Jak się okazuje, zaglądanie bywa niebezpieczne – grozi nabawieniem się szoku. No bo tak:
Zaglądam ci ja do własnej (żeby nie
było: DAMSKIEJ) torebki (nie żadnej walizki) i znajduję w niej, oprócz
zwyczajnych utensyliów, co następuje: trzy puszki piwa, srebrne klapki z błyszczącymi
dżetami, sos do spaghetti (marki Pudliszki) w słoiku oraz osiem pierogów z kaszą
gryczaną (w woreczku, nie luzem). Zdziwiona? No, ja nie, bo wiem, co
kupowałam i że zapomniałam torby na zakupy. Ale Dzieciątko, odesłane po
piwo i pierogi do mojej torebki, aż przysiadło z zachwytu i niedowierzania
nad znaleziskiem. Zwłaszcza, że zna własna matkę i wie, że ta zazwyczaj
nosi w torebce absolutne minimum.
Następnie zaglądam do przysłanych mi
archiwalnych metryk moich przodków z XV i XVI wieku i… kopara mi
opada z szelestem na podłogę i w tej pozycji pozostaje, a to
na widok imion, które występowały w mojej linii. Maryanna i Juljanna
to jeszcze małe piwo, ale Tacyanna? Albo męskie: Waśko, Fedina, Ihnat, Ilko,
Ananjasz, Dobrosławicz… I co to za przydomek Kotonos?! Choć może przynajmniej
on coś tłumaczy – naszą rodzinną, wielopokoleniową miłość do kotów (zapewne
wraz z ich nosami).
***
Jakie zdziwienia towarzyszyły Wam
w ostatnich dniach?