Miłość nie potrzebuje wielkich poematów ani czerwonych
dywanów. Lubi zostawiać ślady, co widać na każdym kroku. Wystarczy most,
kawałek metalu i determinacja zakochanych, by zamienić zwykłą przestrzeń w galerię
uczuć. Metalowe świadectwa relacji miłosnych – jedne świeżutkie i błyszczące,
inne już zardzewiałe, jakby zdradzały prawdę o trwałości niektórych
obietnic. Można zobaczyć całe kolekcje kłódek – od maleńkich, serduszkowych, czerwonych
albo różowych po solidne, jakby ktoś zabezpieczał uczucie na wypadek wichury
stulecia. Czasem pojawia się nawet wygrawerowana data ślubu albo inicjały
splecione jak herb rodowy. Zwyczaj ten, sprowadzony z zachodnich
miast, przyjął się i u nas – bo w końcu czy jest coś
bardziej romantycznego niż ciężka kłódka na zimnej stali? Dla turystów – beton
i stal. Dla par – katedra uczuć, do której wchodzi się z kłódką
w dłoni i nadzieją w sercu. Każda kłódka to deklaracja: „Razem
na zawsze”. A potem – jak to bywa w życiu – pary
wracają po cichu z piłką do metalu, bo jednak „zawsze” trwało tylko
dwa miesiące. Niekiedy cudzą miłością częstują się zbieracze złomu.
Ławki w parkach również mają swoje wyznania. Opowiadają
swoje miłosne historie pełne serduszek, inicjałów i dat. Niektóre są tak
wyżłobione, że drewno wygląda jak kartka pamiętnika, która dawno przestała
mieścić wszystkie wyznania. Wycięte nożem serduszka, namalowane białym
korektorem inicjały splecione jak ręce zakochanych, to swoiste miejskie
archiwum namiętności. Czasem obok serca pojawia się przekreślona markerem
data – ślad po uczuciu, które nie przetrwało próby czasu. Ławeczka
zakochanych w alei pod drzewami – niby zwykła, ale to tam co wieczór
odbywają się najważniejsze rozmowy o przyszłości: „To gdzie idziemy
na kebaba?” i „Ale serio, dlaczego znowu nie odpisałeś przez dwie
godziny?”. Gdyby drewno mogło mówić, pewnie napisałoby kilka tomów poradnika o relacjach.
Ale milczy, jak na dyskretny mebel przystało. Ławki to świadkowie pierwszych
randek, pierwszych cichych dramatów i pierwszych prób wyznania miłości –
czasem skutecznych, czasem kończących się ciszą, w której słychać
tylko brzęczenie komarów. To właśnie tutaj niejedno „kocham cię” brzmiało
głośniej niż piosenka grana z głośnika w telefonie.

Nie brakuje i miłosnych graffiti, od prostego „Kocham Cię,
Vanesso” na murze przy dworcu PKP po wielkie, kolorowe napisy na garażach czy
blokach, ozdobione futurystycznymi ilustracjami. Miłosne graffiti pojawia się
nie tylko na murach garaży przy osiedlach, ale też na schodach i betonowych
ścianach. Tam miłość jest bardziej krzykliwa – w jaskrawych kolorach, z wyznaniami
tak odważnymi, że czasem aż dziw bierze, że nikt nie posądził autorów o kampanię
reklamową. Wystarczy spacer po osiedlach, by znaleźć graffiti, które zamiast
politycznych haseł deklaruje wieczną miłość: „Kasia + Tomek = forever”.
Z biegiem lat dopisano pod spodem: „Jednak nie”. Mury to najlepszy
dowód na to, że nawet beton ma poczucie humoru.
Miasto oddycha tymi deklaracjami, czasem szczerymi, czasem
kiczowatymi, ale za to bardzo ludzkimi. Miłość, z natury intymna, tutaj
zostaje wystawiona na widok publiczny. Tyle że krzyk na murze czy kłódka na
moście bywają zazwyczaj trwalsze niż samo uczucie.
Wiele z tych „pomników” miłości dawno już straciło
swoją aktualność, jednak wciąż przypominają, że miłość nie zna granic – ani prywatności,
ani dobrego smaku.
Czy zauważyliście, jaką historię tworzą te zdjęcia zrobione na poręczy kładki na odwodnionym Wisłoku?
Klodke mozna odpilowac/otworzyc, jesli zachowalo sie kluczyk, malowidla scienne mozna zamalowac, ale gorzej, gdy wyznania upublicznia sie w postaci tatuazu. Potem trzeba kombinowac, zeby zatatuowac stare nowym.
OdpowiedzUsuńA takich mądrych inaczej, którzy tatuują sobie imiona ukochanych na wieki (trwające jakieś pół roku), jest całkiem spora liczba.
UsuńAkurat tatuaż mógłby być -- bo jest na ciele osoby, która chce coś wyznać, a nie niszczy się mienia publicznego. I to już wtedy problem tych osób, co zrobić z takim tatuażem, jak "dozgonna miłość" jednak skończy się przed zgonem przynajmniej jednej osoby z danej pary. Choć można zrobić tatuaż z henny, o czym już napisałam niżej w komentarzach. Tak naprawdę mniej mnie obchodzi, co kto sobie robi z własnym ciałem, niż z mieniem publicznym, które po trosze należy do każdego z nas
Usuńwarto poczytać te rozmaitości, bo czasami trafi się rodzynek. ja czytuję, choć nie podoba mi się bazgranie po czymkolwiek.
OdpowiedzUsuńI ja czytuję (nie zawsze), mimo że też nie lubię bazgrania po murach, rurach i mostach.
UsuńŻeby tylko ławki czy fasady domów, wyznania widuje na wiaduktach, na chodnikach odciśnięte w betonie i porośnięte już mchem, na drzewach w lesie nawet.
OdpowiedzUsuńPół biedy , gdy są to wyznania miłosne, równie dużo jest rysunków genitaliów i wulgaryzmów!
Najwięcej rysunków genitaliów znajduje się w zeszytach uczniów 😅
UsuńAni mnie to nie wzrusza, ani nie irytuje. Sama nigdy nie miałam potrzeby komunikowania światu swoich sympatii lub antypatii, ale pewnie innym to coś daje. Pytanie co?
OdpowiedzUsuńMoże nie mają komu się wygadać? Niektórym ciśnienie każe obwieścić urbi et orbi rozmaite sensacje.
UsuńJestem przeciwna temu dziadostwu, to zwykły wandalizm.
OdpowiedzUsuńKiedyś alarmowano, że jeżeli nie przestaną z przywieszaniem kłódek, to ten malutki mostek w parku wkrótce się zawali. Barierka już miała przechył.
Ale gdzie tam, kłódek przybywało.
Barierkę więc wymieniono na nową i co? I są już nowe kłódki.
Pisanie po miejskiej infrastrukturze też jest dnem. Może ja pójdę do mieszkania tej pary i podpiszę im się na stole i na ścianach?
Tak, to jest dno i zgadzam się, że zwykły wandalizm.
UsuńByła już taka historia z mostem chyba we Wrocławiu (ale głowy nie dam), że groził zawaleniem z powodu jakichś absurdalnych ilości kłódek, czyli żelastwa.
Kłódki - przekuć je na broń.
OdpowiedzUsuńRżnięcie na ławkach... proszę nie używać ostrych narzędzi.
Absolutnie nie zgadzam się na broń! Nienawidzę zabijania i wszelkich militariów. Co do rżnięcia na ławce... Nie próbowałam 😅
UsuńMiłość jest tyle samo warta co te "pomniki" miłości 😉 Choć one częściej niż same związki wytrzymują próbę czasu... 🙄
OdpowiedzUsuńZnam dobre związki i dobre, wieloletnie małżeństwa. Ale też mi się wydaje, że to mniejszość ginąca w tłumie związków do d***y.
UsuńRosnące liczby rozwodów w corocznych statystykach pokazują jednak, że ta prawdziwa miłość zdarza się równie często co dwugłowe kurczęta... No może przesadzam, ale faktem jest, że żeby trafić na taka trzeba mieć prawdziwe szczęście.
UsuńMoja przyjaciółka tak trafiła, moi rodzice, dziadkowie, ciotka z wujkiem, koleżanka, druga ciotka z drugim wujkiem, druga koleżanka, trzecia koleżanka, całkiem sporo mi się tych dwugłowych kurcząt znalazło 😂 Tylko ja taka upośledzona... 😥😢
UsuńZ tymi wieloletnimi udanymi małżeństwami to czysta legenda. Jasne, były i takie, ale równie rzadko jak obecnie. Po prostu nie było społecznej akceptacji dla rozwodów i tyle.
OdpowiedzUsuńZnam trochę tych udanych, zwłaszcza w rodzinie i wśród przyjaciół. Za to mnie upośledziło na całego.
UsuńUczuciowy ekshibicjonizm :D już lepiej by sobie robili takie tatuaże z henny w widocznym miejscu na ciele - takie coś samo w razie czego zniknie po jakimś czasie
OdpowiedzUsuń