19 maja 2023

62. Mój problem JEST najmojszy

Szczerze mówiąc, nie cierpię bezsensownych prób przekonywania mnie przez osoby trzecie, że problem, z którym akurat się borykam, nie jest problemem, bo co mają powiedzieć inni, którzy są obłożnie lub śmiertelnie chorzy, bliscy chorych w stanie wegetatywnym, ludzie bez rąk, nóg, oczu, uszu, na wózkach inwalidzkich, ofiary oszustów, złodziei, sadystów i gwłacicieli? Nie rozumiem, czego mają dowodzić takie porównania. „Nie narzekaj, inni mają gorzej”… I co z tego, że ktoś ma gorzej niż ja? Jesteśmy dwoma odrębnymi bytami. Ten drugi nie ma moich problemów, tylko swoje i odwrotnie. Każdy na swoim własnym poziomie adekwatnym do czasu i okoliczności.

Czy świadomość, że komuś urwało nogę albo zalało dom, w czymkolwiek ma mi pomóc? Pocieszyć? Rozwiązać mój problem?

Podobnie nie należy bagatelizować tego, z czym nie może sobie poradzić przedszkolak, choćby dla nas, dorosłych, była to kwestia dziecinna i śmieszna. Jednak i ten przedszkolak ma swoje zmartwienia, stosowne do jego wieku i sytuacji, które dla niego są ważne i trudne do udźwignięcia. Chyba tylko idiota powiedziałby dziecku, że jego problem to bzdura, bo dorośli to dopiero mają zmartwienia, że ho, ho… Widać analogię?

Zdumiewa również to, że owi mentorzy zakazujący martwienia się problemami, bo „inni mają gorzej” (czyli zwolennicy równania w dół) w drugą stronę jakoś chętni do porównań nie są. Nie daj Boże powiedzieć, że ktoś ma lepiej niż ja, natychmiast wyskakują z „nie porównuj się”. A niby dlaczego, zwłaszcza że sami chętnie siegają po porównania?

Argumenty tych, pożal się Boże, mędrców z Koziej Wólki działają na mnie jak płachta na byka i to rozjuszonego do granic możliwości. Nade wszystko nie lubię domorosłych filozofów, którzy na każdą okazję mają jakąś pseudomądrość.