31 maja 2023

64. W stronę australopiteka

Lata temu, gdy Dzieciątko poszło do gimnazjum, tatuś wymyślił: trzeba dziecku nową komórkę kupić, bo w starej GPS-u nie ma. No jasne, bez GPS-u Dzieciątko do szkoły za cholerę nie trafi i w ogóle nie wiadomo, w jaki sposób do tej pory trafiało.

To było dawno, ale nic się w tej materii nie zmieniło. Eks gadżeciarzem pozostał, a ja jestem jak najdalsza od stwierdzenia, że w głównej mierze to mężczyźni uwielbiają bezużyteczne rupiecie, bo byłaby to jawna nieprawda.

Gdy niedawno zmieniałam telefon na nowy, bo stary padł mi do zera, od razu zaproponowano mi do niego w promocji douszne słuchawki bezprzewodowe i modny zegarek z tych, co to goli, pierdoli, krawaty wiąże i przerywa ciąże. Grzecznie podziękowałam rozczarowanej pani sprzedawczyni i kategorycznie odmówiłam nabycia zbędnych towarów. Słuchawek nie używam w ogóle, bo od ciał obcych bolą mnie uszy. Plastikowy zegarek do wszystkiego nie dość, że pełni każdą rolę, byle nie podstawową, to jeszcze jest paskudny.

Niektóre z moich koleżanek są chyba uzależnione od aplikacji zliczających kroki (co to w ogóle za pomysł i do czego to komu potrzebne?) czy tam inne skurcze pęcherza, bo manifestują swoje osiągnięcia (moje nie są osiągnięciami, bo ich nie liczę), gdzie się da. Póki co, jeśli chodzi o mnie, to wciąż jeszcze jestem w stanie samodzielnie zorientować się bez pomocy elektroniki, kiedy bolą mnie nogi albo kiedy mam zadyszkę. Liczenie spalonych kalorii? Policzone czy nie, tak czy siusiak zostały spalone, a spadek poczucia sytości również potrafię odnotować sama, w końcu po coś burczy człowiekowi w brzuchu.

A pamiętacie aplikację do telefonu z cyklem menstruacyjnym? To dopiero hicior! Kobiecie, która nie wie, kiedy ma okres, wypada tylko serdecznie pogratulować intelektu.

Wiele razy widuję nieszczęśników uprawiających jogging z przywiązanymi do rąk całymi tablicami elektronicznymi (jeszcze trochę, a dorównają dworcowym) wyświetlającymi zapewne całe litanie informacji. Całe szczęście, bo bez nich biedny biegacz najpewniej nie umiałby dojść do wniosku, że zaraz padnie na zawał serca.

Tylko niech mi tu teraz nikt nie wyjeżdża z tekstem, że jestem średniowieczna i że z moim podejściem ludzkość cofnęłaby się do poziomu człowieka z epoki środkowego plejstocenu. Jeszcze odróżniam dobrodziejstwa postępu technicznego od zaśmiecania ziemi i prowadzenia umysłów w kierunku wujcia australopiteka. "Musisz to mieć" na mnie nie działa - jestem WOLNA.

96 komentarzy:

  1. W XXI wieku człowiek nawet załatwić się bez konkretnej aplikacji do stawiania klocka już nie potrafi 😂😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że niektórzy z całą pewnością tak :-)))

      Usuń
    2. Ja od nich nie jestem uzależniony, ale już bez internetu ciężko by było żyć 😅

      Usuń
    3. W pewnych sytuacjach się nie da, choćby dlatego, że pewne sprawy można załatwić tylko przez Internet. Ale zaczynam czasem myśleć o pozbyciu się konta na Facebooku albo wymiksowaniu się z blogowania.

      Usuń
    4. Aż tak??? Przecież ten blog to kawał Twojego życia!

      Usuń
    5. Nie pierwszy... Poza tym robię kopie wszystkiego. ale póki co, blogowanie dostarcza mi odpoczynku i rozrywki, a Facebook też jest potrzebny, więc nie ma obawy.

      Usuń
    6. To dobrze, bo ostatnio z blogosfery zwiało kilka pozytywnych dusz i nie chcę byś i Ty mi z radarów zwiała 😅

      Usuń
    7. Póki co, nigdzie się nie wybieram :-)

      Usuń
    8. Cieszy mnie to, bo już się z Tobą troszkę zżyłem 😉

      Usuń
    9. Spoko, ja z Tobą też i chocbyś był jedynym blogerem, to jeszcze warto zostać.

      Usuń
    10. Szczególnie że oboje od czasu do czasu potrzebujemy coś z siebie wyrzucić, a blogi sie do tego świetnie nadają.

      Usuń
    11. No nie rób tu atmosfery grozy. Znikaj sobie z fejsa, ale nie stąd. Proszę grzecznie. :-)

      Usuń
    12. @Marudo, znajomości blogowe poza blogami też mają swoją wartość.

      Usuń
    13. @Agniecha, nie znikam znikąd! Myśli myślami, a realia sobie :-)

      Usuń
    14. Pewnie że mają wartość, ale gdzieś je trzeba zawierać, więc te blogi sie przydają.

      Usuń
    15. Jak najbardziej. U mnie jedna taka blogowa znajomość, która zaczęła się od ostrej wymiany poglądów i wręcz kłótni stawiających sprawy na ostrzu noża, przerodziła się w dobrą przyjaźń, która trwa od 8 lat.

      Usuń
    16. Ostra wymiana poglądów? Czyżbyś w ostatku zaprzyjaźniła sie z PiSiorem? 😅

      Usuń
    17. Raczej z osobą apolityczną, ale za to bardzo religijną i wierzącą.

      Usuń
    18. Mogłem się domyślić że o to chodzi 😉😅

      Usuń
    19. Tak jakoś się potoczyło, że z zajadłych wymian zdań zrodziła się piękna przyjaźń. Muszę tutaj dodać, że nie jest to typ bezrefleksyjnej, zacietrzewionej, zawziętej wsiowej dewoty z serii "chłop żywemu nie przepuści", tylko człowiek o wysokim poziomie empatii i kultury. Nie narzuca, nie przekonuje, tylko jest. Umie współczuć, stara się zrozumieć.

      Usuń
  2. Zegarków ogólnie nie noszę, nie lubię mieć niczego przylegającego na rękach, zaraz mi się pod spodem jakieś krosty robią. I w ogóle to nie wygodne...
    Raz miałam krokomierz w telefonie, ale tylko po to wyłącznie, by zobaczyć ile kilometrów dziennie w pracy robię. Potem to odinstalowałam.
    Kalorii nigdy nie liczyłam, nie potrzebuję tego.
    Słuchawek czasami używam.
    Ja nie wiem kiedy mam okres. I to raczej niewiele ma wspólnego z inteligencją, po prostu mam rozregulowany cykl. Mogę przewidzieć z tolerancją do tygodnia / półtora. Ale i tak aplikacji nie mam.
    A, widziałam te tablice, często mijam innych biegających jak sama biegnę, ale tu wraca ten sam problem co z zegarkiem, że w zapoconych miejscach pojawiają się jakieś syfy. Nie wiem nawet po co by mi były te wszystkie informacje potrzebne, może tu faktycznie brakuje mi inteligencji.
    Jeszcze kilka lat temu miałam poczciwy telefon z normalnymi guzikami i z elegancką klapeczką. Piękny telefonik, ale nie obsługiwał żadnych aplikacji. Po powrocie do Polski musiałam telefon zmienić na nowoczesny, bo już niestety mój bank stał się obsługiwany wyłącznie przez aplikację. No i kilka jeszcze takich dziwnych sytuacji się okazało, że tylko apka i nie ma innej drogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ja nie wiem kiedy mam okres" - no nie uwierzę! Rzeczywiście nie zauważasz krwawienia?!

      Usuń
    2. Zrozumiałam, że chodzi o to kiedy dostanę, a nie kiedy mam. 😶

      Usuń
    3. Spoko. Mam tak jak Ty, ale żadna apka na to nic nie poradzi.

      Usuń
  3. A ja mam i lubie, czy to cos zlego? Czy ja komus robie tym krzywde, ze na spacerach slucham sobie audiobookow? Ze licze kroki i ciesze sie, ze ich zrobilam tak duzo? Mam wielkie i dotad niezdiagnozowane problemy z pulsem, ktory skacze mi od 40 do 200, moj smartwatch kontroluje i zapisuje, ale mam go jedynie dlatego, ze mi go dzieci na gwiazdke kupily, bo sama pewnie pozalowalabym kasy. Badz moze bardziej tolerancyjna dla innych, co Cie to obchodzi, ze ktos ma radoche z czegos, co Tobie wydaje sie zbedne. Chyba nie dzieje sie to Twoim kosztem, a moze tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, a cóż się tak zdenerwowałaś? A miej se i lub :-) Jestem tolerancyjna jak cholera (w końcu jeszcze nie zadźgałam żadnego klechy ani kibola), ale to chyba nie musi mnie pozbawiać własnego zdania?

      Usuń
    2. Poczytaj sobie:
      https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,ile-krokow-dziennie-trzeba-przejsc--zeby-nie-byc-otylym--nowe-badania-i-nowa-liczba,artykul,24948976.html?utm_source=facebook_extra&utm_medium=social&utm_campaign=Facebook_vertical&utm_term=autor_6&fbclid=IwAR3dptijLVF7CrZmtrUz-ehtGei0qa-N2K_teSf_f2Z4ObMeT6NTUICJcYs

      Usuń
    3. No i zajebiście, ale co to ma wspólnego z gadżeciarstwem? Moja koleżanka w pracy nie jest w stanie odebrać telefonu bez zegarka. Nie wiem - nie słyszy go czy nie rozróżnia dźwięków? Czekam na nowy wysoce potrzebny wynalazek - zegarek do zegarka. Albo pilot do pilota.

      Usuń
    4. Chyba niewiele zrozumialas, bijesz na oslep i nie na temat, byle tylko udowodnic, ze to Ty masz racje. Miej sobie, a ja bede miala swiety spokoj.

      Usuń
    5. Ale o co Ci właściwie chodzi? Kogo biję? Dlaczego tak strasznie bierzesz to do siebie?

      Usuń
    6. Bo jakims dziwnym zbiegiem okolicznosci Twoj post ukazal sie zaraz po tym, kiedy pochwalilam sie, jak aktywmie spedzalam weekend zielonoswiatkowy. A jakos nie wierze w zbiegi okolicznosci, bo mi to za bardzo pisem zalatuje. To tak a propos duzej kolejki do ZOO w Warszawie 4 czerwca, tam tez zbiegla sie duza frekwencja w ZOO z pochodem Tuska.

      Usuń
    7. Aniu, pomyśl logicznie. Od samego początku naszej znajomości nigdy o nic się nie pokłóciłyśmy. Pomogłaś mi wiele razy, o czym obie wiemy. Dlaczego miałabym uderzać celowo w Ciebie? Przecież tego rodzaju posty wstawiasz systematycznie. Czy kiedykolwiek się o to czepiałam? Nie. Przyjęłam do wiadomości, że takie masz hobby i jako rzeczy mnie nieinteresującej po prostu nie komentowałam. Owszem, BYŁ to zbieg okoliczności i pisałam zniesmaczona tym, co dzieje się pośród znajomych w pracy, ale jeżeli chcesz myśleć inaczej, to nie mam szans Cię o tym przekonać, mogę tylko pogodzić się z łatką pisiary.

      Usuń
  4. Zatracamy instynkt pierwotny i ogłuchliśmy na głos przyrody. Potrzebujemy więc coraz więcej protez i to tych z gatunku Absolutely must have. Kiedyś na dwutygodniowy obóz harcerski spakowałem się do niedużego plecaka, teraz pełen bagażnik na trzy dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Must have" na szczęście zupełnie na mnie nie działa. Jestem wolna.

      Usuń
  5. chyba nie jestem gadżeciarzem, bo jako minimalista staram się ograniczać ilość pierdoletów noszonych przy sobie, których głównym zadaniem jest gubienie się, zamoknięcie lub rozwalenie w wyniku kolizji z czymś... kiedyś oprócz telefonu miałem "tępą trójkę", ale potem wymyślono telefony z takim właśnie ustrojstwem, więc nastąpiła redukcja ilości sprzętu... a co aplikacji, to gdy przesiadłem się z minimala na srayfon, bardzo późno zresztą, to od razu zabrałem się za reformowanie pogłowia aplikacji wyłączając i odinstalowując całe ich zbędne mnóstwo, za to instalując dodatkowo jedynie naprawdę przydatne...
    za to mieszkając w Wawie musiałem mieć oczy dookoła głowy, bo wciąż mi się pchały pod koła auta lub roweru srayfonowe zombies, a właściwie zombiatrixes, bo to głównie dupencje były, a teraz mam święty spokój od nich, bo tu po wiosce takie nie łażą, nawet w pobliskim miasteczku jest to szalenie rzadki gatunek...
    ale za to miałem inną przygodę: wracam sobie rowerem z miasta i mam zwyczaj przed ostatnim odcinkiem przycupnąć sobie na kilka minut w wiacie przystanku busa po drodze... nagle zatrzymuje się jakieś auto i kierowca, Cygan zresztą, pyta o wyjazd na drogę szybkiego ruchu... podszedłem bliżej, bo on trochę niegramotny był po ludzku, mieszał do tego niemiecki, węgierski, rosyjski i z początku nie wiadomo było, o co mu chodzi... gdy mu w końcu wyjaśniłem, jak ma jechać, to z wdzięczności zaczyna mi wciskać właśnie stertę jakich gadżetów... ale zaraz się okazało, że to nie były prezenty, tylko taka forma sprzedaży, bo sobie zażyczył, żebym go poratował na paliwo... oddałem mu to wszystko szybko, wrzuciłem mu do auta, wypierdalaj wujek, nie mam kasy, tu frajera nie znajdziesz!... klął, urągał w kilku językach, ale w końcu pojechał sobie... uff... bardzo upierdliwy jegomość...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie rozbawiłeś tą historią :-))) Uśmiałam się do łez :-)

      Usuń
    2. z taką metodą sprzedaży(?) już się kiedyś spotkałem na gdańskiej ulicy, zaczepiła mnie jakaś paniusia, nie Cyganka bynajmniej, bardzo miła zresztą i bardzo wygadana, i zaczęła mi wręczać promocyjne prezenty w postaci kosmetyków "dla żony", szybko się jednak okazało, że to nie są prezenty, a paniusia nie chciała ode mnie tych opakowań, które zdążyła mi wcisnąć do rąk, tedy więc wszystko postawiłem przed nią na chodniku, grzecznie pożegnałem i poszedłem dalej...

      Usuń
    3. Nie no, sama forma sprzedaży jest wkurzająca na maksa, ale historyjka z Cyganem mnie rozbawiła, tak przez zaskoczenie.

      Usuń
  6. W stronę Australo-piteka.
    Już się ucieszyłem, że się wybierasz w moim kierunku.
    Gdybyś miała te różne gadżety, to wiedziałabyś, ile to kroków, kalorii i w którą stronę iść.
    Google powiedziało, że nie może znaleźć pieszej ani rowerowej trasy a samolotem, to zamiast stracić tylko się zyska kalorie, strach liczyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Nie da się zaprzeczyć, że piechotą mogłabym nie dojść :-)

      Usuń
  7. A ja mam plastikowy zegarek 🤣 Dostałam od dzieci na jakąś okazję i nawet polubiłam ten szatański wynalazek . Informuje mnie kto do mnie napisał na Whatsappie i kto dzwoni zanim sięgnę po telefon. Gadżet. Kroki też liczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie właśnie myślałam, po co telefon, skoro zegarek? Albo po co zegarek, skoro telefon? Tylko patrzeć, jak ktoś wynajdzie pilota do pilota :-)))

      Usuń
    2. No bo gadżet jest po to żeby był gadżetem

      Usuń
  8. Masz oczywiście rację, że nadmiar gadżetów jest niezdrowy (jak każdy nadmiar w sumie), ale czy ja dobrze wyczuwam tu odrobinę złości i więcej niż odrobinę sarkazmu? :D Takie czasy, nic nie poradzisz. Gadżeciarstwo jest nieodłączne teraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złości z całą pewnością nie, może raczej ironii niż sarkazmu. Mam dziś nad wyraz dobry humor :-)

      Usuń
  9. Gadżety będą dla Ciebie, jeśli będą Ci potrzebne. Jeśli nie są, no to nie ma sensu ich kupowanie i posiadanie, bo rzeczywiście w ten sposób generuje się masę śmieci zupełnie niepotrzebnie.
    A wolne to są być może indiańskie plemiona gdzieś w Amazonii. Być może, gdyż od wielu rzeczy są pewnie zależni. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy jest od czegoś zależny, do raju na ziemi jeszcze ciut, ciut brakuje. Ale jeśli mogę być wolna w jakimkolwiek zakresie, to jestem, bodaj wewnętrznie.
      Myślę, że gadżety od prawdziwie potrzebnych urządzeń różni właśnie to, że te pierwsze są zbędne, drugie zaś konieczne.

      Usuń

    2. Pamiętam kilkanaście lat wstecz ludzie zastanawiali się po co komu smartfony i internet w komórce? Albo zdjęcia?
      Teraz ktoś z telefonem z klapką wydaje się dziwny, choć kiedyś to była norma.
      Napiszę Ci dlaczego ja się zdecydowałam na smartfona, jako ciekawostkę. Otóż wybrałam się te x lat temu na koncert Depeche Mode i nie chcieli mnie wpuścić z takim większym aparatem argumentując, że takie to tylko prasa może mieć. Wszyscy inni sobie ponagrywali co chcieli, a mnie szlag trafiał przez tą niegodziwość! Lecz to mnie zmotywowało do zakupu mojego pierwszego smartfona. Taka to historia... ;) Nie obrażaj się na technikę, po prostu wybieraj to, co pracuje dla Ciebie.

      Usuń
    3. Tak właśnie robię. Jestem pewnie ciekawym okazem zoologicznym, ale nie uznaję zdjęć ze srajfona, tylko z normalnego aparatu.

      Usuń
    4. Przybliża może ładnie, ale na codzień jest ciężki i nieporęczny.

      Usuń
    5. Jest i np. córka już się przed tym broni. A ja pstrykam zdjęcia telefonem tylko wtedy, gdy mi na nich nie zależy, bo są tymczasowe, "użytkowe".

      Usuń
    6. Ja pstrykam telefonem na okrągło, aparatem jeśli go tylko zabiorę ze sobą. Gorzej z wywoływaniem. Wywołuję jedynie specjalne okazje. 😀

      Usuń
    7. Jeżeli chodzi o utrwalanie zdjęć na papierze, to tworzę z nich fotoksiążki. Są zdjęcia i opisy, taka forma najbardziej mi pasuje.

      Usuń
    8. Taka książka to super pomysł na różne okazje.👍

      Usuń
    9. Tak, spisałam kiedyś wspomnienia o dziadkach, ozdobione rozlicznymi zdjęciami jeszcze sprzed wojny i sprezentowałam rodzinie w Wigilię. Tato i jego brat aż się popłakali.

      Usuń
  10. słuchawki dobre to podstawa,bo audiobuki, muzyka. A zegarek chcę bardzo, bo i ciśnienie i kroki i maile i wszystko co mi życie ułatwi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na licznik kroków to sobie zaglądam, tak z ciekawości...
    Opaskę elektroniczną dostałam na gwiazdkę od syna, leży w szufladzie, bo od gumy mi się ręka poci, a nocą to nie zakładałam, bo mi w oczy raz zaświeciła i klops... never!
    Słuchawek nie używam, choć dali sami do kompletu.
    Lubię wszystko w miarę proste, w laptopie i telefonie nawet połowy możliwości nie wykorzystuję, nie czuję potrzeby.
    Ale faktycznie, gadżeciarze to raczej faceci:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę fakt, że pracuję w dość sfeminizowanym środowisku i mam tylko jedną koleżankę bezgadżetową, to jednak chyba nie... Po prostu zapadły na jakis kociokwik i nic, tylko porównują liczby kroków, metrów, centymetrów i cholera wie, czego jeszcze...

      Usuń
    2. Miałam na myśli raczej to, że to panowie częściej musza mieć ostatni model telefonu, największą prędkość i najlepszą grafikę laptopa, najmodniejszy zegarek, podrasowane auto...

      Usuń
    3. Wiesz, może to jakieś... kompleksy? :-))

      Usuń
  12. Korzystam z aplikacji rejestrującej dystans przebyty podczas treningu. Uprawiam od kilku lat nordic walking. To jest fajne i przydatne. Gadżeciarą nie jestem...
    Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby nie używać rzeczy potrzebnych, tylko żeby nie zaśmiecać życia pierdołami, z których robi się świątynię.

      Usuń
  13. Przez jakiś czas liczyłam kroki w aplikacji na telefonie (mieliśmy w pracy wyzwanie, każdy podawał swoją ilość kroków). I było to motywujące, poza tym odkryłam, że chodzę mniej niż się mi wydaje. Nie widzę w tym nic złego, byle nie był to jedyny temat do rozmowy. Ale też jestem pod tym kątem rozpieszczona, nie martwi mnie, jeśli nie mam z koleżankami o czym rozmawiać, w domu się wygadam za wszystkie czasy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm. Nie wiem, jak rozumieć to "chodzę mniej niż się mi wydaje". Może ja po prostu o czymś nie wiem...? Np. że istnieją jakieś limity minimum :-)

      Usuń
    2. Frau Be
      Ostatnio byla akcja w polskiej telewizji. Bodajze Kubica sie w pewnym spocie produkowal, ze powinnismy dziennie robic okolo 5000 krokow. To taka podstawowa dzienna aktywnosc fizyczna- ludzie wiecej jezdza, siedza na tylkach zaniedbujac ruch. Powiadaja, ze robi sie powaznie. W Niemczech zalecaja 6000 krokow. Kiedys przeliczalam. Te 5000 to jakies 3, 5 km, w zaleznosci kto jaki krok stawia. 6000 to tak powyzej 4 km. Przypuszczam, ze stad te aplikace na kroki. Ludzie sobie sprawdzaja.

      Usuń
    3. @FrauBe, a gdzie napisałam o "limitach minimum"? Po prostu miałam obraz siebie jako osoby dużo chodzącej. Na pierwszych studiach robiłam na nogach kilometry idąc na uczelnię. Wiem, że to były kilometry, bo na mapie mogłam sprawdzić punkt A i B. No i tak się mi w związku z tym zdawało, że jestem osobą chodzącą dużo. Tymczasem, co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Bez dodatkowego wysiłku i myślenia o tym, żeby się przejść, robię może 3-4 tys, kroków, co daje mniej niż 3 kilometry dziennie. Wyzwanie w pracy mieliśmy z okazji noworocznego postanowienia o aktywizacji fizycznej dla zdrowia. Było to nawet ciekawe, ale teraz widzę, że znowu zwolniłam. Tymczasem u mnie to najprostszy sposób na utrzymanie sprawności i wagi :)

      Usuń
    4. @Aniu, chodzenie to jest inna sprawa, a gadżeciarstwo inna. Zresztą - nie da się normalnie określić spaceru - w odległości lub czasie - tylko trzeba w nowej jednostce - krokach?

      Usuń
    5. @Moniko, znam lepsze sposoby na utrzymanie wagi :-) Żarcie! :-)))))))))

      Usuń
  14. Właśnie dziś dyskutowaliśmy na temat przerostu elektronicznej formy nad treścią. Moja przyjaciółka kocha takie szmery bajery, ja ograniczam ilość aplikacji jak mogę. Nie łączę funkcji tel z funkcjami laptopa. Nie dałam się pożreć firmie Google. Jak mogę bronię swojej wolności, jednocześnie starając się nie wypaść z obiegu, bo wiadomo, dziś bez komórki to nawet konta nie założysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ten przerost formy nad treścią mi właśnie chodzi. U mnie w pracy ludzie już zupełnie pogłupieli, zwłaszcza dziewczyny. Czasem odnoszę wrażenie, że uczestniczę w jakiejś orgii liczenia czego popadnie dla samej sztuki.

      Usuń
  15. Może Ci podpadnę, ale ja korzystam z różnych aplikacji i gadżetów. Zgadzam się, że bez tego można ale z nimi mi łatwiej. Po prostu. Liczę kalorie pochłonięte i spalone. Nie ukrywam, że głównie dzięki tum apkom nie wróciłem jeszcze do dawnych, vłych, nawyków życiowych. Łatwo jest, w moim przypadku, z jednej łyżeczki czegoś zrobić łyżkę, a potem więcej. Widzę to uzależnienie, ale widzę też pozytywy dla mnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jesteś tym facetem ze stereotypów :-) Nie szkodzi, nie mogę przestać Cię lubić.

      Usuń
    2. No cóż. Jestem.
      Ale może tak juz ma być z nowinkami technicznymi. Czytałem gdzieś, że jak rozwijala się motoryzacja, by zalecenia w którymś z krajów, aby widząc nadjeżdżający zaprzęg lub jeźdźca konno, zatrzymać automobil i okryc go by nie płoszyć konia. Cóż. Motoryzacja się rozwinęła. Pozdrawiam serdecznie i stereotypowo 😀

      Usuń
    3. Całe szczęście, że się rozwinęła - dla koni to ulga. Dla ludzi niby też, ale i zagrożenie.
      Odpozdrawiam :-)

      Usuń
  16. Ja tez lubie! Mierze kilometry i kroki, wiecej nie mam potrzeby. Mam ochote wiedziec ile krokow zrobilam dziennie. Z telefonem nawet do WC publicznego ide, bo jak nie wklepie kodu to mi sie drzwi nie otworza i moge sie posikac! Zdjecia pstykam, blogi czytam, poczte odbieram itp. Slucham tez ksiazek robiac te policzone kroki i kilometry... Nawet na autobus czekajac sprawdzam czy dlugo musze czekac, czy juz najezdza. Inne "apki" tez mam. Ja lubie, choc do grup motywacyjnych sie nie garne, reklamy czy namawiania lekcewaze, wiem swoje, mam wlasna motywacje i zrodla informacji a przede wszystkim znam wlasna kieszen!.

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajnie, ze jestes wolna... ja tez nie musze tego i tamtego miec, ale czasami korzystam z tych elektronicznych obliczen.
    Mloda nie mogla nigdy zapamietac kiedy miala ostatnia menstruacje. Ja to po prostu nie interesowalo, bo nie rozumiala dlaczego powinno sie to przyobserwowac. Oczywiscie , ze tlumaczylam. Cos jej zawsze wypadalo i ... zapominala, az pojawial sie ta aplikacja i sama jej zapamietuje. Przeciez tyle ciekawych rzeczy zajmuajcych umysl sie dzieje,ze takie przeszkadzajace cus o czym chcialo by sie zapomniec matka nakazuje pamietac:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę... A moja mam pokazała mi kalendarz, na którym zawsze znaczyło się takie rzeczy. Różnica dwóch pokoleń i... przepaść.

      Usuń
  18. Czasem powrót do świata bez gadżetów byłby jak najbardziej wskazany. Oczywiście nie od razu zaraz do średniowiecza:))) Ale tak to uzależnienie od liczenia, mierzenia jest dla mnie niezrozumiałe. Ale tak, są też urządzenia, które ułatwiają nam życie, więc nie ma co się cofać do zbyt odległych czasów:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciwko urządzeniom pożytecznym i to też napisałam. Tylko to gadżeciarstwo jakoś budzi we mnie wstręt i politowanie.

      Usuń
  19. Jak ktoś chce niech sobie kupuje wszystkie zachwalone w mediach rzeczy. Ja już mam wszystko co mi potrzeba. odtwarzacz MP3, słuchawki bezprzewodowe, wieżę stereo, PS3, smartfon i właściwie tyle. Zegarek mam zwyczajny, pokazujący jedynie czas. Nigdy nie ciągnęło mnie do smartwatcha jakiegoś, bo nie widzę sensu w tym. Tak samo jak w aplikacjach na telefon. Czasem jest tak, że człowiek ściągnie sobie jakąś tam kartę lojalnościową do sklepu, że niby wróci do niego, a nie wraca. Tylko potem zastanawia się do czego ta aplikacja była. :D Dlatego mój telefon nie ma w sobie nic z aplikacji.

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po zakupie nowego telefonu, było pousuwanie i powyłączanie niepotrzebnych aplikacji. Używam telefonu do kontaktów i to by było na tyle - czasem zrobię jakieś zdjęcie, ale nie dla jego urody, tylko raczej "użytkowe".

      Usuń
    2. Mój telefon właściwie nie zakosztował zewnętrznych aplikacji, bo to z czego chciałem skorzystać okazało się w sumie do bani. Nie mówiąc o tym jak ,,żre" to pamięć. Dlatego nie mam na nim praktycznie nic poza rzeczami wgranymi od nowości, z których i tak nie korzystam. :)

      Usuń
    3. Spróbuj, czy nie da się ich odinstalować, żeby odzyskać trochę pamięci. A jak się nie da, to chociaż powyłączać.

      Usuń
    4. Nic to nie da, bo ten mój telefon ma już z 7 lat i się lekko zestarzał. :) Ale poza utratą pamięci w pewnych momentach użytkowania daje radę. Poza tym pozostały mi już same przydatne rzeczy na nim.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. W takiej sytuacji może jeszcze posłużyć.

      Usuń
  20. Ważne by odróżniać rzeczy przydatne od tych które chcą man wcisnąć. Postępu nie da się zatrzymać, ale niektóre gadżety pozostają tylko gadżetami.

    OdpowiedzUsuń
  21. Gadżety były i będą. Kiedyś były zwykłe, teraz są elektroniczne. Człowiek ma w sobie coś ze sroki, a co najmniej niektóre człowieki. Ja elektronicznych nie mam, bo mi do niczego niepotrzebne, ale przyznam się, że np. nawigacji w telefonie zdarza mi się użyć. Bo ja z tych, co, jak nie uważają, potrafią się zgubić na prostej drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś lepsza od mojej mamy - ona gubi się dopiero na zakręcie :-)

      Usuń
    2. Ciesz człowieka, gdy jest w czymś dobry, nieprawdaż? :-D

      Usuń
    3. Z całą pewnością :-)))

      Usuń
  22. Cześć! 🙂 Bardzo ciekawy temat poruszyłaś. Nie ukrywam, że był czas, kiedy wzbraniałem się przed pewnymi nowinkami technicznymi, ale z czasem dostrzegałem ich praktyczność. Na przykład długo zwlekałem zanim kupiłem pierwszego smartfona, potem tableta, a jeśli chodzi o aplikacje, to już w ogóle instaluje naprawdę co potrzeba. Smartwatch pojawił się kilka lat temu kiedy zacząłem biegać, no i tez soje robi 😉 Myślę, że dużo zależy od naszych indywidualnych potrzeb. Daleki jestem od skrajności, bo nadmiar tego wszystkiego potrafi po prostu ludzi gubić i zaczynamy tylko być i żyć online, a rzadziej offline 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to też jest ważne, by wylogować się do życia.

      Usuń