„Przez mój świat przewinęły się osoby, które gdy się w ich życiu działo źle, zawsze mogły liczyć na moje wsparcie, dobre słowo, a gdy ich życie się układało i przestawałem być potrzebny, po prostu o mnie zapominały. Wyciągając swe serce na dłoni, nie liczy się na wdzięczność, bo ważne, by człowiekowi pomóc, ale boli, gdy ów człowiek po wszystkim traktuje cię jak przedmiot, który – gdy niepotrzebny – ląduje w koszu.”
(autor: Stanley Maruda)
Powyższy cytat pochodzi z blogu
Stanleya Marudy. Posłużył mi jako smutne motto do historii, która dotąd nie
przestała kłuć mnie w serce.
Z Bożeną poznałyśmy się 45 lat
temu, w 1977 roku, kiedy to budynek podstawówki, do której chodziłyśmy,
przeznaczono na Liceum Sztuk Pięknych, a dzieci poprzenoszono – zgodnie
z rejonizacją – do sąsiednich szkół. Byłyśmy wówczas w trzeciej
klasie i szybko stałyśmy się nierozłączne, nie tylko do końca studiów. Byłyśmy
jak siostry, między którymi były zaledwie 2 dni różnicy. Po studiach
przyszły śluby i wesela, a potem pierwsze i kolejne życiowe
zakręty. Trwałyśmy razem niezłomnie.
Żyjąc pod jednym dachem z przemocowym
mężem-nieudacznikiem i nieznośnym mędrkiem oraz z wyjątkowo wrednym
egzemplarzem równie przemocowej teściowej, Bożena zapadła na depresję, przyszły
myśli i zamiary samobójcze. Bałam się potwornie, że pewnego dnia ktoś
znajdzie ją z dwójką małych dzieci na przebiegających tuż obok domu torach
kolejowych. Pilnowałam, podtrzymywałam, tłumaczyłam, że jak najszybciej powinna
skorzystać z pomocy psychiatry. Pomogło.
Gdy poznała Markusa, podjęła decyzję
o rozwodzie. Potrzebowała pomocy w ucieczce z wrogiego jej domu.
Wtedy okazało się nagle, że wszystkie bliskie koleżanki rozpierzchły się
z „Ja nie chcę się w to mieszać” na ustach. Markus nie przyjechał. Na
pustym placu boju zostałam tylko ja. We dwie pakowałyśmy i wynosiłyśmy
rzeczy, za każdym razem przechodząc obok siedzącej na ganku przy drzwiach
wyjściowych teściowej. Babsko trzymało w ręce nóż i darło się na całą
wieś, nie szczędząc wyzwisk także mnie. Z satysfakcją przywaliła drzwiami mojemu
bratu, który przyszedł nam z pomocą i znosił na dół ciężkie pudła,
ładując je do mojego samochodu. Nikt inny nie pomógł.
Zaczął się okres największej biedy,
kiedy Bożena pracowała na zastępstwo, będąc w każdej chwili zagrożona
utratą pracy. Mieszkanie wynajął jej Markus, ale to nie zaspokajało wszystkich
potrzeb, zwłaszcza dzieci, na które tatuś się wypiął. Podzieliłam się z nią,
czym mogłam. Nie zabrała ze wsi naczyń, więc podarowałam jej cały swój serwis.
Wciąż byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie.
Gdy wyszła za Markusa, założyli własny
biznes, który po pewnym czasie z różnych względów zaczął podupadać. W międzyczasie
dotknęła ją wielka strata – zmarł jej ukochany ojciec. Po kilku latach użerania
się z życiem w Polsce Markusowi – obywatelowi niemieckiemu – udało
się namówić małżonkę na przeprowadzkę do Niemiec.
Pożegnanie było rozpaczliwe, łzom nie
było końca. Mająca nastąpić rozłąka zapowiadała się jako coś w rodzaju
końca świata. Zaraz po urządzeniu się miała zaprosić mnie do siebie, bo
przecież nie wytrzyma…
Mieszka za granicą już 9 lat. Na początku
zadzwoniła do mnie z polskiego telefonu może ze trzy razy, składając mi
życzenia urodzinowe i opowiadając szeroko o tym, jak jej się teraz świetnie
powodzi. Do dziś nie znam jej adresu ani niemieckiego numeru telefonu. Jeszcze jedną
rozmowę odbyłyśmy, gdy przyjechała do Polski na wesele naszej wspólnej
koleżanki (a więc musiała utrzymywać z nią kontakt). Rozpoczęła ją od
słów: „Cześć, jestem w Rzeszowie. Dzwonię do ciebie, bo mam interes”. A mnie
wtedy walił się świat, bo u mojego taty zdiagnozowano raka.
I to by było na tyle. Sięgając myślą
wstecz, dochodzę do smutnych wniosków. Nazywałyśmy się przyjaciółkami, a tak
naprawdę była to symbioza, z której tylko jedna ze stron czerpała
korzyści. Byłam na każde zawołanie. Wysłuchałam, pocieszyłam, towarzyszyłam,
wspierałam – także materialnie. Byłam nawet wtedy, gdy inni tchórzliwie się
pochowali. Czy jednak otrzymałam to samo? Rozwodziłam się sama, potem opłakiwałam
stratę ukochanego człowieka, nie usłyszawszy jednego słowa pocieszenia. Ile razy
jestem na cmentarzu, odwiedzam grób jej ojca, bo przecież znałam człowieka
dobrze, byłyśmy w końcu jak rodzina. Bożena ani razu nie zapytała o mojego
tatę. Być może do dzisiaj nie wie, że już go nie ma.
A ja przez 40 lat myślałam, że mam
przyjaciółkę.
Zastanawiająca jest jedna z jej
ostatnich wypowiedzi skierowanych do mnie: „Źle ci? Nikt ci nie broni też
znaleźć sobie sponsora”. Zrobiło mi się cholernie przykro, bo jednak nie
każdemu wszystko układa się kolorowo. Markus pewnie też został wykorzystany („sponsor”)
jako odskocznia do lepszego życia. Zrozumiałam, jak wielką jest egoistką
i poczułam się straszliwie oszukana. Oszukały mnie moja własna naiwność
i szczerość intencji. Jestem głupia, nieżyciowa, łatwowierna i ślepa.
Jestes. Ucz sie asertywnosci, jeszcze nie jest za pozno.
OdpowiedzUsuńJa nie mam zadnych przyjaciolek, mam blizszych lub dalszych znajomych, przyjaciolki skonczyly sie juz dawno temu. Bo kiedy zaczyna sie zle dziac, polowa otoczenia sie zlosliwie cieszy, druga rada jest, ze nie ja to spotyka, a nikogo cudze problemy tak naprawde nie interesuja, bo kazdy ma dosyc wlasnych.
Moj adres i telefon masz.
Jestem frajerką, ale brat nade mną pracuje - może mnie wyszkoli (lepiej późno niż wcale).
UsuńWiesz, to ostatnie, krótkie zdanie w Twoim komentarzu mówi więcej niż cała ta opowieść. Zresztą, przecież już wiele razy mi pomogłaś...
Be, nie zrobiłaś ani niczego złego ani głupiego. Po prostu skurwiele są wśród nas i świetnie się maskują.
OdpowiedzUsuńAle żeby tak od dziecka? Chociaż w tym wieku chyba nie myśli się tymi kategoriami.
UsuńLudzie nadal nie doceniają (po)wagi genów. Jest taka książka czeskiej pisarki, niestety nie pamiętam nazwiska "Rok koguta", którą obowiązkowo wszyscy powinni przeczytać.
UsuńDopiszę do listy, może uda mi się znaleźć w bibliotece.
UsuńTereza Boućkova w księgarni Tania ksiażka.
UsuńDzięki! :-)
UsuńPrzykro mi to mówić, ale ludzie z natury są egoistami. Sam wiele razy się zawiodłem i choć staram się wyleczyć z naiwności to kiepsko mi to idzie...Ale to niestety kwestia charakteru, który odziedziczyłem po babce...Ona też kiepsko wyszła na tym że każdemu starała się pomóc, a potem wielu z tych którym pomagała się wypięło... Coraz częściej miewam wątpliwości czy w ogóle warto być dobrym dla ludzi...
OdpowiedzUsuńTak, wiem, taka jest ludzka natura. Zdrowy egoizm jest nawet pożądany. Ale nie taki, który sra na drugiego człowieka. Niestety, zostałam tak wychowana, że "trzeba pomóc", "dobro powraca" i tym podobne bzdury. Teraz pomagam tylko zwierzętom. One nigdy nie są fałszywe, działają jedynie zgodnie z instynktem.
UsuńNiektórym ludziom też warto pomóc, ale trzeba to robić z rozsądkiem, a niestety czasem nam go brak. Ja zbyt często otwierałem swoje serce i raczej dobrze na tym nie wychodziłem. Dziś juz jest we mnie mniej tej naiwności, ale do końca sie z niej chyba nie wyleczę... Jak sie ma miękkie serce to trzeba mieć też twardą dupę.
UsuńNajgorzej, że u mnie jedno nie idzie w parze z drugim. Wszystko mam miękkie.
UsuńFakt, to nie jest dobrze, ale wcześniej czy później jedno musi stwardnieć... Oby nie serce...
UsuńObawiam się, że może to być serce.
UsuńOby nie, bo jednak lepiej mieć twardą dupę, która choć trochę ochroni przed kopniakami od losu.
UsuńMoja dupa miękka jest, jak ja cała. Musiałaby stać się koścista, żeby była twarda :-)))
UsuńJa nie mam kościstej, ale twardości nabrała dzięki ludziom których spotykam na swojej drodze.
UsuńByć może dupy damskie nabierają twardości wolniej :-)
UsuńWy macie delikatniejszą skórę, a my rodzimy się twardzielami :-)
UsuńOj, nieprawda. Nie każdy facet jest twardzielem. Znam takie troki od kalesonów, że głowa mała.
UsuńA będzie ich coraz więcej, bo pokolenia wychowane ze smartfonami przed oczami nie będą miały jak wyrobić w sobie twardziela. Chyba że grając w strzelanki :-)
UsuńTo prawda. Dziś mamy kawę bez kofeiny, piwo bez alkoholu, mąkę bez glutenu, nabiał bez laktozy i facetów bez jaj. Metroseksualne lalusie.
UsuńTylko współczuć obecnym kobietom :-) A może i one zmieniły kryteria doboru partnera i jaja nie są takie ważne? :-)
UsuńMoże i kolejne pokolenia to akceptują. Ale ciężko się zawiodą, gdy się okaże, że skrzyżowanie cioty ze ślimakiem nie potrafi nawet gwoździa wbić w ścianę i ma dwie lewe ręce do roboty.
UsuńTakich niestety pełno. Pół biedy jeśli taka ciamajda ma pieniądze by wynająć fachowca. Gorzej gdy nie ma kasy i sam nie potrafi nic zrobić.
UsuńObawiam się, że wyrosną z nich takie właśnie ciamajdy. Dwie lewe ręce i skocz mi po piwo, kobieto.
UsuńTylko współczuć tym kobietom... Miałem pod opieką gówniarzerię po 17 lat na praktykach i szlag mnie trafiał gdy musiałem z tym pracować. Telefony w rękach i durne rozmówki, nawet do miotły się to nie nadawało.
UsuńNo to sam doskonale wiesz, o co mi chodzi.
UsuńOstatnio, gdy byłam u kosmetyczki, przyszedł taki mister i... umówił się na manicure. To jeszcze mały szok, bo jak zobaczyłam pozycje w cenniku typu "depilacja męska", to zwątpiłam. Starożytni Rzymianie też się depilowali i co? Potęga upadła. Ale za to żołnierze byli wydepilowani :-)
Taki to sobie łapek robotą nie pobrudzi :-) Cos poszło nie tak bo faceci nabierają kobiecości :-) :-) :-)
UsuńMoże to z tego trującego jedzenia?
UsuńAlbo fale z nowoczesnych technologii sprawiają że zanikają im jądra :-)
Usuń5G jak nic!
UsuńSkoro 5G pozbawiło Edytę Górniak orgazmów to może i facetów pozbawiać jaj :-) :-)
UsuńEwentualnie chipy w szczepionkach.
UsuńDobrze że nie przyjąłem ani jednej dawki :-)
UsuńRaczej dobrze, że się nie pochorowałeś.
UsuńZnam takich co byli w pełni zaszczepieni i wylądowali pod respiratorem. Kwestia szczęścia. A covid przechodziłem bodaj w listopadzie, nawet na kwarantannie z całą familią wylądowałem :-)
UsuńTo całe szczęście, że jakoś lżej przeszliście. U mnie w rodzinie zmarł jeden wujek, a nie z rodziny - moja koleżanka.
UsuńNie powiem żebym jakoś lekko to przeszedł bo pierwsze dni były nie wesołe, ale nie miałem tyle szczęścia by wyciągnąć kopyta.
Usuń
UsuńTak źle i tak niedobrze. Nawet covidem trudno Ci dogodzić :-))))
Co począć, z natury jestem marudny i nawet jeśli chodzi o chorobę to potrafię wybrzydzać :-)
UsuńNo tak. Maruda nie odpuści :-)
UsuńO ksywkę trzeba dbać bez ustanku :-)
UsuńMuszę przyznać, że dbasz o swoją z godnym podziwu samozaparciem :-)
UsuńStaram się :-) Szkoda by było po tylu latach ją zmieniać :-)
UsuńTo prawda, przecież to lata pracy :-)
Usuńgdy tylko jedna strona ma profity, to chyba nie "symbioza" się nazywa, tylko jakoś inaczej?...
OdpowiedzUsuńtak swoją drogą, to ciekawe, czy Bożenka zawsze taka była, tylko się maskowała, czy dopiero w pewnym momencie nastąpiła w niej przemiana, że zamiast o ludzi /facetów, przyjaciółki/ zaczęło jej chodzić o sponsorów?... ale tego się chyba nigdy nie dowiesz...
p.jzns :)
Tak, to też jest symbioza. Dwa organizmy współistnieją, a korzyści czerpią oba albo jeden. Tak to biega w przyrodzie.
UsuńWciąż nie potrafie ocenić, jak to było od początku. W podstawówce nie myśli się chyba tymi kategoriami. Ale już np. na studiach z premedytacją wdzięczyła się i odbiła mi chłopaka, którego i tak nie chciała. Ot, tak dla sportu.
skutecznie chociaż?... czy jak pies ogrodnika? :)
Usuńluz, toć wiem, że materacem nie byłaś, ale psiapsióła psiapsióle lubi się czasem pochwalić zaliczeniem... które zresztą wcale nie musiało mieć miejsce, ale to akurat jest bez różnicy...
Na tyle skutecznie, że unieszczęśliwiła najpierw mnie, a potem jego. Zaliczenia nie było, bo on jej się nie podobał. Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Dla sportu? Żeby sobie coś udowodnić? W charakterze psa ogrodnika? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Już wtedy powinnam była przejrzeć na oczy.
Usuńczasem dla pocieszenia mawia się tak, że skoro chłop Cię zluzował i poleciał na nią, to nie był Ciebie wart, a więc nie masz czego żałować, można by nawet rzec, że wyświadczyła Ci przysługę, aczkolwiek trudno powiedzieć, czy taki był jej cel..
UsuńZ pewnością nie taki.
UsuńDosyć szybko wyleczyłam się wtedy z gościa. Za to on nie wyleczył się z Bożenki i przez całe studia cierpiał na nieodwzajemnioną miłość. Po studiach jeszcze też. Myślę, że zostałam pomszczona przez los :-)
Nie jesteś, robiłaś wszystko z dobroci serca, nie każdy, na szczęście jest wyrachowany i podły.
OdpowiedzUsuńNie musimy dostosowywać się do świata, wystarczy mieć swój.
Żal Ci? na pewno tak, ale czy drugi raz zrobiłabyś inaczej? na pewno nie!
Przeżyłam podobne historie, potraktowałam jako lekcje od życia...
Jotko, takich lekcji dostałam więcej...
UsuńA znasz kogoś, kto ma tylko z górki?
UsuńZnam...
UsuńJa nie znam!
UsuńWygrałam! :-)
UsuńPewnie, znasz przecież mnie.... Ale to tylko żart, marzenie.... Jak myślę, że już trzeba tylko schodzić, to znowu pojawia się kolejne podejście.
UsuńKłody pod nogami sypią się punktualnie wtedy, gdy sforsowało się poprzednie.
UsuńPamiętasz chyba, że cytowałam kiedyś słowa Anny Dymnej. ???
OdpowiedzUsuńWięc wiesz co myślę....
Najpiękniej Cię pozdrawiam..
Pamiętam i zgadzam się w całej pełni.
UsuńDobrze, że się skończyło.
OdpowiedzUsuńJednak gorycz została.
UsuńPrzejdzie. Właściwie to powinnaś się ucieszyć, że wampira wygoniłaś.
UsuńOd paru lat przejść nie może...
UsuńJeden plus, ze przynajmniej dostrzegasz własną głupotę. Samoświadomość wad i ograniczeń jest ważna :)
OdpowiedzUsuńA Bożence krzyżyk na drogę i z Bogiem, szkoda sobie nią głowę zawracać.
Już sobie nie zawracam, choć czasem odbija mi się czkawką przy różnych okazjach, tak jak teraz. Wspomnienie wraca przez jakieś skojarzenia, coś przeczytam, coś usłyszę i samo wchodzi w łeb.
UsuńAha, no i dziękuję za komplement :-)
Drobiazg. Babka uczyła, że kobietom trzeba prawić komplementy, bo lubią :P
UsuńA gdybyś przegapiła u Marudy (pomyliłem salceson z kaszanką):
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/polski-ksiadz-salcesonem-uleczyl-opetana-przy-stole/85fxykp
Ciekawe, czy ów dzielny egzorcysta objęty jest leczeniem psychiatrycznym.
UsuńNo co ty! Przecież wszystko jest w ramach oficjalnej doktryny KK.
UsuńSerio, w doktrynie występuje salceson?!
UsuńW doktrynie są egzorcyzmy. Salceson to nieistotny szczegół. Liczy się przecież skuteczność. A ksiądz Olszewski jest wszechstronnie skuteczny. Pomaga i ofiarom Szatana i ofiarom zwykłych złych ludzi. To właśnie jego Fundacja Profeto za ponad 25 mln z Ministerstwa Sprawiedliwości buduje centrum pomocy dla ofiar przestępstw.
UsuńNiech ja pierzem porosnę! Ciekawe, czy ofiary czarnej pedofilii też obejmuje.
UsuńZnam takich, ale na całe szczęście nie nazywam ich przyjaciółmi. Ot, znajomi. Mam za to wąskie grono przyjaciół, którym pomagam jeśli jest potrzeba i którzy pomagają mnie. W Niemczech mam przyjaciółkę, która wyjechała 22 lata temu i do dnia dzisiejszego kontakt nie urwał się ani na moment. Jej łatwo z życiu nie było, mnie też, ale zawsze byłyśmy/jesteśmy razem. Tak samo jak z moją najstarszą przyjaciółką tu na miejscu, z którą obchodziłyśmy 3 lata temu 50-lecie pożycia :D Dariusz ma rację: krzyżyk jej na drogę i hiszpańskie buty.
OdpowiedzUsuńHiszpańskie buty mną wstrząsnęły :-))))
UsuńAle pasują, jak ulał :D Pomyliłam się z tą rocznicą, bo nie 50, a 40 :D Głowa nie ta...
UsuńNie szkodzi :-)
Usuńpaskudne odkrycie. pomagać i odkryć, że rzecz działa tylko w jedną stronę. czytając - czułem wielki niesmak. tak się nie robi. ja, o takich ludziach mówię, że sami za sobą będą nieść trumnę, bo nikt nie zechce się nad takową pochylić.
OdpowiedzUsuńTak się nie robi, ale ludzie tak robią. Inni zaś pozostają z ręką w nocniku. Z wielkim zawodem.
UsuńRzeczywiście bardzo przykra historia, ale znana mi też aż nazbyt dobrze. Do dzisiaj w większość przyjacielskich relacji ja wkładam więcej, niż dostaję w zamian. Kilka razy kończyły się różne znajomości, które myślałem, że są wyjątkowe i na zawsze. Głupi byłem i głupi jestem. Ale wciąż wierzę w ludzi. I czasami ta wiara się opłaca, bo niektórzy ze mną zostają...
OdpowiedzUsuńWidzisz, a we mnie ta wiara zdechła. Oczywiście nie tylko przez tę jedną Bożenę. Też mam za sobą wiele gorzkich doświadczeń.
UsuńJesli masz juz na kogos liczyc, licz na siebie! Tak mnie ktos uswiadamial i chyba mial racje, bo takie podejscie pomaga radzic sobie z klopotami zycia samemu. Pomaganie w ramach przyjazni? Pomagam jak moge dobrowolnie ale nie wyreczam, nie wtracam sie tam gdzie mnie nie posiano. Przyjazn tez ma granice. Przyjaznie czasem lubia rowniez przerwy. Najslodsza rzecza na swiecie jest wybaczenie ... przyjacielowi, bo to tez czlowiek, ktory bladzi jak wszyscy inni. Przyjaznie tez sie starzeja. Hmmmm. Ja chyba mam juz stwardnienie wszystkiego! Zycie szkoli najlepiej. Po fakcie "odbicia chlopaka" ja bym przestala juz myslec o takiej przyjazni do konca zycia, w ktorej "przyjaciel nie zawodzi". Zawiodl raz, zawiedzie ponownie. Jestem wredna, wiem, ale mam tez przyjaciol wyselekcjonowanych/sprawdzonych i pewnie sama zostalam tez sprawdzana przez innych. Pozwol zyc Bozence tak jak chce i poczujesz sie sama wolna od tej symbiozy, ktora nazywalas przyjaznia. Unikniesz nowych rozczarowan.
OdpowiedzUsuńGłupia byłam, młoda i naiwna. Teraz mogę tylko dokonać aktu ekspiacji i... być mądra :-)
UsuńAment! Mowisz o dokonaniu przemiany duchowej i dokonaniu aktu eksiacji :)! Czemu nie jak sama (lub ktos) w to wierzy? Ja pewnie bym ducha wyzionela w ramach ekspiracji, choc jest jeszcze szansa uzycia tego wyrazu w branzy ubezpieczeniowej, co moze oznaczac uplyw waznosci lub utrata mocy i takie tam blablabla. Tutaj nauczylam sie tez czegos innego niz (eng. expire=wydychanie powietrza z pluc), czyli powietrze to wdycham gleboko potwierdzajac powage sytuacji. Polecam pocwiczyc: mysl ze chcesz powiedzec "no huhu! ale zamiast wydychac to huhu, wciag go w pluca. Pomaga. Tak samo z "ufff" czy "no nieeee". Uff! jak goraco. U Was tez?
UsuńEkspiacji, nie ekspiracji, źle przeczytałaś. Podejrzewam, że to drugie znacząco się różni od pierwszego :-)))
UsuńJest jego przeciwienstwem :))) Wybacz, dopiero zauwazylam ze zgubilam 'p', za 'eksiacji' zamiast "ekspiacji". Ja pisze tez o "ekspiracji" - jest lub bylo takie slowo :). Pozdrowienia dalej upalne.
UsuńJest, oczywiście :-) Respiracja - wdech, ekspiracja - wydech. A upały to ja chromolę, jestem bliska zgonu.
UsuńDlatego nigdy nie miałam przyjaciółek i nie chcę mieć. Ot...koleżanki czy znajome lub kumpele. I jak to ktoś mądrze powiedział czy napisał: najlepiej być swoim przyjacielem czyli sam sobie przyjacielem. Ech....
OdpowiedzUsuńTeraz już Cię rozumiem.
UsuńTypowo światowe myślenie - znajdź se sponsora, udawaj dobrą połowicę, korzystaj z życia ile wlezie, a innych nie dopuszczaj zbyt blisko, chyba że czegoś od nich potrzebujesz, to też udawaj przyjaciółkę, żeby oni się nie zorientowali.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że takich ludzi nie sposób rozpoznać.
No właśnie... Z tym rozpoznawaniem mam problem, a może z naiwnym myśleniem, że jak ja mam dobre intencje, to inni też...
UsuńTo smutna historia. Spotkało Cię wiele niesprawiedliwości ze strony tej "przyjaciółki". Przeżyłam podobne zdarzenie. Taki zawód boli. Nauczyłam się, że ludzie przychodzą i odchodzą. Dziś jest ta kumpela, jutro inna i nie trzeba się do nich zbytnio przywiązywać.
OdpowiedzUsuńMam jedną, którą nazywam "psiapsiółką". Znamy się 30 lat. Nasze drogi w pewnym momencie się rozeszły i przez kilkanaście lat nie miałyśmy w ogóle kontaktu. Ktoś Tam jednak czuwał nad nami i pozwolił znów nam się spotkać. Radości i opowiadań nie było końca. Wiemy, że każda z nas ma swoje życie i nie przekraczamy pewnych granic, ale wszystko sobie możemy powiedzieć i na każdy temat porozmawiać. Wiem, że rzadko trafia się człowiek, z którym ma się tak bardzo "wspólny język".
Mam też taką bliską koleżankę i to jest dobre. A to, że rozumiesz mój ból, trochę mnie pokrzepia. Bo to rzeczywiście boli. Jeszcze się z tym nie uporałam.
UsuńCzy da się lubić osobę głupią, nieżyciową, łatwowierną i ślepą? Tak zwyczajnie da się, tym bardziej, że wcale taka nie jest... Napisałbym jaka jest naprawdę, ale nie napiszę... Niech sama dojdzie do tego!
OdpowiedzUsuńDojdzie albo nie dojdzie... Wiesz, jak to bywa.
UsuńZnam Cię kilka lat i to tylko dzięki blogowi. Ciągle jednak mam ochotę poznać Cię osobiście, bo na pewno nie jesteś głupia, o czym świadczą blogowe posty i prywatna korespondencja(o twórczości literackiej, nie wspominając). Być może jesteś naiwna i łatwowierna, ale ponieważ sama taka jestem, nie mam prawa oceniać. Na dzien dzisiejszy mam przyjaciólkę ze szkolnych lat i dwie, które choć poznane niedawno, nie zawiodły. Uściski
OdpowiedzUsuńW taki razie masz ich więcej niż ja - mój stan na dzisiaj wynosi jedną :-)
UsuńMyślę, że kiedyś poznamy się osobiście.