Zdaję sobie sprawę, że pisanie o tym
na samym starcie może wyglądać nieco dziwnie, ale nie mam
wyjścia – mój stary blog nie istnieje. Trzy lata temu
wysadziłam go znienacka, nie tłumacząc nikomu niczego, nie usprawiedliwiając się,
nie żegnając się z czytelnikami, nie zostawiając go
zawieszonego w internetowej próżni. Część spośród Was pozostała
zdezorientowana, część oburzona tym postępkiem, jeszcze inna część czyniła mi
wymówki, że w ogóle to zrobiłam.
Chciałabym, zanim pójdę dalej, coś wyjaśnić,
przeprosić rozczarowanych, udobruchać urażonych moim zniknięciem
bez pożegnania. Jego powodem była choroba, która potrafi udręczyć
człowieka do spodu, odebrać mu wszystko i bywa bardziej śmiertelna
od raka.
Jesteście ludźmi inteligentnymi, dlatego
mogę – zamiast stosować łopatologię – posłużyć się własnym wierszem z tomiku
36 wariatek.
Wariatka nie widzi sensu
nagle znika
znów nie odbiera telefonów
nie odpowiada na esemesy
nie ma jej w pracy
ani na Facebooku
ciało
nie poddaje się jej woli
zespół katastrofy porannej
zwiastuje nowy problem
wstaje przekonana
że dziś znowu
stanie się zło
porażający smutek paraliżuje
wprowadza w marazm
samotna
skazana na porażkę
i przytłaczające statystyki
nie widzi sensu
jeszcze zmusza się do oddychania
ale na koniec
nie chce już żyć
P. S. A przy okazji nieco prywaty –
gdyby ktoś był zainteresowany kupnem któregoś z moich tomików wierszy,
to zapraszam.