01 października 2025

191. Podaj hasło!

Kiedyś człowiek miał w głowie jedynie „Ojcze nasz”, przepis na zarąbisty żurek i może numer telefonu do ciotki z Kielc. Dziś każdy z nas to chodząca pamięć, w której muszą zmieścić się dziesiątki, jeśli nie setki haseł, PIN-ów i kodów.

Zaczyna się niewinnie: e-mail.

Tworzę hasło, najlepiej „bezpieczne”. System prosi: „Minimum 8 znaków, duża litera, mała litera, cyfra, znak specjalny, najlepiej fragment eposu sumeryjskiego o Gilgameszu i Bogurodzica. Tworzę, zapamiętuję, a potem przychodzą: druga skrzynka, konto bankowe, Netflix, Spotify, Player, forum miłośników akwarystyki i za ciasnych butów. Muszę ogarnąć PIN do karty płatniczej, PIN do karty bibliotecznej, PIN do karty czytelni pedagogicznej, hasło do konta bankowego (które system każe zmieniać co trzy miesiące), hasło do komputera w pracy, hasło do drukarki, hasło do hasła. Żeby wejść do cyfrowego zamku, muszę podać zaklęcie. Ale jeśli pomylę się trzy razy, system zionie ogniem i blokuje mi konto.

Najgorzej, gdy zmieniam hasło w pracy. Wpisuję nowe, zapamiętuję. Następnego dnia, stojąc w kolejce do kasy, próbuję się zalogować do dziennika. „Niepoprawne hasło”. Próbuję znowu. „Niepoprawne hasło”. Po trzeciej próbie okazuje się, że system nie przyjął mojej zmiany, ale za to zablokował mi konto. Dzwonię do informatyka, a on informuje mnie na luzie (bo w ogóle jest wyluzowany): „Niech pani używa menedżera haseł”. Tylko że do tego menedżera trzeba znać hasło główne, a ono akurat wypadło mi z głowy, bo kasjerka spytała o kod BLIK.

Świat haseł rozciąga się też na życie domowe. Chcę obejrzeć film na platformie streamingowej na konto znajomych. Potrzebuję hasła. Będąc w mieszkaniu mamy, chcę włączyć telewizor, żeby obejrzeć „Ranczo” i „Ojca Mateusza”. Wymaga logowania. Chcę zamówić pizzę –system każe mi stworzyć konto i podać hasło.

Logowanie do Pyszne.pl

W tym tempie to jeszcze trochę i żeby otworzyć lodówkę, będziemy musieli wpisywać PIN, a żeby zaparzyć kawę – logować się do czajnika odciskiem palca. Problem leży w tym, że jeśli kiedyś złamię sobie palec, system mnie nie rozpozna i będę musiała udowodnić, że naprawdę jestem sobą, recytując alfabet od tyłu albo podając imię swojego pierwszego chomika (pamiętam, Stanisław).

Gdy już jakoś ogarnęłam setki haseł, przychodzi kolejny cios: autoryzacja dwuetapowa. To jak dodatkowy egzamin poprawkowy, tylko że zdaję go codziennie. Muszę jakoś logować się do dziennika, a Urząd Miasta (Wydział Edukacji) wpadł na taki fikuśny pomysł.

Logowanie do dziennika

Loguję się do banku. Udało się, pamiętałam hasło, cud! Ale żebym nie ucieszyła się za szybko – bank mówi: „Wyślemy kod SMS na twój numer telefonu”. Telefon oczywiście leży w kuchni i jest rozładowany. Idę po niego, podłączam do prądu, włączam, czekam na kod. Przychodzi: „Twój kod to 47382954, ważny przez 30 sekund”. Zanim zdążę go wpisać, kończy się ważność. Powtarzam proces. Tym razem kod to 93852271. Wpisuję – i nie działa, bo przez pomyłkę przepisałam ósemkę jako trójkę. Konto zablokowane. Niektóre systemy idą jeszcze dalej i proszą: „Wybierz zdjęcia, na których są mosty”. Klikam. „Niepoprawnie – spróbuj ponownie”. Teraz „wybierz hydranty”. Potem rowery. Potem samochody ciężarowe. Po 15 minutach czuję się jak przymusowy uczestnik kursu prawa jazdy na czołg.

Logowanie do banku

Niebawem, żeby kupić bułkę i masło, trzeba będzie przejść weryfikację trzyetapową, podać kod z SMSa, hasło do aplikacji i wybrać obrazki z sygnalizacją świetlną. W razie pomyłki system każe „spróbować za 24 godziny”.

Prawdziwy horror zaczyna się, gdy system postanawia „dla mojego bezpieczeństwa” zadać mi pytanie dodatkowe. Brzmi to niewinnie: „Jak miał na imię twój pierwszy kanarek?” Problem w tym, że nigdy nie miałam kanarka. Ale coś wpisać trzeba. W przypływie desperacji wpisuję „Pippie”. Rok później próbuję się zalogować, a system pyta: „Jak miał na imię twój pierwszy kanarek?”. Odruchowo wpisuję „Śpiewak”, bo to najbardziej pasuje do wyimaginowanego kanarka, którego nigdy nie miałam. Odpowiedź niepoprawna. Konto zablokowane.

I tak oto hasła zabezpieczające, zamiast chronić moje dane, doprowadzają mnie na skraj frustracji. Zanim wreszcie uda mi się zapłacić rachunek za prąd, przechodzę przez rytuał: „wpisz hasło”, „kliknij kod”, „potwierdź w aplikacji”, „przyłóż palec”, „zeskanuj twarz”, „pokonaj smoka” i „odtańcz taniec deszczu”.

I hasło do hasła...
Nic nie budzi takiej grozy jak mail od systemu z komunikatem: „Twoje hasło wygaśnie za 7 dni. Prosimy o ustawienie nowego”. Tu zaczyna się dramat. Bo przecież już raz wymyśliłam superbezpieczne hasło: miało dużą literę, małą literę, cyfrę, znak specjalny i nutę poezji. Ale nie – minęło 30 dni i trzeba tworzyć kolejne. Systemy są bezlitosne. Nie uznają prostych rozwiązań. Wpisuję „Hasło123!” – od razu krzyczy: „Hasło było użyte w przeszłości”. Próbuję „Hasło124!” – „Zbyt podobne do poprzedniego”. A jeśli w desperacji wpiszę „ZostawcieMnieWSpokoju1!” – system odpowiada: „Zbyt łatwe do odgadnięcia”. W rezultacie tworzę coraz dziwniejsze kombinacje w stylu „Tramwaj#47Kiełbasa” albo „Pocałujciemniewdupę19*”i oczywiście po tygodniu już nie pamiętam, co wpisałam. Tu zaczyna się odwieczny taniec: klikam „Przypomnij hasło”, dostaję maila z linkiem, który działa przez 12 sekund, pod warunkiem, że akurat nie wpadnie do spamu. A najlepsze jest to, że na koniec, żeby to wszystko zapamiętać, i tak zapisuję sobie wszelkie kombinacje na karteczce-sklerotce przyklejonej do monitora.

W ten sposób bezpieczeństwo danych zostaje ostatecznie zapewnione 😂. I teraz mogę żyć długo, szczęśliwie i bezpiecznie, dopóki karteczki z hasłami nie poodpadają z monitora.


6 komentarzy:

  1. Haha! Tak! Ale są miejsca, gdzie nawet jak zapiszę hasło, to zapomnę. I nie ma bata, za każdym razem jest to samo. A najbardziej mnie stresuje jak płacę kartą i muszę pin. Który znam, ale chwilowo mam zaćmienie umysłu. I nie ma opcji, żebym sobie przypomniała w kasie z kolejką za mną. To jest dopiero masakracja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Zwłaszcza ta kolejka z tyłu...

      Usuń
  2. Dlatego nie mam onlajnowego bankingu, wszyscy sie ze mnie smieja, a ja sobie zalatwiam wszystko na piechote, wypelniam formularze przelewow, a na stale oplaty robie zlecenia. I mam swiety spokoj. W banku biore sobie gotowke i tak place, nikt nie musi wiedziec co, gdzie i za ile kupuje, a wydaje tylko tyle, ile mam w kieszeni.
    Ale faktycznie kazde byle co wymaga logina i teraz dodatkowo passkey´a, daje odcisk palca albo czerocyfrówke latwa dla mnie do zapamietania. To wszystko mnie przeraza, bo zamiast ulatwiac, bardzo utrudnia mi zycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest przerażające, a przeraża mnie to, że w końcu wszyscy dostaniemy pierdolca. Niestety, nie da się ominąć niektórych rzeczy i logować się trzeba 🫤

      Usuń
  3. Super! Pulapka jak nic. Kazdy tak ma. Wnet zbzikujemy calkowicie. Gdy pamiec zacznie szwankowac na potege to moze bedzie latwiej. Jedno haslo, jedna karta a reszty nie bedzie i bedziemy sie tlumaczyc: nie potrzebyje, nie lubie, daje rade bez tych cudow...
    Przypomnialas mi jeden przypadek z Krakowa z okresu przed haslami. W Krakowie autobusy mialy oznakowania wtedy literami alfabetu a nie numerami. Stalam na przestanku i czekam, i czekam na swoj autobus. Nagle pojawila sie nawa czekajaca na autobus. Pokrecila sie troche i zagadnela: Hasło? Pomyslalam, ze kobieta, z ubioru, spod Krakowa ale dlaczego pyta o haslo? Podjechal moj autobus, wskoczylam na schodki i krzyknelam "czerwony kapturek". Nie wiem czy uslyszala ale ja smialam sie z sytuacji czala droge, a potem sama z siebie na widok autobusu H.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, tez mnie to wkurza. Teraz w trakcie remontu chciałam cos zamówić online, bo szkoda czasu, ale żeby zamówić mam się zalogować lub zarejestrować lub jedno i drugie. Nawet hasło do domofonu trzeba mieć, więc chodzę z kluczem, bo ustawili takie długie, że kto by spamiętał.
    Niektóre hasła mam na kartkach.
    Najgorzej, że telefon otwieram na dotyk kciuka, a teraz mam zniszczone ręce i telefon kciuka nie poznaje...

    OdpowiedzUsuń