Nie mogę się odezwać.
Będę.
Byłam
nad naszym morzem i było cudownie.
Byłam
w Bułgarii i było cudownie.
Byłam
u koleżanki z drugiego końca Polski i było cudownie.
Zresetowałam
ciało i ducha.
Umysł
odpoczął od dręczenia bzdurnymi rozporządzeniami, wytycznymi, zarządzeniami i przerośniętą
biurokracją.
No
ale wróciłam...
To
tak, jak by rąbnąć z dziesiątego piętra na tyłek.
Od
wtorku zapierdzielam w placówce, tylko wióry lecą. Całe szczęście, że
w soboty zamknięta, bo mam jeszcze coś na kształt weekendu.
Wciąż
nie mieszkam u siebie, bo mama wyjechała po raz kolejny i trzeba
zająć się Czesią. Złości mnie dodatkowo, że ciągle nie mam kiedy zabrać się
za podłączenie własnego komputera. Udało mi się na razie tylko kupić
przejściówkę do monitora. Wieczorem wyskoczę do siebie zainstalować nowy filtr
u śledzi, bo poprzedni właśnie był uprzejmy się zepsuć. Vis maior,
jest to sprawa niecierpiąca zwłoki.
Wszystko
byłoby do ogarnięcia, gdyby nie ta praca. Inni mają jeszcze tydzień wolnego, a tylko
wybrańcy doznają zaszczytu pracy w wakacje.
Czuję
że czarna dziura już mi się przygląda żarłocznym spojrzeniem. Marzy o tym,
żeby mnie wessać i już nawet uruchamia silniki. Prawdę mówiąc, nawet nie
mam sił i chęci z nią walczyć. No mówię Wam, normalny dramat w siedmiu
aktach. Jak to zwykli mawiać starożytni Słowianie, we łbie cyrk, w dupie
karuzela.
Przyleciałam,
kończąc tym samym II etap chytrego planu. Część zdjęć w aparacie,
pozostałe części rozwalone po trzech telefonach. Na razie nie chce mi się z tym
pitolić i przerzucać do laptopa. Wciąż nie mam kiedy pójść do pierwszego
lepszego sklepu i kupić jakiś kabelek, który stosownymi wtyczkami
połączyłby stary monitor z nowym komputerem. Toteż komputer stoi w pudełku,
a ja nadal jestem zdana na to gówno. Toteż nic mi się nie chce.
Nie
chce mi się także dlatego, że muszę wypocząć po wczasach. Dziś odespałam
troszeczkę, zaledwie do 11.30. No, niezbyt imponująco. Zrobiłam dwa prania i poleguję,
czytając książki. Jedną skończyłam, drugą zaczęłam. Aktualnie siedzę z nogami
w miednicy, żeby poprawić ten nieco już nadwerężony maniakalnym rozmakaniem
w wodzie pedicure. Na jutro przewidziałam kolejne pakowanie się i robienie
miliona pierogów dla Dzieciątka i jej przyjaciółki. W poniedziałek
rano odpalam pociąg i mknę w opolskie, realizować III – i ostatni
już, niestety – etap chytrego planu wakacyjnego. Ludzie, kiedy ja w końcu
odpocznę?! Bo przecież nie w pracy. Ale cieszę się z tego trzeciego wyjazdu,
to wyjątkowa przyjaźń. Wrócę, kiedy wrócę, to znaczy nie wiem, kiedy. W każdym
razie 20 sierpnia o 7.30 muszę już być w placówce oświatowej,
niech ją szlag.
Od jutra realizuję kolejną część mojego chytrego planu wakacyjnego, zatem pozostawiam Wam uśmiech - nie Mony Lisy, ale mój 😁, a teraz się pakuję.