12 października 2024

148. Hekatomba

- Kasia, lat 35, koleżanka z pracy. Rak. Zmarła w czasie tegorocznych wakacji.

- Monika, lat 50, koleżanka z pracy. Rak. Zmarła w czasie tegorocznych wakacji.

- Marta, lat 45, koleżanka z OKE. Rak. Zmarła w czasie tegorocznych wakacji.

- Gosia, lat 58, koleżanka z pracy. Rak. W trakcie leczenia.

- Agnieszka, lat 63, koleżanka z pracy. Rak. W trakcie leczenia.

- Gosia, lat 51, bratowa. Rak. W trakcie leczenia.

- Sylwia, lat 46, cioteczna bratowa. Rak. Świeża diagnoza.

I to wszystko w przeciągu kilku miesięcy. Śmierć przychodzi błyskawicznie.

Jestem zdruzgotana, od czterech dni chodzę, jakby mi ktoś pałą w łeb przywalił. Przygniata mnie ta porażająca liczba, to już epidemia i nawet moja koleżanka onkolog zmarła na raka. Co się dzieje z tym światem? To już nie ma innych chorób? Gdzie się nie obrócę, tam słyszę o raku.

Oglądałam niedawno na YouTube wywiad z lekarzem onkologiem. Powiedział: „Wszyscy umrzemy na raka”. Wygląda na to, że wie, co mówi. Oddychamy trucizną, jemy truciznę, pijemy truciznę i nawet psychikę mamy zatrutą – jak może być inaczej?

Gdy myślę o bliskich mi dziewczynach zmagających się z tym problemem, chce mi się płakać. Przygnębienie sięga zenitu. Nie wyobrażam sobie, żeby te, które jeszcze żyją, miały niebawem umrzeć… Przedwcześnie, bezsensownie.

100 komentarzy:

  1. Rozmawialysmy niedawno wiec wiesz, ze u mnie tez dokola jakies paskudne choroby i wiele zgonow. To rzeczywiscie zakrawa na pandemie, nielatwo przerobic tego nagromadzenia zaloby. Tez pisalam o tym na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czytałam przecież.
      Źle mi z tym wszystkim.

      Usuń
  2. rzeczywiście straszna seria jak tak sieknie bliskich, czy innych krewnych i znajomych pokotem w krótkim okresie, ma prawo zrobić wrażenie...
    mnie kiedyś walnął zgon jednego z moich dobrych kumpli jeszcze ze szkolnej ławki... po dłuższej przerwie wznowiliśmy kiedyś kontakty, taka reaktywacja dobrego kumplowania się... potem znowu siadło, bo wyjechał i osiadł gdzie daleko... ale pamiętam nasze spory na temat co ma większy wpływ na nasze życie; czy własne działania, czy czynniki losowe... on wyznawał filozofię "człowieka sukcesu", czyli wykluczał elementy farta i pecha... ja stałem /i stoję nadal/ na stanowisku wypośrodkowanym, że jedno i drugie jest ważne... no, i kilka lat temu dociera do mnie, że zmarł na raka... wyszło, że moje na wierzchu, że miałem rację... ale wcale nie czułem satysfakcji, jakoś gorzko mi było z tym wszystkim, bo w końcu był dobrym kumplem w ogólnym bilansie...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wobec śmierci wszystko staje się nieważne...

      Usuń
  3. XXI wiek, wysyłamy ludzi w kosmos, a nadal zabijają nas te cholerne nowotwory... Zamiast tworzyć kolejne gadżety które sprawiają że mamy mniej czasu na życie, wszelkie pieniądze i wysiłki naukowców powinny być skierowane na wynalezienie czegoś, co będzie skutecznie zwalczało to cholerstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem wystarczy zadać sobie uniwerslne pytanie: w czyim interesie jest jedno lub drugie( np.zdrowie-choroba) i wiele się wyjaśni.
      Pospólstwo, takie jak my, pływamy tylko po powierzchni, a co ukryte pod stołem, wiedzą tylko nieliczni(wybrańcy?)

      Usuń
    2. @Maruda, świat światem, choroby chorobami, a biznes biznesem, tak to jest.

      Usuń
    3. @w temacie, zdrowie i choroba nie są w niczyim interesie. Dopiero przy leczeniu zaczynają się schody.

      Usuń
    4. Chodziło mi o to, że bycie zdrowym jest w naszym osobistym interesie, i najbliższych , ( pomijam celowe udawanie z róznych powodów) ,a bycie chorym- tu można snuć różne teorie: naszych nieprzyjaciół, korporacji, zusu...itd. ogólnie budżetu...

      Usuń
    5. Nie snuję teorii, bo po co? To już nic nie da.

      Usuń
    6. Tak, żyjemy w świecie w którym pieniądze są ważniejsze od ludzi... Loty w kosmos dla ludzkości nie mają żadnej wartości, albo nikłą, natomiast skuteczny lek na raka pomógłby wielu.

      Usuń
    7. Tylko czy dzisiaj jest możliwe jego wyprodukowanie? Czy został wynaleziony? Wiem, ogromne pieniądze idą na inne badania naukowe, zamiast tego najważniejszego jednak.

      Usuń
    8. Podejrzewam że gdyby wszystkie siły i środki zostały na to skierowane to z pewnością w końcu byłby. Inna sprawa że z pewnością byłby na tyle drogi że przeciętny szarak nie mógłby sobie na niego pozwolić.

      Usuń
    9. Pytanie, czy inne kraje mają już ten lek? Chyba nikt na świecie jeszcze nie ma.

      Usuń
    10. Jakieś badania są prowadzone, ale w tym tempie minie jeszcze wiele dekad nim nastąpi jakiś znaczący postęp.

      Usuń
    11. No to my już się chyba nie załapiemy. Na szczęście ja jestem z dobrego materiału genetycznego, nie wiem, jak Ty.

      Usuń
    12. W najbliższej rodzinie nie miałem nowotworu. No, może nie licząc siostry mojej babki która zmarła na białaczkę. Nie wiem czy nowotwór jakoś szczególnie by mnie załamał... Pewnie nawet bym go nie leczył, bo jakoś nieszczególnie mi na tym życiu zależy...🙄

      Usuń
    13. Niestety, nowotwory potrafią być upierdliwe i życie z nimi może być niełatwe, weź to pod uwagę.

      Usuń
    14. Ależ ja sobie zdaję z tego sprawę, tyle że mi na życiu jakoś szczególnie nie zależy. Mam ten "luksus", że jest mi wszystko jedno czy umrę za 10 minut czy za 10 lat.

      Usuń
    15. Za to nie masz zapewnionego luksusu umierania. Wielu ludzi odchodzi z tego świata w nieludzkich męczarniach.

      Usuń
  4. Może dobrze by było przyjrzeć się własnemu lękowi przed śmiercią, skoro tak jesteś zdołowana? Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie: czego się boję w związku z tym? Lęki są często irracjonalne i w momencie gdy się z nim skonfrontujesz zmienia się Twoje położenie/ stan psychiczny, bo wiesz z czym masz do czynienia. Wymaga to tylko spokojnego miejsca, głębokiego oddychania i skupienia, kartki papieru do pisania lub wyliczanki w myślach. Spróbować zawsze można. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uprawiałabym w tym miejscu domorosłej psychologii. Ja już dawno śmierci się nie boję, wieloletnia depresja zrobiła swoje. Boję się o nie i o to, że może przedwcześnie ich zabraknąć. Jednocześnie wyobrażam sobie, co muszą czuć i strasznie mi ich żal.

      Usuń
    2. Czyli jednak lęk przed brakiem życzliwych/bliskich Ci osób...czy nie jest to irracjonalne?
      Nie będę ciągnąć za język, jak z wyobrażeniami na temat ich czucia, ale jaki sens ma uzewnętrznianie Twojego żalu? No chyba że komuś pomaga rozpacz otoczenia....Pozostawiam do przemyślenia.Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Nie, to nie jest lęk irracjonalny. Trzech osób już nie ma. A rak trzustki też nie daje wielkich szans na przeżycie, więc to są twarde realia. Już dość bliskich straciłam, żeby wiedzieć, czym to pachnie. A że uzewnętrzniam żal? Może nagromadziło się we mnie tyle emocji, że musiałam im dać ujście? Sądzisz, że naprawdę uważam, że jak o tym napiszę, to wszyscy będą rozpaczać? Ty rozpaczasz?

      Usuń
    4. Nie o tą rozpacz mi chodzi. Są ludzie którzy zamiast być wspierający- są zrozpaczeni, co wcale nie zmienia sytuacji/samopoczucia chorego. Dobrze że znajdujesz ujście swojej np.na blogu. Jedni potrzebują słów, a inni odreagowują stres działaniem, snem itd.
      Lęk jest irracjonalny, bo nie wierzę, że oprócz wymienionych przez Ciebie osób nie masz nikogo życzliwego...obok siebie.
      Spójrz np.na komentarze. Inna sprawa, że życie i tak weryfikuje wszelkie relacje.

      Usuń
    5. Ale ja nigdzie nie twierdziłam, że nie mam nikogo koło siebie i że boję się zostać sama. Swojego zwątpienia też nie okazuję chorym.

      Usuń
    6. Komentarz z.g.8.23 ,,boję się o nie i że może ich przedwcześnie zabraknąć,,. Stąd mój ciąg dalszy i wnioski. Wszystkiego dobrego.

      Usuń
  5. Niezwykle przykra sytuacja. Taka seria robi mocne wrażenie. Mam tylko nadzieję, że osoby, które pozostały przy życiu i walczą z chorobą, wyjdą z tego cało. Tego im z całego serca życzę.
    Niestety, obecnie rak jest w pewnym sensie plagą. Na to, że słyszymy o tej chorobie coraz częściej, mają wpływ między innymi trzy rzeczy:
    1) Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy wystawieni na działanie czynników rakotwórczych.
    2) Istotną kwestią jest posiadanie genów, predysponujących do zachorowania.
    3) Postęp medycyny, wzrastająca świadomość społeczna, lepszy dostęp do badań i nowe badania => to sprawia, że wykrywane obecnie są raki, które wcześniej w ogóle nie zostałyby wykryte => to dodatkowo potęguje wrażenie/odczucie zwiększonej zachorowalności.
    W ogóle, bardzo spodobały mi się twoje słowa - "Oddychamy trucizną, jemy truciznę, pijemy truciznę i nawet psychikę mamy zatrutą" - to jest tak niesamowicie prawdziwe...
    Pozdrawiam Cię 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna z nich ma raka trzustki. To wyrok...

      Usuń
    2. u człowieka trzustka, u kota chłoniak, to przykłady takich nowotworów, które nie pozostawiają zbytniego czasu do namysłów i dyskusji :(

      Usuń
    3. Frau, a czy ten guz w trzustce jest operowalny? i nie mam przerzutów? bo jest ten maluteńki procent, że jeśli sie wytnie guza, który jeszcze nie namieszał, to ma się szanse ...

      Usuń
    4. Frau, rak trzustki, to jeden z tych najstraszniejszych. Można go zoperować u małej części pacjentów i też, w zależności od lokalizacji raka w obrębie trzustki, metody operacyjne się od siebie różnią. Inną kwestią jest jeszcze stadium zaawansowania - najczęściej te raki są wykrywane na tyle późno, że operacja jest wykluczona.
      I to jest tak cholernie przykre...

      Usuń
    5. @PKanalia - no właśnie. I to nie pozwala patrzeć na sprawy optymistycznie.

      Usuń
    6. @Teatralna, w czwartek powinna odbyć się operacja. Nic nie wiem o przerzutach, ale może ona też wszystkiego nie mówi...

      Usuń
    7. @Aether, operacja jest zaplanowana na najbliższy tydzień. Stan zaawansowania nie jest mi znany, ale całodobowe bóle wnętrzności i utrata 20 kg nie nastrajają optymistycznie.

      Usuń
  6. Wiem, o czym mówisz. W mojej rodzinie rak zabrał kilka osób, wśród znajomych jeszcze więcej, niektórym udało się uniknąć najgorszego. Za każdym razem, gdy cos mi dolega, widzę diagnozę oczyma duszy, a to tez nie pomaga...
    Kiedyś w krótkim czasie zamówiłam 8 nekrologów w gazecie, na jeden z pogrzebów już nie poszłam, bo nie miałam siły...
    Teraz to ruletka, trzymajmy się, póki co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My się trzymamy, ale o tych innych się martwię.

      Usuń
  7. niezwykle przykra seria. zastanawia, że wymieniasz jedynie kobiety. facetów się nie ima choróbsko?
    wciąż zachodzę w głowę, że lekarstwa/szczepionki na tę francę nikt nie potrafi "wynaleźć", a na kowidka w sześć miesięcy sześć różnych firm "wynalazło" i to podobno niezależnie. zła wola? czy zmowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faceci po prostu poumierali wcześniej, np. mój tato.

      Usuń
  8. Wiesz, stres robi swoje!!! Ja żyję w ciągłym stresie (nie będę tu opisywać), a i geny nie pomagają. A odejście tyłu osób w krótkim czasie też dołuje bardzo! I wiem, że to jeszcze bardziej negatywnie wpływa na zdrowie.
    Czasami żyć mi się odechciewa, kiedy obserwuje świat, ludzi, bo jakoś nic mnie nie zachęca do tego, żeby walczyć o siebie. Dlatego dobrze rozumiem Twoje złe nastroje, nastroje Ani Pantery, kiedy wspominacie, że dobrze by było odejść z tego świata i mieć wszystko w dupie! I wkurzają mnie te wszystkie rady, żeby iść do terapeuty, żeby brać leki, żeby poradzić się bliskich, żeby wziąć się za siebie, żeby myśleć pozytywnie...itp. Jeśli jest źle, to nic mi nie pomoże i już!!!
    Może to jest jakiś paradoks, bo żal tych, co odchodzą, a samemu ma się dość! Wszystko to popieprzone jakieś:(
    Pozdrawiam i sorry za pesymistyczny wpis w wolny dzień od szkoly.
    Mirella, nauczycielka na emeryturze (bardzo lubiłam uczy, ale system i środowisko nauczycielskie odebrało mi tę przyjemność, niestety).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirelko, ja też żyję w permanentnym stresie. Od lat leczę się na depresję farmakologicznie i psychoterapeutycznie. Wcale przez to nie czuję się dużo lepiej. Może o tyle, że mogę w miarę normalnie funkcjonować.
      Ludzie i tzw. świat zniechęcają często do życia, głupim gadaniem (przytoczonym przez Ciebie) między innymi.
      Żebyś wiedziała, że to wszystko jest popieprzone. życie to jeden wielki paradoks i innych już nawet nie potrzeba do zdołowania. A szkoła... Nawet do mnie nie mów na ten temat! 😀

      Usuń
  9. Bardzo to przykre i trudne. Na zderzenie z nasza służba zdrowia nie ma siły "zdrowy" człowiek a co dopiero onkologiczny, gdzie w pierwszej kolejności psycha siada. Dlatego bardzo mnie wkurza mydlenie oczu o poprawie jakości życia, że będziemy żyć coraz dłużej, gówno, niedługo zawinie się ostatnie pokolenie, które dobiło do 90 teraz tylko wybrańcy zakosztują kilku lat na emeryturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parszywy jest ten rzekomo piękny świat, rzekomo dzieło boskie.

      Usuń
  10. Nie wiem co o tym myśleć, ale padają zdania, że zachorowania wzmogły szczepionki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, akurat ta z najgorszym rakiem (trzustki) nie szczepiła się, bo ma jeszcze inne schorzenie przewlekłe, które wykluczyło szczepienie. Nie lubię zresztą niesprawdzonych teorii.

      Usuń
    2. O tym, że szczepionki powodują raka, czytałam na każdym blogu, którego właściciel lękał się zastrzyków. Myślę, że aby ten lęk ukryć, ludzie wręcz życzą raka osobom zaszczepionym.

      Usuń
    3. Rak, autyzm, nie wiem, co jeszcze...

      Usuń
    4. Autyzm szczegolnie jak teradzik mlodzienczy u siedemdziesiatlatki :)))

      Usuń
    5. Tak sobie myślę, że teorie spiskowe są dla głupich, po to, żeby poczuli się mądrzy.

      Usuń
    6. Mój kuzyn chorował tak ciężko na kowid, że stwierdził iż będzie się szczepił tyle razy ile się da. Ja dwa razy, ani żyć ani umrzeć

      Usuń
    7. Autyzm mam od dziecka, o czym zakumałam będąc starą babą, więc wykluczone z naddatkiem

      Usuń
    8. Frau Be, albo pisza je madrzy oby oglupic innych? Nie bralas takiej mozliwosci?

      Usuń
    9. @Basia - ja też trzy razy, to nie tak znowu wiele więcej 😀

      Usuń
    10. @Basia - a mnie kolega zdiagnozował, że byłam pierdolnięta jeszcze przed poczęciem 😂😂😂🤣🤣🤣

      Usuń
    11. Trzy razy to w samraziczek, nie od parady się mówi do trzech razy sztuka.

      Usuń
    12. Jasnowidz alibo niezdiagnozowany🤔

      Usuń
    13. Chciałam zaszczepić się jeszcze IV dawką, ale jakoś to się rozmyło.

      Usuń
    14. Nie, to bardzo dobry kolega. Czubimy się, bo lubimy się.

      Usuń
    15. No co ty dobra sztuka tylko w 3 aktach 😉
      I fajnie 👍🏻

      Usuń
    16. Toteż na trzech poprzestałam 🤗

      Usuń
    17. 🙋🏻‍♀️💞

      Usuń
  11. piszesz rzeczy bardzo dołujące. ja mam geny. na szczęście, bo nie wyobrażam sobie żyć w takim napięciu. badam się regularnie. ale w innych kwestach moje geny są chujowe, no ale nie można mieć wszystkich nieszczęść świata. choć akurat czekam na wyniki histopato ...także.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teatralna, Ty mnie nawet nie denerwuj! Nie życzę sobie dopisywać Cię do listy na górze!!!

      Usuń
    2. nie no ja tak czarno nie myślę, szklanka do połowy pełna i nigdy złych rokowań.... mam nadzieje, że utrafiłam z wywaleniem cholerstwa w czas. i będzie spokój i o jednego damoklesa mniej

      Usuń
    3. Oby, oby! U mnie szklanka zawsze w całości pusta...

      Usuń
  12. Moja Młoda miała/ma (?) raka- najgorszy etap czerniaka, ale szybko wycięli i na razie jest spoko. Niemniej ta choroba nad nią/nami ciągle wisi . Tak, taka diagnoza potrafi przewrócić życie o 180 stopni. Jeszcze teraz mam w sobie ten lód, kiedy pomyślę, jak nam o tej diagnozie powiedziała. Człowiek wpada w straszliwy stupor w pierwszym momencie, a potem już nic nie jest takie samo, jak przedtem.
    Takie nagromadzenie wiedzy o chorobach bliskich, jak u Ciebie , potrafi straszliwie zdołować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tym jeszcze nie ostygłam po śmierci taty, to dodatkowo przyczynia się do niewesołych myśli.

      Usuń
  13. Nie tylko rak odbiera nam bliskich i znajomych. Dawniej, kiedy medycyna nie była tak rozwinięta , ludzie też umierali młodo, tylko nie określało się przyczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, a raki i tak istniały. Oczywiście że jest mnóstwo przyczyn śmierci, ale ta jest... zdecydowanie wredna i mało "komfortowa".

      Usuń
  14. Pocieszające jest to, że my nadal znajdujemy się z dobrej strony trawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest jakieś pocieszenie. Ta myśl, że to jeszcze nie ja, że ktoś inny. Ale w wypadku niektórych osób takie informacje ściskają za gardło.

      Usuń
    2. To zrozumiałe i jakkolwiek by to nie zabrzmiało, bardzo ludzkie

      Usuń
    3. Ludzkie, prawda. Wszyscy jesteśmy ludźmi, a nasza ludzka kondycja jest marna...

      Usuń
  15. No dobrze, w takim razie na co wolelibyśmy umierać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładne, ładne, ale moja babcia Mania umarła na starość. W związku z tym trudno jest mi to uczciwie polecić. Też mało komu by się spodobało. Ten temat w gruncie rzeczy dotyczy rodzaju śmierci, który by nam odpowiadał. Ludzie umierają też na wylewy, ataki serca ... i też to powoduje traumy u pozostałych członków rodziny.

      Usuń
    2. Moja babcia Mania umarła na starość, miała 98 lat. I po prostu sobie zasnęła.

      Usuń
    3. Hmmm. Inni zasypiaja na kilka lat i dopiero umieraja po tych ilus latach nieswiadomi swiata zewnetrznego. To tez choroba "na starosc". I jak tu umierac na starosc w wieku 45 lat? No jakim sposobem?

      Usuń
    4. Nie, to ewidentnie nie jest starość.

      Usuń
    5. ja też bym chciała na starość i też w wieku 98 lat. poproszę.

      Usuń
    6. Mówisz - masz! Ja planuję pożyć dłużej.

      Usuń
  16. Ot cziort! Ja u siebie też o rzeczach ostatecznych. Pierwszy listopad coraz bliżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś podobnego!
      Niestety, mój wpis nie był podyktowany zbliżającym się pierwszym listopada 🙁

      Usuń
  17. Nieraz seria śmierci i chorób przetacza się przez nasze życie.
    I będziemy sobie zadawać pytanie- dlaczego?
    I przyjdzie nam się pogodzić z brakiem odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak z wszystkim. Na nic, co ważne, nie mamy wpływu na tym cholernym świecie.

      Usuń
  18. W tym poście się nie wypowiem. Brakuje mi siły. Więc wybacz.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dlatego żyjmy tu i teraz. Nie wybiegajmy za bardzo w przyszłość. Cieszmy się tym co mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, nauczyła mnie tego śmierć taty. Od tamtej pory próbuję wydrzeć życiu wszystko, co najlepsze.

      Usuń
  20. Najlepszości dla Ciebie na okazję dzisiejszego święta 🌹

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest taki wysyp pocovidowy. Nie, nie od wirusa, tylko bardzo ograniczonej dostępności do diagnozy i leczenia w czasie pandemii. O tym, że tak będzie, mówiono już w czasie pandemii.
    Sądzę, że ludzie zawsze umierali na raka (oczywiście nie wyłącznie), tylko, kto i czym miał ich diagnozować? Mówiło się umarł na oko, wątrobę, jelita itp.
    Przykro mi, Be.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja to samo mówiłam podczas pandemii. Wizyty lekarskie ograniczone do diagnozowania przez telefon... A potem już było dla wielu za późno.
      Ja też sądzę, że rak był zawsze, aczkolwiek chyba nie aż w takim rozkwicie, bo jednak życie w dawnych czasach było zdrowsze. Nie było smogu, solariów, lamp UV (podobno jest wysyp czerniaka podpaznokciowego przez robienie manicure'u hybrydowego i żelowego), chemikaliów, nawozów sztucznych, dziury ozonowej i wielu innych czynników rakotwórczych.

      Usuń
    2. Ponieważ komentarz Ani zniknął, a mam go w poczcie, publikuję jego kopię:

      Ale był ogólny syf i brud sprzyjający rozwojowi różnego rodzaju zarazków. Wersal śmierdział. W miastach pomyje wylewali ludzie przez okno...
      W średniowieczu ludzie w miastach tak śmiecili i nie umieli z problemem śmieci sobie poradzić, że miasta europejskie cuchnęły.

      Usuń
    3. Aniu, ja to wiem i uczę o tym. Brud i syf sprzyjał chorobom, jednak zarazki miały chyba niewielki wpływ na częstotliwość zachorowań na raka. Mimo to rak istniał.

      Usuń
  22. Sama przeszłam operację oszczędzającą na raka wcześnie wykrytego, a teraz mam raka krwi, niestety, nieuleczalnego. Jakoś może dożyję do tej śmierci...
    Raka ma każdy, problem w tym, aby go nie wywołać długotrwałym stresem, szkodliwymi naświetleniami, truciznami, genetycznymi uwarunkowaniami. Mój pierwszy rak był genetyczny, w rodzinie już moja babcia zmarła na raka, a drugi nowotwór był z powodu radioterapii, brachyterapii, naświetlań, czyli jedno się ratuje, a na drugie szkodzi, natomiast obwinianie szczepionek o chorobę nowotworową jest bezmyślnym przegięciem. Na szczęście, w mojej rodzinie wszyscy się szczepili i żyją.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, kolejna teoria spiskowa niepotwierdzona badaniami i tyle.
      Zmartwiłaś mnie tą informacją o Twojej chorobie. Moja koleżanka z pracy zachorowała na białaczkę w 2008 roku, ale żyje i ma się dobrze. Po leczeniu zdążyła wyjść za mąż, urodzić i odchować synka - i póki co, jest happy end. Może jednak nie jest tak źle jak myślisz...

      Usuń