16 sierpnia 2025

185. Debilka, czyli koniec i bomba, kto pojechał, ten trąba

W rzeczy samej. Sama chciałam, debilka.

1. Z pomysłem, aby zażyć wczasów w klasztorze, nosiłam się już od lat, ale z realizacją się nie śpieszyłam. Trzymałam ten pomysł w odwodzie. Jakby co. Ostatnimi czasy zrobiło się to dość modne, zwłaszcza w kręgach zapracowanych, a nawet przepracowanych korpoludków płci i wyznania dowolnych. Nie tylko zresztą korpo. Ideą jest wypoczynek, nie tyle fizyczny, co psychiczny, reset i w ten deseń. A że i mnie by się przydały odcięcie, cisza, spokój, „kontemplacja” (no bez jaj!), przemyślenia, natchnienia i poszukiwanie siebie, to pomyślałam: „czemu nie?” i runęłam w przepaść.

2. Zakony oferujące „wczasy z klasztorze” proponują ciszę, przyrodę, rozmowy, spowiedzi, dobre jedzenie i inne fikuśności. Nie zastanawiałam się za specjalnie nad kierunkiem, zakładając, że najbliżej i najprościej będzie wybrać opactwo tynieckie (do Krakowa mam coś w rodzaju rzutu beretem). No to pojechałam, odnosząc wrażenie, że wiem, czym to pachnie. Nie wiedziałam.

3. Wybrałam pokój o nazwie „Komfort” w cenie – bagatela! – 260 zł za dobę ze śniadaniem. Pozostałych posiłków (po 55 zł sztuka) nie zamawiałam, bez przesady. To już pstrąg na pobliskiej przystani kosztuje sporo mniej.

4. Szybciutko okazało się, że rozziew między potocznym a tynieckim rozumieniem słowa „komfort” jest bezbrzeżny. Ręce i cycki opadły mi synchronicznie na widok tego cudu. Zatęchła izdebka na poddaszu, wielkości mniej więcej (raczej mniej niż więcej) dwóch metrów kwadratowych, z wąską szparą pod sufitem imitującą okno, dysponowała stosem Biblii, modlitewników i innych pism nabożnych – chyba dla odwrócenia uwagi ofiary od braku powietrza i powierzchni. Stare, wyboiste i skrzypiące łóżko sugerowało rychłe wydanie ostatniego tchnienia. Marzenie o klimatyzacji w tym miejscu budziło i śmiech, i rozpacz splecione w jednym uścisku. Łazienka „w pokoju” to oddzielne kuriozum: między wejściem do kabiny prysznicowej a ścianą pozostało góra 10 cm. Jak ja niby przez te 10 cm miałabym się przecisnąć, cholera wie, cud się nie stał nawet w tak świętym miejscu i myłam się po kawałku w umywalce. Wesołe miasteczko z parkiem rozrywki w jednym niech się schowają. Postanowiłam się nie poddawać tak od pierwszego kopa, ale faktem jest, że przywykłam, doprawdy, do zgoła innego rozumienia pojęcia komfortu. Żeby było zabawniej, na korytarzu było ciemno choć oko wykol, a do „pokoju” trafiałam tylko dlatego, że był ostatni. W dodatku bez numeru, a hecnie oznaczony imieniem jakiegoś świętego.

5. Pozostałą część dnia poświęciłam na wypicie zimnej lemoniady (w przystani), zjedzeniu lodów (w przystani) i spożycie zimnego piwa (w przystani). Nie dałam zarobić oszustom na sobie ani jednej złotówki więcej.

6. Jedyne, co mi się spodobało, to śpiewy mnichów. Potęga wprawnych, męskich głosów robi wrażenie. I chłód w kościele, tak potrzebny w ten sakramencki skwar.

7. Przez wszystkie trzy noce, które tam spędziłam, rzucałam się jak w tańcu świętego Wita, a co ciekawsze, budził mnie po kilka razy mój własnych krzyk. We dnie nie rozmyślałam, nie kontemplowałam, nie pisałam wierszy, nie robiłam zdjęć, nie bywałam na mszach, nie modliłam się i zasadniczo koncentrowałam się na przetrwaniu. W upał wszystko jest starsze, brudniejsze, bardziej lepkie, a opactwo tynieckie jest najstarsze w Polsce (z połowy XI w. i nieprzerwanie działające), to dość. Trwałam w obrzydzeniu i marzyłam o powrocie do domu, co wcieliłam w życie dzisiaj po śniadaniu.

8. I te infantylne rozmówki przy śniadanku… Chuderlawe panienki podlizują się zakonnikom, rachityczni chłopcy z lordozą grzebiący w jedzeniu kościotrupimi paluszkami podlizują się zakonnicom, a po jadalni niesie się echem „a Pan Jezus na to…”, „nieszpory o Matce Bożej śpiewaliśmy…”, trudno uwierzyć, że to dorośli ludzie.

9. Z ulgą powiedziałam temu miejscu „do niewidzenia” i wystartowałam do domu jak na dopingu. Tylko jeszcze musiałam przeturlać się przez kawałek Krakowa, paskudnego, obskurnego i brudnego (przepraszam, jeśli popełniam właśnie faux pas wobec kogoś, kto tam mieszka) i nielubianego od zawsze.

10. W domu dopadła mnie klątwa mnicha, tj. – z przeproszeniem – biegunka-gigant. Pewnie się w tym „komforcie” czymś zatrułam albo zaraziłam. A teraz, wykąpana i leżąca na rozgwiazdę, donoszę, co następuje: JESTEM RAZ NA ZAWSZE WYLECZONA Z KATOTURYSTYKI.



61 komentarzy:

  1. A czegóz Ty sie spodziewalas po klechach? Komfortu? Swiadczenia uslug adekwatnych do zdzierczej ceny? Tys jest naiwna, choc wydawaloby sie, ze w tym wieku nie powinnas. Jesli chodzi o ad.7 to chyba zle z Ciebie wylazilo i dlatego nie moglas spac, samo otoczenie wyzwolilo te egzorcyzmy. Ja bym wolala za te pieniadze nakupic sobie lodow i zrec przez cale lato, zamiast wyrzucac je szufelka przez okno i dofinansowywac pedofilnych zboczencow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sraczka to kara za glupote. Zemsta klechow za brak modlitw. :)))))))))

      Usuń
    2. To wszystko, to jest kara za głupotę. Chciałaś, żebym zabrała Cię ze sobą - miałaś kupę szczęścia, że tego nie zrobiłam 🤣

      Usuń
    3. Widocznie buk nade mna czuwal.

      Usuń
  2. Uśmiałam się. Bo wiesz my zgola odwrotnie rozpasanie sybaryckie od 7 dni😁 uprawiamy. Apartament i basen i taras i jedzenie z gornej pólki. No ale Masz ciało coś chciało, mówię ja na gigantycznym kacu i po wczorajszej kąpeli nocnej w ubraniu. Tez juz pakujemy walizki...niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz pierwszy w życiu chciałam wracać do domu.

      Usuń
  3. Padłam po przeczytaniu Twojego wpisu .... Poszłaś po bandzie, ale co tam, wiesz już jak jest. Gdybyś jednak wcześniej coś napisała, to odradziłabym Ci Tyniec od razu. Nie dlatego, że tam byłam i widziałam te "luksusy", ale w sumie to byłam tam raz. Ładnych parę lat temu, pojechaliśmy z wycieczką nauczycielską do Krakowa. I któregoś dnia stwierdziliśmy, że podjedziemy sobie do tego słynnego Tyńca autobusem podmiejskim. Miejsce i napotkani zakonnicy zrobiło na mnie złe wrażenie, czyli zła energia wokół i niesympatyczny zakonnik, którego o cos się pytaliśmy. Szczególnie czułam się tam dość nieswojo. To są oczywiście moje odczucia, ale najwyraźniej innym ten klimat pasuje. Mnie nie i pamiętam, że byliśmy tam dość krótko i jechaliśmy z powrotem tym samym autobusem do Krakowa, którym przyjechaliśmy. Te kilkanaście minut pobytu wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, wyszłam z tego o jedno dowiadczenie bogatsza = mądrzejsza. To też coś warte 😅

      Usuń
  4. Dobrze sie czytaczom smiac, gdy siedza w przestronnym, klimatyzowanym mieszkanku 😀
    A ty cierpialas, i jeszcze ta zemsta klechow!!! Oj, biedna ty 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, biednam, bom głupia. Następnego razu nie będzie!

      Usuń
  5. No sorry, ale ubawiłaś mnie 😂😂😂 Co za pomysł! Biznes kręcą jak ta lala i że się dałaś na to nabrać, Ty, stara wyga!
    Życie składa się z kolejnych doświadczeń, masz do kolekcji, cóż.
    Bym Ci doradziła wyjazd do Lanckorony w celu medytacji i poezjowania, ale stało się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A chromolę, było jak było i co sie stało, to się nie odstanę. Każdy ma w życiu moment gigazdurnienia.

      Usuń
  6. Takie miejsca są dobre gdy chce się pokutować, a nie nie na wypoczynek 😅😅😅 Już sam pomysł by spędzić czas w takim miejscu mi do Ciebie nie pasował i jak się okazuje miałem racje. Może i klasztory oferują ciszę i spokój, ale warunki tam nie są dla przeciętnego śmiertelnika... 🙄 Raczej dla religijnych masochistów 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to każde jedno doświadczenie czyni nas mądrzejszym. W końcu ten się nie myli, kto nic nie robi 🤣

      Usuń
    2. Ale teraz przynajmniej mamy pewność, że pewnego dnia nie postanowisz zostać zakonnicą, bo te spartańskie warunki niewątpliwie nie sia dla Ciebie 😉

      Usuń
    3. A idź Pan, nawet "komfort" 🤣 nie jest dla mnie 🤣🤣🤣 Poza tym ze względu na niebezpieczeństwo zgorszenia zapewne by mnie nie przyjęto. I dobrze. Brrr!

      Usuń
    4. Myślę, że akurat za klasztornymi murami zgorszenie jest równie częste co modlitwa 😅

      Usuń
    5. Może nawet i częstsze 😅 A może zgorszenie to norma, a modlitwa to rzadkość? 🤣🤣

      Usuń
    6. Wcale bym się nie zdziwił bo to towarzystwo to jedna wielka hipokryzja i zakłamanie. Pierwsi żeby człowieka potępić a sami nie żyją wedle tego czego nauczają.

      Usuń
    7. Polski katolicyzm w reprezentatywnym wydaniu.

      Usuń
    8. Ja wolę nazwę "PiSowski katolicyzm", ewentualnie prawicowy. Zresztą jakkolwiek tego by nie nazwać to fundamentem jest obłuda.

      Usuń
    9. O, to, to, to! W punkt. Obłuda, obłuda i jeszcze raz obłuda. Fałsz, hipokryzja, dwulicowość, jezuityzm, podwójna moralność.

      Usuń
  7. Z ciekawości sprawdziłem jak to wygląda na internecie - dla Australijczyka koszt - A$110 za dobę.

    Opinie klientów - entuzjastyczne - średnia 9.3/10.
    Pani Mirosława: „Przepyszne śniadanie, czystość, cisza, spokój, idealna lokalizacja, piękne otoczenie!!! POLECAM! Na pewno wrócę!”
    Pani Anna (z Francji) - Wspaniale miejsce historyczne, wygodny , czysty pokoj, bardzo mila Pani w recepcji.
    Poszukałem drugiej strony lustra - 3 oceny bardzo złe, jedna podobna do Twojej:
    Barbara: Zrezygnowałem z noclegu po zapoznaniu się na miejscu. Bardzo gorąco, brak możliwości otwarcia okna, brak dobrej wentylacji
    Bardzo mi przykro, że tak marnie wyszło :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, już wróciłam i jedna korzyść z tego wynikła na pewno: po raz pierwszy od bardzo dawna cieszę się, że jestem w domu 😅

      Usuń
  8. Współczuję, ale i uśmiecham się jak sadystka.
    Jest Ci ciasno, kup se kozę, znane!
    Opłata za te luksusy niebywała, za podobne pieniądze mieliśmy w Kazimierzu apartament z kuchnią, a cisza jak w Tyńcu, jedynie śpiewów nie było...
    Potraktuj to jak kolejne doświadczenie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie traktuję. W dodatku wczoraj, już na dworcu, pomyslałam o tym identycznie jak Ty - kupiłam sobie kozę i teraz, bez kozy, będę miała w domu lepiej!

      Usuń
  9. Relacja zabawna...ale biorąc pod uwagę historię tego miejsca- ja bym poszła na całość i zaaranżowała pokój tak jak wyglądał w XI w. Bez prysznica, miska , dzbanek z woda i stolek drewniany, klecznik lub nie i siennik do spania. Zadnej wspolczesnosci, moze tylko kibelek na pietrze- wspolnego uzytkowania. I wybór posilku :-suchy chleb z mlekiem/owsianka na mleku-wodzie na sniadanie lub w stylu współczesnym.( do wyboru). Oczywiście uprzedzając, że ,,powrót do przeszłosci,, kosztuje:placi sie za jednorazowy siennik osobisty, ktory mozna zabrać jako pamiątkę oraz koszmary senne, ktore na dlugo pozostaną w pamieci. Wszak ludzie szukaja różnych atrakcji...Takie jak powyższe opisane przez ciebie-najwyrazniej Ci nie służą. I warto to mieć na uwadze.:-) Rozpoznanie terenu to podstawa. W ciemno to wiadomo co sie robi...leci do wc z zamknietymi oczami, do znanego domowego przybytku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja. Ja leciałam w ciemno po korytarzu 🤣

      Usuń
  10. Normalnie survival w wersji sakralnej. Człowiek jedzie po spokój i kontemplację, a wraca z traumą i klątwą mnicha.
    A gdybym wiedziała, że jesteś krok ode mnie, przybyłabym z Puszkiem i Cię uratowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już widzę, jak wpuszczają tam Puszka...

      Usuń
    2. sam by się wpuszczył... czy ktoś kiedyś upilnował jakiegoś Puszka?...

      Usuń
    3. Troche to awykonalne 😀

      Usuń
    4. mój Puszek /nie ten puchaty, tylko ten drugi/ wypuszył dziś wiadro z nawozem do kwiatów rozpuszczonym w wodzie... on po prostu tak ma, że wypusza każde wiadro w okolicy... co prawda było jakby zabezpieczone przed taką akcją, ale niezbyt starannie, jak się okazało... gdy usłyszałem "pierdut" z drugiego pomieszczenia to już wiedziałem o co chodzi i że mam dodatkowe zajęcie :)

      Usuń
    5. Pogratuluj puchatemu ode mnie, boski jest! Całusy w sam puch! 🐾💕🐾

      Usuń
  11. Weszłam na stronę klasztoru
    Na zdjęciach wszystko wygląda porządnie.
    Teraz jest kwestia reklama a rzeczywistość.

    Trzeba pamiętać o specyfice życia klasztornego.
    Im mniej wygód, tym lepiej 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przybyłam, zobaczyłam, uciekłam i nie wrócę!

      Usuń
  12. Zabrakło mi tu tego co nazywają "risercz", bo coraz bardziej lubimy spolszczone słowa pochodzące od angielskich. To w oryginale "research", oznaczające badanie, poszukiwanie informacji, analizę danych lub gromadzenie wiedzy na dany temat. Być może to był słaby punkt w Twoich ambitnych planach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę nieuprawnionego używania angielskich słów w języku polskim, toteż nie użyłam i stąd taka wtopa 😅

      Usuń
  13. wiem, że jestem dziwny, ale wbrew powyższym komentarzom uważam, że osiągnęłaś więcej niż chciałaś i bynajmniej nie kpię i nie ironizuję. pojechałaś tam jak jeden czarny i głęboki dół bez dna. masywna czarna dziura. a po trzech zaledwie (jak piszesz) dniach - wracasz rozszczebiotana, pełna życia, sarkastyczna i mająca chrapkę na piwko, czy inną rozpustę. czyli katole ustawili Cię w pionie i wydalili z apetytem na życie.
    czzterokończynowa rozgwiazda, to chyba nieco upośledzona hę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadłam na ten paradoks, leżąc we własnym łóżku. Tak jak napisałeś, wyjeżdżałam z jakimś potężnym gniotem, ale gdy dokupiłam sobie kozę i zobaczyłam, że może być jeszcze gorzej, kozę oddałam, a w domu rozkoszuję się byciem w domu, co bywa u mnie wcale rzadko. Czyli wyjazd spełnił swoje zadanie.
      Nie za bardzo upośledzona ta rozgwiazda, skoro większość ma tylko 5 ramion. Co prawda istnieją i takie, które mają po 20, ale bez przesady, skromnie porównuję się tylko do rozgwieździstego chwastu.

      Usuń
    2. hogwash... zawsze jest tak, że gdy się posiedzi w jakiejś dupie, to po wyjściu jest pewien okres euforii... ale gdyby tylko o to chodziło, to taniej wyjdzie kupić sobie deskę z gwoździami i codziennie regularnie jeździć po niej dupą, a po tygodniu wyrzucić deskę...

      Usuń
    3. Szkoda mi mojej zacnej dupy na takie mało wyrafinowane metody 🤣🤣🤣

      Usuń
    4. no, i słusznie, bo w tej zabawie wcale nie chodzi o to, żeby się umęczać... kiedyś tak się Buddha umęczał przez lata i nagle skonstatował, że gówno z tego wyszło, że wciąż jest głupi jak był przedtem... co prawda praktyki deprywacyjne /tak się to mądrze nazywa/ zawsze wiążą się z pewnym dyskomfortem, ale nie on jest ich celem, ani też środkiem do celu...
      ale okay, coś przeżyłaś innego, nowego i to już traktujmy jako jakiś plus... always look on the bride side - jak mawiał kiedyś do nieboszczyków pewien nadzorca krematorium w pewnym obozie, takim disneylandzie inaczej...

      Usuń
    5. Z tej pogańszczyzny zrozumiałam jedynie "always" - podpaski 🤣 Resztę muszę wrzucić w translator.

      Usuń
  14. Ha! Ale perspektywę dostałaś, jakie doświadczenie! Może nawet było warte tej zapłaconej ceny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, zwłaszcza, że powrót do domu był dla mnie tym razem pełnią szczęścia.

      Usuń
  15. "Żeby chociaż do bernadynów... Ale do kamedułów?" - stary moczymorda Onfry myślał tylko o jednym...
    ale do tematu:
    czyż nie mówiłem, że jakiś bryndzel z tego wyjdzie, albo inszy kalabrak?... no, może nie mówiłem wprost, ale mocno sugerowałem... było mnie zapytać, jak to się robi, jak sobie zorganizować takie coś...
    inna sprawa, że jesteś Depką, więc w Twoim przypadku takie odosobnienie niekoniecznie bywa dobrym pomysłem, ale to jest do dyskusji... mnie akurat blisko do Mansów z pewnym odchyleniem w stronę Skitzów, więc na mnie takie zabiegi działają nawet nieźle...
    reasumując: po prostu nie przygotowałaś się za bardzo do tej misji...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jednak powiodła się znakomicie. Przeczytaj powyżej komentarz Oka - strzał w dychę!

      Usuń
    2. niby w dychę, ale nie do końca w tą tarczę...

      Usuń
    3. Jak dla mnie, w tę, co trzeba.

      Usuń
  16. Dzień dobry, ależ się ubawiłem to czytając, doprawdy nie ma nic gorszego niż wydać tyle kasy na pokój "komfort" i się tak męczyć. Ale są też gorsze standardy? Masakra. A ta zemsta mnicha, to dobrze że w domu dopadła... Pozdrowienia serdeczne 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, najgorszy standard to "pokoje" poniżej parteru. Nie wiem, pewnie jakieś lochy.

      Usuń
    2. Czyli wilgoć i chłód, czyli jakby klimatyzacja jednak 🤣

      Usuń
    3. Albo glina na podłodze i wychodek przed drzwiami 😅

      Usuń
  17. O kurcze, wychodziłam z założenia, że trafisz na coś podobnego, co ja miałam, dwie sprawdzone lokalizacje, jedna w, druga obok Hildesheim... pierwsza to było seminarium, mało powołań wśród młodzieńców, to zrobili taki hotelik, super standard, w pokojach ogromne okna od sufitu do podłogi, i z łazienkami w nich. U siostrzyczek w Marienrode w tzw. domu pielgrzyma, bardzo grube muru i parapety takie, że można było się na nich kłaść, często wysiadywalam w takim oknie i czytałam. Toalety byly na korytarzu, co mi niewiele przeszkadzało.
    Ty to miałaś wtopę, ale nie wróciłaś z pustymi rękami, a raczej w głową pełna odkryć, że zawsze może być gorzej, że wiesz, czego nie chcesz, no i ta przysłowiowa 🐐 a radości powrotu do domu niczym nie da się zastąpić.
    Jakie masz plany na resztę wakacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakież ja mogę mieć jeszcze plany, skoro pojutrze już konferencja, a potem egzaminy poprawkowe, matury poprawkowe, plenarka... Czarna dupa, ale przynajmniej nie tyniecka nora! 🤣

      Usuń
    2. O, już tak wnet, jutro?
      Ale fakt, to jest jakby lepsze niż tyniecka nora 😎

      Usuń
    3. Sama nie wiem... No, w pracy wytrzymałam już 33 lata, w tynieckiej norze zaledwie 3 dni 😅 Ale i tak mdli mnie na myśl o tym, że znowu zobaczę te gęby.
      Nie wiem, dlaczego, ale u córki są w ogóle trzy konferencje, nie mam pojęcia, dlaczego ta trzecia.

      Usuń
  18. No nieeee!!! Nie wierzę własnym oczom w to, co czytam :)
    Jesteś chyba ostatnią osobą, którą spodziewałabym się zastać w takim miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się po sobie tego nie spodziewałam i owszem, przeczucie mnie nie zmyliło. Ja się do takich hopsztosów nie nadaję!

      Usuń