Na jednym z
forów wypowiedziałam się na temat związany z udzielaniem pomocy, tak
ludziom, jak i zwierzętom. Tekst budził wiele emocji, zarówno pozytywnych,
jak i negatywnych. Zastanawiając się nad istotą dobroczynności,
zauważyłam pewną żałosną prawidłowość. Zapisałam sobie kilka wypowiedzi, z których
przytoczę trzy rozbrajające reprezentatywne.
1. „A jakże,
pomagajcie zwierzakom do upadłego, a zaniedbujcie Boga i ludzi. Kot
i pies pomogą wam w starości... podadzą łapę, szklankę herbaty,
zaprowadzą do toalety i lekarza, zrobią zakupy... i nauczą rozumu nad
grobem”.
2. „Jak ty
kotu i pieskowi i tak on tobie na starość...” (składnia oryginalna).
3. „Obyś
nigdy nie potrzebowała pomocy, bo wiesz, ludzie wówczas też mogą się odwrócić,
a kotki czy pieski, no cóż, wszystkiego nie są w stanie
zrobić” (składnia oryginalna).
Oto, jak
pojmują altruizm zwolennicy pomagania ludziom, ale już zwierzętom nie. Co wynika
z przywołanych powyżej zdań? Otóż ich autorzy najwyraźniej rozumują tak: „teraz
pomogę temu i tamtemu człowiekowi, to na starość on pomoże mnie”. To jeszcze
jest pomoc, czy już ubijanie interesu? W takim wypadku rzeczywiście, jeż i łabędź
będą bezużyteczne. Osoba, której się pomogło, ma za to zapewnić im
spokojną starość. Cóż za wzruszająca bezinteresowność! Co więcej – rzecz
dotyczyła między innymi chorych i niepełnosprawnych dzieci. Zatem: dziś ja
pomagam takiemu dziecku, a za kilkadziesiąt lat ono będzie mnie obsługiwać.
Głęboko upośledzony, autystyk, sparaliżowany, inwalida na wózku będą chodzić
wokół jednego czy drugiego babona. Logika powalająca na dechy.
Idea
bezinteresownej pomocy najwyraźniej jest obca tym, którzy mają się za
bezmiernie dobrych i których rozsierdziła moja wypowiedź. W tym
miejscu rodzi się pytanie o to, czy aby na pewno dobre samopoczucie tych
„altruistów” jest w pełni uprawnione? Ci ludzie powinni się wstydzić,
a już na pewno unikać tak kompromitującego wypowiadania się. Jaka
jest skuteczność ich szeroko odtrąbionego wspierania potrzebujących – nie wiem.
Wiem natomiast, że znakomicie podnosi samopoczucie samych zainteresowanych.
Prawie każda wypowiedź „jedynego sprawiedliwego” w tej Sodomie opatrzona jest
tytułowaniem się nawzajem „najdroższymi”, „ukochanymi”, „ślicznymi”,
„cudownymi”, „serduszkami”, „aniołkami” i innymi „kwiatuszkami”. Pomijając
fakt, że zamiłowanie do ogrodniczo-angelologicznej terminologii nader mocno
trąci infantylizmem, to najwyraźniej osoby te żywią przekonanie
(i podtrzymują je u siebie nawzajem), że bez nich świat po prostu
przestałby istnieć, a w każdym razie poważnie zachwiałby się
w posadach.
Czy
podwyższenie samooceny nie jest korzyścią? Jest. Czy liczenie „dobrych
uczynków" tytułem zbawienia nie jest oczekiwaniem korzyści? Jest.
Zresztą,
można się przyjrzeć kilku z pozoru niewinnym wypowiedziom:
„Dobro
powraca... tego jestem pewna na milion procent”, „Proszę bardzo
o Wasze otwarcie serca. To wróci do Was.”, „Każda bezinteresowna
pomoc rodzi za czas jakiś lawinę dobra, która płynie zwrotnie
wobec tych, którzy pochylili się nad słabszym”. „Podziel się tym, co
możesz (...), zadbaj o swoje zbawienie”.
Oto koronne
argumenty, za pomocą których przekonują ludzi do otwierania portfeli.
Dajcie kasę, a dostaniecie coś w zamian: bliżej nieokreślone
dobro, które do was powróci „lawiną”, miejsce w niebie, opiekę na starość,
wzniosłe tytułowanie, dobre samopoczucie... Na tym właśnie polega ta szeroko
odtrąbiona bezinteresowność wynikająca z miłości bliźniego.
Mnie obce
zwierzę nie da niczego – oprócz radości, że zostało uratowane, nakarmione,
uwolnione od cierpienia. Radości ze względu na nie samo, a nie ze względu
na mnie i na pochwały innych. I tego się trzymam. Gdy moja Fanta
zachorowała na śmiertelną chorobę, wielu z Was mi pomogło udźwignąć mi to
finansowo, na tyle, ile kto mógł. Mnie pośrednio, a Fancie bezpośrednio
lub odwrotnie, to nieistotne. Kota (kocini?) wygrała tę walkę dzięki Wam. I nikt
nie wyrażał dumy z tego, że pomógł, nie manifestował pomocy,
wszyscy zrobili to po cichu, żeby pomóc, a nie żeby zabłysnąć i poprawić
sobie samopoczucie. Nigdy Wam tego nie zapomnę i macie zapewnioną moją
dozgonną wdzięczność. Wdzięczności nie włożycie do garnka i to
właśnie świadczy o bezinteresowności.
Na koniec
coś, co znalazłam kiedyś gdzieś w Internecie i szalenie mi się spodobało:
„Wielki
sztorm pozostawił na plaży tysiące rozgwiazd. Brzegiem oceanu powoli szedł
starzec. Delikatnie brał każdą rozgwiazdę do ręki i odnosił ją do wody. Z naprzeciwka
nadszedł młodzieniec i zdumiony rzekł: «Po co to robisz, starcze?! Twoje
staranie zupełnie nie ma sensu!!». Starzec w milczeniu podniósł
kolejną rozgwiazdę i wkładając ją do wody, rzekł: «Dla niej ma...»”
![]() |
SERDUSZKO, ANIOŁEK I KWIATUSZEK |