Jedni
wiedzą, drudzy nie wiedzą, ale teraz będą wiedzieli wszyscy.
Choruję
na depresję.
Z
początku była to depresja wysokofunkcjonująca. Czyli: dopóki dawałam radę,
dopóki miałam siłę podnosić się z podłogi, to jeszcze jakoś – lepiej lub
gorzej – szło żyć. Było – że powołam się na klasyków – chujowo,
ale stabilnie. Tylko że dopóty dzban wodzę nosi, dopóki się ucho
nie urwie. Mnie się w pewnym momencie urwało do tego stopnia,
że osiągnęłam poziom poniżej wodorostów. Gwoździem do trumny była utrata
ukochanej Michiko.
Wtedy
doszłam do ściany i osunęłam się po niej. Na kilka tygodni
osiągnęłam stan, w którym przerosło mnie podniesienie się z łóżka
i w którym wykonanie nawet prostej czynności, jak umycie zębów
czy ubranie się, nie było możliwe. Pat. Ani to życie, ani śmierć,
choć w sensie psychicznym to jednak zgon. Wyobraź sobie, Czytelniku:
leżysz, patrzysz w sufit i jedyne, co odczuwasz, to pragnienie
nieistnienia. Nie czytasz, nie odbierasz telefonów, nie dopuszczasz
do siebie ludzi, jesz albo nie.
Po
kilku tygodniach zostałam pozbierana (bo trudno w tym wypadku mówić
o samodzielnym pozbieraniu się) i postawiona na (glinianych,
ale jednak) nogach. Z grubsza zaczęłam funkcjonować jak człowiek.
Powoli wróciłam do książek, bo one są najbardziej miłosierne –
zabierają mnie z mojego do całkiem innego świata. Zdobyłam się
na scrollowanie Facebooka. W końcu przeprosiłam się z blogiem
– na początku był to wyłącznie blog OKA. Tylko w jego
światach byłam zdolna się ulokować.
* * *
Powoli
się wynurzam – na razie spod dna, ale chcę wierzyć, że w końcu
zacznę płynąć w górę. W końcu mam zacną wyporność. Ta pustka,
którą zostawiłam na własnym blogu, pustka tytułowa i pusty post, to był
ostatni krzyk rozpaczy i ostatnia próba kontaktu z ludźmi przed
osiągnięciem tego, co jest pod dnem. Później osunęłam się w ciemność.
Boję się takich stanów, bo za którymś kolejnym razem
kończą się na cmentarzu.
Piszę
to wszystko szczerze, tak jak jest. Następny post powinien już być mniej
ponury.
Wiem. I nie umiem inaczej pomoc, jak tylko tym, ze jestem i rozumiem.
OdpowiedzUsuńWiem. I za to, że potrafisz być, jestem Ci bardzo wdzięczna.
UsuńMogę tylko Ciebie czytać, albo czekać kiedy się odezwiesz. Dziękuję za Twoją szczerość.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że czekałaś.
Usuń@FrauBe, dbaj o swoje zdrowie psychiczne i nie pozwalaj osobom pozbawionym empatii jeździć sobie po głowie (patrz: niektóre komentarze poniżej).
Usuń@FraBe, poza tym, jak wiesz, już po tym jak opublikowałaś notkę straciliśmy naszego Rysia. Ciężko nam jest z Kochanym, chociaż się wspieramy.
UsuńDzieli nas niewielki odcinek czasu, w którym śmierć Mici wstrząsnęła nami, dlatego całkowicie rozumiem, co przeżywacie i łączę się z Wami w tym bólu.
UsuńZawsze czekam na Ciebie, zawsze, choć nie ukrywam, że spokojnie raczej nie. Znam to, wiem, jak jest.
OdpowiedzUsuńOstatnio myślę: chciałabym już nie być. Ale walczę jeszcze. I tak - moje "dzieci" są już stareńkie, mają ponad 12 lat i też bardzo się boję...
To zawsze jest strach, a potem ból. Tak jest, gdy ma się dwunożne i czworonożne dzieci.
UsuńTo prawda. Ale żal po nich jest przeogromny. Tego też niejednokrotnie doświadczyłam.
UsuńTrzeba to jakoś znieść...
UsuńZniosłam już kilka razy, nie wiem, czy dam radę teraz, na razie wolę o tym za często nie myśleć, choć każdy kaszel Nikusia, biegunka Balbiny, przyprawiają mnie o palpitację serducha.
UsuńA tak w ogóle, to dobrze, że jesteś.
Borze szumiący, mam to samo. Martwię sie wtedy tak, że nic innego do mnie nie dociera.
UsuńTeraz trauma jest tym większa, że nie minął jeszcze rok od odejścia Niuniusia. W epoce pierwszej trójki miałam dwie persice, które poodchodziły jedna za drugą, w odstępie dwóch miesięcy.
Dlatego zarzekam się, że to będą moje ostatnie "dzieci", ale nie wiem, czy wytrzymam bez ich cudnego towarzystwa...
UsuńJa już się po tych dwóch pierwszych zarzekałam. I co? Ano nico. Dwa miesiące później już miałam dwójkę, a potem trójkę.
UsuńTeraz została mi tylko Fanta - niebieska brytolka.
Po ostatnim... Albinosku, który był kocurkiem, ale robił za mamę dla Balbiny... Ponad rok płakałam i nie wzięłam kici. Po ponad roku wzięłam Bazyla, a jego wzięła Jowitka do siebie. Bo on troszkę szalał z okazji młodości i czasem gryzł Balbinę, a Nikowi dawał w pysia z mańkuta (wiele kotów to lewołapkowe dzieci). A jak będzie... Już mi sąsiad powiedział, jak wiózł od siebie i ode mnie koce do schroniska, że widział tam dwa shitz shu i kilka persów... :((( Więc kto wie?
UsuńPonoć kocury są lewołapne :-)
UsuńJestem przywiązana do persów, moja córka już mówi, że kolejnym kotem będzie pers, a raczej dwa. Nasze pierwsze kotki to były właśnie persy.
Balbina też, jak tuli się do Nikusia, a on ucieka, to go wali w pysiek z mańkuta. :D
UsuńA persy są cudne, miałam je od dziecka, Wacuś rodziców (niebiesko-dymny) żył chyba z 18 lat. I te persy mają takie fajne mordeczki, jakby były na coś obrażone. Popieram Letnią!
Wiesz że w razie czego zawsze możesz napisać... Nie odzywałem się bo po ostatniej wiadomości odniosłem wrażenie że nie masz ochoty pisać... Ale w razie czego wiedz że jestem. Choć to marne pocieszenie... A śmierci kotki szczerze współczuje. Wiem co to znaczy stracić przyjaciela :-(
OdpowiedzUsuńStasiu, po naszym ostatnim kontakcie byłam już pod dnem. A że zawsze mogę do Ciebie napisać to wiem i jestem Ci za to wdzięczna, zwłaszcza, żeś mi bratem w tym skurwysyństwie..
UsuńNawet nie próbuj mi się poddawać! Jeżeli któreś z nas ma paść pierwsze to będę ja, a Ty masz dzielnie z tym skurwysyństwem walczyć! Ech, żeby to tylko depra, a tu jeszcze codzienność dokłada swoje :-( Trzymaj się!!!!
UsuńU mnie to właśnie codzienność powoduje takie zapaści.
UsuńDoskonale to rozumiem. Gdyby ta codzienność była inna to i sił, motywacji było by więcej, a gdy ciągle coś człowieka wali po łbie to coraz trudniej sie podnosić :-(
UsuńO, to, to, to. Brak motywacji, bo jakby się nie obrócić, tak dupa zawsze z tyłu.
UsuńTaki nasz los... A chciało by sie kuźwa choć trochę słoneczka w tej życiowej szarówce :-( Choć odrobinę :-(
UsuńNa razie mam tylko słoneczko za oknem.
UsuńW naszej sytuacji dobre i to...A kto wie czy kiedyś nie zaświeci i to na które tak czekamy...
UsuńCzekasz na coś jeszcze? To dobry objaw.
UsuńCzy ja wiem... Wiary w szczęście pałęta się po mnie naprawdę śladowe ilości...
UsuńAle jednak się tli. Ledwo, bo ledwo, ale zawsze to coś.
UsuńDomyślałam się, dlatego nie pisałam mejli, rozumiem i wspieram wirtualnie:-)
OdpowiedzUsuńW apogeum mroku nawet nie sprawdzałam poczty.
UsuńZłe wiadomości są lepsze niż żadne, od tych leciutko wieje nadzieją. Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńBaaardzo leciutko, ale coś tam wieje.
UsuńRaz na wozie, raz pod wozem. Na wozie zawsze sa lepsze widoki, byle nie siedziec plecami do kierunku jazdy.
OdpowiedzUsuńJak tak zostawilas post numer 81 to pobiegalam po necie aby zobaczyc co ta cyfra znaczy i... oniemialam jak wiele moze oznaczac. Tak wiec 81 (symbolicznie) to poczatek nowego, przynosi nowa nadzieje. Niezle pomyslalam. Dalej 81 to kierunek miedzynarodowy w numerach telefonicznych do ...Japonii. Calkiem obiecujaco. 81 to numer druczku dowypelnienia na cos tam (wiem na co ale to nie ma znaczenia). 81 to numer linii autobusowej, ktora mnie wiedzie do znajomych, moze i Ty jezdzisz taka linia? Z matematyki 81 to "liczba pierwsza", rowniez liczba atomowa... potem znow dobrze: 8 i 1 reprezentuja bogactwo, obfitosc, moc, wewnetrzna sile, sukces. Z innej beczki; 81 okresla, ze jajko nalezy do klasy I :)))). Na koniec znalazlam, ze 81 to psalm o Golgocie. Skonczylam poszukiwania.
Zycze zdrowia!
Nooo... Najbardziej prawdopodobny w moim wypadku byłby psalm o Golgocie. Ale że też Ci się chciało bebeszyć Internet tylko z powodu mojej pustki, to wielki szacun. Jesteś jak Chuck Norris!
Usuń:)))) Dzieki za porownanie ale nie umywam Mu sie nawet do stop. :))))
UsuńOśmielam się zauważyć, że 81 nie jest liczbą pierwszą. 9 x 9 = 81
UsuńGrazyna, moze trafilam na sciage dla maturzystow. Moze tam bylo jeszcze wytlumaczenie ... liczba pierwsza ... nie doczytalam jak maturzystka.
UsuńEcho, nie kryguj się! :-)
UsuńGrazyna mnie poparla! :))) i sprowadzila na ziemie.
UsuńNajbliższa dla 81 liczba pierwsza to 83.
UsuńAle co my tu w matematykę się bawimy, przecież 81 to był numer notki!
UsuńNo tak: liczba pierwsza i ostatnia w tej notce.
UsuńNo, że ostatnia to na pewno :-))
UsuńJeszcze troche nie na temat ale w temacie :). "Jak czegos nie wiesz - pytasz Google, Google pyta Chucka Norrisa". I "dlaczego Chuck Norris nie uzywa Internetu? Bo go zna na pamiec."
UsuńO, to, to, to.
UsuńTy tez bys mogla sie wcielic w Chucka Norrisa bo "jesli Chuck Norris jedzie autem na biegu wstecznym, to i tak porusza sie do przodu"!
UsuńNie spróbuję, bo mogłoby się nie udać i katastrofa gotowa.
UsuńSlusznie. Rozsadek najwazniejszy :). Widze, rozumiem i wyciagam wnioski. Milkne na ten temat.
UsuńE tam, nie musisz milknąć. I tak musze przeczytać kawał Internetu...
UsuńNo to przerwe milczenie na chwile za pozwoleniem. Wlasnie doczytalam komentarze BabyMaBy i posuje mi jeszcze jeden cytat z netu "Depresja to wlasciwie termin lacinski. W tlumaczeniu oznacza, ze nigdy nie mozesz byc Chuckiem Norrisem". :)))) Tu przychodzi mi na mysl tez jakies lacinskie slowo... :) z koncowka zenska.
UsuńNo widzisz?! Coś potwornego.
UsuńBaba MaBa nie ma w sobie akceptacji na taki stan rzeczy. :)))) I jak trzeba, to będzie się awanturować!
UsuńNie trzeba, BabyMaBa!
UsuńNie trzeba?
UsuńNie.
Usuńmimo odporności na tą dolegliwość, to odejście kota też mnie potrafi zdołować...
OdpowiedzUsuńfajnie, że już jesteś, działasz jakoś, z czasem się rozkręcisz, a książki na początek wydają się być dobrym pomysłem...
p.jzns :)
I blogi, naturalnie.
UsuńMam cichą nadzieję, że teraz nastąpi tendencja zwyżkowa i rzeczywiście się rozkręcę.
Cieszę się, że wróciłaś. I dziękuję za szczerość.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu kotki... :(
Ech... Czasem nawet nie wiem, co powiedzieć.
UsuńTo jest nas dwie :)
UsuńTo nic nie mówmy, jednak pisać by się przydało :-)
UsuńBardzo ci wspolczuje i sciskam, jezeli moge.
OdpowiedzUsuńMożesz! Tylko... czy masz ręce tak długie, żeby objąć baobab? Baobabę w sumie :-)
UsuńWiem co przechodzisz, bo precież mam ten okres za sobą. I dobrze jest mieć kogoś życzliwego obok, kogoś kto rozumie problem. Nawet jeżeli jest to wirtualne wsparcie to jest gdzie wracać...A to chyba wiele...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję.
UsuńTak. Bardzo sobie cenię blogowe znajomości.
Przeszłam przez to. Też leżałam całymi dniami w łóżku nie mogąc się zdobyć na wstanie, na umycie... Gdy się w końcu wyzbierałam (nawet nie powiem głośno, co mi pomogło, bo to absurdalne i niczego nie zmienia, każdemu pomoże co innego; albo nic), nigdy nawet nie próbowałam zanalizować, co się wydarzyło i dlaczego. Chciałam tylko zapomnieć.
OdpowiedzUsuńMocno zaciskam kciuki!
Mimo że lepiej nie życzyć nikomu takich "atrakcji", paradoksalnie cieszy mnie, gdy ktoś zna ten ból z autopsji i rozumie, o jakim koszmarze piszę. O to zrozumienie chodzi.
UsuńW temacie ma całkowitą rację. Jedynie życzliwa i bezinteresowna osoba może w takiej sytuacji pomóc, dobre słowo, obecność oraz poświęcony czas. Nowe zwierzę to niestety to samo złamane serce za kilka lub kilkanaście lat. A ile razy można je łamać? Nie polecam. Tylko człowiek może z Tobą popłakać.
OdpowiedzUsuńAlbo pomilczeć.
UsuńByleby nie za długo. W zeszłym roku straciłam kotkę i świnkę morską. Bardzo rozpaczałam, ale to nic nie daje. Trzeba wyjść do ludzi.
UsuńMaB, w depresji nie działają takie rady jak "trzeba wyjść do ludzi". Dzieje się dokładnie odwrotnie - człowiek się wycofuje z życia towarzyskiego, potem rodzinnego, wreszcie zaszywa się w mysiej dziurze. Chce być sam i żeby mu wszyscy dali spokój, żeby nikt nic do niego nie mówił, bo to wymaga otworzenia ust i dania jakiejkolwiek odpowiedzi. A to bywa ponad siły.
UsuńUżalanie się nad sobą też nic nie daje, wprost przeciwnie ciągnie w dół.
UsuńCzłowiek w depresji nie użala się nad sobą. Ma w głowie piekło i myśli samobójcze.
UsuńSamobójcy gotują piekło, ale swoim bliskim, którzy muszą się ze swoją tragedią potem zmagać i zbierać latami. Sami są tchórzami i egoistami. Tak oto właśnie zło rodzi zło. Tego chcesz dla swojej córki?
UsuńA czy ja gdzieś twierdziłam, że się zabiję? Nie, MaB, próbuję Ci powiedzieć, co widzisz Ty jako normalny człowiek, a co widzi człowiek w depresji.
UsuńPonadto to nieprawda, co napisałaś o samobójcach. Są w stanie skrajnego cierpienia. Oni nie chcą umrzeć, tylko nie chcą żyć. I tu jest pole do popisu dla otoczenia. Niestety, najczęściej jest tak, że to otoczenie jest tchórzliwe, egoistyczne i do tego jeszcze głupie jak but. Już słyszałam takie hasło na pogrzebie ucznia, który odebrał sobie życie. A wsiowy klecha pieprzył o tym, jakim był egoistą, świnią i czymś tam jeszcze. A ja się pytam, gdzie byli bliscy, kiedy to 16-letnie dziecko cierpiało? We mszy pogrzebowej uczestniczył też ksiądz z mojej szkoły. Na drugi dzień zapytał, co sądzę o tym kazaniu. Wyraziłam swoje oburzenie nie przebierając w słowach, a on mi przytaknął. Nie był tylko pewien, czy kogoś tak to oburzyło jak jego.
Nie będę brała odpowiedzialności za czyjeś słowa, jakkolwiek podtrzymuję swoje zdanie. Osoby z depresją, w większości wypadków, są skupione wyłącznie na sobie, swoich problemach i swoim cierpieniu. Obwiniają przy tym cały świat za swoje położenie oraz ludzi wokół, zamiast przeciwstawić się temu, np. coś pozytywnego zrobić dla swojego środowiska. Ale do tego trzeba odrobinę pokory i dobrej woli, której im brakuje.
UsuńNie obwiniam Cię o nic, to po pierwsze. Po drugie - doucz się, poczytaj, w przeciwnym razie będziemy nadal rozmawiać jak dziad z obrazem.
UsuńI jeszcze zapomniałam wspomnieć, że traktują innych z góry, bo mają o sobie i swoim nieprzeciętnym bólu tak wysokie mniemanie.
UsuńCzytam, staram się spokojnie, ale nie zdzierżałam- MaB, bzdury opowiadasz, jest dokładnie tak, jak pisze Frau Be. Dokładnie tak- nie masz siły gadać, nie masz siły "wyjść do ludzi", nie masz siły ( nie ochoty, siły) na nic. Po prostu NIE MASZ SIŁY!. A to o samobójcach, to już jakieś horrendum. Frau Be mówi Ci, że ludzie z depresją nie chcą umierać, chcą żyć, ale sami nie dają rady tego udźwignąć. I co za bzdury- "traktują innych z góry", "mają o swoim nieprzeciętnym bólu tak wysokie mniemanie"- skąd Ci się to kobieto bierze, ta pogarda, ta "wiedza"?
UsuńBądź szczęśliwa, że nie byłaś w depresji, w depresji, a nie tylko miałaś spadek nastroju. Mówimy z Frau Be o prawdziwej, zdiagnozowanej depresji, którą się leczy, ale z której tak naprawdę się nie wychodzi.
Ciesz się życiem i nie mędrkuj na na temat nieznanych Ci stanów ducha.
W zasadzie to masz rację. Nie powinnam reagować. Cóż mnie to obchodzi? Niech się zadręcza. Po co w ogóle dyskutować? Niech sobie leci na samo dno. Pomóżmy jej lepiej wykopać dołek. Wleci do niego, to przyklepiemy ładnie ziemię. O! To jest dopiero pomysł!
UsuńKółko wzajemnej depresyjnej adoracji, tfu!
MaB, odkąd przyszłaś na mój blog, od pierwszego razu czepiasz się mnie o wszystko, choć nic Ci nie zrobiłam i nic nie jestem winna.
UsuńJaskółka jest tu chyba pierwszy raz, trudno mówić o wzajemnej adoracji, ale Ty zawsze wiesz lepiej, o cokolwiek by nie chodziło.
A pluć to sobie możesz u siebie.
A ja widzę sympatię pani Jaskółki i innych do Ciebie, dlatego jednak towarzystwo wzajemnej adoracji tfu. 😀 Pozdrawiam!
UsuńFrau Be, sorry, poniosło mnie. Obie wiemy, o czym mówimy. Pani MaB nie ma o takich stanach pojęcia, gdyby miała, inaczej by do Twoich słów podeszła. Ta pani jest niebezpieczna dla ludzi z depresją, mówiąc o siłowym stawianiu ich do pionu. Ona nie zdaje sobie sprawy, że takimi słowami tylko bardziej ich dołuje. Wprawia ich w poczucie winy, że przecież mogą, ale im się nie chce. Mam nadzieję, że swoimi zapędami "ozdrowieńczymi" nie dobiła osoby chorej.
UsuńCzytam na niektórych blogach wypowiedzi tej pani- według niej stanowcze i pełne wiedzy, według mnie obstaje uparcie przy swoim i żadne słowa do niej nie trafiają. Dlatego teraz nie wytrzymałam.
I miło mi, że zostałam zaliczona do Twojego sympatycznego grona komentatorów ( kąśliwie, co prawda, ale jednak):):):) Miłego dnia.
Ręce opadają jak się takie rzeczy czyta co wypisujesz, MaB.
UsuńNic z tego nie będzie. Święty Boże nie pomoże - jak to się mówi. Kaplica, przyklepany łopatą dół.
UsuńI wcale mnie dziwią Twoje opadnięte członki. Marazm, beznadzieja i ciągłe wymówki. I jeszcze te żałosne peany na temat depresji i że się nie znam. A może się właśnie znam i niejedno już widziałam?
Współczuję Frau. Wszystkiego. Przykro i straszno gdy odchodzi członek rodziny...
OdpowiedzUsuńTy to rozumiesz, wiem. One zawsze są członkami rodziny.
UsuńCieszę się że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńA poza tym, nie wiem co napisać, wszystko co mi przychodzi do głowy, wydaje się nieadekwatne.
Ale mimo to już coś napisałaś, więc jest OK :-)
UsuńBardzo się cieszę, że masz nadal zaufanie do naszego kącika w blogosferze.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że przeszedłem do porządku dziennego nad sygnałami, które dawałaś.
Dlatego szczególnie dziękuję za to, że mimo to wysłałaś w moim kierunku promień światła.
Nie turbuj się Waść, ja i tak już oddalałam się od świata. W każdym razie żaden z blogerów nie zrobił niczego niestosownego i Ty też.
UsuńCieszę się Twoim powrotem do świata. Nawet taki częściowy. Trzyma kciuki za pełny. Jakby co, wiesz jak mnie znaleźć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakby co, to chyba wiem :-)
Usuń"Tylko mój pokój tutaj sama żyję
OdpowiedzUsuńI nie ma w nim nic i nie ma drzwi i nie ma okien
Tu mogę leżeć nie musząc żyć
Tylko te w kącie ciemne na dół schody
Czasem patrzę w ten wir
Powoli i mgliście ciągnący ku sobie
Nie czas tam podejść nie czas tam iść"
Kiedyś byłam w takim miejscu, że i na te schody weszłam. To już nigdy nie wróci, drzwi do tego pokoju zostały zamknięte. I Tobie tego życzę.
Cudne to i tak bardzo prawdziwe...
UsuńNie wiem co napisać. Poczekam na następną notkę...
OdpowiedzUsuńSpoko, już coś przecież napisałeś. Możesz z czystym sumieniem oddać się łaknieniu jak kania...
UsuńPowoli, spokojnie się wynurzaj
OdpowiedzUsuńMy jesteśmy przy Tobie
O tak, powoli - ja nie jestem szybka.
UsuńDziękuję za szczere wyznanie dotyczące Twojego zniknięcia. Czułem, że musi dziać się coś złego, jednak nie wiedziałem co. I podziwiam za tę szczerość, bo nadal są osoby, które wstydzą się powiedzieć/napisać prawdę o swojej chorobie. Pewnie łączy się to z faktem, że są nadal neandertalczycy, którzy próbują kpić z tego, albo nieumiejętnie pomagać mówiąc coś w rodzaju ,,uśmiechnij się", ,,jutro będzie lepiej" czy coś takiego. A w sumie pokazanie w sobie jakiejś słabości jest już czymś co można uznać za pewien rodzaj siły.
OdpowiedzUsuńStrata zwierzaka to faktycznie poważna sprawa. Znam to z doświadczenia, jak odchodziły moje koszatniczki. Niby to zwierzaki malutkie, ważące coś koło 300 gramów, bez jakichś większych możliwości pogłębiania relacji z nimi, a mimo to została po nich pustka. Po psie czy kocie ta pustka musi być jeszcze większa, w końcu to kilkanaście lat nawet razem.
Nie śledziłem jak na Ursynowie zmieniała się roślinność czy osiedla za bardzo. Nie mniej to, co widzę teraz jest czymś co mnie satysfakcjonuje, zwłaszcza latem miło było chodzić po wysokich trawach. Ten chłód bijący od zieleni aż mnie zadziwiał.
Czasem mam takie dni, że głowa mała. Wtedy czuję się tak jak ta mumia z wiersza mojego. Nie mniej to raczej coś w rodzaju chandry, może to spleen jedynie, nic trwającego dłużej. Większe problemy mam ze strony moich zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. I łączy się to z w/w stanami. Ale w sumie to nie mam na co narzekać.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Może to jesienna aura, Piotrze, tak na Ciebie wpływa. Nie martw się, tak ma wielu ludzi - i da się przeżyć :-)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego osiedla, dopiero co się tam wprowadziliście, więc niejako przyszedłeś na gotowe.
Nie, to zdarza mi się w różnych porach roku. Po prostu czasem przejmuje się rzeczami wokół, na które nie mam i tak wpływu, albo mały. A nerwy i właśnie chandra zjadają mnie od środka. I jakoś nie umiem się zmienić w tym zakresie. Przeżyłem już parę takich chwil i daję potem radę, więc da się przeżyć takie coś. :)
UsuńJedyne co to mogę obserwować teraz rozwój osiedli wokół. :) I to też ciekawe może być.
Teraz mieszkam na starym osiedlu, takim z lat 40-50-tych. Zieleni mamy pod dostatkiem i zaraz obok bloku park.
UsuńCiekawie czyli. Ja wcześniej mieszkałem w kamienicy z lat 20. Teraz mieszkam w budynku z 2017 roku. :) W sumie jednak więcej duszy na zewnątrz miała kamienica, nawet po remoncie związanym z nadbudową dwóch pięter.
UsuńMój poprzedni park niestety powoli jest zabudowywany. Za 20 lat może być już skwerem tylko. W sumie i na Ursynowie może z biegiem czasu być podobnie.
Ta wszechobecna betonoza wzbudza we mnie czarną rozpacz!
UsuńNajgorsze jest to, że w obecnym miejscu zamieszkania widzę sporo wolnej przestrzeni jeszcze, strach pomyśleć co to może być. Podobno jakiś czas temu była walka ze spółdzielnią naszą (tą z Ursynowa) o miejsca parkingowe, które widzę z balkonu. Na szczęście ludzie się zebrali i podpisali się pod petycją o wstrzymaniu działań związanych z zabudową parkingu. Ale na jak długo spółdzielnia się wstrzyma, nie wiem.
UsuńNiestety, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma pojemną kieszeń i przed kopertami się nie wzdraga. Prędzej czy później...
UsuńJesteś mi bliska rzeszowianko miła... więc trzymaj się dzielnie. Może uda nam się kiedyś potkać nad Wisłokiem???
OdpowiedzUsuńByłoby mi bardzo miło. Lubię takie blogowe spotkania.
UsuńMoże nie w dosłownym sensie, ale wiem coś o podobnych stanach. Przywracałem żonę do żywych po zapaleniu mózgu od kleszcza. Dzisiaj chociaż słabo chodzi, koło siebie zrobi wszystko. Trzeba walczyć!
OdpowiedzUsuńWiem, że trzeba walczyć. Nawet jeśli nie umiem myśleć już o niczym, to z tyłu głowy kołacze imperatyw "walcz!"
UsuńDziękuję za ten wpis.
OdpowiedzUsuńSpoko. Jeszcze będą następne :-)
UsuńTak myślę:). Depresja to ciągle nieoswojony temat. I niezrozumiały. No bo jak można mieć depresję.... Wszak to wymysł tych czasów... W głowie się pop.... z nadamiaru... Weź się ogarnij.... Ile takich "dobrych" rad słyszałam.
UsuńTo są typowe odzywki ludzi, którzy nie mają bladego pojęcia o tym, o czym mówią, ale i tak wszystko wiedzą lepiej od chorych i lekarzy.
Usuńrobię co mogę. nieświadomie, bo nie wiedziałem nawet, że czytasz. za to w miarę regularnie pojawia się coś nowego.
OdpowiedzUsuńmiło słyszeć, że służy i że pomogło. trzymaj się i wydostawaj z doła choćby na czterech.
Bardzo dobrze, że nieświadomie - to ma jeszcze większą wartość. "To", czyli to, co piszesz.
UsuńPoza tym w pracy "zainstalowałam sobie" "Ekstrakty" pobrane ze strony, do której link podałeś i podczytuję w wolnych chwilach. Mają tę zaletę, że cały utwór można przeczytać w kilkadziesiąt skund, a poza tym bawią mnie niezmiernie.
więc pisz swoje - ja mam własnych już chyba ponad 600
UsuńMnie ostatnio wzięło na limeryki.
UsuńDobrze, że już jesteś. Brakowało mi Ciebie. Często zaglądałam tutaj i tylko ta liczba 81, którą nawiasem pisząc lubię.
OdpowiedzUsuńCiebie też lubię, nie tyko że względu na datę urodzenia
Pozdrawiam ciepło i życzę jak najwięcej promyków słońca
Szczęściem jakoś się wykaraskałam. Może będę żyła, choć trudno jest.
Usuń