Próbuję wracać do sił i normalności. Słynna
siła rażenia covida zwaliła w końcu z nóg i mnie. Oczywiście informacja
o tym na Facebooku została „odpowiednio” potraktowana. Może ze dwie-trzy
osoby tak po prostu i po ludzku okazały mi współczucie i życzyły
powrotu do zdrowia. Pozostali widzieli lepiej, czy i na co jestem
w ogóle chora, informowali o nieistnieniu koronawirusa,
nieskuteczności testów i szkodliwości szczepionek. Z całą pewnością znali
moje samopoczucie i objawy choroby lepiej niż ja, bo w końcu co ja mogłam
wiedzieć, biedna istotka ogłupiona nauką i wysoką gorączką? Nihil novi
sub sole.
Zastanawiam się teraz, jaki sens mają wstawiane
przeze mnie na Facebook informacje o laurach zdobywanych w konkursach
literackich. Nie ukrywam, że media społecznościowe to dobre miejsce na „gwiazdorzenie”,
bo żeby zaistnieć w literackim światku, trzeba się jakoś promować i poznawać
ludzi „z branży”. Facebook mi w tym do tej pory pomagał. Być może
jednak to już przeszłość, bo tylko patrzeć, jak wstawię kolejny dyplom, zdjęcie
antologii albo informację o znalezieniu się w gronie laureatów, a wtedy
dwie-trzy osoby tak zwyczajnie mi pogratulują, a pozostali będą wiedzieć
lepiej, że żadnego konkursu nie było, miejsca nie zdobyłam, nagroda nie
istnieje, a dyplom jest sfałszowany.
* * *
A tak w ogóle to mówcie mi tutaj szybko,
co się działo w blogosferze pod moją nieobecność. Pewnie umknęło mi sporo
ciekawych rzeczy. Powoli dochodzę do siebie, ale póki co, jestem jeszcze bardzo
słaba. Po tym fałszywym teście i nieistniejącym covidzie oczywiście.
![]() |