14 maja 2024

117. Poległam

Kurde, chyba się starzeję. Ten rok szkolny jest rokiem, w którym wymiękam na całego. Nie daję rady z czasem, nie daję rady ze zmęczeniem. Jestem zajeżdżona jak carska kobyła. Ślęczenie na maturach i nad maturami daje mi do wiwatu, jak jeszcze nigdy. Ciągle chodzę zmęczona i niewyspana. Wracam do domu zrąbana jak koń po westernie i padam jak podcięta sosna. W zeszły piątek zasnęłam w pełnym makijażu, co nie zdarzyło mi się od niemowlęctwa Dzieciątka. Nie mam siły i czasu na blogi, na pisanie wierszy, książki czytam po jednym-dwa rozdziały. Wstyd przyznać, ale w czasie matury pisemnej, będąc przewodniczącą zespołu nadzorującego, zasnęłam na siedząco na krześle. A matka przełożona z siostrami służebniczkami (gestapo i dwie sztuki kapo) bez przerwy dają do wiwatu, jak to co dzień.

Wybaczcie, biorę urlop od Internetu do 25 maja – wtedy skończy się ta kołomyja. Zaglądajcie, urządźcie sobie Hyde Park, możecie mi nawet obrobić dupę.

Do zobaczenia za dwa tygodnie!



12 maja 2024

116. Kobieto, puchu marny!

Pantera napisała kiedyś tekst zatytułowany "Głupie kobiety". Zachęcam do zapoznania się z nim. Mój post jest kamyczkiem do tego ogródka.

W świecie judaizmu, na którym wyrosło chrześcijaństwo, miejsce i rola kobiety sprowadzały się wyłącznie do prac domowych i rodzenia potomstwa. Według Starego Testamentu macierzyństwo ma zapewnić ciągłość rodu i plemienia. Już sam mit o stworzeniu świata z Księgi Rodzaju demonstruje niechęć do kobiet, nakładając ciężar grzechu nie na Adama, ale na Ewę.

Chrześcijanie przejawiali wyraźną niechęć do kobiet, widząc w nich uosobienie zła, grzechu, siedliska pokus i rozwiązłości.

Wśród apostołów nie było kobiet, a zażyłość Marii Magdaleny z Jezusem jest tłumaczona jej zaangażowaniem w to, co głosił. Sam Jezus nie zwracał się do matki per „mamo” albo chociaż „matko”, tylko „kobieto” („niewiasto”). Czy to przypadkiem nie jawna pogarda?



Św. Paweł z Tarsu tak przemawiał: „Niech niewiasty na zgromadzeniu milczą, bo nie pozwala się im mówić; lecz niech będą poddane (…) bo nie przystoi kobiecie w zborze mówić”, „Żony, bądźcie uległe mężom”, „Nie pozwalam kobiecie nauczać ani wynosić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz kobieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech; lecz dostąpi zbawienia przez macierzyństwo”, „Mężczyzna bowiem nie powinien nakrywać głowy, gdyż jest obrazem i odbiciem chwały Bożej (…). Albowiem mężczyzna nie jest stworzony ze względu na kobietę, ale kobieta ze względu na mężczyznę. Dlatego kobieta powinna mieć na głowie oznakę uległości”. Czyli mamy: Stwórcę mizogina, ludzi-mężczyzn i podludzi-kobiety. Prawdę mówiąc, z czymś mi się to kojarzy.

Po dzień dzisiejszy kobiety nie mają w kościele katolickim nic do gadania. Nie mogą być księżmi, odprawiać mszy, spowiadać i sprawować wszelkich innych funkcji. Zaledwie gdzieniegdzie pozwala się dziewczynkom być ministrantkami, co i tak podkreśla służebną rolę kobiet wobec mężczyzn. Zakonnice mają przepierdzielone już na wstępie, przechodząc przez lata przygotowań, doznają ze strony przełożonych szykan, złośliwości, udręk. Same przełożone nie znajdują się w lepszej sytuacji, bo ostatecznie podlegają władzy mężczyzn: biskupa, arcybiskupa, papieża. Kiedy ksiądz dyma parafiankę, jest to pomijane milczeniem. Kobieta zaś jest roznoszona na językach – nie muszę dodawać, że są to języki katolickie. Kościół wyciera sobie gęby „prawem naturalnym”, nie zezwalając na antykoncepcję i sprowadzając kobietę do roli samicy, która ma rodzić i basta! Potwierdza to niejaki święty Jan Chryzostom, biskup Konstantynopola i doktor kościoła: „Cała płeć żeńska jest słaba i lekkomyślna. Uświęcona zostaje jedynie poprzez macierzyństwo”.

Św. Tomasz z Akwinu, największy myśliciel i doktor kościoła, tak pisał o kobietach: „Zarodek płci męskiej staje się mężczyzną po 40 dniach, zarodek żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów”. Zabłysnął również twierdzeniem, że „Kobiety są błędem natury (…) z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu (…) są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny (…) Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”.

Przywołany wyżej Jan Chryzostom załatwił kwestię krótko i dobitnie: „Kobiety są przeznaczone głównie do zaspokajania żądzy mężczyzn”.

Najznakomitszy spośród „ojców Kościoła”, św. Augustyn precyzuje swój pogląd na istotę sprawy, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości: „Kobieta jest istotą pośrednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie”.

Św. Ambroży, mędrzec Kościoła wymyślił, że „Kobieta powinna zasłaniać oblicze, bowiem nie zostało ono stworzone na obraz Boga”. Takiego samego zdania był niejaki Tertulian, pisarz chrześcijański: „Kobiecie przystoi jedynie szata żałobna. Skoro tylko przekroczy próg wieku dojrzałego, winna zasłonić swe gorszące oblicze”.

Papież Pius II wystrzelił z armaty swojego umysłu: „Kiedy widzisz kobietę, pamiętaj, to diabeł!”

W XI wieku uchwalono, że „Kobiecie nie wolno mieszkać w pobliżu kościoła”, a na synodzie w Elwirze, że „Kobietom nie wolno we własnym imieniu pisać ni otrzymywać listów”. Misjonarz św. Bonifacy dodaje, że „Kobietom nie wolno śpiewać w kościele”.

Na zakończenie ustalenie soboru w nieistniejącej już Elwirze: „U KOBIETY SAMA ŚWIADOMOŚĆ JEJ ISTNIENIA POWINNA WYWOŁYWAĆ WSTYD”. I jak Wam się podoba?

Na koniec dodam tylko, że wszystkie przytoczone cytaty zostały wydłubane z otchłani Internetu, więc mogą znajdować się w nich pomyłki. Kilka błędów wyłapałam i naprawiłam sama, bo nie jestem zwolenniczką bezmyślnego kopiuj-wklej.

07 maja 2024

115. Szumowiny

Wiele razy w życiu byłam nad morzem, można powiedzieć, że co roku jestem, choć nie zawsze jest to morze (czasem trafia się ocean) i nie zawsze Bałtyckie.

Gdy byłam dzieckiem, co roku jeździliśmy rodzinnie na wczasy nad morze. Oddzielenie nastąpiło, gdy poszłam na studia, a rodzice zmienili w końcu kierunek na inne. Jeździli już tylko z moim dużo młodszym bratem. Mimo że Bałtyk jest zimny i bury, mam do niego ogromny sentyment. Kocham wodę, a im większa, tym piękniejsza.

Długoweekendowy wypad do Gdyni, szczerze mówiąc, nieco mnie rozczarował. Oczywiście bywałam tam wiele razy, bo mam tam rodzinę, ale tym razem nastawiłam się na pełny relaks. I co? Dla mnie morze to bezkres plaży z lewej, bezkres z prawej, przede mną bezkres morza, a za mną wydmy i las z powykręcanymi od wiatru sosnami. Tym razem jednak po lewej miałam port, po prawej Gdańsk, na wprost Hel, za sobą miasto, a w wodzie szumowiny. Dobrze widać je na zdjęciu u JoAnki, która gościła tam w tym samym czasie.

Od pierwszego dnia dostałam wycisk, Dzieciątko bez miłosierdzia włóczyło mnie po szeroko pojętej okolicy, upał dawał po garach, a nogi weszły mi w… płuca. Gdy wydarła mnie na klif (żeby nie było wątpliwości – należało wejść na parszywe górzysko), nie zabiłam jej tylko dlatego, że byłam zajechana do imentu. Prawdę mówiąc, jeszcze nie wróciłam do stanu zupełnej używalności, więc zostawiam Was ze zdjęciami i walę się w piernaty.

Pierwszy wieczór...

Widok na port.

Plaża w kierunku Gdańska.

Jeżdżący wychodek zawiózł nas na Kamienną Górę, czy jak jej tam.

Widok z góry.

Jeszcze raz wychodek.

Podobno muszla i podobno koncertowa. Na razie chyba jeszcze nieczynna.

Kwietniki-łodzie to jedna z rzeczy, które akurat mi się spodobały.

Bardzo piękny, polski napis.

Jak widać, fontanna. Gdzieś na Wybrzeżu Kościuszki.

Piekny dywan kwietny.

Babcia mawiała, że mam oczy jak niezapominajki.

Wrona siwa, zachwycająca - u nas ich nie ma.

No i moje najukochańsze mewy. Niech wrzeszczą, niech defekują z góry - kocham je i koniec.

Dar Pomorza...

...i jego kotwica. Dodam, że przedmiot większy i cięższy ode mnie!

Jakiś katamaran.

Cudo moje kochane.

Jednostka pływająca.

Pomnik - nie wiem, czego.

Kormorany.

I kaczorek.

Kolejna jednostka pływajaca.

I kolejny kormoran prezentuje uskrzydlenie.

Owszem, jestem dużym dzieckiem - odbyłam rejs Nautilusem w 7D.

Znowu mewixy.

Jakieś rybki.

Łódź podowodna - mój gdyński kuzyn pływał (a raczej siedział na dnie) czymś takim.

Kamienie uczesane z przedziałkiem.

W mieście kwitły całe łany przepięknych tulipanów.



Molo.

Cholerny klif.

Widok z klifu po drodze.

Na klifie.




Na pociechę słynna "Gdyńska rybka". Ciasteczka faszerowane najrozmaitszymi nadzieniami.