28 stycznia 2025

164. Człowiek nie świnia, wszystko zeżre

Ten post jest dla ludzi o stalowych nerwach i niewrażliwych żołądkach. Po przemyśleniu i tak złagodziłam formę, rezygnując ze wstawienia zdjęć.

To się w głowie nie mieści, co ludzie potrafią zjeść i jacy przy tym są okrutni.

Czytajcie więc, a ja idę po wiadro.

Na Filipinach, w Kambodży, Wietnamie i Tajlandii zajada się balut. Jest to rozwijający się zarodek kaczki lub gęsi gotowany żywcem w skorupce.

Islandia oferuje baranie jądra gotowane w warzywnym bulionie lub wędzone.

W Korei Południowej gotuje się na parze lekko przyprawione larwy jedwabników. Jest to popularna przekąska o konsystencji twarogu, zwana beondegi.

Casu marzu to francuski ser z larwami owadów. Wyrabia się go z mleka owczego i pozwala się złożyć owadom jaja, z których wylęgają się larwy poprawiające smak sera. Muszą być żywe, ponieważ martwe mogłyby być przyczyną zatrucia. Lubią skakać, przy jedzeniu należy uważać na oczy. Niestety, larwy czasem przeżywają w żołądku lub jelitach konsumenta i tam ulegają dalszemu rozwojowi.

Wietnamczycy wymyślili cobra heart. Biedne stworzenia (węże) rozcina się żywcem przy kliencie i wyjmuje się wciąż bijące serce, które następnie umieszcza się w kieliszku z wódką doprawioną krwią zwierzęcia. W drugim kieliszku znajduje się wódka z jego żółcią.

W niektórych regionach Polski zjecie czerninę – zupę na bazie rosołu, z dodatkiem kaczej lub gęsiej krwi, octu i cukru. Można ją jeść z jabłkami, gruszkami, śliwkami, wiśniami.

Bliski Wschód, Europa Wschodnia i Turcja mogą poszczycić się duszonymi głowami i stopami krów, które służą za przekąskę i przysmak.

W Meksyku zjecie escamol, czyli danie z larw i poczwarek dużych, jadowitych mrówek zbieranych na roślinach tequila lub mescal. Ma konsystencję twarogu i maślany, orzechowy smak. Uważane jest za przysmak. Mrówki dodawane są do większości meksykańskich potraw.

Japońskim numerem popisowym jest fugu – potrawa z ryby rozdymki o śmiertelnie trujących wnętrznościach i krwi. Jest to danie ryzykowne, które mogą przyrządzać jedynie specjalnie przeszkoleni kucharze w certyfikowanych restauracjach, potrafiący skrupulatnie oczyścić mięso z toksyn. Mimo wszelkich obwarowań i środków ostrożności co roku po zjedzeniu fugu umiera kilka do kilkunastu osób.

Japończycy jadają też gałki oczne tuńczyka, które podobno smakują podobnie jak ośmiornice i kałamarnice.

W południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych smaży się grzechotniki. Przed smażeniem oddziela się mięso od kości, panieruje w mące z bułką tartą i przyprawami, smaży na głębokim tłuszczu, a potem chrupie.

W Meksyku można zjeść gusano rojo, czyli smażone i serwowane z dodatkami gąsienice motyla występującego na agawach.

W Szkocji jada się potrawę o nazwie haggis. Są to owcze serca, wątroba i płuca zmielone i zmieszane z cebulą, płatkami owsianymi, łojem i solą oraz przyprawami, gotowane w żołądku zwierzęcia.

Hákarl to potrawa islandzka. Są to fermentujące zwłoki rekina grenlandzkiego, które zakopuje się w ziemi i dociska kamieniami, żeby zostały odprowadzone trujące płyny wewnętrzne. Potem mięso to wiesza się do wyschnięcia, kroi się w paski i podaje do spożycia. Wydziela silną woń amoniaku i ma silny rybi smak.

Tajlandia kusi przekąską jing leed, czyli wielkimi, dorosłymi konikami polnymi przyprawionymi solą, pieprzem oraz chili i smażonymi w dużym woku. Ponoć po ugryzieniu z konika wypływa „sok”.

Kangura spożywa się w Australii. Była to podstawa żywienia rdzennych Australijczyków. Podaje się go na wiele sposobów: w formie steku, kiełbaski lub hamburgera.

Najdroższą kawą na świecie jest indonezyjska pozbawiona goryczki kopi luwak. W produkcji tego napoju biorą aktywny udział cywety, zwierzątka, które zjadają dojrzałe owoce kawowca i wydalają niestrawione nasiona, które następnie są płukane i prażone.

W Azji Wschodniej, a zwłaszcza w Chinach i Korei podaje się pieczone koty. Nigdy w życiu tam nie pojadę!!!

Krakersy z osami to specjał japoński. Jest to rodzaj herbatników wypełnionych osami – coś w rodzaju naszych ciastek z kawałkami czekolady.

W Australii, Azji Południowo-Wschodniej i Afryce za przysmak uważane jest mięso krokodyla. Smakuje jak skrzyżowanie kurczaka z krabem.

Lizaki z robakami to wynalazek azjatycki, ale można je kupić nawet w Polsce. Zazwyczaj w środku znajduje się szarańcza.

W Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Australii spotkacie się z Marmite lub Vegemite. Jest to lepka, brązowa pasta o słonym smaku, którą smaruje się pieczywo albo spożywa się z serem. Produkowana jest z ekstraktu drożdżowego, tj. zawiesiny z dna beczki. Pisał o niej kiedyś Lech.

Również w Wielkiej Brytanii dostaniecie marynowane jajka przygotowane w ten sposób, że po ugotowaniu na twardo wkłada się je do słoika z octem, który przenika do środka. Są raczej nieprzyjemnie kwaśne.

Mięsem kwitnącej wiśni dysponuje Japonia. Jest to surowa konina podawana samodzielnie lub jako składnik sushi.

Mięso z buszu jedzone jest na terenie Afryki. W grę wchodzi mięso dzikich zwierząt, np. żyraf, lemurów, małp… To już odbywa się na granicy kanibalizmu, bo DNA małpy jest bardzo zbliżone do ludzkiego.

W Afryce Południowej skosztujecie mopane worms. Są to suszone lub wędzone duże, tłuste i soczyste robaki pełne mięsa. Zazwyczaj ponownie się je nawilża i gotuje w sosie pomidorowym lub chili. Smakują jak grillowany kurczak w miodzie.

Sumatra oferuje w jadłospisie mrówki i ich larwy.

Muktuk to potrawa grenlandzka składająca się z mrożonej skóry i tłuszczu wieloryba, podawana jest na surowo lub w postaci marynowanej.

Amerykańskie „Ostrygi z Gór Skalistych” to przewrotna nazwa, pod którą kryje się danie z byczych jąder zanurzonych w cieście z mąki, pieprzu i soli i obsmażonych w głębokim tłuszczu.

W Pekinie jada się penisy jeleni, jaków, koni, baranów, osłów, fok, kaczek i psów w polewie curry. Nie jadę.

Co powiedzielibyście na pijaną krewetkę? W Chinach podaje się ją duszoną w mocnym trunku o nazwie baijiu.

Pieczone psy zjadają Koreańczycy, Chińczycy i Wietnamczycy. Niech ich szlag!

Rozgwiazda to przysmak chiński poddawany obróbce termicznej. Przed jedzeniem należy odłamać jedno z ramion i obrać twardą, kolczastą skórę, aby dostać się do mięsa w środku.

Przerażającą potrawą chińską jest ryba ying-yang, smażona w głębokim tłuszczu, a jednocześnie utrzymywana przy życiu.

W Azji Południowo-Wschodniej spożywa się sago delight, czyli larwy sago o kremowym smaku (gdy są surowe) lub smakujące jak boczek po ugotowaniu. Są bardzo mięsiste.

Sannakji to odcięte żywcem macki małej ośmiornicy i podawane wciąż wijące się na talerzu. Tę okropność serwuje się w Korei Południowej. Brak mi słów.

W Japonii serwuje się shiokara. Na danie to składają się kawałki mięsa różnych morskich stworzeń. Podaje się je na surowo, w brązowej, lepkiej paście z ich własnych solonych i sfermentowanych wnętrzności.

Również w Japonii spożywa się miękkie i kremowe shiraku – woreczek nasienny dorsza gotowany na parze lub smażony w głębokim tłuszczu.

Chińskie smażone skorpiony to chrupiący przysmak przypominający chipsy.

W Kambodży możecie skosztować smażonego pająka (tarantuli i innych, których rozmiary sięgają ludzkiej dłoni). Przygotowywany jest on poprzez marynowanie w glutaminianie sodu, cukrze i soli, a następnie smażenie z czosnkiem. Pająki mają więcej mięsa niż koniki polne, ale za to w odwłoku mają maź składającą się z wnętrzności, jaj i odchodów.

Pod romantyczną nazwą „Smok w płomieniu pożądania” kryje się potrawa chińska: podany w wymyślny sposób upieczony penis jaka.

Na Alasce i w USA spożywa się stinkheads – sfermentowaną głowę łososia królewskiego, zakopanego na kilka tygodni i podawaną w formie ostrej papki o konsystencji kitu.

W Chinach spożywa się stuletnie jaja. Choć nie są one rzeczywiście stuletnie, nie zachęcają mnie do degustacji, ponieważ są dość zgniłe. Jajka są przechowywane przez kilka miesięcy w mieszance gliny z popiołem i palonym wapnem. Żółtko stuletniego jaja zmienia kolor na ciemnozielony lub czarny i staje się śluzowate. Białko zamienia się w ciemnozieloną galaretkę. Jajko wydziela mocną woń siarki i amoniaku.

Wyrafinowaną potrawą szwedzką jest surströmming. Rarytas ten jest sfermentowanym śledziem bałtyckim z solą. Proces fermentacji może zachodzić jeszcze w puszcze, więc nie wolno przewozić tej wspaniałości samolotem ze względu na zagrożenie wybuchem. Po otwarciu wydziela taki aromat, że trzeba go jeść na zewnątrz.

Svið to potrawa islandzka – opalone z wełny i przecięte na pół głowy owiec, które podaje się z oczami, gotowane w osolonej wodzie, podawane na gorąco. Dostępny jest również wariant na zimno, w postaci przekąski. Głowa jest wówczas pokrojona w plastry.

W Izraelu można zjeść szarańczę smażoną w głębokim tłuszczu, pieczoną, gotowaną albo grillowaną.

W Indiach jada się szczury gotowane bez skóry w pikantnym sosie. Są bardziej popularne niż wieprzowina czy kurczaki.

W Afryce je się „śmierdzące robaki”, czyli śmierdzące pluskwy używane do aromatyzowania gulaszu. Gotowane, wydzielają feromony obronne, od których bolą oczy, tak jak przy krojeniu cebuli. Można je jeść także samodzielnie, mają podobno chrupiącą skórkę i smakują jak jabłko.

„Świńskie cukierki” dostaniecie na Bałkanach (w Chorwacji, Serbii). Jest to pokrojona na kawałki słonina lub skóra wieprzowa, usmażona na chrupiąco we własnym tłuszczu, przyprawiona czosnkiem, cebulą i ostrymi przyprawami.

W Ameryce Południowej jedzone są świnki morskie. Podaje się je najczęściej w całości, pieczone lub zapiekane. Smakują podobnie jak króliki.

Wieloryby spożywa się w Kanadzie, USA, Japonii, Grenlandii, Islandii, a nawet w Norwegii. Śmierć tych zwierząt jest bardzo krwawa. Mięso zawiera rtęć i inne toksyny w dużych ilościach, co może zemścić się na człowieku (i oby się zemściło!) niewydolnością narządów i obłędem.

Na Dalekim Wschodzie dostaniecie wino z myszek – ryżowy alkohol z dodatkiem nowo narodzonych gryzoni.

W Australii przysmakiem są witchetty grub – duże, białe larwy ćmy żyjącej w korzeniach niektórych krzewów. Był to niegdyś podstawowy produkt spożywczy rdzennych Australijczyków żyjących na pustyni. Można jeść je na surowo lub lekko podsmażone – wtedy ich skórka chrupie jak u pieczonego kurczaka, a wnętrze przybiera wygląd i konsystencję jajecznicy. Smakują jak migdały.

Zgniły rekin to potrawa islandzka. Jest to mięso rekina poddane fermentacji.

W Azji Południowo-Wschodniej gotuje się zupę z gniazd jerzyka, zbudowanych przez ptaka z gumowatej śliny. Zazwyczaj znajdują się one na zboczach wysokich klifów, więc ich zbieranie jest bardzo niebezpieczne. Co roku ginie przy tym zajęciu nawet do kilkuset osób. Jakoś mi ich nie szkoda.

Laos oferuje zupę z białych mrówek. Łączy ona mieszankę mrówczych jaj, zarodków i małych mrówek.

Zupa żółwiowa to wynalazek chińsko-singapursko-amerykański. Gotuje się ją z mięsa, skóry i wnętrzności żółwia miękkoskorupowego lub błotnego (tego ostatniego w USA).

Zupę z płetwy rekina zjecie w Chinach, gdzie uważana jest za przysmak. Jednak zwierzęta w barbarzyński sposób pozbawiane są płetw przez odcinanie ich od żywych stworzeń, które są wyrzucane z powrotem do morza.

Żmijówka to alkohol wietnamski. W butelce może być kobra, skorpion, żmija lub jaszczurka.

Nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek napisać tekst bardziej obrzydliwy od tego. Błeee…

A na deserek wtrynimy człowieczka!


 
Tylko wielkie sukinsyny
wolą szynkę od jarzyny.
/W. Szymborska/

104 komentarze:

  1. Nie rusza mnie nic z tych żarełek. Ci, co to jedzą- tubylcy, mają wpisane w lokalny jadłospis i im to nie dziwne, normalne jedzenie, które wcinają od maleńkiego. Inni jeść tego nie muszą. Tak myślę ja, sukinsyn od szynki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i dodam- piłam żmijówkę, nic specjalnego. Oczywiście przy pierwszym kieliszku nie wiedziałam, bo kumpel, który ją stamtąd przywiózł, przezornie owinął butelkę ręcznikiem- taki alkoholowy suprajz miał być i był. Ale nawet, jakbym widziała gadzinę, to i tak przełknęłabym- wóda robi swoje, świetnie wszystko dezynfekuje.

      Usuń
    2. Jedzą od dzieciństwa, ale ile przy tym jedzeniu okrucieństwa!

      Usuń
    3. P. S. Z tym sukinsynem to Szymborska, nie ja, żeby nie było! 🙃

      Usuń
    4. No cóż, "życie to niejebajka..." Walka o byt, w której człowiek dominuje. Ja już tyle inwektyw pod adresem mięsożerców czytałam, że mnie już to ne vadi. Ja się vegetarian nie czepiam, że hektary lasów padają pod uprawy choćby soi. A z tymi lasami niszczeją całe ekosystemy-tak, tak zwierzątka również i to masowo. I ileż to wtedy jest cierpienia... no dobra, nie chcę kontynuować.

      Usuń
    5. Ale ja, brońbuk, absolutnie nie chcę Cię do niczego przekonywać. Jestem potulna i łagodna jak owieczka 😀

      Usuń
    6. ale co jest okrutniejsze: traktować robale muchozolem, azotoxem, czy wódeczką?... przy tych ostatnich jest to chociaż okrucieństwo z elementem baśniowym...
      aha, w Meksyku jest taka odmiana gorzałki właśnie z robalem, takim naprawdę... tylko, że o ile nikt nie wymaga jedzenia żmii ze żmijówki, to robal musi być skonsumowany na koniec obligatoryjnie...

      Usuń
    7. Doprawdy, tak wódka, jak Muchozol są na równi beznadziejne. A propos... naszła mnie ochota na gin z tonikiem.

      Usuń
    8. jedzenie szarańczy jest dość znane od dawna, ale kiedyś widziałem taki film, jak w Afryce, gdzieś tam, w jakimś regionie, nagle lęgną się masowo takie małe muszki, coś jak meszki syberyjskie i wtedy jest tak gęsto na polu, że ledwo idzie się przecisnąć i Murzyni biorą takie duże i gęste sita, łapią te muszki, wystarczy raz machnąć i pełno, potem je ściskają do kupy, spłaszczają i pieką z tego placki, podpłomyki takie, podobno jest to sezon niezłej wyżerki...

      Usuń
    9. Chyba chciałeś powiedzieć "Afroafrykanie" 🤣 "Murzyn" dzisiaj nie w modzie 😂 Ale co do muszek, pozostaję niewzruszona - nie tknęłabym takiego placka za diabła!

      Usuń
    10. Afroafrykanie to brzmi tak samo jak "prawdziwy Polak". Parę razy pisałam o nagonkach na mięsożernych, gdzie wyżywano się na nich w bardzo chamski sposób. Jakoś nie widziałam, by mięsożerni naskakiwali tak na wegetarian czy wegan. Mnie nie interesuje jakie preferencje żywieniowe mają inni dopóki sami o tym nie powiedzą. A i wtedy jest mi obojętne czy jedzą zielsko, czy mięso.
      Gin z tonikiem? Może być, ale wolę jednak czystą ( bez żmii i robala za to z kłoskiem).

      Usuń
    11. Poza tym rażą mnie określenia jedzenia ":obrzydliwe" czy "Fuj". Jedzenie jest jedzeniem. W tamtych kulturach je się to w innych siamto, ale je często się nie dla widzimisię, a głównie, by żyć. Moja babcia zawsze mówiła, gdy ktoś wybrzydzał i na jedzenie mówił Fuj- " Głodu i ruskich wszy nie przeżyłeś, jedz". Ktoś na robaki mówi fuj, inny dałby majątek za nie, bo taki głód u niego cierpią.

      Usuń
    12. Mam nadzieję, że w Afroafrykaninie wyczułaś ironię 😀. Nowomowne mody językowe mnie doprowadzają do ciężkiej rozpaczy.

      Usuń
    13. To co mam powiedzieć, jeśli czuję autentyczne obrzydzenie? Nazywać gówno fiołkiem?

      Usuń
    14. Oczywiście, że wyczułam ironię, mnie ta hiperpoprawność też często wkurza. Nie, nie fiołkami, ale język polski jest bogaty w słownictwo. Wystarczy napisać- nie jadłabym tego, nie lubię, itp. I to nie jest hiperpoprawność, to jest po prostu normalna kultura w podejściu do jedzenia do jego wartości samej w sobie. Nie obraź się Frau- ja tu tak dywaguję, ale jak chcecie pisać w ten sposób, to "Kto bogatemu zabroni". Tak mnie wychowano. że jedzenie się szanuje- każde i nie mówi się na nie Fuj. Wyraziłam swoje zdanie:)
      No i... ja wiem, że takie nazewnictwo nierzadko "wzbogaca" treść,, tylko czy ono jest w tym przypadku konieczne?

      Usuń
    15. Nie wiem. Zadajesz mi pytania, na które nie znam odpowiedzi 😁

      Usuń
    16. Może nie znasz, a może jednak znasz.... :):):) ale spoko... o jedzonku jest a nie o poprawności wysławiania się:)

      Usuń
    17. Nie wiem, czy chcę nazywać to "jedzonkiem", no ale z grubsza wiadomo, o co chodzi 😉

      Usuń
  2. Niestety, dla mnie wszystko co pochodzi od kręgowców jest nie do zjedzenia. Nieistotne, czy to oczy , czy szynka. Do innych żywych istot też pewnie bym się nie potrafiła przekonać .

    OdpowiedzUsuń
  3. Brrr. Jarzyny tez sie je surowe i najlepiej swieze (wyrwane z korzeniami lub posiekane liscie) czyli pelne jeszcze zycia. A wszystkie nasionka czy to nie zarodki przyszlego zycia rosliny? My nie wiemy co znaczy glod.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z listy zjadłabym tylko hagis (mam zamiar kiedyś spróbować), a na popitkę mogłaby być kopi luwak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja skusiłabym się chyba tylko na kopi luwak.

      Usuń
    2. Haggis to taka trochę inna kaszanka (a kaszankę lubię), tylko mam w pamięci, że brytyjski czarny i biały pudding mi nie zaimponiły (podają go z full irish breakfast, nigdy nie zjadam do końca). Więc skojarzenia mam pół na pół. A tak w ogóle to w Twoim tekście wymieniłaś w większości jedzenie dla biedoty - jak nie można złapać całego zwierzęcia, to się je resztki, albo to, co się już zdążyło zepsuć, albo w sumie rzeczy niezbyt smaczne, bo lepszy rydz niż nic. Tylko nasza Cywilizacja Przedłużania Penisa Rzeczami Dziwnymi nazywa to rarytasami.

      Usuń
    3. Słuszne spostrzeżenie. Natomiast ja serdecznie podziękuję za takie rarytasy.

      Usuń
  5. Nie rusza mnie to. A Vegemite lubię.
    Wyjątkiem są tu koty i psy - jak można zabijać i zjadać te cudowne stworzenia? Ja rozumiem, że inna kultura, tradycje i w ogóle, ale mimo wszystko, są jakieś granice.
    Surströmminga pozyskiwałam, jednak nie w celu spożycia 😈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd Ty wzięłaś Vegemite?!

      Usuń
    2. z Allegro?... na przykład...

      Usuń
    3. Serio? Jest? Idę sprawdzić!

      Usuń
    4. @Frau Be - jest taki sklep internetowy o nazwie Kuchnie Świata. Tam bez problemu można kupić.

      Usuń
    5. Ale jaki to ma smak?

      Usuń
  6. Wystarcza polskie flaki czy kaszanka, zeby mi zoladek podszedl do gardla. Ale rzeczywiscie te wszystkie wymienione w tekscie potrawy sa dla nas obrzydliwe. Ja w ogole jestem bardzo wybredna i nie ciekawia mnie nowe smaki, boje sie probowac, pozostaje przy znanym i juz sprobowanym. Jadam klasycznie, mieso tez, choc rzadko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie absolutnie te nowinki nie pociągają, chyba że do Rygi.

      Usuń
  7. Rany julek, aleś mi apetytu narobiła! A tu zima akurat i gdzie ja mam robali szukać?

    OdpowiedzUsuń
  8. balut jadłem przy dawnym Stadionie w wietnamskim rejonie, naprawdę niezłe, z solą, pieprzem i natką pietruszki, akurat miałem farta, bo jak poszła fama, to się zlecieli zewsząd, obleźli wujka i wszystko mu wykupili, tylko potem się wszyscy dziwowali, jak on to przywiózł...
    czerninę jadłem, kumpel ze wsi od babci przywiózł w baniaku, taka kwaśnawa zupka z domowymi kluseczkami...
    marynowane jajka na twardo, przepis ponoć kanadyjski, robiłem sam, do wódeczki pasuje...
    skoro o wódeczce mowa, to zaliczyłem koreańską żmijówkę i indonezyjską pająkówkę, z takim włochatym dziadem w butelce, nic specjalnego, wódka jest wódka...
    suszone pasikoniki, czy smażone, nie pamiętam dokładnie, można kupić w Krakowie, znam miejsce, ale były tak drogie, że wąż w kieszeni zabronił mi próbować...
    reszty nie próbowałem, nie o wszystkim zresztą słyszałem...
    ale...
    smażone kambodżańskie pająki powstały metodą urealnienia mitu, po prostu turyści zaczęli o to dopytywać, a skoro pojawił się popyt, to automatycznie podaż, na ulicznych stoiskach, miejscowi tego nie jedzą, mają z tego tylko dutki i niezły ubaw...
    aha...
    koty gastronomiczne można kupić głównie w Tajlandii na bazarze, ale nie chcę o tym gadać, bo to obraża moje uczucia religijnie, wcale nie żartuję, wrrrrr!!!! :/....
    p.jzns :)
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już samo sformułowanie "kot gastronomiczny" wywołuje we mnie bunt całoosobowościowy. Nie zjada się przyjaciół i rodziny! Swoją drogą, jak Ty mogłeś takie świństwa... No nic, jakoś mogłeś.
      Intryguje mnie, dlaczego zabronione jest jedzenie ludziny. W końcu to też mięso. A propos: czytałeś może "Sekretną kolację" Raphaela Montesa? Jeżeli nie, to gorąco polecam!

      Usuń
    2. p.s. te jajka balut /po wietnamsku to jest jakoś inaczej, ale nie pamiętam/ to oni jeszcze potem sprowadzali, ale już tylko świeże, w zwyczajnej postaci, są bardzo ciemne w nieliczne białe ciapki, taki gatunek kaczki jakiś...

      Usuń
    3. Uważam to za jedną z najbardziej barbarzyńskich potraw i najchętniej zapomniałabym o jej istnieniu, ale co się przeczytało, tego już się nie odczyta...

      Usuń
    4. p.s.2. pisałaś o woreczkach nasiennych dorsza, wielkie mecyje, bo przecież wcale nie tak dawno /a może dawno?/ w Polsce kupowało się śledzie z beki, jedne były z ikrą, inne z mleczem, to było najlepsze ze śledzia robionego w occie, czy w oleju, komu to przeszkadzało? :)

      Usuń
    5. Nie mam pojęcia. Już nie sprzedają?

      Usuń
    6. śledzie sprzedają, ale już wysterylizowane pośmiertnie...

      Usuń
    7. I wykastrowane 😅 Cóż ta cywilizacja z nami robi! 🙃

      Usuń
    8. a się porobiło... kiedyś kupowało się nerki wieprzowe, to trzeba było wygotować w trzech wodach, smród walił wtedy na całą klatkę schodową, wszyscy wiedzieli, że sąsiad cynaderki pichci... a teraz?... nerki są fabrycznie czyszczone gorącą parą wodną... też dobre potem wychodzi, ale czegoś brakuje, takiego smaczku, zapaszku. a o to wtedy właśnie chodziło w cynaderkach...

      Usuń
    9. Moja mam przyrządzała mi te cynaderki, gdy byłam dzieckiem, ale czy one były wieprzowe, to głowy nie dam. Coś mi się obija po pamięci, że chyba cielęce, ale mogę się mylić. Pesel zobowiązuje.

      Usuń
  9. Czernina czyli czarna polewka, przysmak w wielu domach, dobra czernina, to sztuka kulinarna i konieczna z szarymi kluchami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam kilka razy o szarych kluskach, ale nie wiem, jak wyglądają i smakują oraz z czego i jak są zrobione. Jakoś nie są popularne w naszym regionie albo po prostu w rodzinie.
      Nie potrafię sobie wyobrazić, że czernina może być przysmakiem.

      Usuń
    2. szare kluski są zawsze, jak gospodyni dobrze rąk nie umyje przed lepieniem dowolnych klusek, ale są takie lepione na czysto i też są szare, przepisy są w necie... natomiast szare są porządne pyzy, też odmiana klusek, jak sobie poleżą, a potem idą do odgrzania... jako dzieciak strasznie nie lubiłem tych pyz... pyzów?... a zresztą... za to wariowałem jak były knedle... ale one były zawsze białe jakoś tak...

      Usuń
    3. Miałam tak samo, pyzy nie chciały mi przejść przez otwór gębowy, knedle zresztą też. Z owocami uwielbiałam i uwielbiam nadal zwykłe pierogi. Chodziło o to ciasto obrzydliwe na pyzy. Dzisiaj już przełknę.
      Doznałam obrzydzenia po tej uwadze o nieumytych rękach, aż mi kawa stanęła w poprzek przełyku 😜

      Usuń
    4. Szare kluski są z przetartych surowych ziemniaków, białe z gotowanych ziemniaków. Szare są takie" lekko strzępiaste, białe gładziutkie:). Krupniok na Śląsku to tradycyjna potrawa- krupnik, nie kaszanka, bo kaszanka jest inaczej robiona (bez krwi). Odmianą krupnioka jest żymlok- krupniok z kawałkami bułki (żymły) w środku.

      Usuń
    5. O, to mi teraz zrobiłaś poważny szum informacyjny we łbie 😁 Muszę to przetrawić.

      Usuń
    6. No rzeczywiście szum. Bo skoro zamierzasz trawić mózgiem? :-D
      Z drugiej strony skoro naukowcy odkryli, że przewód pokarmowy myśli, to czemu mózg nie miałby trawić...

      Usuń
    7. Zamierzam trawić wyłącznie mózgiem, a jelita niech za mnie pomyślą, w końcu jestem w pracy 😁

      Usuń
    8. Czy jak burczy w brzuchu to znaczy to, że jelita intensywnie myślą?:):):)

      Usuń
    9. Tak mi się wydaje 🤣

      Usuń
    10. Chyba że gadają o tym, co wymyśliły 😀

      Usuń
    11. :):):):) Skutek myślenia może być dwustronny:)

      Usuń
  10. Staram się nie oceniać obyczajów innych, egzotycznych dla mnie, ludów, przez pryzmat swoich preferencji, ponieważ mam zbyt małą wiedzę o tym, jak dana potrawa weszła do jadłospisu i dlaczego. Mogę rzec tylko tyle, jem bardzo mało mięsa, choć jem. Jedyne, co mogłabym rzec w materii postu, to to, ze turystyka podtrzymuje często potrawy, jakich już pewnie nawet by się nie jadało, ze względu na ten egoztyzm właśnie. To, jak zawsze trochę źle, a trochę korzystnie dla tamtejszych ludzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to dla zwierząt zupełnie niekorzystne.
      Ponoć to biedota wpiernicza, co się nawinie, ale słusznie zauważyła Monika, że część Europejczyków uważa takie obrzydliwości za rarytasy.

      Usuń
  11. Przeczytałam połowę, chyba muszę tę lekturę rozłożyć na raty, jak kiedyś film pt. Ciemne strony rybołówstwa. :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Ani się nie dziwię, ani nie potępiam - wręcz odwrotnie. Doskonale Cię rozumiem i wiem, co czujesz. Miałam to samo podczas pisania. Wydaje mi się jednak, że większość ludzi pozostaje niewrażliwa.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Prawda? W życiu nie napisałam niczego bardziej obrzydliwego!

      Usuń
    2. nie przeczytałam. mam złe zdanie o ludziachświniach, choć podobno świnie nie wszystko jedzą i inteligencją grzeszą. mam wyjątkowo złe zdanie o maltretowaniu i hodowaniu zwierząt, nie widzę różnicy miedzy ukochanym kotkiem lub pieskiem a świnią, kozą, owcą, krową, ...
      ludzie to chuje.

      Usuń
    3. obrzydzenie bierze na takie jedzenie.
      fuj, fuj

      Usuń
    4. No właśnie, ja też nie widzę różnicy. Ale poza tym kaleczyć albo rwać zębami żywe zwierzę? To nie do wyobrażenia, jak ludzie potrafią być skurwysyńscy. II nawet jedzeniem nie nazwałabym tych wszystkich potraw, niejadalnych przecież dla człowieka przy zdrowych zmysłach.

      Usuń
    5. Aha, i proszę mi tu świń nie obrażać, porównując do nich ludzi!

      Usuń
    6. Słusznie i naukowo! 😀

      Usuń
  13. Przynajmniej pod względem kulinarnym nie jesteśmy jakoś szczególnie wykolejonym narodem 😂 Słyszałem o owej czerninie, ale w moim regionie nie jest popularna i nigdy się z nią nie spotkałem. Zresztą nawet gdybym miał okazję to mając świadomość z czego jest zrobiona zapewne na sam widok bym zwymiotował 🤮

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też się tego nie je, nie spotkałam się. Ponoć bardziej powszechna jest w północnych regionach Polski, czyli na szczęście daleko od nas 😜

      Usuń
    2. Niech żrą co chcą byle by zwierzęta przy tym nie cierpiały. Bo to że człowiek i gówno potrafi zjeść wiadomo nie od dziś 😂

      Usuń
    3. O, właśnie. Niestety, zwierzęta mają pod ręką... Wujek mojego męża podróżował po całym świecie i kosztował wszystkiego, nawet żywych robaków wydłubanych z kawałka drewna. Okropność, wszystkożerność wyniósł z domu, gdy rodzice wyleczyli go raz na zawsze z grymaszenia przy stole.

      Usuń
    4. Ja jednak wszystkożerność rozumiałem inaczej 😂 Nawet ona powinna mieć jakieś granice 😅

      Usuń
    5. No właśnie. Ja podobnie 😀

      Usuń
  14. Yumi, co za delicje, zaraz po przeczytaniu Twojego tekstu śniadanie jadłam, bez przeszkód :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedyś zahaczyłam o program ,,Szokujące potrawy,, na Travel Channel. A czarno na białym w piśmie jest równie ciekawe. Od razu przyszły mi na myśl nasze rodzime podroby, mielone płucka w pierogach, żołądki, ozorki i móżdżki drobiowe, nereczki...
    Nie zapominajmy czym jest kawior...tak popularny w Europie...
    Co człowiek jest w stanie zjeść z głodu? Lepiej tego nie sprawdzać...i nie mieć okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak, wolałabym nie mieć okazji, a raczej takiego musu. Podobno Jezus jadł szarańczę na pustyni, ale z tego, co pamiętam, udał się tam dobrowolnie i dobrowolnie zjadał te Bogu ducha winne owady.

      Usuń
  16. I pomyśleć, że urzędasy z UE chcą pewne rzeczy do nas zaadoptować. Beee...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tragedia. Żadnej mąki ze świerszczy nie tknę!

      Usuń
  17. Straszna mieszanina - mam na myśli bardzo skomplikowane potrawy ze specjalnie spreparowanych części zwierząt a z drugiej strony mięso z kangura, masowo występującego ssaka - bardzo zdrowy i smaczny.
    Podobnie Wichita Grub - bardzo sympatyczna larwa - przysmak Aborygenów, kłopot w tym, że trzeba jechać na pustynię i wprosić się dla Aborygenów na ognisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyyy... jadłeś kangura?!

      Usuń
    2. Oczywiście - ostatni raz niecały rok temu ==> https://bloginglife2.blogspot.com/2024/04/kangur-po-francusku.html . Jadłem też krokodyla, nie jadłem jeszcze emu :((

      Usuń
  18. Czytanie poszło mi bez oporu. Z doświadczeń własnych zaś pamiętam taką imprezę w studenckich czasach gdyby skończyła się wóda a smak na nią pozostał. Gospodarz miał w domu tylko wietnamską żmijówkę . Najpierw oglądaliśmy z zaciekawieniem butelkę i tkwiące w niej zwierzę. Potem pierwszy odważny spróbował i poszło. Był o alkohol kończący imprezę. Gdy rano obudziliśmy się ze zdziwieniem zauważyliśmy iż butelka jest pusta. Nie było w niej wódki, ale również żmii. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Tajemnica nie została nigdy wyjaśniona. Podejrzenia o konsumpcję nie udowodniono.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że żmii było już wszystko jedno, jednak jej zniknięcie pewnie już pozostanie tajemnicą na wieki.

      Usuń
    2. Antoni, a kota sprawdziliście? Był trzeźwy?

      Usuń
    3. Skąd wiesz, że tam był kot? 😮

      Usuń
    4. Pytanie w ciemno, zakładam, że był , a koty lubią broić po takich imprezkach. Wiesz, skok na stół, penetrowanie talerzy, półmisków, kieliszków. Miałam koty, paskudy tak się zachowywały nieupilnowane.

      Usuń
    5. O, dużo mogłabym o tym opowiedzieć. O penetrowaniu, kradziejstwie, nieuprawnionej konsumpcji... 😀

      Usuń
    6. No to i węża w spirytusie mógł zeżreć:) Wyobrażasz sobie kocurka po takiej konsumpcji? idzie, co trzy kroki kładzie się na grzbiet i wydaje radosne MIAU!

      Usuń
    7. Mój Niuniuś i bez tego był radośnie popieprzony 😀 Natomiast dziewczyny lubią piwo 🍺

      Usuń
    8. Radośnie popieprzony :):):) Już go widzę:):):)

      Usuń
    9. Cudowny był! Mój najukochańszy i najmojszy kot z wszystkich, jakie były i jakie są. Kochałam go nad życie. Może dlatego, że też jestem radośnie popieprzona 🙃

      Usuń
  19. Chiny to stan umysłu :P Brrrr!

    OdpowiedzUsuń