcijańskie gęby nie od razu. Najwcześniej, w XVII wieku,
rozkochali się w nim Gdańszczanie. W Warszawie pierwsza
kawiarnia powstała w 1724 roku, ale chadzali tam tylko sascy
dworzanie. Kolejną otwarto w 1763 roku i zyskała ona ogromną
popularność, być może dlatego, że prowadziło ją siedem pięknych sióstr.
Osiemnastowieczny historyk i znawca polskich obyczajów Jędrzej Kitowicz
odnotował, że zwyczaj picia kawy przejęli stopniowo mieszczanie, a nawet
gospodarze wiejscy.
Na przełomie XVIII i XIX wieku majętni właściciele dworów i dworków
zatrudniali specjalne kucharki, których zadaniem było przyrządzanie kawy na
rozmaite sposoby:
„W Polszcze, w domu
porządnym, z dawnego zwyczaju
Jest do robienia kawy
osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka;
ta sprowadza z miasta,
Lub z wicin bierze
ziarna w najlepszym gatunku
I zna tajne sposoby
gotowania trunku,
Który ma czarność
węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość
miodowego płynu.”
(Adam Mickiewicz, Pan
Tadeusz, Ks. druga Zamek)
Ubodzy, których nie było stać na prawdziwą kawę,
przyrządzali sobie mieszanki z palonych zbóż, cykorii, żołędzi, grochu,
czasem tylko dosmaczane dla zapachu szczyptą prawdziwej kawy.
W latach trzydziestych XIX wieku w Warszawie było już
90 kawiarni. W XX wieku kawa stała się „płynem do podlewania
mózgu” pitym przez wszystkich: starych i młodych, artystów i techników,
pracowników umysłowych i fizycznych.
Dziwnym zjawiskiem z zakresu spożywania tego napoju jestem ja. Zasadniczo nie lubię kawy, za to ubóstwiam jej zapach. Do 28 roku życia w ogóle jej nie piłam. Po urodzeniu dziecka zaczęłam ją pić na siłę, wierząc naiwnie, że postawi mnie na nogi po zarywanych nocach. Efekt był taki, że ani trochę nie podziałało, za to przyzwyczaiłam się do tej „przyjemności” w ciągu dnia. Zamieniłam mieloną na rozpuszczalną, udoskonaliłam mlekiem i cukrem i taki „napój mleczny o smaku kawowym” (nazwa nadana przez moją pasiapsi) piję 4-5 razy dziennie. Nic mi to nie robi (w sensie fizycznym), a jest przełykalne. Ostatni raz piję przed położeniem się spać i zasypiam jak niemowlę. Żadnych kawiarnianych ani z automatu kaw nie poważam, bo mają… za dużo kawy w kawie! Nawet latte, bo dodana niby duża ilość mleka to oszustwo w postaci piany.