Robi wszystko, by w twojej
głowie dokonać rewolucji. Przekonać Cię, że ma rację. Manipuluje. Ulegasz
manipulacji, więc nie zauważasz nadużycia. W różnych sytuacjach dowodzi,
że nic takiego się nie stało i rzeczywistość jest inna, niż ci się wydaje.
Nie okazuje uczuć. Szantażuje, straszy. Przenosi swoje winy na ciebie, odwołuje się
do twoich wad, bez względu na to, czy są rzeczywiste, czy wymyślone. Wywołuje
lęki, żeby wykorzystywać je przeciwko tobie. Irytuje się, gdy nie spełniasz
jego oczekiwań lub żądań. Wpada w złość, gdy nie podzielasz jego opinii i przekonań.
Zupełnie lekceważy twoje uczucia, obawy, lęki. Unieważnia je jednym słowem.
Namiętnie wzbudza w tobie poczucie winy. Umniejsza twoją wartość
zawstydzającymi stwierdzeniami. Nie cofa się przed pogardliwymi żartami.
Przypisuje ci wszelkie winy, nie szczędzi wyzwisk, obraźliwych i ubliżających
odzywek. Sugeruje, że jesteś nikim, a twoja praca nie ma żadnej wartości. Drwi
z twoich zainteresowań, talentów, umiejętności. Zarzuca ci, że
ugotowany przez ciebie obiad jest niejadalny, wyprane ubrania zniszczone, a wyprasowane
– wymięte. Publicznie prawi ci uszczypliwości, upokarza przy ludziach.
Nigdy nie ma ci nic miłego do powiedzenia. Usilnie stara się, byś czuła się
beznadziejna, bezwartościowa, nieudolna, nieważna. Zawstydza przy innych.
Kontroluje. Nagrywa twoje rozmowy, przeczesuje komputer, czyta twoje prywatne
rozmowy na GG. Wmawia ci chorobę psychiczną.
Uczysz się żyć pod jego dyktando.
Powoli wyzbywasz się siebie, swoich opinii, poglądów. Pogrążana w ciągłym
poczuciu winy, zaczynasz się go bać. Wstyd odsuwa cię od rodziny i znajomych.
W domu towarzyszą ci poczucie odrętwienia, przewlekłe zmęczenie, brak
energii, nadmierna senność. Stajesz się bierna. Mięśnie wciąż napinają się
ze stresu. Sfrustrowana, permanentnie smutna, zniechęcona i w poczuciu,
że teraz już zawsze tak będzie, zmieniasz się w ubezwłasnowolniony
automat. Pojawiają się niedające się opanować bóle głowy, kołatania
serca, uczucie zaciskania się krtani. Dochodzi do tego, że łapiesz się
na rosnącej na jego widok agresji.
Jesteś ofiarą przemocy psychicznej,
ale nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Potem chorujesz na oporną w leczeniu
depresję.
* * *
Przemoc psychiczna to zbrodnia doskonała.
Jedna z najokrutniejszych.
Ofiara żyje. Nie ma ran, sińców,
zadrapań, złamań. Codziennie ubiera się, czesze, robi makijaż i z przyklejonym
do warg uśmiechem rusza do pracy.
Taka byłam ja.
Przemocy psychicznej nie widać. W domu
nie ma alkoholu, awantur, nawet kłótni. Sprawca jest sprytny, wkłada białe
rękawiczki. Często zdarza się, że jest to osoba zakompleksiona, czasem
narcystyczna lub socjopatyczna.
Taki jest mój były mąż.
Na depresję choruję od 2003 roku.
W tym wszystkim złym widzę, mimo wszystko, jeden pozytyw. Mąż jest były..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Leslie, ten fakt jest bardzo pozytywny!
UsuńTaki byl moj ojciec, z tym, ze on posuwal sie dodatkowo do rekoczynow. Wyksztalcony, ceniony, szarmancki wobec innych i tylko wobec corki jedynaczki surowy i bezwzgledny. Mysle, ze na depresje choruje od zawsze, ale zdiagnozowana zostalam duzo pozniej.
OdpowiedzUsuńO, tym mnie zaskoczyłaś. Tj. ojcem.
UsuńMialam/mam dosc toksycznych rodzicow.
UsuńKurde. Ja przynajmniej dzieciństwo i rodzinę wygrałam.
Usuńno mam podobnie, ale nie bił nigdy never za to matkę a i owszem...i do tego rodzina od matki katolicka w chuj, przesrane dzieciństwo. otrzepuję się do dziś.
UsuńPodobnie do Pantery czy podobnie do mnie?
UsuńChyba Ci kiedyś pisałam skąd to tak dobrze znam.
OdpowiedzUsuńOj... Chyba nie wiem. Peseloza...?
UsuńTo się z pracą wiązało. Od 8 lat pomału odżywam...
UsuńTak. To pamiętam. I... buuu, chcę na emeryturę! Buuu...!
UsuńOpisałaś połowę związków małżeńskich. Znam z autopsji, choć do etapu depresji szczęśliwie nie dotarłam. Rozwód to najlepsza decyzja w życiu jaką podjęłam.
OdpowiedzUsuńNapisałas zdanie, które powtarzam od 2005 roku! Moje własne słowa. Te ostatnie w w komentarzu.
UsuńNa szczęście coraz mniej Polaków wchodzi w związki małżeńskie. I rozmnażamy się coraz rzadziej. Czyli w przyszłości będzie coraz mniej takich zbrodni i ofiar.
OdpowiedzUsuńTo bez znaczenia, czy jest papier, czy nie. Bez znaczenia jest płeć, wiek i relacja czy stopień pokrewieństwa. Będzie tych ofiar dokładnie tyle samo, ile ma być. Może więcej niż teraz, bo ludzie robią się coraz gorsi.
UsuńMniej związków, mniej ludzi - już choćby z tej prostej przyczyny ofiar powinno być mniej.
UsuńOdsetek pewnie ten sam. Poza tym kwestia nie dotyczy tylko małżeństw czy związków partnerskich, lecz dowolnych relacji.
UsuńTak, przemoc psychiczna to zbrodnia doskonała, bo zabija człowieka od wewnątrz... A takie zabijanie jest stokroć bardziej okrutniejsze niż użycie noża.
OdpowiedzUsuńKto Ciebie zabił?
UsuńMnie? Lista tych którzy przyczynili się do tego, że jestem dziś w piekiełku jest spora. Nie miałem tak jak Ty jednego oprawcy, ale wielu ludzi zostawiło we mnie rany które mnie wykrwawiły.
UsuńNie, marudo, nie wykończyła mnie jedna osoba. Mąż dopiero zaczął ten proces, potem wpadało i wpada jeszcze wiele kamyczków do tego ogródka.
UsuńNiestety przed tym nie idzie się obronić bo żyjemy wśród ludzi, a ci nie zawsze są dobrzy.
UsuńO ile świat byłby piękniejszy, a życie prostsze, gdyby ludzie byli tylko dobrzy...
UsuńOj tak. Niestety, równowaga musi być i skoro jest dobro, to musi być i zło... Tyle że my kurwa jakieś wyjątkowe "szczęście" do złych ludzi mamy...
UsuńMamy szczęście do tych gorszych, ale też jeszcze coś, co nam uprzykrza zycie: wrażliwość. Ludzie niewrażliwi, także bezmyślni, nie miewają depresji.
UsuńFakt, wrażliwość oznacza brak zbroi która ochrania przed wszelkimi skurwysyństwami.
UsuńBingo! Nawet kiedyś napisałam wiersz o zbroi.
UsuńNiestety mu jesteśmy ludźmi bezbronnymi, albo raczej jedyna naszą bronią jest nasz zadziorny charakter 😅
UsuńPieknie to napisałeś. Chyba właśnie tak - mamy te charakterki :-)
UsuńAle to i dobrze, bo zamiast kulić ogonki potrafimy się odpłacić 😅 Jak się ma miękkie serce to trzeba mieć twardą dupę i ostry jęzor.
UsuńDupę mam miękką, ale jęzor ostrze codziennie ostrzałką do kosy :P
UsuńI bardzo dobrze, nie ma co się z ludźmi pierdzielić. Z nami też się nie pieszczą.
UsuńZ wyjątkiem rodziny i przyjaciół, przynajmniej w moim wypadku. Rodzinę mam super, a przyjaciół niewielu, ale za to prawdziwych. Ci nieprawdziwi odpadli po drodze.
UsuńJa rodzinę mam do dupy więc nie muszę się hamować. Na dodatek strasznie wścibską.
UsuńOjjj... To chyba czas założyć własną.
UsuńW moim przypadku to nie był by dobry pomysł. Poza tym w tym wieku już chyba trochę za późno... Choć mówią że akurat na to nigdy nie jest za późno.
UsuńJak nie jak tak? Bardzo dobry pomysł! W ogóle nie rozumiem, dlaczego nie. A wiek... Znam dwie pary, które poznały się i pobrały na emeryturze. Teraz są zadowoleni i szczęśliwi.
UsuńNa razie to ja muszę szantrapę przegonić, a potem pomyślimy co dalej 😉
UsuńGoń, ile wlezie! Niech spitala, gdzie pieprz rośnie i Czarnek urzęduje!
UsuńLeki na razie całkiem nieźle działają więc jest nadzieja.
UsuńA moje działają i... i tak nie mam nadziei.
UsuńSkoro działają to i nadzieja na zmiany w końcu przyjdzie. Ja też jeszcze nie pieję z zachwytu bo może być różnie.
UsuńJak widzisz na moim przykładzie, nie ma co piać.
UsuńNa depresyjnych grupach jest wielu którym leki nie pomagają, albo robią różnicę na krótko. W to piekło łatwo wdepnąć, trudno znaleźć z niego wyjście.
UsuńTo takie błędne koło. Jak jazda na sankach. Zjazd, potem gramolenie się do góry. Znowu zjazd i znowu gramolenie się do góry.
UsuńI chyba to powoduje największe zmęczenie i brak chęci do walki.
UsuńAle mozna też uwierzyć, że pewnego dnia zjazd będzie ostatnim i więcej się nie powtórzy.
UsuńTo trzeba brać pod uwagę, bo niestety się zdarza... Nie bylibyśmy ani pierwsi, ani ostatni.
UsuńMiałam na myśli raczej wersję optymistyczną :-))))
UsuńJa z natury jestem pesymista i tego żadne leki nie zmienią 😉
UsuńTeż tak mam. Wiesz, optymiści twierdzą, że świat stoi przed nami otworem, ale to my, pesymiści, wiemy, co to za otwór!
UsuńOj tak, nasze spojrzenie może nie nastraja radośnie ale przynajmniej chroni przed ewentualnym rozczarowaniem😅
UsuńA, to na pewno. Ja już za dużo tych otworów widziałam, żeby się nastawiać na złote góry :-)
UsuńMam tak samo. Przestałem sie łudzić i zrozumiałem jak ważny w życiu jest spokój.
UsuńO, w punkt! Właśnie o ten spokój chodzi. Już dawno zrozumiałam, że wewnętrzny pokój - to jest właśnie to osławione szczęście.
UsuńTylko osiągnąć go trudno, bo niestety nie żyjemy na bezludnej wyspie.
UsuńO, to, to, to. Podejrzewam, że właśnie dlatego tak trudno jest o szczęście i tak wielu ludzi nie może tego szczęścia osiągnąć.
UsuńProblem tkwi jeszcze w tym, że przeważnie taka osoba ( stosująca przemoc psychiczną) nie uwierzy że ma problem, więc nic z tym nie można zrobić. Często bywa też tak, że pewne zachowania przenoszone są na pracowników. Wystarczy znaleźć "ofiarę" i już można się zrealizować. Na szczęście mam dobrą wiadomość ( nie potwierdzoną niestety badaniami naukowymi i statystycznymi) , ale z pojedynczych źródeł...W tzw.jesieni życia zwykle doświadczają tego samego...od innych lub są całkiem bezwolni...Po udarach, niesprawni itp. przyjemności przy zachowaniu częściowej świadomości.
OdpowiedzUsuńRozwód lub zmiana miejsca pracy to dobre rozwiązanie.Byle na czas. Gorzej gdy nie ma się siły na dokonanie zmian.
Zdobyłam się na rozwód ostatkiem sił i odzyskałam swoje życie. Natomiast mój oprawca jest dziś totalnie samotny, nie ma przyjaciół, kolegów, nikogusieńko. Nawet z rodziną nie ma kontaktów.
UsuńWażne żeby potem nie władować się w coś podobnego. Lepsza samotność z wyboru niż "powtórka z rozrywki". Ale okoliczności życiowe też muszą być sprzyjające, żeby było dokąd "uciec".
UsuńMiałam to szczęście, że mieszkanie było moje, nie wspólne i to on musiał się wyprowadzić. Było więc dokąd uciec, że tak powiem. W sensie materialnym. I już mogłam spokojnie rozejrzeć się po życiu.
UsuńNajgorsze jest to, że nie tylko nie widać tego z zewnątrz, ale także samemu nie bardzo się wie, co się dzieje i dlaczego. Do spokojnego, rozważnego oglądu, potrzebne jest bezpieczne miejsce, a tego najczęściej ofiary przemocy nie mają. I tak często, skarżąc się, słyszą: och, ty przesadzasz. Bo problem tkwi w tym, że to nie jedna gruba lina zaciska się im na szyi, ale sto cieniutkich niteczek, z których żadna nie jest na tyle mocna, żeby udusić, ale ich splot, już tak. Tylko jak o nich wszystkich opowiedzieć i kto cię wysłucha?
OdpowiedzUsuńPoza tym skutecznie blokuje człowieka wstyd.
Usuńw skali makro, na poziomie dużych zbiorowości, tak działają na ludzi sekty, szczególnie najbardziej ta jedna, która już dawno opanowała ten kraj... przy okazji obserwujemy też liczne przykłady syndromu sztokholmskiego, gdy wiele ofiar przedkłada interes oprawcy ponad własny...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Może na szczęście było we mnie jeszcze na tyle mysli o dziecku, że powiedziałam sobie: mam dziecko, a ono musi mieć zdrową matkę, bo na ojca nie może liczyć. I dlatego znalazłam siły na napisanie pozwu i rozwód. Syndrom sztokholmski chyba nie zadziałał.
UsuńByłam w związku z człowiekiem, który miał tzw. zadatki. Raz mi mętnie tłumaczył, że rodzice byli tacy sami, poza tym siostra jest jeszcze gorsza i od ludzi woli psy. Miałam dużo szczęścia - po spędzonych razem wakacjach rzucił mnie przez smsa (uznał, że nie nadaję się do obróbki). Co ciekawe, oświadczył, że nigdy więcej się nie odezwie, a potem kilka razy zagadywał, i to zawsze gdy mu się zdawało, że jest u mnie źle. Potrzebował ofiary, srodze się zawiódł, natomiast lekcją życiową był wielką: nauczył mnie, że trzeba uważać na pocieszycieli, którzy ciągną do nieszczęścia, jak do miodu.
OdpowiedzUsuńCholera. Z tym rzucaniem przez SMSa... Mam niemiłe wspomnienia.
UsuńMiłe to oczywiście nie było. On lubił w domu kwas, ja jestem z tych nie dających ludziom satysfakcji, mało się focham, nie lubię się kłócić. Czyli zmęczył mnie, ale ja jego też. Trwałym i dobrym spadkiem po tym związku jest moja podejrzliwość w stosunku do osób (także na blogowisku), które są zbyt przymilne, na początku zawsze się ze mną zgadzają i twierdzą, że mają takie same zainteresowania. Gość był socjopatą, nie miał empatii, natomiast zbliżał się do ludzi udając wspólne hobby i doświadczenia, ciągnęło go w kierunku kobiet po nieudanych związkach, lubił pocieszać, potakiwał i chętnie robił triangulacje (wynajdywał jakąś osobę, która rzekomo mnie nie lubi i nastawiał mnie przeciwko niej). Dopiero mieszkanie z nim pokazało mi jego prawdziwą twarz. Z perspektywy czasu: zyskałam.
UsuńA ja straciłam, niestety. Tylko i aż.
Usuńa to ciekawe co napisałaś Moniko, bardzo: podejrzliwość w stosunku do osób (także na blogowisku), które są zbyt przymilne, na początku zawsze się ze mną zgadzają i twierdzą, że mają takie same zainteresowania.
UsuńBo mnie się oczywiście przytrafiło i w realu i tututu. Ale zawsze tymi socjopatycznymi/zaburzonymi silnie osobowościami były i jakby są KOBIETY. W realu trochę lepiej sobie radzę, bo zwyczajnie odcięłam i odcinam znajomość i trochę mnie to męczy...różnie to jest. Ale finał taki sam. Zapominam i w razie spotkania już mnie nie trzepie. Ale tu w blogosferze ta osoba kobieta według mnie, jest silnie zaburzona, i ciągle robi to samo: nastawia przeciwko i robi nagonki.
A o facecie, który był następnym razem.
Teatru, ja tez natknęłam sie na dziwną babę (trudno to nazwać kobietą), rozmawiałam o tym z Panterą. I powiem tyle: pijaka się nie boję, narkomana się nie boję, ale wariatów już tak!
UsuńDobrze, że się wyrwałaś, znam kobiety, które kontynuują tego rodzaju relacje do końca, przekonane, że tak właśnie wyglądają normalne związki. Ciągle natykam się na wykłady, że nie zawsze jest dobrze i że nad związkiem trzeba pracować oraz jak ludzie są zadowoleni, szczęśliwi, tzn. że nie są autentyczni (często słyszę to od ludzi, którzy byli dziećmi przemocowych rodziców). Tylko, że te pierdy są powtarzane kobietom i przez kobiety. Która matka daje radę: jak poczujesz choć cień wątpliwości, spierniczaj i to szybko? Zbyt wielu ich chyba nie ma.
UsuńMoja. Moja mama. Niegdyś moja przyjaciółka zapytała ją o wątpliwości - mama kazała wiać zanim weźmie ślub. Przyjaciółka nie posłuchała, za typa wyszła, a potem miała ilustracje do przysłowia: "jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije".
Usuń@Teatralna, to taka obserwacja na własnej skórze, którą potem poparłam wiedzą. Osoby z zaburzoną empatią mają silniejszą skłonność do manipulacji, poza tym nie znając pozytywnych emocji do innych ludzi, imitują to, co widzą, ale w tym przesadzają, są po prostu za dobrzy. Jak już się ten ex poczuł ze mną komfortowo, to mi pokazał jak to robi: gdy jechaliśmy taksówką i kierowca słuchał muzyki meksykańskiego bandu, ex nawiązał z nim przemiłą rozmowę zaczynając właśnie od muzyki, twierdząc, że też lubi ten kawałek. Oczywiście nie miał bladego pojęcia co to za wykonawca (potem mi powiedział, że kątem oka zobaczył nazwę zespołu na okładce cd). A finalnie chodziło mu o przysługę, i niższy rachunek za trasę. Na blogowisku stykam się z manipulacją i piciem sobie z dzióbków cały czas, osobiście najlepiej zapamiętałam akurat faceta, który jeszcze na starym moim blogu (jakieś 10 lat temu, gdy istniał onet) słodził mi niemożebnie. Co napisałam, to sentencja, geniuszem jestem. Potem się okazało, że całkiem spora grupa blogerów go zasponsorowała w ten sposób. Bo to wiadomo, takiemu miłemu człowiekowi, który zawsze się ze mną zgadza, trzeba pomóc, skoro mu tak źle w życiu.
Usuńno więc, nie daje sobą manipulować choć daje się nabierać, bo generalnie jestem nastawiona pozytywnie do ludzi, do dyskusji wszelakich, Tu w blogowni szczególnie. W realu już nie. Było minęło...straciłam ciekawość i już mi się nie chce ani zabiegać o nich, ani ich obsługiwać)) Osób, które wykorzystują, manipulują nie znoszę. ale jak już pisałam dotyczy to głównie kobiet. Bardzo mnie wkurwiają babska, narzucające swoją narrację innym, wszechwiedzące dziunie. babska robiące zamieszanie i harmider. kręcące nagonki. tak cichcem, od tyłu.
UsuńPierwsza ogromna miłość, też była manipulantem i cwaniakiem. malutkim psychopatkiem ))) ale dziś patrzę na człowieka i jedyne co czuję, to śmiech na sali ))))
Frau, słonko pełno tu dziwnych bab wariatek. Natknęłaś sie zapewne na niejedną ))) ale domyślam się nieco o której rozmwiałaś z Panterą.
UsuńNatknęłam się na dwie stuknięte i trochę kretynek :-)
Usuń:)) tylko dwie? uu to ja na znacznie więcej. ale jak w życiu odcinam, ignoruje. i tylko czasami dokuczam. mam beke.
UsuńJak się ktoś mnie czepia, atakuje albo wymyśla na mój temat niestworzone rzeczy, to też ignoruję. Jak dla mnie, dwie psycholki to aż nadto. Natomiast debilek (i debili) w Internecie są liczby nieskończone i staram się pływać między nimi bezkolizyjnie, bo po co mi się kopać z koniem?
UsuńTemat zbyt poważny by zamknąć go jednym krótkim stwierdzeniem, szczególnie gdy na depresją zmarła żona mojego kolegi. Oczywiście było to bez udziału przemocy psychicznej, ale nie dopuszczałem do siebie myśli, że na to można w ogóle umrzeć.
OdpowiedzUsuńAntoni, depresja jest bardziej śmiertelna od raka.
UsuńJak czytałam tekst, to wypisz , wymaluj mój domowy manipulator.
OdpowiedzUsuńJak rozumiem, ten aktualny? To jest osobowość silnie toksyczna! Uważaj...
UsuńJak trafiłaś na takiego potwora? Piramidalny pech!
OdpowiedzUsuńKolejne zdania powodowały, że miałam ochotę sięgnąć po nóź!
Po przeczytaniu takiego tekstu każdy sąd uniewinniłby morderczynię męża, ja na pewno...
Potwory nigdy nie mają napisane na czole, że nimi są. Ten akurat miał gębę pełną frazesów... i tyle.
UsuńByłam w takim związku. Z miłości byłam przez 3 lata, czując, że jestem z nim szczęśliwa. W oczach były łzy ze szczęścia – nigdy więcej się nie pojawiły przy nikim innym. Moja jedyna miłość, tak mi się wydaje, tak prawdziwa i szczera. Ale on był dla mnie niedobry, wypisz wymaluj Twój mąż.
OdpowiedzUsuńHistoria na dobrą książkę. Kiedy zdecydowałam się uciec, prawie mnie zabił w wypadku drogowym.
Żyję i choć mogę o nim powiedzieć dużo złego, moje myśli czasami go ciepło wspominają, nazywając pieszczotliwie moim pierwszym mężem. Wyczerpał cały mój zasób miłości do mężczyzny. Tej prawdziwej z serca, nie tej namiętnej i ognistej, która rozpalała każdy następny związek, nie byłam nigdy bez emocji w tym świecie, ale tak mocno sercem nie kochałam już nigdy więcej.
Jednakże cieszę się, że za niego nie wyszłam, bo wiodę teraz zdrowe emocjonalnie życie z kimś kto mnie szanuje i pozwala mi mieć własne zdanie.
Oddałam serce komuś innemu. W małżeństwie od początku nie byłam szczęśliwa, choć momentami mi się WYDAWAŁO, że jestem. Ale to były krótkie chwile. Tak jak piszesz o tej swojej miłości - moja trwa już18 lat i chyba nigdy się nie skończy. Oczywiście nie jest to uczucie do eksmęża.
Usuńpoczytałem komentarze i napadła mnie myśl, że albo statystyka skazuje faceta na bycie psychopatą, albo blogi piszą kobiety szukające wentyla bezpieczeństwa po/w trakcie toksycznego związku.
OdpowiedzUsuńspotkałem (tu w blogach) kobiety, które pisały wyłącznie wtedy, kiedy było źle. albo samotnie. i znikające, kiedy nad ich horyzontem zaczynało świecić słońce. teraz niemal podświadomie zakładam, że każdy piszący (bez względu na wirtualną płeć) nosi w sobie kamienie tak wielkie, że strach zapytać o szczegóły.
To całkiem niegłupie spostrzeżenie. Wydaje mi się, że blogowanie jest formą terapii, niekiedy nawet zaleca je psycholog. Może po prostu więcej jest istot poranionych, piszących blogi niż szczęśliwych.
Usuńświęta racja - jak czuję się uskrzydlona nie piszę :)
UsuńCo tylko jest dowodem na to, że jesteś szczęśliwa :-)
UsuńJak zawsze każdy najmądrzejszy jak nie chodzi o niego. To nie jest proste wyrwać się z takiego zaklętego kręgu. Wiem bo miałam kuzynkę. Miałam. Zostawiła 6 letniego wtedy syna....
OdpowiedzUsuńNo właśnie.
UsuńWłaśnie.
Dobrze, ze mialas sile aby to przerwac. Gratuluje.
OdpowiedzUsuńMusiałam wykrzesać z siebie siłę - miałam małe dziecko i musiało mieć przynajmniej normalną matkę.
UsuńNiestety, masz rację, że to jest zbrodnia doskonała. Na szczęście uciekłaś, zdecydowałaś się na odważny krok. Nie wszyscy mają taką siłę i cierpią w milczeniu.
OdpowiedzUsuńGratuluję
Nie umiałam cierpieć w milczeniu, więc to mnie uratowało.
UsuńA jednak jesteś silna, wiele kobiet jest rozmaicie psychicznie gnębionych, a często i fizycznie, a jednak nie potrafią przeciąć tego węzła. Z czasem jest coraz gorzej, wolą cierpieć, wstydzić się sińców, ale bez wsparcia nie dadzą rady, a wsparcia nie ma, także w rodzinie, bo co ludzie powiedzą?
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Ja jako ofiara się wstydziłam, dlatego bliscy nie mieli pojęcia, jak sytuacja naprawdę wygląda. Nawet przyjaciele uważali nas za małżeństwo idealne. Rozwód - i to z mojej inicjatywy - był dla wszystkich zaskoczeniem.
UsuńTo przerażający wpis, jak horror. Jeszcze gorsze są komentarze, a raczej świadomość jak to jest ogromny problem. By człowiek tworzył dla drugiego, "bliskiego" piekło na ziemi.
OdpowiedzUsuńPotem szok i. niedowierzanie, toż para idealna, nic się nie działo, a tu np.taka tragedia... oby tylko do tragedii nie dochodziło.
My uchodziliśmy za idealne małżeństwo i wszyscy to podkreślali. Ale niestety, to były tylko pozory.
UsuńA ja początkowo myślałam, że opisujesz moją matkę. Aż mnie zatkało z wrażenia... I tu najgorsze jest, że matki się nie wybiera i trudno z nią skończyć. Na szczęście moja 10 lat temu umarła i już mogę spokojnie leczyć tę depresję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Smutne to jak licho. Po co ludzie ludziom robią z życia piekło?
Usuń