Wstałam dziś jak zwykle, czyli z ledwością i w nastroju
ponurym jak noc listopadowa. Przełom nastąpił znienacka i w zasadzie
bez uzasadnienia. Zbliżając się do zaśnieżonego samochodu, zobaczyłam na
przedniej szybie to:
Nie macie pojęcia, jak bardzo chciałabym wyleźć spod dna,
pod którym siedzę, obłożona torfem. Na pewno wyleczenie Fanty ze śmiertelnej,
ale uleczalnej choroby pozwoli mi odetchnąć. Do tego jednak zostały jeszcze dwa
miesiące. A potem byle do ferii, po nich – byle do wiosny.
W tym miejscu chciałabym bardzo serdecznie podziękować
wszystkim, którzy dają mi oparcie w najtrudniejszym dla mnie czasie.
Dziękuję tym, którzy dotąd wpłacili choćby złotówkę na
leczenie Fanty.
Dziękuję tym, którzy wspierają mnie, udostępniając na swoich
blogach i kontach na Facebooku link do zrzutki.
Dziękuję tym, którzy podtrzymują mnie na duchu długimi
rozmowami przez telefon, na Messengerze i e-mailowo.
Dziękuję za to, że wciąż jesteście i zaglądacie na mój
blog.
Wasza pomoc jest nieoceniona i brakuje mi słów do
wyrażenia wdzięczności.
W dalszym ciągu proszę o udostępnianie linku do
zrzutki.
Nie wiem, kiedy na dobre wrócę do regularnego blogowania, ale
czuję, że mi się chce, więc jakoś to będzie 😊