16 lipca 2022

27. Symbioza

„Przez mój świat przewinęły się osoby, które gdy się w ich życiu działo źle, zawsze mogły liczyć na moje wsparcie, dobre słowo, a gdy ich życie się układało i przestawałem być potrzebny, po prostu o mnie zapominały. Wyciągając swe serce na dłoni, nie liczy się na wdzięczność, bo ważne, by człowiekowi pomóc, ale boli, gdy ów człowiek po wszystkim traktuje cię jak przedmiot, który – gdy niepotrzebny – ląduje w koszu.”

(autor: Stanley Maruda) 

Powyższy cytat pochodzi z blogu Stanleya Marudy. Posłużył mi jako smutne motto do historii, która dotąd nie przestała kłuć mnie w serce.

Z Bożeną poznałyśmy się 45 lat temu, w 1977 roku, kiedy to budynek podstawówki, do której chodziłyśmy, przeznaczono na Liceum Sztuk Pięknych, a dzieci poprzenoszono – zgodnie z rejonizacją – do sąsiednich szkół. Byłyśmy wówczas w trzeciej klasie i szybko stałyśmy się nierozłączne, nie tylko do końca studiów. Byłyśmy jak siostry, między którymi były zaledwie 2 dni różnicy. Po studiach przyszły śluby i wesela, a potem pierwsze i kolejne życiowe zakręty. Trwałyśmy razem niezłomnie.

Żyjąc pod jednym dachem z przemocowym mężem-nieudacznikiem i nieznośnym mędrkiem oraz z wyjątkowo wrednym egzemplarzem równie przemocowej teściowej, Bożena zapadła na depresję, przyszły myśli i zamiary samobójcze. Bałam się potwornie, że pewnego dnia ktoś znajdzie ją z dwójką małych dzieci na przebiegających tuż obok domu torach kolejowych. Pilnowałam, podtrzymywałam, tłumaczyłam, że jak najszybciej powinna skorzystać z pomocy psychiatry. Pomogło.

Gdy poznała Markusa, podjęła decyzję o rozwodzie. Potrzebowała pomocy w ucieczce z wrogiego jej domu. Wtedy okazało się nagle, że wszystkie bliskie koleżanki rozpierzchły się z „Ja nie chcę się w to mieszać” na ustach. Markus nie przyjechał. Na pustym placu boju zostałam tylko ja. We dwie pakowałyśmy i wynosiłyśmy rzeczy, za każdym razem przechodząc obok siedzącej na ganku przy drzwiach wyjściowych teściowej. Babsko trzymało w ręce nóż i darło się na całą wieś, nie szczędząc wyzwisk także mnie. Z satysfakcją przywaliła drzwiami mojemu bratu, który przyszedł nam z pomocą i znosił na dół ciężkie pudła, ładując je do mojego samochodu. Nikt inny nie pomógł.

Zaczął się okres największej biedy, kiedy Bożena pracowała na zastępstwo, będąc w każdej chwili zagrożona utratą pracy. Mieszkanie wynajął jej Markus, ale to nie zaspokajało wszystkich potrzeb, zwłaszcza dzieci, na które tatuś się wypiął. Podzieliłam się z nią, czym mogłam. Nie zabrała ze wsi naczyń, więc podarowałam jej cały swój serwis. Wciąż byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie.

Gdy wyszła za Markusa, założyli własny biznes, który po pewnym czasie z różnych względów zaczął podupadać. W międzyczasie dotknęła ją wielka strata – zmarł jej ukochany ojciec. Po kilku latach użerania się z życiem w Polsce Markusowi – obywatelowi niemieckiemu – udało się namówić małżonkę na przeprowadzkę do Niemiec.

Pożegnanie było rozpaczliwe, łzom nie było końca. Mająca nastąpić rozłąka zapowiadała się jako coś w rodzaju końca świata. Zaraz po urządzeniu się miała zaprosić mnie do siebie, bo przecież nie wytrzyma…

Mieszka za granicą już 9 lat. Na początku zadzwoniła do mnie z polskiego telefonu może ze trzy razy, składając mi życzenia urodzinowe i opowiadając szeroko o tym, jak jej się teraz świetnie powodzi. Do dziś nie znam jej adresu ani niemieckiego numeru telefonu. Jeszcze jedną rozmowę odbyłyśmy, gdy przyjechała do Polski na wesele naszej wspólnej koleżanki (a więc musiała utrzymywać z nią kontakt). Rozpoczęła ją od słów: „Cześć, jestem w Rzeszowie. Dzwonię do ciebie, bo mam interes”. A mnie wtedy walił się świat, bo u mojego taty zdiagnozowano raka.

I to by było na tyle. Sięgając myślą wstecz, dochodzę do smutnych wniosków. Nazywałyśmy się przyjaciółkami, a tak naprawdę była to symbioza, z której tylko jedna ze stron czerpała korzyści. Byłam na każde zawołanie. Wysłuchałam, pocieszyłam, towarzyszyłam, wspierałam – także materialnie. Byłam nawet wtedy, gdy inni tchórzliwie się pochowali. Czy jednak otrzymałam to samo? Rozwodziłam się sama, potem opłakiwałam stratę ukochanego człowieka, nie usłyszawszy jednego słowa pocieszenia. Ile razy jestem na cmentarzu, odwiedzam grób jej ojca, bo przecież znałam człowieka dobrze, byłyśmy w końcu jak rodzina. Bożena ani razu nie zapytała o mojego tatę. Być może do dzisiaj nie wie, że już go nie ma.

A ja przez 40 lat myślałam, że mam przyjaciółkę.

Zastanawiająca jest jedna z jej ostatnich wypowiedzi skierowanych do mnie: „Źle ci? Nikt ci nie broni też znaleźć sobie sponsora”. Zrobiło mi się cholernie przykro, bo jednak nie każdemu wszystko układa się kolorowo. Markus pewnie też został wykorzystany („sponsor”) jako odskocznia do lepszego życia. Zrozumiałam, jak wielką jest egoistką i poczułam się straszliwie oszukana. Oszukały mnie moja własna naiwność i szczerość intencji. Jestem głupia, nieżyciowa, łatwowierna i ślepa.

98 komentarzy:

  1. Jestes. Ucz sie asertywnosci, jeszcze nie jest za pozno.
    Ja nie mam zadnych przyjaciolek, mam blizszych lub dalszych znajomych, przyjaciolki skonczyly sie juz dawno temu. Bo kiedy zaczyna sie zle dziac, polowa otoczenia sie zlosliwie cieszy, druga rada jest, ze nie ja to spotyka, a nikogo cudze problemy tak naprawde nie interesuja, bo kazdy ma dosyc wlasnych.
    Moj adres i telefon masz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem frajerką, ale brat nade mną pracuje - może mnie wyszkoli (lepiej późno niż wcale).
      Wiesz, to ostatnie, krótkie zdanie w Twoim komentarzu mówi więcej niż cała ta opowieść. Zresztą, przecież już wiele razy mi pomogłaś...

      Usuń
  2. Be, nie zrobiłaś ani niczego złego ani głupiego. Po prostu skurwiele są wśród nas i świetnie się maskują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale żeby tak od dziecka? Chociaż w tym wieku chyba nie myśli się tymi kategoriami.

      Usuń
    2. Ludzie nadal nie doceniają (po)wagi genów. Jest taka książka czeskiej pisarki, niestety nie pamiętam nazwiska "Rok koguta", którą obowiązkowo wszyscy powinni przeczytać.

      Usuń
    3. Dopiszę do listy, może uda mi się znaleźć w bibliotece.

      Usuń
    4. Tereza Boućkova w księgarni Tania ksiażka.

      Usuń
  3. Przykro mi to mówić, ale ludzie z natury są egoistami. Sam wiele razy się zawiodłem i choć staram się wyleczyć z naiwności to kiepsko mi to idzie...Ale to niestety kwestia charakteru, który odziedziczyłem po babce...Ona też kiepsko wyszła na tym że każdemu starała się pomóc, a potem wielu z tych którym pomagała się wypięło... Coraz częściej miewam wątpliwości czy w ogóle warto być dobrym dla ludzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, taka jest ludzka natura. Zdrowy egoizm jest nawet pożądany. Ale nie taki, który sra na drugiego człowieka. Niestety, zostałam tak wychowana, że "trzeba pomóc", "dobro powraca" i tym podobne bzdury. Teraz pomagam tylko zwierzętom. One nigdy nie są fałszywe, działają jedynie zgodnie z instynktem.

      Usuń
    2. Niektórym ludziom też warto pomóc, ale trzeba to robić z rozsądkiem, a niestety czasem nam go brak. Ja zbyt często otwierałem swoje serce i raczej dobrze na tym nie wychodziłem. Dziś juz jest we mnie mniej tej naiwności, ale do końca sie z niej chyba nie wyleczę... Jak sie ma miękkie serce to trzeba mieć też twardą dupę.

      Usuń
    3. Najgorzej, że u mnie jedno nie idzie w parze z drugim. Wszystko mam miękkie.

      Usuń
    4. Fakt, to nie jest dobrze, ale wcześniej czy później jedno musi stwardnieć... Oby nie serce...

      Usuń
    5. Obawiam się, że może to być serce.

      Usuń
    6. Oby nie, bo jednak lepiej mieć twardą dupę, która choć trochę ochroni przed kopniakami od losu.

      Usuń
    7. Moja dupa miękka jest, jak ja cała. Musiałaby stać się koścista, żeby była twarda :-)))

      Usuń
    8. Ja nie mam kościstej, ale twardości nabrała dzięki ludziom których spotykam na swojej drodze.

      Usuń
    9. Być może dupy damskie nabierają twardości wolniej :-)

      Usuń
    10. Wy macie delikatniejszą skórę, a my rodzimy się twardzielami :-)

      Usuń
    11. Oj, nieprawda. Nie każdy facet jest twardzielem. Znam takie troki od kalesonów, że głowa mała.

      Usuń
    12. A będzie ich coraz więcej, bo pokolenia wychowane ze smartfonami przed oczami nie będą miały jak wyrobić w sobie twardziela. Chyba że grając w strzelanki :-)

      Usuń
    13. To prawda. Dziś mamy kawę bez kofeiny, piwo bez alkoholu, mąkę bez glutenu, nabiał bez laktozy i facetów bez jaj. Metroseksualne lalusie.

      Usuń
    14. Tylko współczuć obecnym kobietom :-) A może i one zmieniły kryteria doboru partnera i jaja nie są takie ważne? :-)

      Usuń
    15. Może i kolejne pokolenia to akceptują. Ale ciężko się zawiodą, gdy się okaże, że skrzyżowanie cioty ze ślimakiem nie potrafi nawet gwoździa wbić w ścianę i ma dwie lewe ręce do roboty.

      Usuń
    16. Takich niestety pełno. Pół biedy jeśli taka ciamajda ma pieniądze by wynająć fachowca. Gorzej gdy nie ma kasy i sam nie potrafi nic zrobić.

      Usuń
    17. Obawiam się, że wyrosną z nich takie właśnie ciamajdy. Dwie lewe ręce i skocz mi po piwo, kobieto.

      Usuń
    18. Tylko współczuć tym kobietom... Miałem pod opieką gówniarzerię po 17 lat na praktykach i szlag mnie trafiał gdy musiałem z tym pracować. Telefony w rękach i durne rozmówki, nawet do miotły się to nie nadawało.

      Usuń
    19. No to sam doskonale wiesz, o co mi chodzi.
      Ostatnio, gdy byłam u kosmetyczki, przyszedł taki mister i... umówił się na manicure. To jeszcze mały szok, bo jak zobaczyłam pozycje w cenniku typu "depilacja męska", to zwątpiłam. Starożytni Rzymianie też się depilowali i co? Potęga upadła. Ale za to żołnierze byli wydepilowani :-)

      Usuń
    20. Taki to sobie łapek robotą nie pobrudzi :-) Cos poszło nie tak bo faceci nabierają kobiecości :-) :-) :-)

      Usuń
    21. Może to z tego trującego jedzenia?

      Usuń
    22. Albo fale z nowoczesnych technologii sprawiają że zanikają im jądra :-)

      Usuń
    23. Skoro 5G pozbawiło Edytę Górniak orgazmów to może i facetów pozbawiać jaj :-) :-)

      Usuń
    24. Ewentualnie chipy w szczepionkach.

      Usuń
    25. Dobrze że nie przyjąłem ani jednej dawki :-)

      Usuń
    26. Raczej dobrze, że się nie pochorowałeś.

      Usuń
    27. Znam takich co byli w pełni zaszczepieni i wylądowali pod respiratorem. Kwestia szczęścia. A covid przechodziłem bodaj w listopadzie, nawet na kwarantannie z całą familią wylądowałem :-)

      Usuń
    28. To całe szczęście, że jakoś lżej przeszliście. U mnie w rodzinie zmarł jeden wujek, a nie z rodziny - moja koleżanka.

      Usuń
    29. Nie powiem żebym jakoś lekko to przeszedł bo pierwsze dni były nie wesołe, ale nie miałem tyle szczęścia by wyciągnąć kopyta.

      Usuń

    30. Tak źle i tak niedobrze. Nawet covidem trudno Ci dogodzić :-))))

      Usuń
    31. Co począć, z natury jestem marudny i nawet jeśli chodzi o chorobę to potrafię wybrzydzać :-)

      Usuń
    32. No tak. Maruda nie odpuści :-)

      Usuń
    33. O ksywkę trzeba dbać bez ustanku :-)

      Usuń
    34. Muszę przyznać, że dbasz o swoją z godnym podziwu samozaparciem :-)

      Usuń
    35. Staram się :-) Szkoda by było po tylu latach ją zmieniać :-)

      Usuń
    36. To prawda, przecież to lata pracy :-)

      Usuń
  4. gdy tylko jedna strona ma profity, to chyba nie "symbioza" się nazywa, tylko jakoś inaczej?...
    tak swoją drogą, to ciekawe, czy Bożenka zawsze taka była, tylko się maskowała, czy dopiero w pewnym momencie nastąpiła w niej przemiana, że zamiast o ludzi /facetów, przyjaciółki/ zaczęło jej chodzić o sponsorów?... ale tego się chyba nigdy nie dowiesz...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to też jest symbioza. Dwa organizmy współistnieją, a korzyści czerpią oba albo jeden. Tak to biega w przyrodzie.
      Wciąż nie potrafie ocenić, jak to było od początku. W podstawówce nie myśli się chyba tymi kategoriami. Ale już np. na studiach z premedytacją wdzięczyła się i odbiła mi chłopaka, którego i tak nie chciała. Ot, tak dla sportu.

      Usuń
    2. skutecznie chociaż?... czy jak pies ogrodnika? :)
      luz, toć wiem, że materacem nie byłaś, ale psiapsióła psiapsióle lubi się czasem pochwalić zaliczeniem... które zresztą wcale nie musiało mieć miejsce, ale to akurat jest bez różnicy...

      Usuń
    3. Na tyle skutecznie, że unieszczęśliwiła najpierw mnie, a potem jego. Zaliczenia nie było, bo on jej się nie podobał. Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Dla sportu? Żeby sobie coś udowodnić? W charakterze psa ogrodnika? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Już wtedy powinnam była przejrzeć na oczy.

      Usuń
    4. czasem dla pocieszenia mawia się tak, że skoro chłop Cię zluzował i poleciał na nią, to nie był Ciebie wart, a więc nie masz czego żałować, można by nawet rzec, że wyświadczyła Ci przysługę, aczkolwiek trudno powiedzieć, czy taki był jej cel..

      Usuń
    5. Z pewnością nie taki.
      Dosyć szybko wyleczyłam się wtedy z gościa. Za to on nie wyleczył się z Bożenki i przez całe studia cierpiał na nieodwzajemnioną miłość. Po studiach jeszcze też. Myślę, że zostałam pomszczona przez los :-)

      Usuń
  5. Nie jesteś, robiłaś wszystko z dobroci serca, nie każdy, na szczęście jest wyrachowany i podły.
    Nie musimy dostosowywać się do świata, wystarczy mieć swój.
    Żal Ci? na pewno tak, ale czy drugi raz zrobiłabyś inaczej? na pewno nie!
    Przeżyłam podobne historie, potraktowałam jako lekcje od życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, takich lekcji dostałam więcej...

      Usuń
    2. A znasz kogoś, kto ma tylko z górki?

      Usuń
    3. Pewnie, znasz przecież mnie.... Ale to tylko żart, marzenie.... Jak myślę, że już trzeba tylko schodzić, to znowu pojawia się kolejne podejście.

      Usuń
    4. Kłody pod nogami sypią się punktualnie wtedy, gdy sforsowało się poprzednie.

      Usuń
  6. Pamiętasz chyba, że cytowałam kiedyś słowa Anny Dymnej. ???
    Więc wiesz co myślę....
    Najpiękniej Cię pozdrawiam..

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak gorycz została.

      Usuń
    2. Przejdzie. Właściwie to powinnaś się ucieszyć, że wampira wygoniłaś.

      Usuń
    3. Od paru lat przejść nie może...

      Usuń
  8. Jeden plus, ze przynajmniej dostrzegasz własną głupotę. Samoświadomość wad i ograniczeń jest ważna :)
    A Bożence krzyżyk na drogę i z Bogiem, szkoda sobie nią głowę zawracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie nie zawracam, choć czasem odbija mi się czkawką przy różnych okazjach, tak jak teraz. Wspomnienie wraca przez jakieś skojarzenia, coś przeczytam, coś usłyszę i samo wchodzi w łeb.
      Aha, no i dziękuję za komplement :-)

      Usuń
    2. Drobiazg. Babka uczyła, że kobietom trzeba prawić komplementy, bo lubią :P

      A gdybyś przegapiła u Marudy (pomyliłem salceson z kaszanką):
      https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/polski-ksiadz-salcesonem-uleczyl-opetana-przy-stole/85fxykp

      Usuń
    3. Ciekawe, czy ów dzielny egzorcysta objęty jest leczeniem psychiatrycznym.

      Usuń
    4. No co ty! Przecież wszystko jest w ramach oficjalnej doktryny KK.

      Usuń
    5. Serio, w doktrynie występuje salceson?!

      Usuń
    6. W doktrynie są egzorcyzmy. Salceson to nieistotny szczegół. Liczy się przecież skuteczność. A ksiądz Olszewski jest wszechstronnie skuteczny. Pomaga i ofiarom Szatana i ofiarom zwykłych złych ludzi. To właśnie jego Fundacja Profeto za ponad 25 mln z Ministerstwa Sprawiedliwości buduje centrum pomocy dla ofiar przestępstw.

      Usuń
    7. Niech ja pierzem porosnę! Ciekawe, czy ofiary czarnej pedofilii też obejmuje.

      Usuń
  9. Znam takich, ale na całe szczęście nie nazywam ich przyjaciółmi. Ot, znajomi. Mam za to wąskie grono przyjaciół, którym pomagam jeśli jest potrzeba i którzy pomagają mnie. W Niemczech mam przyjaciółkę, która wyjechała 22 lata temu i do dnia dzisiejszego kontakt nie urwał się ani na moment. Jej łatwo z życiu nie było, mnie też, ale zawsze byłyśmy/jesteśmy razem. Tak samo jak z moją najstarszą przyjaciółką tu na miejscu, z którą obchodziłyśmy 3 lata temu 50-lecie pożycia :D Dariusz ma rację: krzyżyk jej na drogę i hiszpańskie buty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hiszpańskie buty mną wstrząsnęły :-))))

      Usuń
    2. Ale pasują, jak ulał :D Pomyliłam się z tą rocznicą, bo nie 50, a 40 :D Głowa nie ta...

      Usuń
  10. paskudne odkrycie. pomagać i odkryć, że rzecz działa tylko w jedną stronę. czytając - czułem wielki niesmak. tak się nie robi. ja, o takich ludziach mówię, że sami za sobą będą nieść trumnę, bo nikt nie zechce się nad takową pochylić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się nie robi, ale ludzie tak robią. Inni zaś pozostają z ręką w nocniku. Z wielkim zawodem.

      Usuń
  11. Rzeczywiście bardzo przykra historia, ale znana mi też aż nazbyt dobrze. Do dzisiaj w większość przyjacielskich relacji ja wkładam więcej, niż dostaję w zamian. Kilka razy kończyły się różne znajomości, które myślałem, że są wyjątkowe i na zawsze. Głupi byłem i głupi jestem. Ale wciąż wierzę w ludzi. I czasami ta wiara się opłaca, bo niektórzy ze mną zostają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, a we mnie ta wiara zdechła. Oczywiście nie tylko przez tę jedną Bożenę. Też mam za sobą wiele gorzkich doświadczeń.

      Usuń
  12. Jesli masz juz na kogos liczyc, licz na siebie! Tak mnie ktos uswiadamial i chyba mial racje, bo takie podejscie pomaga radzic sobie z klopotami zycia samemu. Pomaganie w ramach przyjazni? Pomagam jak moge dobrowolnie ale nie wyreczam, nie wtracam sie tam gdzie mnie nie posiano. Przyjazn tez ma granice. Przyjaznie czasem lubia rowniez przerwy. Najslodsza rzecza na swiecie jest wybaczenie ... przyjacielowi, bo to tez czlowiek, ktory bladzi jak wszyscy inni. Przyjaznie tez sie starzeja. Hmmmm. Ja chyba mam juz stwardnienie wszystkiego! Zycie szkoli najlepiej. Po fakcie "odbicia chlopaka" ja bym przestala juz myslec o takiej przyjazni do konca zycia, w ktorej "przyjaciel nie zawodzi". Zawiodl raz, zawiedzie ponownie. Jestem wredna, wiem, ale mam tez przyjaciol wyselekcjonowanych/sprawdzonych i pewnie sama zostalam tez sprawdzana przez innych. Pozwol zyc Bozence tak jak chce i poczujesz sie sama wolna od tej symbiozy, ktora nazywalas przyjaznia. Unikniesz nowych rozczarowan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia byłam, młoda i naiwna. Teraz mogę tylko dokonać aktu ekspiacji i... być mądra :-)

      Usuń
    2. Ament! Mowisz o dokonaniu przemiany duchowej i dokonaniu aktu eksiacji :)! Czemu nie jak sama (lub ktos) w to wierzy? Ja pewnie bym ducha wyzionela w ramach ekspiracji, choc jest jeszcze szansa uzycia tego wyrazu w branzy ubezpieczeniowej, co moze oznaczac uplyw waznosci lub utrata mocy i takie tam blablabla. Tutaj nauczylam sie tez czegos innego niz (eng. expire=wydychanie powietrza z pluc), czyli powietrze to wdycham gleboko potwierdzajac powage sytuacji. Polecam pocwiczyc: mysl ze chcesz powiedzec "no huhu! ale zamiast wydychac to huhu, wciag go w pluca. Pomaga. Tak samo z "ufff" czy "no nieeee". Uff! jak goraco. U Was tez?

      Usuń
    3. Ekspiacji, nie ekspiracji, źle przeczytałaś. Podejrzewam, że to drugie znacząco się różni od pierwszego :-)))

      Usuń
    4. Jest jego przeciwienstwem :))) Wybacz, dopiero zauwazylam ze zgubilam 'p', za 'eksiacji' zamiast "ekspiacji". Ja pisze tez o "ekspiracji" - jest lub bylo takie slowo :). Pozdrowienia dalej upalne.

      Usuń
    5. Jest, oczywiście :-) Respiracja - wdech, ekspiracja - wydech. A upały to ja chromolę, jestem bliska zgonu.

      Usuń
  13. Dlatego nigdy nie miałam przyjaciółek i nie chcę mieć. Ot...koleżanki czy znajome lub kumpele. I jak to ktoś mądrze powiedział czy napisał: najlepiej być swoim przyjacielem czyli sam sobie przyjacielem. Ech....

    OdpowiedzUsuń
  14. Typowo światowe myślenie - znajdź se sponsora, udawaj dobrą połowicę, korzystaj z życia ile wlezie, a innych nie dopuszczaj zbyt blisko, chyba że czegoś od nich potrzebujesz, to też udawaj przyjaciółkę, żeby oni się nie zorientowali.
    Najgorsze jest to, że takich ludzi nie sposób rozpoznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Z tym rozpoznawaniem mam problem, a może z naiwnym myśleniem, że jak ja mam dobre intencje, to inni też...

      Usuń
  15. To smutna historia. Spotkało Cię wiele niesprawiedliwości ze strony tej "przyjaciółki". Przeżyłam podobne zdarzenie. Taki zawód boli. Nauczyłam się, że ludzie przychodzą i odchodzą. Dziś jest ta kumpela, jutro inna i nie trzeba się do nich zbytnio przywiązywać.
    Mam jedną, którą nazywam "psiapsiółką". Znamy się 30 lat. Nasze drogi w pewnym momencie się rozeszły i przez kilkanaście lat nie miałyśmy w ogóle kontaktu. Ktoś Tam jednak czuwał nad nami i pozwolił znów nam się spotkać. Radości i opowiadań nie było końca. Wiemy, że każda z nas ma swoje życie i nie przekraczamy pewnych granic, ale wszystko sobie możemy powiedzieć i na każdy temat porozmawiać. Wiem, że rzadko trafia się człowiek, z którym ma się tak bardzo "wspólny język".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam też taką bliską koleżankę i to jest dobre. A to, że rozumiesz mój ból, trochę mnie pokrzepia. Bo to rzeczywiście boli. Jeszcze się z tym nie uporałam.

      Usuń
  16. Czy da się lubić osobę głupią, nieżyciową, łatwowierną i ślepą? Tak zwyczajnie da się, tym bardziej, że wcale taka nie jest... Napisałbym jaka jest naprawdę, ale nie napiszę... Niech sama dojdzie do tego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dojdzie albo nie dojdzie... Wiesz, jak to bywa.

      Usuń
  17. Znam Cię kilka lat i to tylko dzięki blogowi. Ciągle jednak mam ochotę poznać Cię osobiście, bo na pewno nie jesteś głupia, o czym świadczą blogowe posty i prywatna korespondencja(o twórczości literackiej, nie wspominając). Być może jesteś naiwna i łatwowierna, ale ponieważ sama taka jestem, nie mam prawa oceniać. Na dzien dzisiejszy mam przyjaciólkę ze szkolnych lat i dwie, które choć poznane niedawno, nie zawiodły. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W taki razie masz ich więcej niż ja - mój stan na dzisiaj wynosi jedną :-)
      Myślę, że kiedyś poznamy się osobiście.

      Usuń