Wbrew tym, którzy apostatów uważają za osoby z piekła rodem, racja nie leży po ich stronie. Dość powszechne w kręgach dewocyjnych stało się twierdzenie, jakoby nastała „moda na apostazję”.
Tymczasem apostata
to nie człowiek uwiedziony modą, lecz jednostka uczciwa. Uczciwa wobec
siebie i wobec społeczeństwa. Hipokryci tkwią nadal wszystkimi kończynami
w krk, choć są katolikami niedzielnymi, niepraktykującymi albo już dawno
im z kościołem nie po drodze. Nabijają instytucji skupiającej przestępców
i ich ochroniarzy kabzę i statystyki, sztucznie podtrzymując mit o katolickiej
Polsce.
Nie wiem, co
mają w głowach ci, którzy przestrzegając przed apostazją, posługują się
takimi argumentami: „nie będziesz mogła być matką chrzestną”, „nie dostaniesz
ślubu kościelnego”, „nie będziesz świadkiem na ślubie”, „nie będziesz
mieć katolickiego pogrzebu”. Podobno apostacie nie wolno sprawować nawet
sakramentaliów, np. biec w Wielką Sobotę z koszyczkiem pełnym dobrze
naczosnkowanej kiełbasy do poświęcenia i z pieniążkiem do wrzucenia
przy okazji na tacę. Ratunku! Dlaczego komuś wydaje się, że osoba wypisująca się
z kościoła marzy o katolickim pogrzebie lub o byciu chrzestnym?!
No, żal taki, że aż odwłok ściska!
Przy okazji
nasunęła mi się na myśl kolejna powtarzana w nieskończoność przez kręgi
kadzidlane mądrość: „Co świętują ateiści w Boże Narodzenie/Wielkanoc?”. Służę
uprzejmie: wolne świętujemy! Wolne od pracy i pustych rytuałów. Dlaczego
mielibyśmy iść do roboty, skoro wierzący w absurdy mają z tego
tytułu fajrant?
Jeżeli komuś
nasuwają się oczywiste pytania, to odpowiadam z całą
szczerością: tak, nie jest tajemnicą, że jestem ateistką i apostatką.
Nie jest to ani powód do wstydu, ani do ukrywania. Wstydzić się powinni ci, którzy wspierają przestępczość zorganizowaną.
Jest coś takiego jak wolny wybór i absolutnie nikt nie powinien tego komentować. Co komu do domu jak chata nie jego... Tak myślę. Prywatnie bliżej mi do chrześcijaństwa niż do katolicyzmu, jak już tak rozmawiamy :)
OdpowiedzUsuńTak myśli chyba większość nas tutaj. Tylko że na forach, blogach i w realnym życiu ateista lub apostata (nie zawsze jedno idzie w parze z drugim) uważany jest za wszelkie zło tego świata, atakowany lub wytykany palcami przez kręgi dewocyjno-kościelne. Mnie nic do tego, w co kto wierzy, złości mnie tylko wspieranie tej przestępczej organizacji.
UsuńDzieweczka
UsuńJak mam rozumieć "bliżej mi do chrześcijaństwa"?
Na ten temat napisalam wszystko, co bylo do napisania, na swoim starym blogu, na nowym zreszta tez. Tyle powiem, ze nareszcie czuje sie WOLNA. Juz moj tato zazyczyl sobie pochowku bez klechy, mama rowniez wyrazila takie zyczenie, nie mam i nie bede miala dylematow, plaszczenia sie przed pedofilem w sukience i przeplacania, zeby raczyl trumne pokropic. A chrzestna to ja juz dawno nie moge byc, bo nie mam slubu koscielnego, moi rodzice tez nie mieli, a przezyli ze soba 61 lat, do smierci ojca. Bo brali slub cywilny naprawde, nie dla picu jak katolicy.
OdpowiedzUsuńPo decyzji o emigracji, apostazja byla druga najlepsza decyzja w moim zyciu.
Tak. WOLNA. Rozkosznie wolna. To również moja druga najlepsza decyzja w życiu (po rozwodzie).
UsuńOsoby z piekła rodem to te, które w to piekło wierzą. Jestem mega dumna, bo córka ślub cywilny, syn ślub humanistyczny+cywilny. I to na zacofanym i rozmodlonym Podlasiu. Nie mam nic przeciwko tym co potrzebują wiary w Boga; ale tym co na widok "sukienkowych" padają do ich kolan okropnie się dziwię i dziwić nie przestanę! Osobiście nie uczęszczam na niedzielne i świąteczne spędy hipokrytów i wszelkie z nimi styczności omijam szerokim i szybkim łukiem.
OdpowiedzUsuńJaśku, Ty mądra dziewczyna jesteś i mądre dzieci wychowałaś.
UsuńInaczej by było, gdyby każdy głęboko wierzący z własnego portfela płacił datki na "obrządki religijne" , a nie szło to z podatków całego narodu... Oj działoby się, działo...
OdpowiedzUsuńTakiego cudu to nie będzie, nie w tym życiu...
UsuńDlatego, Jaśku, jestem za podatkiem wyznaniowym. wtedy szybciutko by się okazało, ilu naprawdę mamy wiernych i w jakim kościele.
UsuńDzieweczko, w cuda nie wierzę, ale liczę na to, że być może Polska kiedyś się ucywilizuje. Tyle że z pisiorami to niemożliwe.
UsuńO tak! Brakowało mi nazewnictwa! Podatek wyznaniowy powinien być niezwłocznie wprowadzony! Chociaż szczerze to w to nie wierzę...
UsuńOn się chyba nie nazywa wyznaniowy, tylko kościelny, ale mi tak pasowało.
UsuńFrau, pamiętaj, że koryto się nie zmieni, ale wieprzek, który z niego żre to już tak (żeby nie powiedzieć świnia). Przyjdą następni, będą mieli swoje interesy i sojusz tronu z ołtarzem dalej będzie trwał. Nic się nie zmieni.
UsuńSzlag!
UsuńJak mówią: życie to nie je bajka, to je bitwa... :)
UsuńJa tam na żadną wojnę się nie wybieram. Dekuję się na tyłach :-))
Usuńjak wspomniałem ostatnio u siebie, święto to jest dzień (lub jakiś okres) dla nas ważniejszy, niż inne okoliczne, nic poza tym, a o żadnych bogach nic w tej definicji nie ma, jak ktoś chce się bawić tą iluzją, to no problem, ale na pewno nie jest ona konieczna przy świętowaniu...
OdpowiedzUsuńte idiotyczne argumenty o "niemożeniu" brania udziału w tych religijnych rytuałach są po prostu... idiotyczne... świadczą jednak przy okazji o katocentryzmie, który wciąż siedzi w głowach wielu ludzi, którzy uważają się wolni od (jakiejkolwiek) religii...
mnie się uczciwość skończyła, gdy zobaczyłem te wszystkie procedury apostazyjne, których ten związek wyznaniowy wymaga... swojego czasu ograniczyłem się do wysłania deklaracji /w trzech kopiach w trzy miejsca/, że wypisuje się i że właściwie od dziecka nie czułem się elementem tej maniany, a co oni z tym zrobią, to mnie to czarnek obchodzi... a statystyki i tak sfałszują, obojętnie, czy ktoś się wypisze na ich warunkach, czy nie...
p.jzns :)
Wbrew pozorom, przeprowadzenie apostazji jest bardzo łatwe i szybkie. To tylko na piśmie tak groźnie wygląda.
Usuńswego czasu przynależałem do kościoła (sanghi) buddyjskiego... nie byłem wyznawcą i miałem/mam wyrąbane na religijną stronę sprawy, ale praktykowałem tam zen i miałem zniżki oraz gratisy na różne imprezy czy też noclegi w ośrodku i różne inne profity... za to trzeba było płacić składki, ale mnie się to kalkulowało... ale w końcu ten ośrodek przestał być mi potrzebny do zenowania, kontakt się urwał, a po nieskutecznym upomnieniu się o składki zostałem skreślony z listy... i to było uczciwe załatwienie sprawy...
Usuńniestety z dominującym w Polsce związkiem wyznaniowym jest inaczej: tu składki są ściągane przez państwo z każdego obywatela i z takiego wypowiedzenia członkostwa zwanego apostazją kompletnie nic nie wynika... inaczej jest np. w Niemczech, tam jest podatek kościelny i płacą go tylko wyznawcy na rzecz takiej, czy innej zadeklarowanej firmy wyznaniowej /kościoła, zboru, sanghi, etc/... tak więc ja ogarnąłem temat po swojemu, jak opisałem wcześniej, a potem doszedłem do wniosku, że tak naprawdę to mogłem nic nie robić...
mnie ciul obchodzi, że oni nie nadal uważają za swojego, ważne jest tylko, co ja uważam, że już dawno tam nie przynależę... apostazja po Polsku ma znaczenie tylko wtedy, gdy zostanie dokonana masowo, w krótkim terminie, znaczenie propagandowe bardziej, niż realne... wtedy jest szansa, że coś drgnie, coś się zmieni w relacjach państwo vs. (ten) kościół...
a statystyki?... nawet ISKK przyznał, że realny procent katolików wynosi ca 40%, ale GUS uparcie bredzi o 90%, czy coś około na podstawie danych, które katolski kościół bierze z dupy... i taką pojedynczą apostazją można sobie tylko poszpanować wśród znajomych, bo de facto jest ona działaniem pozorowanym, taki apostata dalej jest okradany z jakiejś tam działki podatku na ten konkretny kościół...
Nie tylko na kościół, ale jeszcze ZUS na te pasożyty płacimy.
UsuńBardzo mi się podoba zwrot "CZARNEK MNIE TO OBCHODZI". Natomiast w temacie katocentryzmu, to jeżeli ateista nie zauważa wielości wyznań i bóstw, którym wyznawcy cześć oddają, to rzeczywiście miał jakieś problemy natury poznawczej w toku rozwoju osobistego i edukacji, jednak to, że najczęściej polscy ateiści odnoszą się do boga zwanego Jahwe, czy też Jehowa, ewentualnie do Jezusa, jego syna, wynika na ogół nie z niewiedzy, a z dostępności w przestrzeni werbalnej, włącza się automatyka. No i na odcisk też mogą Ci nadepnąć jedynie dostępni w okolicy wyznawcy.
UsuńApostata to po prostu osoba silnie wierząca, tylko inaczej. I stąd te wszystkie nieporozumienia między apostatami a katolikami tkwiącymi przy KK..
OdpowiedzUsuńSilnie wierząca w co? No bo zgodzę się, że apostata nie równa się ateista. Ale w co niby wierzy apostata-ateista?
UsuńNie wiem. Że KK to Zło, z którym nie chce mieć nic wspólnego, a każdy ksiądz to pazerny na kasę pedofil?
UsuńTym bardziej nie wiem ja. Mogę sie wypowiedzieć tylko za siebie. Jako ateistka nie wierzę w bogów i inne nadprzyrodzone cudowności (ze snami, horoskopami i ezoteryką włącznie). Jako apostatka - nie wierzę w Boga, w kościół i w nic, co katolickie. W co wierzę? Np. że dożyję emerytury :-)
Usuńateista może sobie wierzyć (nawet bardzo mocno) we wszystko poza osobowymi boziami... ale może na przykład wierzyć w reinkarnację, za której mechanizmem żadna bozia nie stoi... natomiast nie ma takiego jednego wspólnego obiektu, w którego istnienie wierzyłby ogół ateistów... ateizm nie jest żadnym światopoglądem, filozofią, czy systemem wartości, to tylko cecha osobnicza polegająca na braku wiary w istnienie jakiejkolwiek osobowej bozi... jeśli ktoś swój światopogląd nazywa "ateizmem" to znaczy że jest mocno ograniczony (on i jego światopogląd) sprowadzając ten światopogląd to tak mało istotnej sprawy, jak istnienie, czy nieistnienie boziów...
UsuńZnaczy, jestem ograniczona, bo nie wierzę również w reinkarnację?
Usuń@F.B...
Usuńnie wiem skąd ten dziwny wniosek, bo z moich słów na pewno on nie wynika...
na pewno jednak wiara lub brak wiary w różne nadprzyrodzone zjawiska /pod warunkiem, że nie stoi za nimi żadna bozia/ nie należy do tematów, które ateizm by obejmował... ateizm dotyczy tylko jednej wybranej kwestii: braku wiary w istnienie osobowych bogów... ateista może za to sobie śmiało wierzyć w np. teleportację, telekinezę, czy telepatię wywołanych mocą umysłu, bo tych spraw pojęcie "ateizm" po prostu NIE DOTYCZY...
p.s. jeśli reinkarnacją zarządza jakaś bozia, to ateista w taką reinkarnację nie wierzy z definicji... ale reinkarnacja bywa też pojmowana inaczej, jako zjawisko "naturalne", bez udziału żadnej bozi... jeśli ateista wierzy w taką reinkarnację (jej istnienie), to nadal jest ateistą, bo co ma piernik do wiatraka?...
UsuńNo wiem, wiem, tylko jakoś tak mi wyszło :-)
Usuńrzecz w tym, że zdanie "jestem ateistą" nie niesie za sobą żadnych informacji na temat światopoglądu deklaratora poza tą jedyną, że nie wierzy w istnienie osobowych bytów boskich i o to tylko mi chodziło z tym ograniczeniem... ateizm wcale nie wyklucza wiary w istnienie różnych nadprzyrodzonych zjawisk, wyklucza jedynie wiarę w istnienie takich, za którymi stoi jakaś bozia... ateizm nie wyklucza też wiary w istnienie "mana", czyli jakiejś bezosobowej(!) siły istniejącej we wszechświecie, aczkolwiek nierozpoznanej dostępnymi do tej pory narzędziami...
Usuń...
za to śmieszniejsze jest coś innego... kiedyś w starożytnym Rzymie "ateistami" nazywano pierwszych chrześcijan... obecnie również wielu katoli tak nazywa wyznawców innych religii teistycznych... nie można temu odmówić logiki, bo skoro ktoś nie wierzy w mojego, jedynie słusznego boga, tylko w innego, to tak, jakby nie wierzył w żadnego, bo tamten bóg to nie jest żaden bóg, LOL...
Tłumaczysz rzeczy oczywiste, to jasne.
Usuńdla Ciebie, czy dla mnie oczywiste,ale gdy się rozejrzeć i posłuchać (poczytać) to dla całej masy ludzi to nie jest oczywiste... cała też masa ludzi, którzy twierdzą, że uwolnili się od religii /tej jedynej słusznej/ nadal myśli po katolsku i posługuje się tą narracją...
UsuńNo, bywa, bywa. Tylko że ja już wyrosłam z naprawiania świata. Pracy nie przerobisz, grzybów nie przezbierasz, ludzi nie wyuczysz.
Usuńja jeszcze próbuję naprawiać świat, ale nie robię tego dla świata, tylko dla siebie i (mniej lub bardziej) bliskich osób...
Usuńp.s. tak na marginesie, to każdą naszą wyartykułowaną opinią, każdym ruchem, czy nawet pierdnięciem coś robimy ze światem, naprawiamy lub psujemy, tylko nie zawsze o tym wiemy :)
UsuńTo prawda.
UsuńZwłaszcza pierdnięciem :-)))
A propos pierdnięcia: Kaczyński idzie przemówić w Sejmie, jak zwykle eskortuje go banda niewolników. Mały pyta Terleckiego:
Usuń- Rysiu, czy pierdnięcie dużo waży?
- Raczej niewiele, panie prezesie.
- To mamy zmianę planu. Zesrałem się!
Ateista wierzy, że nie wierzy 😁
UsuńZdecydowanie nieprawda :-)
UsuńAle ateista twierdzi, że nie wierzy w Boga.
UsuńA powinien mówić ,że jest tylko to co dostrzegalne czyli świat materialny.
Mamy krasnoludki.
Ja nie mówię, że nie wierzę w krasnoludki.
Tylko konkretnie stwierdzam, że to postacie z baśni.
Ateista twierdzi, że nie wierzy w Boga, bo nie wierzy. Koniec, kropka. I nie jest to żaden błąd. Błędem w logice jest twierdzenie, że ateista wierzy, że nie wierzy. Ateista nie musi w nic wierzyć. To ci, którzy wierzą w niewidzialnych bogów, krasnoludki i latającego potwora spaghetti, twierdzą, że oni istnieją.
UsuńA w którego konkretnie Boga nie wierzy
UsuńTego w Trójcy, JHWH, Allaha czy może Wisznu lub Ahura Mazdę😉
W żadnego.
UsuńTo dlaczego ateista mówi
UsuńNie wierzę w Boga
Sam niejako wiarę albo niewiarę w przestrzeń wprowadza
Czy nie powinien mówić
Nie ma kogoś,czegoś takiego jak jacyś bogowie
Tak się zastanawiam
Po pierwsze dlatego, że inni mówią: "wierzę", wprowadzając w przestrzeń wiarę.
UsuńPo drugie: taka jest cecha języka, że dąży do ekonomiczności. "Nie wierzę" jest krócej i łatwiej powiedzieć niż "Nie ma kogoś,czegoś takiego jak jacyś bogowie".
Więc jeżeli
Usuń"Nie wierzą" to równocześnie trzeba uznać, że może być "wierzę"
Jeżeli ktoś twierdzi ,że nie wierzy (w coś ,kogoś) to automatycznie temu (czemuś ,komuś) daje podmiotowość, bo się do tego odnosi.
Jeżeli ateista opiera się na tym co materialne, a przy okazji mówi "nie wierzę" to już trochę wkracza a teren duchowy.
Pomimo wszystko.
Tak sobie myślę.
A ja z kolei tak sobie myślę, że to nie jest teren duchowy, tylko teren pojęć abstrakcyjnych, a to zupełnie co innego.
UsuńA może być abstrakcja duchowa 🤔
UsuńRaczej nie, bo już "duch" czy "duchowość" to abstrakcja, więc byłby to pleonazm jak masło maślane :-)))
Usuńpospisuje się czterema kopytami pod tym tekstem. ale że wierzący w kk mają problem ze świętami u apostatów, ateistów etcetera ? czy mają też problem z muzułmanami, buddystami...???
OdpowiedzUsuńZdecydowanie muzułmanie i buddyści zajmują wiernych kk dużo mniej niż rodzimi odstępcy i ateiści.
UsuńKompletnie nie rozumiem domagania się deklaracji, kto w co wierzy, czy chodzi do kościoła, czy nosi kepi, czy burkę. Dla mnie może wierzyć nawet w makaron i psa Burka, byle był dobrym, życzliwym, uczynnym człowiekiem. Inna rzecz, że z naszych podatków nie powinna być finansowana żadna religia. Wyznawcy mają utrzymać sami tych, w których wierzą, bo żaden bóg nie potrzebuje pieniędzy...
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Dokładnie tak samo uważam, podpisuję się więc pod słowami Ultry
UsuńUltro, nie spotkałam się z domaganiem się deklaracji, za to spotkałam się z wiadrami pomyj wylewanymi na każdego, kto śmie myśleć inaczej niż katolik, wierzyć inaczej, postępować inaczej. Naprawdę.
UsuńUściski przesyłam :-)
Antoni - witam na moim blogu :-)
UsuńAteistką jestem od lat (zaczęłam wcześnie i nieodwołalnie), apostatką nieformalną również. Uważam, że w temacie świąt, opłatków, wody święconej mogę robić co chcę (tą ostatnią już w podstawówce popijałam ukradkiem z butelki-maryjki z odkręcaną koroną) i to samo prawo przyznaję osobie wierzącej, dopóki nie ściąga gaci i nie sra mi na głowę. Inna sprawa, że wierzących katolików znam niewielu, z całą pewnością nie są nimi ci, którzy twierdzą, że wierzą głęboko (jak poskrobać okazuje się, że to zazwyczaj nieleczona nerwica).
OdpowiedzUsuńJa w ogóle nie znam katolików wierzących. Znam tylko takich, którzy chodzą do kościoła. Po co? - nie wiem.
UsuńJak nie brzydziłaś się wypić tej wody z plastikowej Maryjki? Przecież licho wie, jak długo ona wcześniej stała i w ogóle skąd pochodziła! I ameby tudzież innych się nie bałaś...
Mój dziadek był prawdziwie wierzący. Nie przypominam sobie, żeby mi kiedykolwiek (gdy byłam jeszcze dzieckiem) miendlił, że mam iść do kościoła. A picie wody święconej to był eksperyment. Jak napisałam niżej o bełkocie informacyjnym, to jeden z jego przejawów. Ja naprawdę długo nie wiedziałam, że woda święcona to zwykła woda skądkolwiek nad którą ktoś wymówił zaklęcie. Szrum bururm burrum burum, szrum szrum i mamy wodę święconą. Ale Ci Afrykańczycy to durnie, że tak wierzą w zaklęcia i złe oko (to akurat na religii było).
UsuńNo, durnie jak nic. Całe szczęście, że jedyna prawdziwa wiara daje odpór złemu oku i, tfu, tfu! - zaklęciom.
UsuńTo czy ktoś wierzy czy nie, czy przynależy do jakiegoś kościoła czy nie, to jest prywatna sprawa każdego z nas. Nie oceniam, bo uważam że nie powinno się wpieprzać do tego stopnia w cudze życie. Dla mnie liczy się to, kto jakim jest człowiekiem.
OdpowiedzUsuńI postępujesz słusznie. Takich ludzi szanuję. Ale Internet odzwierciedla życie, a internetowe fora czy komentarze na blogach roją się od napieprzania katoli nie tylko na odstępców i ateistów, ale nawet na każdego, kto myśli i wierzy inaczej niż oni.
UsuńPamiętaj że internet to wylęgarnia frustratów. Anonimowość daje im poczucie bezkarności i wypluwają z siebie nagromadzoną żółć. Żebyś Ty widziała jak potrafią za rzeczowe argumenty zwyzywać zwolennicy obecnej władzy... 😂 Wystarczy napisać coś co jest odmienne od tego co mówi TVP a już się człowiek dowiaduje jaką jest kurwą i chujem 😂😂😂😂😂
UsuńAle jednak nie tylko frustraci funkcjonują w Internecie. Blogerzy, ich komentujący, osoby korzystające z forów tematycznych itp. to normalni ludzie.
UsuńNormalni ludzie rozumieją że każdy ma prawo żyć tak jak mu pasuje, pod warunkiem że nie krzywdzi innych.
UsuńO, to, to, to. Samo sedno!
UsuńWystarczyło by żeby ludzie się wzajemnie szanowali, ale wystarczy zajrzeć pod pierwszy lepszy artykuł w necie by zobaczyć jak ten "szacunek" wygląda. Czasem aż ciarki przechodzą.
UsuńWłaśnie o to mi chodziło. O ten jad lejący się wiadrami w Internecie bez ograniczeń. Bo tak na żywo, twarza w twarz, ludzie się jeszcze powstrzymują.
UsuńBEZKARNOŚĆ i ANONIMOWOŚĆ-to słowa klucze. Gdyby je zabrać internautom to jad by się skończył. Każdy cwany gdy wie że nic mu nie grozi nawet za najpodlejsze słowa.
UsuńNie do końca. Ostatnio moja dyrektorka zgłosiła na policję hejt i obrażanie osób wymienionych z imienia i nazwiska. Sprawa jest w toku i bez sądu się nie obejdzie.
UsuńAle nawet gdyby doszło do skazania to wyroki będą śmiesznie niskie. Tego typu przestępstw prawo nie bierze zbyt poważnie.
UsuńJeżeli podmiotem hejtu jest funkcjonariusz publiczny, to chyba wyższe, ale nie jestem pewna. W każdym razie na pewno jest to ścigane z urzędu. I już wiadomo, którzy mądrzy to popełnili.
UsuńFunkcjonariusz publiczny i owszem, bo są uprzywilejowani, ale ze zwykłymi zjadaczami chleba już tak różowo to nie wygląda.
UsuńMy jesteśmy publiczni, ale uprzywilejowana się nie czuję. Lepiej było uprzywilejowanym w PRL - mogli robić zakupy bez kolejki :-))
UsuńMy jesteśmy publiczni, z tym ze w ograniczonym kręgu, ale to dobrze, bo mogę bez problemu wyzywać prezydenta od debili i prokurator na mnie nie siadzie 😂
UsuńMy tu jesteśmy prywatno-publiczni jak toaleta u Kiepskich :-)
UsuńPiękne porównanie 😂😂😂😂😂😂
UsuńCzuję się dumna :-)))))
UsuńW sumie lepsze porównanie do toalety niż do telewizji publicznej 😂
UsuńO, zdecydowanie. W porównaniu z reżimową TV toaleta to jak sala balowa.
UsuńW telewizji publicznej jest zdecydowanie więcej gówna 😂😂😂😂
UsuńJak zwykle trafiłeś w samo sedno :-)))
UsuńPo wyborach powinno się całe to towarzystwo poprzerzucać przez mur na Białoruś, tam z pewnością by się odnaleźli.
UsuńZa blisko. Proponowałabym jednak wystrzelenie w kosmos.
UsuńUfoludki na ich widok by zgłupiały 😂
UsuńTo ufoludki przeprowadzić na ziemię. Byłyby o wiele sympatyczniejsze.
UsuńPodejrzewam że jeżeli jest jakieś życie poza naszą planetą to raczej nie chciało by mieć z ludźmi do czynienia 😅
UsuńMoże choć paru by zaakceptowali? Ja im nie każę kochać pisiarni, ale może chociaż nas...?
UsuńMyślę że akurat nas by zaakceptowali, bo nie bardzo pasujemy do swojego gatunku 😉
UsuńNo właśnie!
UsuńChoćby te nasze dialogi: od apostazji niezwykle lekko i łatwo przechodzimy do ufoludków :-)))
No nareszcie coś w moim stylu. Już mam w testamencie świecki pogrzeb, chociaż w sumie nawet nie musiałam tego uwzględniać.Zawsze czekam na wolne, już teraz marzę o wielkanocnych feriach.
OdpowiedzUsuńW ogóle jakaś wredna i szczera robię się ostatnio. I jest mi z tym naprawdę dobrze.
Pozdrówki z wietrznego i deszczowego Gdańska.
Ludzie szczerzy postrzegani są jako wredni - nic bardziej mylnego. Tylko prawda kłuje...
UsuńNie ma nic przeciwko wystepowaniu ludzi z kosciola, ale zastanawiajace jest dlaczego wczesniej trwali a teraz nagle zaczeli wystepowac? Czyzby wtedy,. kiedy trwali bo trwali i im to trwanie nie przeszkadzalo chociaz dawno mieli wyrabane na te sakramentalia ktos przeszkadzal wystapic? Czy tez nikt im nie zabranial, ale tez nikt im nie pokazal, ze mozna? A moze wiedzieli ze mozna tylko po co sie trudzic bylo i przez to przechodzic? Po prostu mialo sie wywalone na ta przestepcza instytucje, ale sie w niej formalnie tkwilo... tak dla wlasnej wygody:)
OdpowiedzUsuńA teraz ... no teraz to wiadomo mozna szeroka droga, bez wiekszego narazanie sie odejsc. Jeszcze sobie tak dlugo skrywana zolcia otwarcie postrzykac:))
Myślę, że mają na to wpływ pewne czynniki. Raz, że kiedyś nie mówiło się o tym głośno i rzadko kto zadawał sobie trud grzebania w prawie kanonicznym, a dwa - w tej chwili proces ten jest skrócony i ułatwiony. Sądzę też, że zaszłości historyczne nie przemawiały tak głośno, jak aktualne ("namacalne"). Nie wiem, co kim powoduje.
Usuń@FrauBe, jestem przekonana, że ludzie występują z Kościoła teraz na tej samej zasadzie, na której teraz dzieciaki zgłaszają, że nie będa chodziły na religię. Wcześniej NIE WIEDZIAŁY, ŻE MOGĄ NIE CHODZIĆ. Duchowni oraz niektórzy wyznawcy otaczali proste fakty takim bełkotem informacyjnym, że najprostsza z prawd się nie przebijała: nie musisz w tym uczestniczyć.
UsuńTo miałam na myśli pisząc, że kiedyś nie mówiło się o tym głośno, tylko Ty ujęłaś to zgrabniej i bardziej przejrzyście.
Usuńdokładnie tak... kiedyś ludzie pojęcia nie mieli /ja też/ o istnieniu apostazji i nawet takiego słowa nie znali... po jakimś czasie ilość tych apostazji spadnie, gdy ludzie pojmą, że nic konkretnego z nich nie wynika... bo do tej sprawy trzeba się całkiem inaczej zabierać, gdyż apostazja w obecnych polskich warunkach jest tylko udawaniem, że coś zrobiło... rzecz jasna nie ujmuje to nic samym (formalnym) apostatom, żeby nie było :)
UsuńPóki co, nie mamy innych narzędzi. A Polska może się kiedyś ucywilizuje i wprowadzi podatek kościelny?
Usuńsama się ucywilizuje z niczego?... narzędzie jest np. w postaci kartki wyborczej: wybierać takich ludzi, którzy otwarcie deklarują chęć zmiany relacji państwo vs. kościół (rz-kat.)... no, i rzecz jasna wpływanie na innych, wszelkich krewnych i znajomych królika, otwieranie im oczu na różne sprawy żeby nie wspierali tegoż kościoła w żaden sposób... żmudne to i dłubliwe,upierdliwe, ale frank do franka i zbierze się szklanka :)
UsuńKarta do głosowania to jedno, ale druga rzecz - konkordat, którego (podobno) przed upływem pół wieku nie można rozwiązać. Swoją drogą ciekawa rzecz, coś jak zdrada stanu.
Usuńprezydent Kwachu miał życiową szansę zostać mężem stanu wetując ten dokument, ale widać nie chciało mu się czemuś... podpisanie było jego Drugim Wielkim Daniem Dupy...
UsuńPierwsze (trochę Mniejsze) to była ustawa narkotykowa, chłopina się przyznał potem po paru latach i od jakiegoś czasu próbuje to naprawić, ale do tego Drugiego jakoś się nie kwasi... ups, nie kwapi miało być...
No i nas urządził na perłowo.
Usuń" jestem przekonana, że ludzie występują z Kościoła teraz na tej samej zasadzie, na której teraz dzieciaki zgłaszają, że nie będa chodziły na religię. Wcześniej NIE WIEDZIAŁY, ŻE MOGĄ NIE CHODZIĆ."
UsuńI to pogrubione , ze: " nie wiedzialy , ze moga odchodzic. " Za moich polskich czasow, czyli dobre 20 lat temu koledze katechecie, podczas jego chwilowej nieobecnosci na lekcji ( dyrektorka go wezwala), dzieciaki powyrzucaly przez okna lawke i krzesla. Poproszono rodzicow o wypisanie pociech z tego przedmiotu bo to nie jest obowiazkowe i nic sie nie stanie, kiedy dziecie ze szkolnych nauk religii zrezygnuje.Po co ma sie meczyc i meczyc innych skoro nie jest zainteresowany. Zadnych konsekwencji na swiadectwie, w przejsciu do kolejnej klasy...
Rodzice podniesli larum, ze sie im cos takiego proponuje, ze to nacisk i w ogole... drudzy mowili, ze co np.: babcia powie jesli X nie pojdzie do bierzmowania. Trwaly te dzieciaki na tym przedmiocie. Meczyly katechete i licytowaly sie kto mu bardziej "doj***l".
Z lekcjami religii to byl non stop powtarzajacy sie obrazek w opowiesciach moich znajomych belfrow.
W tej chwili świadomość ludzi w tej materii na szczęście wzrasta, coraz więcej dzieci i młodzieży nie chodzi na religię. Oczywiście zależy to trochę od regionu, bo na takim np. Podkarpaciu religijność naturalna i folklorystyczna są powszechne, więc nie wszyscy rodzice decydują się wypisać uczniów z religii. Ale i tak ogólnie tendencja jest wzrostowa. Rekolekcje przed Wielkanocą to okazja do zostania w domu, na 1000 uczniów do kościoła idzie garstka.
Usuń@FrauBe, to co napisałam nie oparłam na historyjkach znajomych belfrów. W okolicach 2012-2013 roku byłam wychowawczynią w klasie gimnazjalnej. Byłam w mojej szkole pierwszą wychowawczynią, która poinformowała "moje dzieciaki" na godzinie wychowawczej, że nie muszą chodzić na religię (nikt im tego w procesie uczenia przez wcześniejszych kilka lat nie powiedział, rodzice nie mieli pojęcia, że to takie proste, że nic nie muszą robić). Po tej informacji kilkoro z nich wypisało się i koniec storytime. Nie wydarzyło się nic dramatycznego. Ci, co chcieli, nadal chodzili. Mówię o zachodnim regionie Polski, wiem, że na podogoniach zdarza się, że matki-milusie-starowinki robią histerie, gdy syn nie chrzci dziecka, bo będzie miało raka, bo jak to "nie boisz się, że umrze?" (historia z życia znajomego, aktualna, bo znajomy stara sie wpadać do domu z partnerką tak, aby omijać dni "święte", inaczej matka zagania do kościółka). Więc mówimy nie tylko o folklorze. Zapiekły zabobon jest wzmacniany biedą, przemoca i alkholizmem obecnym w rodziniach (co nie jest żadnym usprawiedliwieniem), ale powoli zmienia się, młodzi ludzie słusznie zwiewają z takich regionów.
UsuńApostazja nie jest modą. dobrze by było, żeby katolicy wszelkiej maści to zrozumieli. Przestali jątrzyć i strzelać żółcią oraz podnosić larum. kk się wali. trochę za wolno, jak dla mnie i za mało spektakularnie. Skamielina polskiego katolicyzmu na granicy pogaństwa powinna runąć spektakularnie. A, że apostazjowanie obywa się głośno? w świetle fleszy, to bardzo dobrze, to normalne gdy chce się pomóc innym wyjść z tego piekiełka tutejszego...
Usuń@Teatralna, moim zdaniem apostazja pomaga samemu KrK w staniu się miejscem przeznaczonym na rozwój duchowy, a nie miejscem lecenia na autopilocie. To może niepokoić ludzi, którzy całe życie lecą na autopilocie, wydając rodzinie polecenia, robiąc to co robiła matula i dzieląc życie na zadania do odhaczenia (matura, praca, ślub, zapłodnienie, wychowanie, zrzędzenie na starość). Takie osoby nigdy nie zadały sobie pytania "po co". W sytuacji, gdy mogą chodzić lub nie chodzić, jednak będą sobie to pytanie musiały zadać. A było tak fajnie.
UsuńMoniko, zabobon to część folkloru. Tak przynajmniej uważam.
UsuńTeatralna, mnie bardzo imponuje Krzysztof Pieczyński. To jest człowiek konsekwentny i odważny. Ponieważ zrobił wiele dobrego w zakresie edukacji o apostazji, na ulicach jest obrzucany niewybrednymi epitetami, został nawet pobity. Kto to zrobił, jeśli nie zapiekli katolicy? Niekatolikowi apostazja zwisałaby i powiewała. Miłość bliźniego została okazana. Po katolicku.
UsuńMożna skisnąć od tej obłudy.
To nie moda - to bystra obserwacja otoczenia. Jak patrzę na miłość bliźniego, które jest okazywane zawsze wciąż i przy każdej okazji to jakoś nie mam ochoty na nic
OdpowiedzUsuńNo, ta miłość potrafi wylać się uszami.
Usuńtrudny temat. bo więcej emocji niż faktów. wiara to w końcu coś czego nie da się udowodnić, bo gdyby tak było - nazwalibyśmy ją nauką. ateista - moim zdaniem, to osoba negująca istnienie istoty wyższej i żyjąca w przeświadczeniu, że doczesność jest wszystkim, czego się spodziewać od wieczności. a apostata, to istota skrzywdzona przymusową przynależnością do jakiegoś kościoła z którym nie chce się identyfikować i ma w sobie sprzeciw i energię, żeby to zmienić. ale nie oznacza to wcale, że neguje istnienie większego bytu sprawującego pieczę nad człowieczą chwilą na ziemi.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi się podoba Twoja wypowiedź. Dotyka samej istoty tych dwóch spraw bez wzniecania szczególnych emocji.
Usuńzbyt wielu usiłuje zaszczepić w ludziach gorączkę i zmusić w ten sposób do pochopnego działania w imię "prawdy objawionej". wątpić i myśleć samodzielnie - to pozwala zachować zdrowy rozsądek - nawet, gdy ktoś szyderczo nazwie go chłopskim rozumkiem.
UsuńTobie to raczej nie grozi (obelga o chłopskim rozumku). Sztukę myślenia, logicznego, jednocześnie oryginalnego i twórczego masz opanowaną do perfekcji.
Usuńsiedzę sobie cichutko z boku i tylko czasami mi się coś uleje w prasówkach - ale to nic nie zmieni. co najwyżej dorobię się jakiegoś modnego epitetu. chłopski rozum - moim zdaniem jest zaletą, a nie przywarą.
UsuńWidzenia masz piękne, choć to inna dziedzina niż ta, o której mówimy. Nieustająco wdzięczne.
Usuńćwiczę bez końca. czasami coś się uda.
UsuńNie "coś". Prześliczne rzeczy się udają za każdym razem.
Usuńrzeczywistość jest zdumiewająca. wystarczy z niej wyłuskać drobiazgi, które dzieją się czy tego chcę, czy też nie.
UsuńTeż masz je obok siebie - wystarczy podzielić się widzianym ze światem. już próbowałaś i poszło.
Poszło, prawda. Ale pisanie wierszy bardziej mnie zajmuje. Mistrzowi należy pozostawić jego dziedzinę.
Usuńwiersze jakoś do mnie nie lgną. nie piszę i nie udaję, że mógłbym. przerasta mnie. trzeba mieć mnóstwo wrażliwości i talentu, żeby poradzić sobie z ubogą w słowa i bogatą w uczucia materią.
UsuńSpoko, ja sobie jakoś radzę. I nie tylko ja, jak wiadomo. Ale nie wszyscy muszą i nie wszyscy mogą - po co światu byliby sami poeci?
Usuńi tak przylgnęła do mnie proza poetycka - nie wiadomo, co to za diabeł, ale zdarza się, że właśnie tak definiowane są niektóre treści. był też rewolucyjny pomysł, żeby zamiast pisać poziomo (w linijkach) pisać pionowo - w wersach. i sam się wiersz utworzy... ale to baaardzo naciągana teoria.
UsuńProza poetycka, potwierdzam i od początku tak twierdziłam.
UsuńPionowo to żółtki piszą i to od prawej do lewej. Nie ma co się w to pchać, bo jeszcze hiragany by Ci się kazali nauczyć, katakany albo i ideogramów chińskich.
Nie zrobiłam tego chyba z lenistwa i niechęci do wszelkich urzędów i procedur!
OdpowiedzUsuńA to naprawdę nie wymaga ani czasu, ani skomplikowanych czynności.
UsuńW latach młodości byłam bardzo wierząca. Naprawdę. Na szczęście mi przeszło.
OdpowiedzUsuńW latach młodości (wczesnej) to ja chciałam zakonnicą zostać.
Usuńja podobnie, bo mi się szaty zakonnic podobały...
UsuńMnie też, najbardziej tych różowych.
UsuńA ja chciałam do zakonu bezhabitowego pójść. Ale faktycznie te biało-różowe są fajne. Służebnice Ducha Świętego chyba, czy jakoś tak.
UsuńBezhabitowe to nieatrakcyjne :-)))
UsuńJa jestem apostatką :) (Jest taka odmiana słowa?)
OdpowiedzUsuńŚwięta? Ja też świętuję wtedy wolne. Tylko i wyłącznie. :)
Jestem wierząca, ale na sposób biblijny. Nie lubię religii.
No i popatrz, jaka zgodność "genetyczna" między nami :-)))
UsuńZacznę od tego, że próba podania jednej ogólnej przyczyny apostazji jest skazana na niepowodzenie, bo ludzie są różni i różne są motywacje. Ja na przykład przez długi czas byłem przekonany, że nie muszę niczego robić, skoro i tak nie wierzę w tę mitologię, nie biorę udziału w obrzędach, nie przyjmuję tzw. sakramentów, odmawiam przyjęcia księdza w celach kultowych (prywatnie jakoś żaden nie chciał wpaść pogadać). Dopiero po wynalezieniu internetu ktoś mi uświadomił, że duchowni wykorzystują nieświadomie ochrzczonych do zawyżania statystyk i wyłudzania dofinansowania, a sam tzw. "sakrament chrztu" traktują jak pies swoje szczyny, tzn. gdy pies oszcza komuś krzaczek, to uważa, że to jego krzaczek. To oczywiście świadczy wyłącznie o duchownych i wiernych zgadzających się z takim podejściem, ale mnie to rozgniewało na tyle, że zainteresowałem się, jak dokonać apostazji. No i okazało się, że ta oparta na kłamstwie banda zrobiła co mogła, by mi apostazję utrudnić, bo najpierw muszę się udać do parafii, w której byłem ochrzczony, a ja tak dalece zlewam ten przymusowy rytuał, na który nie miałem wpływu, że nie mam pojęcia, jaka to parafia. Później musiałbym się udać do parafii, w której jestem zameldowany, żeby kontynuować proces. Wygodnie by było to zrobić w Irlandii, ale przecież sekta nie musi tego odnotować i jestem bardziej niż pewny, że tego nie zrobi. Zatem dla mnie to cała wyprawa detektywistyczno-dyplomatyczna, a efektu i tak nie mogę być pewien.
OdpowiedzUsuńCo do terminu MODA NA APOSTAZJĘ, to jest on oczywiście ukuty, by umniejszyć wolną wolę człowieka, który chce tego aktu dokonać i złożyć to na karb jakiegoś przejściowego kaprysu porównywalnego z trendami odzieżowymi. Cóż, jeśli pozostać w tych klimatach, to w Polsce nadal trwa MODA NA KATOLICYZM, wystarczy spojrzeć w kościelne statystyki, nieprawdaż? W każdym razie jest to kolejny dowód na to, że religia katolicka opiera się nie na Ewangelii, lecz na kłamstwie.
Zapomniałem, a to przecież ważne. Zanim ludzie zaczęli dokonywać apostazji, kościół katolicki mordował jawnych ateistów, później prześladował ich nieco subtelniejszymi metodami, jak ostracyzm i państwowe ograbianie z podatków na cele kultu religijnego. O ile na to drugie wpływ jednostki jest marny, to lekarstwem na ostracyzm było udawanie wiary. I tu mamy odpowiedź, dlaczego kiedyś ludzie apostazji nie dokonywali. Część nie wiedziała, że jest możliwa , część się nawet bała zapytać o taką możliwość.
UsuńW punkt.
UsuńMuszę dodać, że raz ochrzczony, czyli tak jakby "zapisany do katolików" człowiek nie wyzwala się na drodze apostazji całkowicie. Nie zostaje wykreślony, dostaje tylko adnotację w księdze chrztów. To jest coś na zasadzie ekskomuniki - wisi na Tobie "wina", ale jak zechcesz wrócić, to drzwi do kościoła masz szeroko otwarte. Do skarbony też, jak najbardziej.
Rozumiem, że procedura jest dla Ciebie uciążliwa, bo wymaga sporego nakładu podróżniczo-czasowo-finansowego (bo umówmy się, samoloty za darmo pasażerów nie biorą). W moim wypadku było o wiele łatwiej, bo mieszkam na terenie parafii, w której zostałam ochrzczona. Nie musiałam peregrynować od kościoła do kościoła w celu zdobycia odpisu aktu chrztu i narażać się na żądanie cołaski.
Pamiętam, że w kancelarii parafialnej jest przeszklona ściana i szklane drzwi, więc w zasadzie słychać, co kto mówi. Gdy wychodziłam z uśmiechem na twarzy, zostałam zbombardowana morderczymi spojrzeniami siedzących w kolejce wiernych palących się do cołasek za dusze bliskich. Najnormalniej zachował sie proboszcz. Nie ględził, nie opowiadał głodnych kawałków i nie wygłaszał mówek umoralniających, tylko powiedział: "Jest pani dorosła, więc wie pani, co robi".
Jakże się cieszę, że tu trafiłam (poprzez blog Celta). Krotko, zwięźle, szczerze i na temat.
OdpowiedzUsuńBo w imię Boga walczy się o pokój, prześladuje niewiernych i za każdy sakrament pobiera się "co łaska", tylko, że to łaska proboszcza i jego cennika.
Są mili księża, można pogadać, ale to żaden argument, by zostać w jednej wielkiej sekcie. Skoro z wyznawcą Potwora Spaghetti można pogadać to mam być pastafarianem? W sumie może u nich się chociaż człowiek naje?
Gdyby u tych ostatnich mozna było pojeść dobrego spaghetti, to chętnie bym poznała pastafarianina/-nkę. Uwielbiam kluseczki, mniam, mniam.
UsuńApostazja jest może łatwa i szybka, jeśli się mieszka w miejscu swego urodzenia...
OdpowiedzUsuńGdy w końcu podjęłam decyzję, że "coś z tym zrobię" i razem z córką udałyśmy się do proboszcza z deklaracjami na piśmie, ten ze złośliwym uśmieszkiem oznajmił nam, że najpierw musimy dostarczyć metryki chrztu (przeczytałam w internecie instrukcje, które nie były kompletne, niestety).
I tu sprawa się rypła, zwłaszcza, że było to w pandemii. Pandemia się skończyła (chyba?), ale to nie znaczy, że nam się chce jeździć po świecie i znów antyszambrować.
No i tak zostało. Kurka wodna.
A proboszcz się cieszy.
No i pewnie wielu jest takich, co się cieszą.
UsuńJuż nie jestem katoliczka, ale apostazji nie dokonam.
OdpowiedzUsuńMogłabym napisać, że mi się nie chce.
Mnie osobiście apostazja nie jest do niczego potrzebna.
I tak mnie z ksiąg nie wykreślą, najwyżej jakąś adnotacje zrobią.
Nie można wymazać, wykreślić czegoś co miało fakt rzeczywisty- chrzest ,bierzmowanie.
Czy moja osoba jest brana do jakiś statystyk.
Raczej nie bo przy tych dorocznych badaniach niedzielnych praktyk religijnych, ja się przy kościele nie kręcę.
Kolęd nie przyjmuje, więc proboszcz też już mnie odhaczył.
A dlaczego apostata miałby święcić jajka plus kiełbasę 😏
Dodam, że nie jestem katoliczką ,nie jestem chrześcijanką.
UsuńNie mam konkretnej przynależności.
Jestem jednak osobą wierzącą.
Ale wierzę nie w tego Boga o którym wszyscy myślą 😉
Podejrzewam, że ilu wierzących, tylu bogów :-)
UsuńJeżeli ktoś jest wierzący z przynależnością to za bardzo nie ma wyboru, żeby sobie wybierać.
UsuńBóg jest wtedy dokładnie określony, opisany i tak dalej
Chyba jednak nie. Już sami katolicy róznie sobie Boga wyobrażają. dla jednych jest karzącym sędzią, dla drugich ojcem, dla trzecich staruszkiem z obrazu itd.
UsuńNie zapomnijmy, że Bóg chrześcijański jest w Trzech Osobach
UsuńWięc mamy Boga Ojca
Ten staruszek z obrazu to tylko wizja .
https://asenata2.wordpress.com/2021/01/31/duchem-jest-bog/
Tak, ale jest wielu katolików, powiedziałabym, folklorystycznych, którzy modlą się do obrazów.
UsuńKatolicy nie modlą się do obrazu.
UsuńTylko do osoby z obrazu.
Chociaż może się zdarzyć ,że komuś się może co nieco pomylić
Myli się, myli. Bo niektóre obrazy są "cudowne" albo "łaskami słynące".
UsuńKatechizm Kościoła Katolickiego
Usuń1192-Święte obrazy obecne w naszych kościołach i domach mają budzić i umacniać wiarę w misterium Chrystusa. Przez ikonę Chrystusa i Jego zbawczych dziel wielbimy Jego samego. W świętych obrazach Matki Bożej, aniołów i świętych czcimy przedstawione na nich osoby.
To, że obraz jest "cudowny" lub "łaskami słynący" nie znaczy, że wierzący modli się do obrazu.
On cały czas powinien pamiętać ,że modli się do osoby z obrazu.
Ale pewnie jest jakiś procent ludzi, którzy obrazy ,medaliki traktują jako takie amulety przed wszelki nieszczęściem. Wtedy wchodzi się na tereny bardziej magiczne.
Tak, katechizm. Ciekawe, ilu katolików go czyta i ilu czyta Biblię. Obawiam się, że to znikomy odsetek. Natomiast traktowanie obrazków, różańców, medalików i "świętych" figurek jak amulety jest bardzo powszechne, widzę to na co dzień.
UsuńTo traktowanie wszystkiego jako amulety to taka wiara ludowa.
UsuńLudzie mają takie tendencje zabezpieczania się przed złem. Albo jakieś próby chęci zapewnienia sobie pomyślności w życiu.
Zatem - folklor :-)
UsuńNo nie do końca 😉
UsuńNo jak nie, jak tak?
Usuń