31 maja 2023

64. W stronę australopiteka

Lata temu, gdy Dzieciątko poszło do gimnazjum, tatuś wymyślił: trzeba dziecku nową komórkę kupić, bo w starej GPS-u nie ma. No jasne, bez GPS-u Dzieciątko do szkoły za cholerę nie trafi i w ogóle nie wiadomo, w jaki sposób do tej pory trafiało.

To było dawno, ale nic się w tej materii nie zmieniło. Eks gadżeciarzem pozostał, a ja jestem jak najdalsza od stwierdzenia, że w głównej mierze to mężczyźni uwielbiają bezużyteczne rupiecie, bo byłaby to jawna nieprawda.

Gdy niedawno zmieniałam telefon na nowy, bo stary padł mi do zera, od razu zaproponowano mi do niego w promocji douszne słuchawki bezprzewodowe i modny zegarek z tych, co to goli, pierdoli, krawaty wiąże i przerywa ciąże. Grzecznie podziękowałam rozczarowanej pani sprzedawczyni i kategorycznie odmówiłam nabycia zbędnych towarów. Słuchawek nie używam w ogóle, bo od ciał obcych bolą mnie uszy. Plastikowy zegarek do wszystkiego nie dość, że pełni każdą rolę, byle nie podstawową, to jeszcze jest paskudny.

Niektóre z moich koleżanek są chyba uzależnione od aplikacji zliczających kroki (co to w ogóle za pomysł i do czego to komu potrzebne?) czy tam inne skurcze pęcherza, bo manifestują swoje osiągnięcia (moje nie są osiągnięciami, bo ich nie liczę), gdzie się da. Póki co, jeśli chodzi o mnie, to wciąż jeszcze jestem w stanie samodzielnie zorientować się bez pomocy elektroniki, kiedy bolą mnie nogi albo kiedy mam zadyszkę. Liczenie spalonych kalorii? Policzone czy nie, tak czy siusiak zostały spalone, a spadek poczucia sytości również potrafię odnotować sama, w końcu po coś burczy człowiekowi w brzuchu.

A pamiętacie aplikację do telefonu z cyklem menstruacyjnym? To dopiero hicior! Kobiecie, która nie wie, kiedy ma okres, wypada tylko serdecznie pogratulować intelektu.

Wiele razy widuję nieszczęśników uprawiających jogging z przywiązanymi do rąk całymi tablicami elektronicznymi (jeszcze trochę, a dorównają dworcowym) wyświetlającymi zapewne całe litanie informacji. Całe szczęście, bo bez nich biedny biegacz najpewniej nie umiałby dojść do wniosku, że zaraz padnie na zawał serca.

Tylko niech mi tu teraz nikt nie wyjeżdża z tekstem, że jestem średniowieczna i że z moim podejściem ludzkość cofnęłaby się do poziomu człowieka z epoki środkowego plejstocenu. Jeszcze odróżniam dobrodziejstwa postępu technicznego od zaśmiecania ziemi i prowadzenia umysłów w kierunku wujcia australopiteka. "Musisz to mieć" na mnie nie działa - jestem WOLNA.