06 lipca 2025

180. Kolacyjka

Opisane zdarzenia naprawdę miały miejsce w rzeczywistości

 

Tyyyyy... – powiedział Miś Mamusi. – Zróbmy rodzicom niespodziankę i przejedźmy się do Pegeeru na kolacyjkę.

Zachichotałam.

- Dobra. Organizuj piwo, a ja zabezpieczam wałówkę. I o 1730 pod śmietnikiem!

- Ok – odrzekł Miś Mamusi i już go nie było.

Kolacja w Pegeerze oznaczała wieczorny wyskok w Bieszczady, do dzikiej głuszy, w której rodzice wraz z ekipą przyjaciół spędzali pracowite weekendy, latami porządkując i doprowadzając popegeerowski domek do stanu używalności.

Późnym popołudniem warowałam na parkingu przy śmietniku objuczona rozmaitymi wiktuałami. Miś Mamusi zajechał trabantem punktualnie i z fasonem. W lekko mętniejącym powietrzu pojawił się zapach mgły i jesieni.

* * *

W niedługim czasie dojeżdżaliśmy na miejsce. Mrok wokół nas gęstniał i przechodził z wolna w atramentową czerń. Na bocznej, podrzędnej drodze bieszczadzkiej daremnie by wypatrywać śladów latarni. Znajdowaliśmy się w kompletnej dziczy. Poza wątłym kręgiem świateł samochodu nie było widać nic. Miś Mamusi skręcił w wyboistą dróżkę dojazdową prowadzącą bezpośrednio do Pegeeru. Zwolnił do minimum, żeby nie uszkodzić podskakującego na wybojach samochodu. Minęliśmy puste pastwisko pogrążonej w uśpieniu stadniny koni i ostatnie metry wądołów skręcających pod dom przebyliśmy w absolutnych ciemnościach. Miś Mamusi zaparkował dokładnie vis-à-vis głównego wejścia. Przez chwilę siedzieliśmy w bezruchu, napawając się doskonałą ciszą i wpadającym przez uchylone okna, pachnącym świerkami powietrzem.

- Ty... – powiedział nagle Miś Mamusi nieswoim głosem. – Patrz!

Odruchowo przeniosłam wzrok w jedyne oświetlone miejsce. Po lewej stronie od drzwi wejściowych jaśniało samotnie okno od kuchni. Reszta domu wyglądała jak pogrążona w uśpieniu.

Skąpe firaneczki troskliwie zawieszone przez panią Beatkę nie zasłaniały całej szyby. W lewym dolnym rogu mignęła nam głowa pana Januszka. Nad nią, po prawej, brał właśnie zamach nasz rodzony ojciec. W ręce trzymał potwornej wielkości młotek.

- Idealne warunki do popełnienia zbrodni – wyszeptał złowieszczo Miś Mamusi. W jego głosie wyczułam jakąś niezdrową fascynację. Poczułam, jak wstrząsa mną gwałtowny dreszcz. Na zupełnym odludziu, w nieprzeniknionych ciemnościach można było spokojnie zamordować każdego, chyba że spotkało się niedźwiedzia.

W następnej chwili ręka naszego ojca spadła. Zamknęłam oczy. Miś Mamusi powoli otwierał drzwi samochodu.

- Wysiadaj! – syknął.

Otworzyłam oczy. Z czoła pana Januszka wciąż widocznego w oknie ściekała krew. Przez głowę przebiegła mi setka panicznych myśli. Dlaczego nasz ojciec?! Dlaczego pana Januszka?! Gdzie są pozostali?!

Poczułam, jak od stóp spowija mnie lodowaty chłód i podpełza z wolna ku górze. Zdrętwiałe ciało nie chciało słuchać. Wygramoliłam się niezdarnie, bojąc się ponownie spojrzeć w rozświetlone okno. Czułam, że odmawiające posłuszeństwa nogi niosą mnie w stronę upiornego domu wbrew mojej woli. Obok szedł Miś Mamusi.

- Chodźmy od ogrodu – powiedział z zimną krwią. – Z tej strony i tak zamykają na noc. Wejdziemy przez salon.

Mijając róg z lewej strony domu przemogłam się i raz jeszcze spojrzałam w kierunku okna. W kuchni wciąż paliło się światło, ale sprawiała wrażenie opustoszałej. Nie widać było ani zbrodniarza, ani jego ofiary. Przelotnie pomyślałam o piwniczce, do której wchodzi się wprost z kuchni i z lekka mnie zemdliło. Prawa strona domu, zupełnie zaciemniona, wciąż wydawała się dokumentnie wymarła.

Z drzwi ogrodowych buchnęła na nas muzyka i beztroskie śmiechy. Skonfundowani weszliśmy po trzech stopniach i zatrzymaliśmy się na progu. Wujek Kacperek obracał właśnie w tańcu panią Grażynkę, pani Beatka niefrasobliwie chichotała z Mamusią Misia, nakładając sobie na talerz sałatkę.

- O, dzieci przyjechały na kolację! – zaśmiały się radośnie, widząc nas na progu.

- Córunia Tatunia! – wykrzyknął Wujek Kacperek i, porzuciwszy panią Grażynkę, rzucił się do całowania mnie po rękach. Poczułam, że coś jest przeraźliwie nie tak. Oni tutaj tak wesoło, przy muzyce, a za ścianą...

Nie dokończyłam myśli. W przejściu prowadzącym do kuchni stanęła ofiara wstrząsającego mordu. Żywa, raczej zdrowa i prawie cała. Na czole pana Januszka widniała jednak rozległa plama niezakrzepłej jeszcze krwi.

- Dobry wieczór – powiedział, jak zwykle flegmatycznie i pogodnie. – Widzę, że zapowiada się niezła kolacyjka.

Nie zdołaliśmy wykrztusić ani słowa. Zza pleców pana Januszka wyłonił się morderca.

- Tato, na litość boską, dlaczego waliłeś pana Januszka młotkiem po głowie?! – ryknęłam straszliwie. – Co tu się w ogóle dzieje?!

- Jaaa? Waliłem? – zdziwił się nasz ojciec. – Sam się walnął, niezdara. Patrz, jaki ma czerep rozpruty.

- Tato, widzieliśmy przez okno! Walnąłeś pana Januszka młotem w sam środek czoła!

Pan Januszek, poszukujący czegoś na stoliku nieopodal kominka, zachichotał nagle i odwrócił się w naszą stronę rozbawiony.

- Składaliśmy z twoim ojcem meble – wyjaśnił. – Wieszał półkę nad zlewozmywakiem, a ja zbijałem komódkę. Akurat na dole, tuż obok niego. Tam jest najwięcej miejsca, sama wiesz.

- Ale walnął młotkiem... – jęknęłam beznadziejnie.

- No a jak? – obruszył się nasz ojciec. – Musiałem to przecież przybić!

- Ale w czoło pana Januszka!

Miś Mamusi milczał oskarżająco.

- Pan Januszek sam sobie rozorał czoło, bo to jemioła jest kompletna – wyjaśnił tato. – Wyprostował się gwałtownie i huknął w róg półki aż echo poszło.

Pan Januszek, wyraźnie rozbawiony, kiwał głową, usiłując jednocześnie przykleić sobie na czole plaster z opatrunkiem.

- Daj – powiedziała pani Beatka – to ci przykleję.

- Łapami z majonezem?!

- Najpierw obliż – doradziła pani Grażynka. – Dobry majonezik. Z czosneczkiem.

- Aaa... – powiedziała Mamusia Misia znad salaterki. – Czosneczek jest bakteriobójczy. Można by przyłożyć Januszkowi zamiast plastra.

- Z majonezem...? – zainteresował się gwałtownie Wujek Kacperek.

- Cebula! – wykrzyknął mój ojciec, klepnął się w czoło otwartą dłonią i uciekł do kuchni.

- Nieee! – odkrzyknął pan Januszek i pobiegł za naszym ojcem. Z kuchni dał się słyszeć rumor.

- Oho, przypalił – odezwała się lakonicznie pani Grażynka.

- Nie patelnią! – zawył mój ojciec.

Misiowi Mamusi i mnie puściły nerwy. Pan Januszek wziął odwet?! Gotowi na wszystko, równocześnie zatrzymaliśmy się na progu kuchni. Pan Januszek, dziarsko wywijając teflonowym naczyniem, z którego na wszystkie strony pryskał olej z resztkami smażonej cebuli, usiłował wygonić z domu cztery potężne ćmy. Wycofaliśmy się chyłkiem i w milczeniu. Miś Mamusi ukradkiem odetchnął.

- Czyli wszystko w normie – zawyrokował po cichu. – Regularny dom wariatów.

- Dzieci! – zawołały wdzięcznie od stołu Mamusia Misia z panią Grażynką. – Co dobrego przywieźliście? No, rozpakowujcie się! Misiu Mamusi, masz piwo...?

59 komentarzy:

  1. " Psychoza" Hitchcocka. Też ciemno, tajemniczo...odludnie.

    Ale u Was- ludzie w środku- dobrze się bawili.
    Ten... ja to tego...nie lubię horrorów i przy tego typu akcjach zawsze kogoś pierwszego na pożarcie posyłam. Niech idzie jakiś wojownik i przetrze szlak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My weszliśmy równocześnie.

      Usuń
    2. No, no... odważni jesteście:)

      Usuń
    3. Przecież Tatuś Córuni zamieszany był w morderstwo, trzeba było sprawdzić, czy nie pozabijał innych.

      Usuń
    4. Może bym wpierw zadzwoniła do Tatusia? Rozeznała się w sytuacji? Dopytała czy już po robocie, czy w trakcie i czy już można wejść?
      To takie nieuprzejme, kiedy ktoś jest zajęty robotą a inni przeszkadzają.

      Usuń
    5. Ale oni się zajmowali w kuchni, a my wleźliśmy tarasem od tyłu. Niespodzianka taka.

      Usuń
  2. Strach ma wielkie oczy- to trafne powiedzenie, Czasem zdarza mi się też tak patrzeć na życie po przejściach. W przypadku bloga -może raczej wyczuwać coś nieuchwytnego i nieprzyjemnego ( dla mnie) np. po używnym słownictwie w komentarzach.Niestety zweryfikować tego w rzeczywistości nie chcę, ale moderację mogę wprowadzić. Co właśnie zrobiłam. Lepiej na zimne dmuchać...No i zawsze mogę sobie innego bloga założyć i pisać w spokoju. Sorki. Jestem nieco wkur...iona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, spoko. Każdemu wolno kochać i być wkurwionym.

      Usuń
  3. Gąska Balbina dostała okresu, a Kurczak Ptyś zobaczył gorzej, dramatyczniej, miał taką optykę, że jej "jajcza" urwali...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, można by zrobić z nich fajną książeczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czego mianowicie?

      Usuń
    2. z takich opowiastek :)

      Usuń
    3. Tylko kto je napisze?

      Usuń
    4. No kto? Ty :-) Czujesz klimat, masz niezbędne zdolności, a nie jak te pożal się Boże "producenty" powieści z ostatnich lat (bo jak ich inaczej nazwać? Produkują powieści jedna za dugą i w najlepszym przypadku wychodzą im przeciętniaki)

      Usuń
    5. Nie chcę pisać produkcyjniaków. Muszą same wyleźć, a ja bardziej w poezję idę.

      Usuń
    6. Opisz więc to poetycko.
      Zbrodnia to niesłychana.
      Pan zabija Pana.
      Zabiwszy grzebie go w gaju,
      na łączce przy ruczaju....

      Usuń
    7. Tam jest i gaj, i łączka, i ruczaj...

      Usuń
    8. W takim razie, scenerie masz zarąbistą.

      Usuń
    9. Niedźwiedzie, wilki, lisy i cała inna swołocz, góry - wsia swołocz na podorędziu.

      Usuń
    10. "Nie chcę pisać produkcyjniaków. Muszą same wyleźć, a ja bardziej w poezję idę." - nie grozi Ci pisanie byle czego; najwyraźniej nie jesteś świadoma swoich prozatorskich zdolności

      Usuń
    11. Może i mam zdolności, ale nie mam pomysłów. Jedyna rzecz, jaką napisałam, jest powieścią, która utknęła nieskończona na 700 stronach.

      Usuń
    12. A to, co komentujemy to nie pomysł? Życie codzienne, wspomnienia - jest z czego czerpać. To nie musi być powieść, ale właśnie zbiorek takich krótkich opowiadań

      Usuń
    13. O przygodach Córuni Tatunia i Misia Mamusi?

      Usuń
    14. A czemu nie? Inni nie znają takich osób w rodzinie

      Usuń
    15. Takich pieprzniętych? O, Siostro, ile Ty jeszcze o nas nie wiesz...! 😂

      Usuń
  5. Tak, powinnas spisywac te wspomnienia w osobnym miejscu, a potem to wydac. Czyta sie jak Christie czy Alexa. Pieknie budujesz napiecie, moglabys konkurowac z Hitchcockiem. Prosze o jakies dalsze ciagi historii rodzinnych z Misiem w tle.

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko, ale napięcie budujesz, normalnie thriller bieszczadzki!

    OdpowiedzUsuń
  7. no Chmielewska normalnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie ma to jak rodzinna kolacja. bez nich byłoby nudno i bezbarwnie. a parę siniaków, to jeszcze nie dramat. może ma ciekawy kształt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczy się, jak zarośnie. Tylko że to nie siniak będzie, a strup.

      Usuń
  9. Dom wariatów, ale za to jaki wesoły! 😂 Idealny scenariusz na jakąś chorą komedię z dreszczykiem 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja wesoła rodzinka i jej weseli przyjaciele to certyfikowany dom wariatów 🤣

      Usuń
  10. Najważniejsze, by wszyscy zdrowi byli ;) i dobrze się rozumieli w tym całym szaleństwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten dom wariatów rozumie się wspaniale 😅

      Usuń
  11. Ostatnio w internecie znalazłam informację, że pod swoim nazwiskiem powieść sf wydałaś, a tu jeszcze kryminał się szykuje. Wiedziałam, że talentu Ci nie brakuje, ale żeby aż tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym sf to jakaś koszmarna pomyłka. Nie wydałam książki (pierwsza byś o tym wiedziała). Po prostu dwa moje króciutkie ekstrakty znalazły się w antologii sf.

      Usuń
  12. No i znów potwierdziło się, że nic nie jest takie na jakie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wyobraźnia podsuwa zawsze najpierw te najciekawsze scenariusze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, gdy człowiek znajduje się w jakimś specyficznym otoczeniu.

      Usuń
  14. Te! Widzę, że tu za Chmielewską robisz!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Czarna komedia! W życiu wszystko możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Życie napisało podstawę do kryminału.

      Usuń
  16. Ha ha ha!!! Aż sobie wargę do krwi przegryzłam z tego napięcia, które zbudowałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aż ciarki mi przeszły po plecach, kiedy to czytałam. Dobre :). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń