Jest taka brama, zawsze zamknięta, za którą
nieprzerwanie od wielu lat chciałam zajrzeć. To brama, za którą spoczywają
ostatni szczęśliwcy, po których nikt nie depcze i nie jeździ
samochodem.
Od początku istnienia osady, jeszcze zanim Rzeszów otrzymał
prawa miejskie, mieszkali tutaj Żydzi. Przez wieki byli nieodłącznym elementem
pejzażu miasta, które stało się bardzo silnym ośrodkiem syjonistycznym. Największy
rozkwit społeczności żydowskiej w Rzeszowie przypadł na przełom XIX i XX wieku.
Żydów było wówczas trzy razy tyle co rzeszowian, a złośliwi przeinaczali
nazwę miasta na „Mojżeszów”. W języku jidysz była to Rajsze.
Niestety, nadszedł czas Zagłady, getto, później jego
likwidacja, masowe mordy, wywózki do obozów śmierci Belzec i Auschwitz. Zdewastowaniu
uległy kirkuty. Najstarszy, znajdujący się w pobliżu Starej Synagogi, został
całkowicie spustoszony przez hitlerowców, którzy wykorzystali kamienne macewy
do utwardzania dróg. Dziś w tym miejscu znajduje się parking i trudno
sobie wyobrazić, że pod nim spoczywają ludzie.
Kolejny kirkut, położony w pobliżu rzeszowskiego
Starego Cmentarza, mierzący 2 hektary powierzchni, został ogołocony z tysięcy
zabytkowych macew, które wykorzystano jako surowiec utwardzający drogi, m.in.
dzisiejsze ulice Chopina, Targową, Asnyka… Na ogołoconym z nagrobków
cmentarzu odbywały się zbiórki mieszkańców getta przed wywózką do obozów
zagłady lub prowadzonych na rozstrzelanie. Po 1945 roku wzniesiono
tam Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, wokół którego urządzono park. W czasie
prac remontowych jeszcze długo znajdowano tam szczątki ludzkie. Dzieciaki bawiły się
w „szukanie Żyda”. Za pomocą dostępnych narzędzi (widelców, łopatek,
scyzoryków) zdobywały palce i inne kości, spośród których najcenniejsze
były czaszki.
Najnowszy cmentarz żydowski założono u zbiegu dzisiejszej alei Rejtana
i ulicy Dołowej, w dzielnicy Czekaj. W czasach Zagłady również
został zniszczony. Część macew zużyto do prac melioracyjnych. Na cmentarzu
tym miały miejsce liczne egzekucje Żydów. Większość zbiorowych mogił do dzisiaj
nie została zlokalizowana. Po wojnie odnaleziono około 800 macew lub
ich fragmentów, ale tylko część z nich została ustawiona na właściwych
miejscach. Odbudowano trzy ohele (budyneczki chroniące wewnątrz groby), gdzie
spoczywają jeden rabin i dwóch cadyków.
Główna brama tego ostatniego, szczątkowego kirkutu od niepamiętnych czasów mnie kusiła.
Buntowałam się, że stoi zamknięty i niszczeje,
zarośnięty chaszczami. Tylko raz do roku przyjeżdżają Chasydzi z całego
świata, aby modlić się na grobie cadyków. Wtedy nekropolia jest otwierana,
ale nie śmiałabym wejść z gośćmi, dla których to miejsce jest tak ważne. Czułabym się
jak profan.
Pewnego dnia, przechodząc obok bramy, zobaczyłam, że brak
kłódki i łańcucha. Wystarczyło pchnąć lekko skrzydło… Ani przez myśl mi
nie przyszło, żeby się zawahać. Po prostu weszłam.
Przemierzyłam wielki obszar, wykręcając sobie nogi na
wykrotach, uważnie stąpając pomiędzy szczątkami nagrobków, mając świadomość, że nawet
tam, gdzie ich nie ma, pod moimi stopami spoczywają ludzie. Rozglądałam się
bezradnie, próbując wybrać jakąś drogę pośród traw, krzewów i zdemolowanych
nagrobków. Kilka pomników zostało postawionych na nowo przez ocalałe
rodziny.
Dziś chodzimy, siedzimy, jeździmy, parkujemy w miejscach,
gdzie pogrzebani są mieszkańcy Rajsze. Nie potrafię pojąć, dlaczego przez
tak wiele lat ostatni ocalały kirkut został pozostawiony sam sobie. Bramy znów strzegą łańcuch i kłódka.