Słowa
i wyrażenia, których nie lubimy. Denerwują, wkurzają, złoszczą. Wywołują
reakcje alergiczne, budzą agresję. Odpychają, odstręczają, drażnią. Chyba każdy
ma takie na swojej czarnej liście. Moja córka na przykład reaguje
żywiołowym wstrętem na określenie „celem” używane zamiast „w celu”, choć
obie konstrukcje są stylistycznie poprawne. Na mojej czarnej liście
figurują słowa-śmiecie, które znalazły się w języku w sposób
nieuprawniony, ale nie tylko takie, bo także utworzone zgodnie z zasadami
polskiego słowotwórstwa. Największą odrazę budzą we mnie:
-
barber,
-
barista,
-
brafitterka,
-
dedykowany (w nowomodnym znaczeniu),
-
destynacja,
- dizajn,
-
fidbek (ki diabeł?)
-
floł (co to w ogóle jest?),
-
galeria handlowa,
-
iwent,
-
krindż,
-
projekt (we współczesnym, nieznośnym znaczeniu),
-
ubogacać,
-
uprać,
-
uprasować,
- rodzic.
Jestem
ciekawa, jakie słowa bądź wyrażenia doprowadzają Was do szału. Zaznaczam,
że nie chodzi mi o kwestie poprawnościowe – tym poświęcimy ewentualnie
odrębny rozdział.