Ten post jest dla ludzi o stalowych nerwach i niewrażliwych
żołądkach. Po przemyśleniu i tak złagodziłam formę, rezygnując ze wstawienia
zdjęć.
To się w głowie nie mieści, co ludzie potrafią zjeść i jacy
przy tym są okrutni.
Czytajcie więc, a ja idę po wiadro.
Na Filipinach, w Kambodży, Wietnamie i Tajlandii zajada się
balut. Jest to rozwijający się
zarodek kaczki lub gęsi gotowany żywcem w skorupce.
Islandia oferuje baranie jądra
gotowane w warzywnym bulionie lub wędzone.
W Korei Południowej gotuje się na parze lekko
przyprawione larwy jedwabników. Jest to popularna przekąska o konsystencji
twarogu, zwana beondegi.
Casu marzu to francuski ser z larwami owadów. Wyrabia się
go z mleka owczego i pozwala się złożyć owadom jaja, z których
wylęgają się larwy poprawiające smak sera. Muszą być żywe, ponieważ martwe
mogłyby być przyczyną zatrucia. Lubią skakać, przy jedzeniu należy uważać na
oczy. Niestety, larwy czasem przeżywają w żołądku lub jelitach konsumenta i tam
ulegają dalszemu rozwojowi.
Wietnamczycy wymyślili cobra
heart. Biedne stworzenia (węże) rozcina się żywcem przy
kliencie i wyjmuje się wciąż bijące serce, które następnie umieszcza się
w kieliszku z wódką doprawioną krwią zwierzęcia. W drugim kieliszku
znajduje się wódka z jego żółcią.
W niektórych regionach Polski zjecie czerninę – zupę na
bazie rosołu, z dodatkiem kaczej lub gęsiej krwi, octu i cukru. Można
ją jeść z jabłkami, gruszkami, śliwkami, wiśniami.
Bliski Wschód, Europa Wschodnia i Turcja mogą poszczycić się duszonymi głowami i stopami krów, które służą
za przekąskę i przysmak.
W Meksyku zjecie escamol,
czyli danie z larw i poczwarek dużych, jadowitych mrówek zbieranych
na roślinach tequila lub mescal. Ma konsystencję twarogu i maślany,
orzechowy smak. Uważane jest za przysmak. Mrówki dodawane są do większości
meksykańskich potraw.
Japońskim numerem popisowym jest fugu – potrawa z ryby rozdymki o śmiertelnie
trujących wnętrznościach i krwi. Jest to danie ryzykowne, które mogą
przyrządzać jedynie specjalnie przeszkoleni kucharze w certyfikowanych
restauracjach, potrafiący skrupulatnie oczyścić mięso z toksyn. Mimo
wszelkich obwarowań i środków ostrożności co roku po zjedzeniu fugu umiera
kilka do kilkunastu osób.
Japończycy jadają też gałki oczne
tuńczyka, które podobno smakują podobnie jak ośmiornice i kałamarnice.
W południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych smaży się
grzechotniki. Przed smażeniem oddziela się
mięso od kości, panieruje w mące z bułką tartą i przyprawami,
smaży na głębokim tłuszczu, a potem chrupie.
W Meksyku można zjeść gusano rojo,
czyli smażone i serwowane z dodatkami gąsienice motyla występującego
na agawach.
W Szkocji jada się potrawę o nazwie haggis. Są to owcze serca, wątroba i płuca
zmielone i zmieszane z cebulą, płatkami owsianymi, łojem i solą
oraz przyprawami, gotowane w żołądku zwierzęcia.
Hákarl to potrawa
islandzka. Są to fermentujące zwłoki rekina grenlandzkiego, które
zakopuje się w ziemi i dociska kamieniami, żeby zostały
odprowadzone trujące płyny wewnętrzne. Potem mięso to wiesza się do
wyschnięcia, kroi się w paski i podaje do spożycia. Wydziela
silną woń amoniaku i ma silny rybi smak.
Tajlandia kusi przekąską
jing leed, czyli wielkimi, dorosłymi
konikami polnymi przyprawionymi solą, pieprzem oraz chili i smażonymi w dużym
woku. Ponoć po ugryzieniu z konika wypływa „sok”.
Kangura spożywa się w Australii. Była to podstawa żywienia
rdzennych Australijczyków. Podaje się go na wiele sposobów: w formie
steku, kiełbaski lub hamburgera.
Najdroższą kawą na świecie jest indonezyjska pozbawiona
goryczki kopi luwak. W produkcji
tego napoju biorą aktywny udział cywety, zwierzątka, które zjadają dojrzałe
owoce kawowca i wydalają niestrawione nasiona, które następnie są płukane
i prażone.
W Azji Wschodniej, a zwłaszcza w Chinach i Korei
podaje się pieczone koty. Nigdy w życiu
tam nie pojadę!!!
Krakersy z osami to specjał japoński. Jest to rodzaj herbatników
wypełnionych osami – coś w rodzaju naszych ciastek z kawałkami
czekolady.
W Australii, Azji Południowo-Wschodniej i Afryce za
przysmak uważane jest mięso krokodyla.
Smakuje jak skrzyżowanie kurczaka z krabem.
Lizaki z robakami to
wynalazek azjatycki, ale można je kupić nawet w Polsce. Zazwyczaj w środku
znajduje się szarańcza.
W Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Australii
spotkacie się z Marmite lub Vegemite.
Jest to lepka, brązowa pasta o słonym smaku, którą smaruje się
pieczywo albo spożywa się z serem. Produkowana jest z ekstraktu
drożdżowego, tj. zawiesiny z dna beczki. Pisał o niej kiedyś
Lech.
Również w Wielkiej Brytanii dostaniecie marynowane jajka przygotowane
w ten sposób, że po ugotowaniu na twardo wkłada się je do słoika z octem,
który przenika do środka. Są raczej nieprzyjemnie kwaśne.
Mięsem kwitnącej wiśni
dysponuje Japonia. Jest to surowa konina podawana samodzielnie lub jako
składnik sushi.
Mięso z buszu jedzone jest na terenie Afryki. W grę wchodzi
mięso dzikich zwierząt, np. żyraf, lemurów, małp… To już odbywa się na
granicy kanibalizmu, bo DNA małpy jest bardzo zbliżone do ludzkiego.
W Afryce Południowej skosztujecie mopane worms. Są to suszone lub wędzone duże, tłuste i soczyste
robaki pełne mięsa. Zazwyczaj ponownie się je nawilża i gotuje w sosie
pomidorowym lub chili. Smakują jak grillowany kurczak w miodzie.
Sumatra oferuje w jadłospisie mrówki i ich larwy.
Muktuk to potrawa grenlandzka składająca się z mrożonej
skóry i tłuszczu wieloryba, podawana jest na surowo lub w postaci
marynowanej.
Amerykańskie „Ostrygi z Gór
Skalistych” to przewrotna nazwa, pod którą kryje się danie z byczych
jąder zanurzonych w cieście z mąki, pieprzu i soli i obsmażonych
w głębokim tłuszczu.
W Pekinie jada się penisy jeleni, jaków, koni, baranów, osłów, fok, kaczek i psów
w polewie curry. Nie jadę.
Co powiedzielibyście na pijaną
krewetkę? W Chinach podaje się ją duszoną w mocnym
trunku o nazwie baijiu.
Pieczone psy zjadają Koreańczycy, Chińczycy i Wietnamczycy. Niech
ich szlag!
Rozgwiazda to przysmak chiński poddawany obróbce termicznej.
Przed jedzeniem należy odłamać jedno z ramion i obrać twardą,
kolczastą skórę, aby dostać się do mięsa w środku.
Przerażającą potrawą chińską jest ryba ying-yang, smażona w głębokim tłuszczu, a jednocześnie
utrzymywana przy życiu.
W Azji Południowo-Wschodniej spożywa się sago delight, czyli larwy sago o kremowym
smaku (gdy są surowe) lub smakujące jak boczek po ugotowaniu. Są bardzo
mięsiste.
Sannakji to odcięte żywcem macki małej ośmiornicy i podawane
wciąż wijące się na talerzu. Tę okropność serwuje się w Korei
Południowej. Brak mi słów.
W Japonii serwuje się shiokara.
Na danie to składają się kawałki mięsa różnych morskich stworzeń. Podaje się
je na surowo, w brązowej, lepkiej paście z ich własnych solonych i sfermentowanych
wnętrzności.
Również w Japonii spożywa się miękkie i kremowe shiraku – woreczek
nasienny dorsza gotowany na parze lub smażony w głębokim tłuszczu.
Chińskie smażone skorpiony
to chrupiący przysmak przypominający chipsy.
W Kambodży możecie skosztować smażonego
pająka (tarantuli i innych, których rozmiary sięgają ludzkiej
dłoni). Przygotowywany jest on poprzez marynowanie w glutaminianie sodu,
cukrze i soli, a następnie smażenie z czosnkiem. Pająki mają
więcej mięsa niż koniki polne, ale za to w odwłoku mają maź składającą się
z wnętrzności, jaj i odchodów.
Pod romantyczną nazwą „Smok w płomieniu
pożądania” kryje się potrawa chińska: podany w wymyślny
sposób upieczony penis jaka.
Na Alasce i w USA spożywa się stinkheads – sfermentowaną głowę łososia królewskiego,
zakopanego na kilka tygodni i podawaną w formie ostrej papki o konsystencji
kitu.
W Chinach spożywa się stuletnie
jaja. Choć nie są one rzeczywiście stuletnie, nie zachęcają
mnie do degustacji, ponieważ są dość zgniłe. Jajka są przechowywane przez kilka
miesięcy w mieszance gliny z popiołem i palonym wapnem. Żółtko
stuletniego jaja zmienia kolor na ciemnozielony lub czarny i staje się
śluzowate. Białko zamienia się w ciemnozieloną galaretkę. Jajko
wydziela mocną woń siarki i amoniaku.
Wyrafinowaną potrawą szwedzką jest surströmming. Rarytas ten jest sfermentowanym
śledziem bałtyckim z solą. Proces fermentacji może zachodzić jeszcze w puszcze,
więc nie wolno przewozić tej wspaniałości samolotem ze względu na
zagrożenie wybuchem. Po otwarciu wydziela taki aromat, że trzeba go jeść na zewnątrz.
Svið to potrawa islandzka – opalone z wełny i przecięte
na pół głowy owiec, które podaje się z oczami, gotowane w osolonej
wodzie, podawane na gorąco. Dostępny jest również wariant na zimno, w postaci
przekąski. Głowa jest wówczas pokrojona w plastry.
W Izraelu można zjeść szarańczę smażoną w głębokim tłuszczu, pieczoną, gotowaną
albo grillowaną.
W Indiach jada się szczury
gotowane bez skóry w pikantnym sosie. Są bardziej popularne niż
wieprzowina czy kurczaki.
W Afryce je się „śmierdzące
robaki”, czyli śmierdzące pluskwy używane do aromatyzowania gulaszu. Gotowane, wydzielają feromony obronne, od
których bolą oczy, tak jak przy krojeniu cebuli. Można je jeść także
samodzielnie, mają podobno chrupiącą skórkę i smakują jak jabłko.
„Świńskie cukierki”
dostaniecie na Bałkanach (w Chorwacji, Serbii). Jest to pokrojona na
kawałki słonina lub skóra wieprzowa, usmażona na chrupiąco we własnym tłuszczu,
przyprawiona czosnkiem, cebulą i ostrymi przyprawami.
W Ameryce Południowej jedzone są świnki
morskie. Podaje się je najczęściej w całości, pieczone lub
zapiekane. Smakują podobnie jak króliki.
Wieloryby spożywa się w Kanadzie, USA, Japonii, Grenlandii,
Islandii, a nawet w Norwegii. Śmierć tych zwierząt jest bardzo
krwawa. Mięso zawiera rtęć i inne toksyny w dużych ilościach, co może
zemścić się na człowieku (i oby się zemściło!) niewydolnością
narządów i obłędem.
Na Dalekim Wschodzie dostaniecie wino
z myszek – ryżowy alkohol z dodatkiem nowo narodzonych
gryzoni.
W Australii przysmakiem są witchetty
grub – duże, białe larwy ćmy żyjącej
w korzeniach niektórych krzewów. Był to niegdyś podstawowy produkt
spożywczy rdzennych Australijczyków żyjących na pustyni. Można jeść je na
surowo lub lekko podsmażone – wtedy ich skórka chrupie jak u pieczonego
kurczaka, a wnętrze przybiera wygląd i konsystencję jajecznicy.
Smakują jak migdały.
Zgniły rekin to
potrawa islandzka. Jest to mięso rekina poddane fermentacji.
W Azji Południowo-Wschodniej gotuje się zupę z gniazd jerzyka, zbudowanych przez
ptaka z gumowatej śliny. Zazwyczaj znajdują się one na zboczach
wysokich klifów, więc ich zbieranie jest bardzo niebezpieczne. Co roku ginie
przy tym zajęciu nawet do kilkuset osób. Jakoś mi ich nie szkoda.
Laos oferuje zupę z białych
mrówek. Łączy ona mieszankę mrówczych jaj, zarodków i małych
mrówek.
Zupa żółwiowa to wynalazek chińsko-singapursko-amerykański. Gotuje się
ją z mięsa, skóry i wnętrzności żółwia miękkoskorupowego lub błotnego
(tego ostatniego w USA).
Zupę z płetwy rekina zjecie w Chinach, gdzie uważana jest za przysmak.
Jednak zwierzęta w barbarzyński sposób pozbawiane są płetw przez
odcinanie ich od żywych stworzeń, które są wyrzucane z powrotem do morza.
Żmijówka to alkohol wietnamski. W butelce może być kobra,
skorpion, żmija lub jaszczurka.
Nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek napisać tekst
bardziej obrzydliwy od tego. Błeee…
A na deserek wtrynimy człowieczka! |
Nie rusza mnie nic z tych żarełek. Ci, co to jedzą- tubylcy, mają wpisane w lokalny jadłospis i im to nie dziwne, normalne jedzenie, które wcinają od maleńkiego. Inni jeść tego nie muszą. Tak myślę ja, sukinsyn od szynki:)
OdpowiedzUsuńAha i dodam- piłam żmijówkę, nic specjalnego. Oczywiście przy pierwszym kieliszku nie wiedziałam, bo kumpel, który ją stamtąd przywiózł, przezornie owinął butelkę ręcznikiem- taki alkoholowy suprajz miał być i był. Ale nawet, jakbym widziała gadzinę, to i tak przełknęłabym- wóda robi swoje, świetnie wszystko dezynfekuje.
UsuńJedzą od dzieciństwa, ale ile przy tym jedzeniu okrucieństwa!
UsuńP. S. Z tym sukinsynem to Szymborska, nie ja, żeby nie było! 🙃
UsuńNo cóż, "życie to niejebajka..." Walka o byt, w której człowiek dominuje. Ja już tyle inwektyw pod adresem mięsożerców czytałam, że mnie już to ne vadi. Ja się vegetarian nie czepiam, że hektary lasów padają pod uprawy choćby soi. A z tymi lasami niszczeją całe ekosystemy-tak, tak zwierzątka również i to masowo. I ileż to wtedy jest cierpienia... no dobra, nie chcę kontynuować.
UsuńAle ja, brońbuk, absolutnie nie chcę Cię do niczego przekonywać. Jestem potulna i łagodna jak owieczka 😀
Usuńale co jest okrutniejsze: traktować robale muchozolem, azotoxem, czy wódeczką?... przy tych ostatnich jest to chociaż okrucieństwo z elementem baśniowym...
Usuńaha, w Meksyku jest taka odmiana gorzałki właśnie z robalem, takim naprawdę... tylko, że o ile nikt nie wymaga jedzenia żmii ze żmijówki, to robal musi być skonsumowany na koniec obligatoryjnie...
Doprawdy, tak wódka, jak Muchozol są na równi beznadziejne. A propos... naszła mnie ochota na gin z tonikiem.
Usuńjedzenie szarańczy jest dość znane od dawna, ale kiedyś widziałem taki film, jak w Afryce, gdzieś tam, w jakimś regionie, nagle lęgną się masowo takie małe muszki, coś jak meszki syberyjskie i wtedy jest tak gęsto na polu, że ledwo idzie się przecisnąć i Murzyni biorą takie duże i gęste sita, łapią te muszki, wystarczy raz machnąć i pełno, potem je ściskają do kupy, spłaszczają i pieką z tego placki, podpłomyki takie, podobno jest to sezon niezłej wyżerki...
UsuńChyba chciałeś powiedzieć "Afroafrykanie" 🤣 "Murzyn" dzisiaj nie w modzie 😂 Ale co do muszek, pozostaję niewzruszona - nie tknęłabym takiego placka za diabła!
UsuńAfroafrykanie to brzmi tak samo jak "prawdziwy Polak". Parę razy pisałam o nagonkach na mięsożernych, gdzie wyżywano się na nich w bardzo chamski sposób. Jakoś nie widziałam, by mięsożerni naskakiwali tak na wegetarian czy wegan. Mnie nie interesuje jakie preferencje żywieniowe mają inni dopóki sami o tym nie powiedzą. A i wtedy jest mi obojętne czy jedzą zielsko, czy mięso.
UsuńGin z tonikiem? Może być, ale wolę jednak czystą ( bez żmii i robala za to z kłoskiem).
Poza tym rażą mnie określenia jedzenia ":obrzydliwe" czy "Fuj". Jedzenie jest jedzeniem. W tamtych kulturach je się to w innych siamto, ale je często się nie dla widzimisię, a głównie, by żyć. Moja babcia zawsze mówiła, gdy ktoś wybrzydzał i na jedzenie mówił Fuj- " Głodu i ruskich wszy nie przeżyłeś, jedz". Ktoś na robaki mówi fuj, inny dałby majątek za nie, bo taki głód u niego cierpią.
UsuńMam nadzieję, że w Afroafrykaninie wyczułaś ironię 😀. Nowomowne mody językowe mnie doprowadzają do ciężkiej rozpaczy.
UsuńTo co mam powiedzieć, jeśli czuję autentyczne obrzydzenie? Nazywać gówno fiołkiem?
UsuńOczywiście, że wyczułam ironię, mnie ta hiperpoprawność też często wkurza. Nie, nie fiołkami, ale język polski jest bogaty w słownictwo. Wystarczy napisać- nie jadłabym tego, nie lubię, itp. I to nie jest hiperpoprawność, to jest po prostu normalna kultura w podejściu do jedzenia do jego wartości samej w sobie. Nie obraź się Frau- ja tu tak dywaguję, ale jak chcecie pisać w ten sposób, to "Kto bogatemu zabroni". Tak mnie wychowano. że jedzenie się szanuje- każde i nie mówi się na nie Fuj. Wyraziłam swoje zdanie:)
UsuńNo i... ja wiem, że takie nazewnictwo nierzadko "wzbogaca" treść,, tylko czy ono jest w tym przypadku konieczne?
Nie wiem. Zadajesz mi pytania, na które nie znam odpowiedzi 😁
UsuńMoże nie znasz, a może jednak znasz.... :):):) ale spoko... o jedzonku jest a nie o poprawności wysławiania się:)
UsuńNie wiem, czy chcę nazywać to "jedzonkiem", no ale z grubsza wiadomo, o co chodzi 😉
UsuńNiestety, dla mnie wszystko co pochodzi od kręgowców jest nie do zjedzenia. Nieistotne, czy to oczy , czy szynka. Do innych żywych istot też pewnie bym się nie potrafiła przekonać .
OdpowiedzUsuńNo i bardzo się cieszę 🤩 🩷
UsuńBrrr. Jarzyny tez sie je surowe i najlepiej swieze (wyrwane z korzeniami lub posiekane liscie) czyli pelne jeszcze zycia. A wszystkie nasionka czy to nie zarodki przyszlego zycia rosliny? My nie wiemy co znaczy glod.
OdpowiedzUsuńDaj spokój...
UsuńJesli to ma odemnie zalezec: daje spokoj. :)
UsuńTo była przenośnia 😅
UsuńZ listy zjadłabym tylko hagis (mam zamiar kiedyś spróbować), a na popitkę mogłaby być kopi luwak.
OdpowiedzUsuńNo to ja skusiłabym się chyba tylko na kopi luwak.
UsuńHaggis to taka trochę inna kaszanka (a kaszankę lubię), tylko mam w pamięci, że brytyjski czarny i biały pudding mi nie zaimponiły (podają go z full irish breakfast, nigdy nie zjadam do końca). Więc skojarzenia mam pół na pół. A tak w ogóle to w Twoim tekście wymieniłaś w większości jedzenie dla biedoty - jak nie można złapać całego zwierzęcia, to się je resztki, albo to, co się już zdążyło zepsuć, albo w sumie rzeczy niezbyt smaczne, bo lepszy rydz niż nic. Tylko nasza Cywilizacja Przedłużania Penisa Rzeczami Dziwnymi nazywa to rarytasami.
UsuńSłuszne spostrzeżenie. Natomiast ja serdecznie podziękuję za takie rarytasy.
UsuńNie rusza mnie to. A Vegemite lubię.
OdpowiedzUsuńWyjątkiem są tu koty i psy - jak można zabijać i zjadać te cudowne stworzenia? Ja rozumiem, że inna kultura, tradycje i w ogóle, ale mimo wszystko, są jakieś granice.
Surströmminga pozyskiwałam, jednak nie w celu spożycia 😈
Skąd Ty wzięłaś Vegemite?!
Usuńz Allegro?... na przykład...
UsuńSerio? Jest? Idę sprawdzić!
Usuń@Frau Be - jest taki sklep internetowy o nazwie Kuchnie Świata. Tam bez problemu można kupić.
UsuńAle jaki to ma smak?
UsuńWystarcza polskie flaki czy kaszanka, zeby mi zoladek podszedl do gardla. Ale rzeczywiscie te wszystkie wymienione w tekscie potrawy sa dla nas obrzydliwe. Ja w ogole jestem bardzo wybredna i nie ciekawia mnie nowe smaki, boje sie probowac, pozostaje przy znanym i juz sprobowanym. Jadam klasycznie, mieso tez, choc rzadko.
OdpowiedzUsuńMnie absolutnie te nowinki nie pociągają, chyba że do Rygi.
UsuńRany julek, aleś mi apetytu narobiła! A tu zima akurat i gdzie ja mam robali szukać?
OdpowiedzUsuńU mnie 14 na plusie, wbijaj nad Wisłok!
Usuńbalut jadłem przy dawnym Stadionie w wietnamskim rejonie, naprawdę niezłe, z solą, pieprzem i natką pietruszki, akurat miałem farta, bo jak poszła fama, to się zlecieli zewsząd, obleźli wujka i wszystko mu wykupili, tylko potem się wszyscy dziwowali, jak on to przywiózł...
OdpowiedzUsuńczerninę jadłem, kumpel ze wsi od babci przywiózł w baniaku, taka kwaśnawa zupka z domowymi kluseczkami...
marynowane jajka na twardo, przepis ponoć kanadyjski, robiłem sam, do wódeczki pasuje...
skoro o wódeczce mowa, to zaliczyłem koreańską żmijówkę i indonezyjską pająkówkę, z takim włochatym dziadem w butelce, nic specjalnego, wódka jest wódka...
suszone pasikoniki, czy smażone, nie pamiętam dokładnie, można kupić w Krakowie, znam miejsce, ale były tak drogie, że wąż w kieszeni zabronił mi próbować...
reszty nie próbowałem, nie o wszystkim zresztą słyszałem...
ale...
smażone kambodżańskie pająki powstały metodą urealnienia mitu, po prostu turyści zaczęli o to dopytywać, a skoro pojawił się popyt, to automatycznie podaż, na ulicznych stoiskach, miejscowi tego nie jedzą, mają z tego tylko dutki i niezły ubaw...
aha...
koty gastronomiczne można kupić głównie w Tajlandii na bazarze, ale nie chcę o tym gadać, bo to obraża moje uczucia religijnie, wcale nie żartuję, wrrrrr!!!! :/....
p.jzns :)
p.jzns :)
Już samo sformułowanie "kot gastronomiczny" wywołuje we mnie bunt całoosobowościowy. Nie zjada się przyjaciół i rodziny! Swoją drogą, jak Ty mogłeś takie świństwa... No nic, jakoś mogłeś.
UsuńIntryguje mnie, dlaczego zabronione jest jedzenie ludziny. W końcu to też mięso. A propos: czytałeś może "Sekretną kolację" Raphaela Montesa? Jeżeli nie, to gorąco polecam!
p.s. te jajka balut /po wietnamsku to jest jakoś inaczej, ale nie pamiętam/ to oni jeszcze potem sprowadzali, ale już tylko świeże, w zwyczajnej postaci, są bardzo ciemne w nieliczne białe ciapki, taki gatunek kaczki jakiś...
UsuńUważam to za jedną z najbardziej barbarzyńskich potraw i najchętniej zapomniałabym o jej istnieniu, ale co się przeczytało, tego już się nie odczyta...
Usuńp.s.2. pisałaś o woreczkach nasiennych dorsza, wielkie mecyje, bo przecież wcale nie tak dawno /a może dawno?/ w Polsce kupowało się śledzie z beki, jedne były z ikrą, inne z mleczem, to było najlepsze ze śledzia robionego w occie, czy w oleju, komu to przeszkadzało? :)
UsuńNie mam pojęcia. Już nie sprzedają?
Usuńśledzie sprzedają, ale już wysterylizowane pośmiertnie...
UsuńI wykastrowane 😅 Cóż ta cywilizacja z nami robi! 🙃
Usuńa się porobiło... kiedyś kupowało się nerki wieprzowe, to trzeba było wygotować w trzech wodach, smród walił wtedy na całą klatkę schodową, wszyscy wiedzieli, że sąsiad cynaderki pichci... a teraz?... nerki są fabrycznie czyszczone gorącą parą wodną... też dobre potem wychodzi, ale czegoś brakuje, takiego smaczku, zapaszku. a o to wtedy właśnie chodziło w cynaderkach...
UsuńMoja mam przyrządzała mi te cynaderki, gdy byłam dzieckiem, ale czy one były wieprzowe, to głowy nie dam. Coś mi się obija po pamięci, że chyba cielęce, ale mogę się mylić. Pesel zobowiązuje.
UsuńCzernina czyli czarna polewka, przysmak w wielu domach, dobra czernina, to sztuka kulinarna i konieczna z szarymi kluchami!
OdpowiedzUsuńSłyszałam kilka razy o szarych kluskach, ale nie wiem, jak wyglądają i smakują oraz z czego i jak są zrobione. Jakoś nie są popularne w naszym regionie albo po prostu w rodzinie.
UsuńNie potrafię sobie wyobrazić, że czernina może być przysmakiem.
szare kluski są zawsze, jak gospodyni dobrze rąk nie umyje przed lepieniem dowolnych klusek, ale są takie lepione na czysto i też są szare, przepisy są w necie... natomiast szare są porządne pyzy, też odmiana klusek, jak sobie poleżą, a potem idą do odgrzania... jako dzieciak strasznie nie lubiłem tych pyz... pyzów?... a zresztą... za to wariowałem jak były knedle... ale one były zawsze białe jakoś tak...
UsuńMiałam tak samo, pyzy nie chciały mi przejść przez otwór gębowy, knedle zresztą też. Z owocami uwielbiałam i uwielbiam nadal zwykłe pierogi. Chodziło o to ciasto obrzydliwe na pyzy. Dzisiaj już przełknę.
UsuńDoznałam obrzydzenia po tej uwadze o nieumytych rękach, aż mi kawa stanęła w poprzek przełyku 😜
Szare kluski są z przetartych surowych ziemniaków, białe z gotowanych ziemniaków. Szare są takie" lekko strzępiaste, białe gładziutkie:). Krupniok na Śląsku to tradycyjna potrawa- krupnik, nie kaszanka, bo kaszanka jest inaczej robiona (bez krwi). Odmianą krupnioka jest żymlok- krupniok z kawałkami bułki (żymły) w środku.
UsuńO, to mi teraz zrobiłaś poważny szum informacyjny we łbie 😁 Muszę to przetrawić.
UsuńNo rzeczywiście szum. Bo skoro zamierzasz trawić mózgiem? :-D
UsuńZ drugiej strony skoro naukowcy odkryli, że przewód pokarmowy myśli, to czemu mózg nie miałby trawić...
Zamierzam trawić wyłącznie mózgiem, a jelita niech za mnie pomyślą, w końcu jestem w pracy 😁
UsuńCzy jak burczy w brzuchu to znaczy to, że jelita intensywnie myślą?:):):)
UsuńTak mi się wydaje 🤣
Usuń:):):):):)
UsuńChyba że gadają o tym, co wymyśliły 😀
Usuń:):):):) Skutek myślenia może być dwustronny:)
UsuńUps! 😁
UsuńStaram się nie oceniać obyczajów innych, egzotycznych dla mnie, ludów, przez pryzmat swoich preferencji, ponieważ mam zbyt małą wiedzę o tym, jak dana potrawa weszła do jadłospisu i dlaczego. Mogę rzec tylko tyle, jem bardzo mało mięsa, choć jem. Jedyne, co mogłabym rzec w materii postu, to to, ze turystyka podtrzymuje często potrawy, jakich już pewnie nawet by się nie jadało, ze względu na ten egoztyzm właśnie. To, jak zawsze trochę źle, a trochę korzystnie dla tamtejszych ludzi
OdpowiedzUsuńZa to dla zwierząt zupełnie niekorzystne.
UsuńPonoć to biedota wpiernicza, co się nawinie, ale słusznie zauważyła Monika, że część Europejczyków uważa takie obrzydliwości za rarytasy.
Przeczytałam połowę, chyba muszę tę lekturę rozłożyć na raty, jak kiedyś film pt. Ciemne strony rybołówstwa. :((
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ani się nie dziwię, ani nie potępiam - wręcz odwrotnie. Doskonale Cię rozumiem i wiem, co czujesz. Miałam to samo podczas pisania. Wydaje mi się jednak, że większość ludzi pozostaje niewrażliwa.
UsuńObrzydliwy post
OdpowiedzUsuńPrawda? W życiu nie napisałam niczego bardziej obrzydliwego!
Usuńnie przeczytałam. mam złe zdanie o ludziachświniach, choć podobno świnie nie wszystko jedzą i inteligencją grzeszą. mam wyjątkowo złe zdanie o maltretowaniu i hodowaniu zwierząt, nie widzę różnicy miedzy ukochanym kotkiem lub pieskiem a świnią, kozą, owcą, krową, ...
Usuńludzie to chuje.
obrzydzenie bierze na takie jedzenie.
Usuńfuj, fuj
No właśnie, ja też nie widzę różnicy. Ale poza tym kaleczyć albo rwać zębami żywe zwierzę? To nie do wyobrażenia, jak ludzie potrafią być skurwysyńscy. II nawet jedzeniem nie nazwałabym tych wszystkich potraw, niejadalnych przecież dla człowieka przy zdrowych zmysłach.
UsuńAha, i proszę mi tu świń nie obrażać, porównując do nich ludzi!
UsuńPrzepraszam swinie
UsuńSłusznie i naukowo! 😀
UsuńCiekawe, ale fuj!
OdpowiedzUsuńFuj jak sto choler!
UsuńPrzynajmniej pod względem kulinarnym nie jesteśmy jakoś szczególnie wykolejonym narodem 😂 Słyszałem o owej czerninie, ale w moim regionie nie jest popularna i nigdy się z nią nie spotkałem. Zresztą nawet gdybym miał okazję to mając świadomość z czego jest zrobiona zapewne na sam widok bym zwymiotował 🤮
OdpowiedzUsuńU nas też się tego nie je, nie spotkałam się. Ponoć bardziej powszechna jest w północnych regionach Polski, czyli na szczęście daleko od nas 😜
UsuńNiech żrą co chcą byle by zwierzęta przy tym nie cierpiały. Bo to że człowiek i gówno potrafi zjeść wiadomo nie od dziś 😂
UsuńO, właśnie. Niestety, zwierzęta mają pod ręką... Wujek mojego męża podróżował po całym świecie i kosztował wszystkiego, nawet żywych robaków wydłubanych z kawałka drewna. Okropność, wszystkożerność wyniósł z domu, gdy rodzice wyleczyli go raz na zawsze z grymaszenia przy stole.
UsuńJa jednak wszystkożerność rozumiałem inaczej 😂 Nawet ona powinna mieć jakieś granice 😅
UsuńNo właśnie. Ja podobnie 😀
UsuńYumi, co za delicje, zaraz po przeczytaniu Twojego tekstu śniadanie jadłam, bez przeszkód :)
OdpowiedzUsuńOjoj. Nie dałabym rady, podziwiam!
UsuńKiedyś zahaczyłam o program ,,Szokujące potrawy,, na Travel Channel. A czarno na białym w piśmie jest równie ciekawe. Od razu przyszły mi na myśl nasze rodzime podroby, mielone płucka w pierogach, żołądki, ozorki i móżdżki drobiowe, nereczki...
OdpowiedzUsuńNie zapominajmy czym jest kawior...tak popularny w Europie...
Co człowiek jest w stanie zjeść z głodu? Lepiej tego nie sprawdzać...i nie mieć okazji.
O, tak, wolałabym nie mieć okazji, a raczej takiego musu. Podobno Jezus jadł szarańczę na pustyni, ale z tego, co pamiętam, udał się tam dobrowolnie i dobrowolnie zjadał te Bogu ducha winne owady.
UsuńI pomyśleć, że urzędasy z UE chcą pewne rzeczy do nas zaadoptować. Beee...
OdpowiedzUsuńTragedia. Żadnej mąki ze świerszczy nie tknę!
UsuńStraszna mieszanina - mam na myśli bardzo skomplikowane potrawy ze specjalnie spreparowanych części zwierząt a z drugiej strony mięso z kangura, masowo występującego ssaka - bardzo zdrowy i smaczny.
OdpowiedzUsuńPodobnie Wichita Grub - bardzo sympatyczna larwa - przysmak Aborygenów, kłopot w tym, że trzeba jechać na pustynię i wprosić się dla Aborygenów na ognisko.
Yyyy... jadłeś kangura?!
UsuńOczywiście - ostatni raz niecały rok temu ==> https://bloginglife2.blogspot.com/2024/04/kangur-po-francusku.html . Jadłem też krokodyla, nie jadłem jeszcze emu :((
UsuńO mamusiu... 😫
UsuńCzytanie poszło mi bez oporu. Z doświadczeń własnych zaś pamiętam taką imprezę w studenckich czasach gdyby skończyła się wóda a smak na nią pozostał. Gospodarz miał w domu tylko wietnamską żmijówkę . Najpierw oglądaliśmy z zaciekawieniem butelkę i tkwiące w niej zwierzę. Potem pierwszy odważny spróbował i poszło. Był o alkohol kończący imprezę. Gdy rano obudziliśmy się ze zdziwieniem zauważyliśmy iż butelka jest pusta. Nie było w niej wódki, ale również żmii. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Tajemnica nie została nigdy wyjaśniona. Podejrzenia o konsumpcję nie udowodniono.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że żmii było już wszystko jedno, jednak jej zniknięcie pewnie już pozostanie tajemnicą na wieki.
UsuńAntoni, a kota sprawdziliście? Był trzeźwy?
UsuńSkąd wiesz, że tam był kot? 😮
UsuńPytanie w ciemno, zakładam, że był , a koty lubią broić po takich imprezkach. Wiesz, skok na stół, penetrowanie talerzy, półmisków, kieliszków. Miałam koty, paskudy tak się zachowywały nieupilnowane.
UsuńO, dużo mogłabym o tym opowiedzieć. O penetrowaniu, kradziejstwie, nieuprawnionej konsumpcji... 😀
UsuńNo to i węża w spirytusie mógł zeżreć:) Wyobrażasz sobie kocurka po takiej konsumpcji? idzie, co trzy kroki kładzie się na grzbiet i wydaje radosne MIAU!
UsuńMój Niuniuś i bez tego był radośnie popieprzony 😀 Natomiast dziewczyny lubią piwo 🍺
UsuńRadośnie popieprzony :):):) Już go widzę:):):)
UsuńCudowny był! Mój najukochańszy i najmojszy kot z wszystkich, jakie były i jakie są. Kochałam go nad życie. Może dlatego, że też jestem radośnie popieprzona 🙃
UsuńChiny to stan umysłu :P Brrrr!
OdpowiedzUsuńOj, tak! 😑
Usuń