05 października 2025

192. Niedziela złodziejka

Piszę te słowa w niedzielny wieczór, a w głowie kraczą mi kruki i wrony.

Cholerna niedziela to podstępny byt, demon kalendarzowy, który udaje fajny dzień, a w rzeczywistości śmieje mi się prosto w twarz. Bezczelnie kradnie mój czas i to szybciej niż złodziej w Millenium Hall. W soboty jeszcze się łudzę, że mam przed sobą ocean czasu, tymczasem w niedzielę ten ocean paruje z prędkością światła. W pozostałej kałuży przegląda się widmo poniedziałku.

Rano jeszcze było miło. Odespałam zaległości, obudziłam się w wyśmienitym humorze o 11.43. Patrzę, słońce świeci deszczyk pada, ciocia Frau Be dzieci zjada…, przelotnie pomyślałam nawet o spacerze.

Zanim się obejrzałam, zamiast spokojnie celebrować wolny dzień, już miałam wrażenie, że uczestniczę w jakimś tajnym eksperymencie naukowym.

Przyszybczacz czasu dopiero zaczął się rozkręcać. Ledwo spojrzałam na zegarek, już było mocno po południu. Pogapiłam się czas jakiś w głąb lodówki, zastanawiając się, co wszamać. Jak już zdecydowałam, było dobrze po piętnastej. Za to zjadłam śniadanie na poziomie średniowiecznego króla i tyle samo musiałam po nim odpocząć.

Po śniadanioobiedzie usiadłam, zrobiłam listę tego, co miałam zrobić w sobotę i z poczuciem, że coś jest bardzo nie tak, podkreśliłam siedemnastą nieodfajkowaną pozycję.

Mocno późnym popołudniem rozpoczęła się cotygodniowa gehenna. Niedzielne popołudnie ma bowiem obsesję poniedziałku. Jakoś tak samo się robi. Niepokój umościł mi się na ramieniu i jakbym była głucha, zaczął się drzeć: „Miałaś zajrzeć do poczty służbowej!”, „Wiesz, że rano musisz wcześnie wstać?”, „Masz już wyprasowaną sukienkę?”, „A notatki i prezentacje przygotowałaś?”, „Miałaś poszukać dla pierwszaków heavymetalowej wersji Bogurodzicy!”, „Cholera, nie oceniłaś sprawdzianów!”…

Niedzielne popołudnie ma usposobienie sadystyczne. Z kamiennym spokojem przyglądało się, jak wpadałam w panikę. Cóż, wszystkie niedokończone sprawy dopadną mnie jutro o 6.00 rano, czyli w środku nocy, gdy będę musiała wstać.

Z rozpaczy włączył mi się tryb udawania soboty: „Jeszcze zajrzę na Facebook”, „Jeszcze poczytam blogi”, „Jeszcze wypiję piątą tego dnia kawę”, „Jeszcze poczytam książkę”, „Jeszcze napiszę tekst na blog”, „A może by tak wpis do art journala?”

I pozamiatane. Teraz będę się kiwać na siedząco łóżku i, nastawiając budzik, w boleściach pytać samą siebie: „To już…?” Tymczasem niedzielny wieczór odejdzie w niebyt z drwiącym pożegnaniem: „Podobało ci się? Do zobaczenia, frajerko!”


87 komentarzy:

  1. Chyba wszyscy tak mamy, mnie tez czas przyspiesza w weekend, on w ogole jakos z wiekiem przyspiesza. Zostaje go coraz mniej do dyspozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z wiekiem przyspiesza. Natomiast w dni wolne przyspiesza jeszcze bardziej. Tylko w pracy jakoś nie chce ruszyć z kopyta.

      Usuń
  2. Niech Cię te kruki i wrony nie rozdziobią. ;-)
    Mija szybko, ale przeczytałam dwie książki, a to już coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie COŚ.
      Ptaszyska dziobią coraz mocniej, niestety.

      Usuń
  3. ...no i tak jak ja, wolną sobotę masz w niedzielę o 21.
    Dobre i to.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehh widzę, że optymizmem możemy się podzielić. Niestety nie ma litości żyćko. Albo jak to mój kolega ładnie określa - chłoszcze. Ale miałam podobnie ze spacerem. Gdy już się odziałam, przygotowałam, stanęłam w progu domu, zaczął padać deszcz! Takkkk bardzo wymownie. Czyli co? Byle do piątku i niech się toczy to kanciaste koło ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwornie kanciaste, a te kanty zostawiają w mojej psychice siniaki.

      Usuń
  5. Ja mam podobnie. Niedziela jest okropna. Sobota inaczej - jest czas, można luźno odpoczywać. Natomiast niedziela - budzę się przed 6 mimo że przecież nie idę do pracy, potem cały dzień już nerwowo, bo niebawem powrót do roboty. Słabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj w nocy wstałam do toalety i myślałam, że jest już poniedziałek, a ja nie nastawiłam budzika. No to go nastawiłam i dopiero za chwilę mi się przypomniało, że jeszcze nie było niedzieli. Budzik wyłączyłam i uderzyłam w kimono.

      Usuń
    2. Drugi raz w życiu mi się to zdarzyło.

      Usuń
  6. Hej jak zdrowie Fanty? Udało się uratować kotkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Między innymi dzięki Waszej, blogerów pomocy. Jest cała i zdrowa, w lutym zakończyło się leczenie.

      Usuń
  7. Się potulnie schowam z moim pracowaniem w systemie dwa dni do pracy, dwa dni wolnego, bądź tak jakos w ten deseń 😌 ale wierz mi, długo na to pracowałam.
    Ja niedzielne popoludnie i do godziny 22 spędziłam na chirurgii, było ok, pomimo połamańców.
    Trzymaj się mimo tej wrednej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj jest już wredny poniedziałek, taka jego mać.

      Usuń
  8. Tak to już kuźwa jest, że wszystko co dobre szybko się kończy, a to co złe rozciąga w nieskończoność. Niedziela nie jest tu wyjątkiem. Wskazówki zegara w ten dzień są jakby bardziej żwawe... 🙄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj poniedzałek, zegar zwalnia do niemożliwości.

      Usuń
    2. A Ty na dodatek dźwigasz na sobie ciężar kształcenia kwiatu młodzieży polskiej co musi być szczególną udręką... 🙄

      Usuń
    3. JEST szczególną udręką. Połowa tego kwiatu to kibole, a druga połowa - chamiarnia z ościennych miejscowości.

      Usuń
    4. Dlatego nie widzę świetlanej przyszłości dla Polski 😅

      Usuń
    5. Ja też cnie widzę. I nie widzę sensu chodzenia na wybory. Więcej nie idę. W życiu!

      Usuń
    6. Po tym co się stało ostatnio ja też już nie pójdę. Co by człowiek nie robił to i tak nic na lepsze się nie zmieni, bo ciemnota w tym kraju ma większość.

      Usuń
    7. Nigdy nie było tak, jak głosowałam, więc po co mam tracić czas na zawracanie dupy? Pieprzę ten kraj, tę zgniliznę i ten cały wyimaginowany katopatriotyzm.

      Usuń
    8. Nic nie poradzimy na to, że Polakom marzy się w kraj, w którym jak żyć mówi im nawiedzony dziad z Żoliborza i grupa pazernych biskupów. Ciemnota jest wirusem z którym ciężko jest walczyć, bo ogarnięci nią ludzie są przekonani o tym, że są mądrzejsi od reszty.

      Usuń
    9. Dlatego, że nie mają samoświadomości i samokrytyki, to nie wiedzą.
      Mam przyjaciela z Warszawy, opowiedział mi ostatnio, jakie miał starcie z policją, która nie chciała go przepuścić chodnikiem przed kaczym bunkrem. Zrobił niezłą awanturę. 😆

      Usuń
    10. Kaczy bunkier w tym kraju jest chyba najlepiej pilnowanym miejsce. Toż tam diament w koronie Polski spoczywa 😂

      Usuń
    11. Próbowałam napisać wiersz na cześć diamentu, ale za cholerę mi nie chciał wyjść. To chyba zdrowa część mojego umysłu ustawiła barykadę 😂 😂 😂

      Usuń
    12. Z pewnością, bo samo myślenie o Kaczyńskim potrafi wywoływać mdłości 😂

      Usuń
    13. A ja tam chodzę głosować, bo wtedy z czystym sumieniem biorę potem pałę (w przenośni, póki co) i jadę po palcach zwolennikom opcji przeciwnej, która ostatnio zawsze gdzieś jakiegoś swojego gnojka wsadzi. a jak zaczynają narzekać, to jadę podwójnie - tak żeście nam wybrali...

      Usuń
    14. Chodziłam na każde wybory, odkąd skończyłam 18 lat. Wystarczy. Nigdy więcej!

      Usuń
    15. A ja właśnie będę - na przekór najgorszemu motłochowi. Wiesz co mnie przekonało? W poprzednich wyborach aktualny wójt u nas został wójtem, bo wygrał 1 (słownie: jednym) głosem. Dwoje ludzi gdzieś tam powiedziało, że mają już wywalone i teraz mamy przez to bajzel i wstyd :(

      Usuń
    16. Dla mnie to nie jest żaden argument, bo jaki by nie był wynik, to i tak zawsze jest gorzej, więc chromolę.

      Usuń
    17. Szczególnie że motłochu jest więcej i zawsze swą parszywą opcję przegłosuje. 🙄

      Usuń
    18. Spoko, luz, wymrze pokolenie moherów i tyle, nikt (normalny) więcej nie będzie klechów słuchał i robił, co mu każą. To już nie te czasy.

      Usuń
  9. nie ma co narzekać - spałaś niemal do południa, więc ta niedziela nie taka znów zła. zamiast szukać minusów, zobacz jakie plusy. może wystarczy zmienić priorytety?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się. Poniedziałek chucha mi gorącem w kark i przypomina, że już zaraz do pracy.

      Usuń
  10. Dlatego najbardziej zawsze lubiłam piątki!
    Teraz mi wsio rawno, nawet pogoda nie psuje mi humoru!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, a mojej mamie syndrom niedzielnego popołudnia pozostał do dziś, chociaż jest już 17 lat na emeryturze.

      Usuń
  11. był taki czas, W SZKOLE, że czułam sie dokładnie tak samo... sobota na szaleństwa a niedzielne popołudnie masakra i ból brzucha. i odkładanie wszystkich prac domowych na wieczór. ohyda.do teraz mam niepokój, jak sobie przypomnę. Przez jakiś czas mi wstawiano zajęcia lekcyjne w poniedziałki i wtedy , nienawidziłam niedziel z tego samego powodu.. ale to było dawno dawno dawno i nieprawda. Współczuję. w placówce mam zajęcia od wtorku do czwartku. gdyż poniedziałki i piątki są zarezerwowane na wyjazdy festiwalowe lub odpoczynek po nich od zawsze.
    Teraz w poniedziałki mam na te godzinę na którą sobie sama ustalę przyjście do pracy :-) mam luz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już wypalona do cna. Nienawidzę mojej pracy, a na zmianę nie ma szans (na Podkarpaciu jest z pracą kicha).

      Usuń
    2. no niestety to jest fatalne, że nienawidzisz, biedna młodzież...
      chyba lepiej dla obu stron, żebyś nauczanie zostawiła.
      a jakiej pracy szukasz? konkretnie.

      Usuń
    3. Znienawidziłam pracę przez 11 lat gnębienia przez dyrektorkę. Uczniowie też z roku na rok przychodzą coraz gorsi. A gdzie mogłabym pracować, nie mam pojęcia, bo jestem po polonistyce, a polonista to frajer w dzisiejszych czasach. Podkarpacie jest upośledzone pod względem pracy. Wymyśliłam bibliotekę, ale miejsc nigdzie NIE MA. No więc jest xujowo, ale stabilnie.

      Usuń
    4. ale się zmieniła ta dyra na inną? czy nadal tkwisz w tym toksycznym układzie, który cię wykańcza...??
      kobieto, biblioteki to wymierający zawód. ... a w teatrach j? domach kultury?? w kulturze w ogóle jakoś? też kokosów nie ma. wprawdzie i też można trafić na dyrektora psychopate. ale praca przyjemna.

      Usuń
    5. Ależ tam ani pół nogi nie wciśniesz! Żona mojego kuzyna pracuje w dk, znam dyrektora - nie ma szans. W teatrze trzeba mieć znajomości, a i tak nie ma etatów. Wiem, bo znam kilkoro aktorów.
      Dyrekcja i atmosfera w szkole zmieniły się diametralnie. Tylko że mi ptsd został.

      Usuń
    6. no to jednak jest postęp w temacie. uff.
      żeby jakoś dotrwać do końca i nie zwariować, musisz ! powtarzam musisz zmienić nastawienie. wiem, że młodzież już nie taka sama, tąpnięcie zauważyłam po zarazie. nie popracujesz merytorycznie, jak wcześniej...niestety. trzeba obniżyć loty i uczyć ich wszystkiego, począwszy od dzień dobry...
      i odpuszczać. no nie wszystko rzecz jasna.
      trzymaj się.

      Usuń
    7. Wiesz, ja już tej pracy szukam od kilku lat, więc wiem, co w trawie piszczy.
      Obniżanie lotów... już dawno obniża, i co roku więcej. Niedługo nie zostanie nic. A ja z odpuszczaniem czuję się chora, mówię Ci - głupszej baby niż ja nie ma. Tyle że jeszcze nie upadłam ostatecznie i nie jestem kato-pato-piso.

      Usuń
  12. Dziewczyno znad Wisłoka. Przepraszam że zasmucę, ale korzystaj z tego co jest. Potem będzie gorzej. To znaczy czas z wiekiem pędzi coraz szybciej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się o tym przekonałam. Zaczął pędzić, jednak w niedzielę pędzi potrójnie.

      Usuń
  13. Przez długie lata pracowałam w podstawówce i równocześnie na uczelniach. Na uczelni pracę zaczynałam w piątkowe popołudnie, potem cała sobota i niedziela do południa. No i prawie dwugodzinne dojazdy. Nie pytaj mnie jak to wszystko ogarniałam (dom, dzieci, praca na trzy etaty+ potem praca naukowa). Ciągle miałam poczucie tzw. niedoczasu i wszystko robiłam "na zapas", by nade mną nie wisiało. Ciągle byłam sfrustrowana, a potem wpadłam w depresję, ale tyrałam, nie myślałam o tym, że lecę w dół, trzeba było ciągnąć, by jakoś przeżyć. Do dziś nie rozumiem, ale w miarę było czysto, poprane, ogród nie zarastał. Przez parę lat nie potrafiłam sobie poradzić z czasem wolnym. Teraz już tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była czas, kiedy i ja zapieprzałam do imentu i miałam na to siły. Gorzej, że teraz już ich nie mam, a tyrać trzeba nadal. Musząc ogarniać pracę, nie ogarniam domu. Chaos i masakra.

      Usuń
  14. Od dawna twierdzę, że najlepszy jest PIĄTEK!!! Sobota to już trochę myślenie o niedzieli... a niedziela wiadomo - masakra, jak to pięknie opisałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Piątek, piąteczek, piątunio to najlepszy dzień tygodnia!

      Usuń
  15. Nie lubisz poniedzialkow? Niedzieli nie lubisz to pewne. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedzieli nie lubię, bo mam już syndrom poniedziałku. Jego widmo ciąży nade mną jak miecz Damoklesa. Najlepszym dniem tygodnia jest piątek.

      Usuń
  16. Mam takie samo żelazko. I to jedyne, co nas łączy. Ja nie prasuję. Koniec, kropka. Dni tygodnia nie wyznaczają mi (zazwyczaj) aktywności; to ja ustalam, kiedy, co zrobię.
    Zapracowałam sobie na taki luksus. Kiedyś soboty i niedziele, to było gotowanie dla czterech osób na 5 dni tygodnia i to takie dania, żeby sobie tylko włożyli do mikroweli i wszamali, bo ja pracowałam od 8-mej do 18-tej.
    Jeszcze będzie pięknie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę prasować, choć tego nienawidzę. Mam ciasnotę, więc i małą szafę. Ciuchy wiszą ściśnięte i jak psu z gardła wyjęte.
      Niech będzie w końcu pięknie!

      Usuń
    2. Tak miałem przed emeryturą. Teraz planowanie przyszłego tygodnia pozostało mi ale bez tej całej napinki.

      Usuń
    3. Moja mama od 17 lat jest na emeryturze, a wciąż ma syndrom niedzielnego popołudnia.

      Usuń
  17. Jakże Ci współczuwam! Chociaż zasadniczo mam więcej czasu niż bym czasem chciał, to też leci on tak sakramencko szybko - że strach :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak ja Cię dobrze rozumiem. Miałam tak samo, jak jeszcze pracowałam.
    Wbrew pozorom, niedziela była najgorszym dniem ze wszystkich w całym tygodniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama od 17 lat jest na emeryturze i do teraz nie lubi niedzieli...

      Usuń
  19. W niedzielę przygotowywałam jedzenie na parę dni, więc zupy, gołąbki, fasolka i ciasto obowiązkowo. I tak zostało. Uważaj, by niedzielny syndrom również nie został na dłużej.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja już od wielu lat jestem wypalona zawodowo, dlatego mam syndrom... wszystkiego. Moja mama, od 17 lat na emeryturze, do dziś ma syndrom niedzieli.

      Usuń
  20. bo w niedzielę /albo jej odpowiednik, bo różne się miewa grafiki/ powinno się wstawać tak samo, a nawet wcześniej, niż w dzień powszedni, żeby dłużej nic nie robić i wtedy to wszystko zaczyna nabierać jakiegoś sensu...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet to logiczne 😎 Ale kiedy w takim razie odespać zaległości? Na odsypianie powinien być osobny, ósmy dzień tygodnia.

      Usuń
    2. wiewiórki na mieście mówią, że w grobie się wyśpisz... tylko jak tu spać, jak takiego po kremacji wysypią na morze?...

      Usuń
    3. Moja mama mówi to samo, co wiewiórki. Ja chcę być skremowana, a moja córka nie chce się na to zgodzić.

      Usuń
    4. Moja Mama była pierwszą w rodzinie osobą, która od 20 lat zapowiadała, że chce być po śmierci skremowana i jej oczekiwanie zostało zrealizowane. I tak szczerze - jakoś łatwiej było z cmentarza wychodzić po pogrzebie wiedząc, że w ten sposób został przeskoczony jakiś tam etap "egzystencji" pośmiertnych pozostałości. A córce powiedz, że ma Cię mieć w sercu i pamiętać taką, jak byłaś za życia, a nie paćkać się w resztkach, które już Tobą nie będą. Przepraszam za horror, ale nie owijam w bawełnę

      Usuń
    5. Normalka.
      Mój tato chciał być pochowany w trumnie, to uszanowaliśmy jego wolę. Mama też od dawna mówi, że w grę wchodzi wyłącznie kremacja.
      Bardzo, ale to bardzo boli mnie to, co zrobili po śmierci Teściowej (mojej najukochańszej przyjaciółki) teść i szwagierka z mężem. Zawsze powtarzała, że chce być skremowana, ale tego nie uszanowali i pochowali w trumnie. To był mój pierwszy wkurw-gigant. Drugi, jeszcze potężniejszy, nastąpił w momencie, gdy dowiedziałam się, że dokooptowali do jej rodzinnego grobu, gdzie leżą jej rodzice, matkę męża tej szwagierki. Nie lubiła jej, a poza tym, z jakiej paki wrzucać ją do czyjegoś grobowca? I to tylko dlatego, że nikomu się nie chciało obskakiwać raptem dwóch cmentarzy?! No s***syny!

      Usuń
    6. To chowanie byle na siłę, byle razem choćby po śmierci... Mam szczerą nadzieję, że jak się już po drugiej stronie, to na wiele rzeczy ma się już zdrowo wywalone, choć dla nas żyjących czyjaś ostatnia wola powinna coś jednak oznaczać. Wiem, że nie zawsze wszystko się da, ale jak się da, to dlaczego robić na przekór lub według siebie?

      Usuń
    7. Jakiś elementarny szacunek zmarłym się należy. Te ćwoki mnie wku***ły na maksa.

      Usuń
    8. Jak to ćwoki - nikt normalny na nich nie reaguje spokojem, bo się po prostu nie da

      Usuń
    9. Nigdy nie przepadałam za siostrą mojego męża, za teściem i za męża szwagierki. Ale wtedy sami sobie przybili ostatni gwóźdź do trumny, nie chcę ich znać, nawet splunąć szkoda.

      Usuń
  21. Jak już znajdziesz, Frau Be, heavymetalową wersję Bogurodzicy to i mnie podeślij. Posłucham sobie w niedzielę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prrroszsz...! Mówisz i masz!
      https://www.youtube.com/watch?v=5rFzNDIyksY
      To jest taka zanęta dla uczniów przy "Bogurodzicy" 😀

      Usuń
    2. Niezła jest ta wersja, ale też i trochę straszna... Młodzież nie lądowała na kozetkach po wysłuchaniu?

      Usuń
    3. No co Ty? Oni lądują na kozetkach, jak im się każe przeczytać "Bogurodzicę". Dlatego tą wersją łagodzę ich szok.

      Usuń
  22. Niedziela to mistrzyni podstępu. Rano kusi zapachem wolności, a po południu bezczelnie pokazuje poniedziałek w lusterku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to, to, to. I dlatego nie lubię niedziel.

      Usuń
  23. Mnie zwierzaki nie pozwalają na niedzielny trening,,wyciagania nóg,, w ramach przygotowan do wiekuistego odpoczywania....Masz farta, wiec nie narzekaj! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam zwierzaki, ale tresowane 🤣 Z tym wiekuistym odpoczywaniem to może jeszcze się wstrzymaj, co?

      Usuń
  24. Witaj październikowo
    Niedziela.... Dzień najbardziej przeze mnie nielubiany. Wolę już nawet poniedziałek, gdy wszystko wraca na swoje codzienne tory.
    I ja miałam kiedyś pracę której nie znosiłam. Zrządzenie losu sprawiło, że ją zmieniłam. Nie był to raczej Anioł Stróż, bo on chyba nie podkłada nogi, aby człowiek się połamał... Wyszło mi to jednak na dobre. Inna praca, inni ludzie....
    Pozdrawiam przemijającym babim latem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Październik najbardziej kojarzy mi się z urodzinami taty.
      Nie wiem, do czego służą anioły, ale chyba do... pisania o nich wierszy 🙂😇

      Usuń
  25. Świetny tekst! Jak ja Cię dobrze rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co zrobić? Człowiek sam przeciw kalendarzowi...

      Usuń