Blogerzy
chętnie dzielą się swoimi radościami i sukcesami z innymi.
Do tej pory robiłam to raczej na Facebooku, ale dzisiaj
– trochę dzięki Optymiście13 – nabrałam ochoty na pokazanie się od
tej strony na blogu.
Wiele
w tej materii zawdzięczam Oku. Oko to, wbrew nasuwającym się naturalnym
skojarzeniom, nie organ wzroku, a bloger, który publikuje swoje
wprawki, opowiadania i inne formy literackie, częstokroć
posługując się niełatwą w odbiorze prozą poetycką. Miałam nawet
zaszczyt przeczytać jego niepublikowaną książkę.
Dobrych
parę lat temu, gdy zwierzyłam mu się z pisania wierszy do szuflady, z właściwym
mu trzeźwym oglądem sytuacji uznał, że powinnam z tej szuflady wyjść
i jakoś tę swoją twórczość spożytkować. Poparł swój wywód przykładem
kolegi, który dotąd stawał w konkursowe szranki, aż zgarnął pierwszą
nagrodę. Słowem, zachęcał mnie do udziału w konkursach literackich.
Namiętnie wiercił mi dziurę w brzuchu i przez dwa kolejne lata
nie mógł się dowiercić.
Najpierw
nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ujawniam się z imienia
i nazwiska jako autorka moich wierszy. Potem, gdy oswoiłam się z tą
myślą, popadłam w kompletną niewiarę w to, że jakiekolwiek moje
„dzieło” może zostać ocenione pomiędzy setkami lepszych jako znośne, nie mówiąc
o dobrym.
I tak
sobie w siebie nie wierzyłam, a Oko wiercił i wiercił, aż pewnego
dnia dowiercił się… do jądra ciemności. Podjęłam decyzję i na oślep
skoczyłam w przepaść. Ku mojemu zdumieniu, już w jednym
z pierwszych konkursów przypadło mi wyróżnienie. Czułam się co najmniej
jak świeżo upieczona noblistka.
Od
tego czasu upłynęły kolejne lata. Zdążyłam zdobyć wiele zaszczytnych miejsc
na podium w konkursach o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym
oraz liczne wyróżnienia. Dorobiłam się dwóch tomików wierszy, nad
trzema kolejnymi powolutku pracuję.
Gdyby
ktoś z niemających był zainteresowany, to mam jeszcze kilkanaście
egzemplarzy po starej cenie.