Pora na kolejną porcję etymologii codziennych powiedzeń.
1. Miesiąc miodowy – To oczywiste, słodkie dni miłosne, sam miód!
A wcale nie. Miesiąc miodowy nie został wywiedziony od
słodyczy miłości i trwałości związku od miodu. Wyrażenie to pochodzi
z XVIII wieku i ma związek z alkoholem – miodem pitnym.
Podawano go parze nowożeńców przed nocą poślubną, aby wspomóc miłosne
uniesienia.
2. Smalić cholewki – broń Boże nie „smolić”! W dawnych czasach,
gdy nie znano jeszcze pasty do butów ani jej poprzednika – czernidła, noszono
wysokie, eleganckie buty używane tylko na wyjątkowe okazje. Żeby nabrały fasonu,
osmalano je ogniem. No i oczywistym jest, że gdy kawaler wybierał się do
panny, chcąc, aby zwróciła na niego uwagę, smalił cholewy swoich wyjściowych
butów i glansował je szmatką.
3. Uderzać (sadzić, iść, stroić) w koperczaki – nie, nie, to
nie ma nic wspólnego z koprem. W dawnej polszczyźnie czasownik „kopertać się”
znaczył „przewracać się” (dzisiaj mówimy, że ktoś się wykopyrtnął), a wyraz
„koperczaki” oznaczał koziołki, podskoki i inne akrobacje. W pewnym
okresie pojawiło się inne znaczenie: „komplementy”, „umizgi”, „zaloty”,
„konkury”.
4. Pleść duby smalone – duby to w dawnej polszczyźnie gałęzie
dębowe, które próbowano opalać (smalić) nad ogniem, aby stały się bardziej
giętkie i nadawały się do wyplatania sprzętów domowych. Praca ta jednak
nie miała większego sensu, bo była bezowocna – duby nie dawały się zmiękczyć.
5. Duperele – wiecie, co to takiego, prawda? Ale skąd się owe
duperele wzięły? Otóż ze Lwowa. Pracował onegdaj w Namiestnictwie
Austriackim urzędnik francuskiego pochodzenia, który lubował się w wypisywaniu długich,
zawiłych i szczegółowych
obwieszczeń dotyczących spraw błahych i nieważnych. Nazywał się… du
Pereille. I wszystko jasne.
6. Od deski do deski – znaczenie tego porzekadła chyba każdy zna. Najstarsze
księgi oprawiane były w drewniane „okładki” powlekane skórą i ozdabiane.
Przeczytanie czegoś od deski do deski to przeczytanie od pierwszej do ostatniej
strony.
7. Wylać dziecko z kąpielą – kolejny przejaw okrucieństwa rodziców?
Otóż nie. W czasach, gdy
kąpiel była luksusem, przeobrażała się w swoisty rytuał. Do balii z wodą
wchodzili kolejno: pan domu, inni mężczyźni, kobiety według starszeństwa, a na
końcu dzieci. Kąpały się już w zimnych pomyjach. Małe dziecko łatwo było
„zgubić” w dużej balii i brudnej cieczy, można było je zatem przez
pomyłkę „wylać z kąpielą”.
8. Szewska pasja – a dlaczego nie np. krawiecka albo piekarska?
Dlatego, że w Polsce utarło się
przekonanie o porywczości i niezrównoważeniu szewców. Skąd się
wzięło? Sądzono mianowicie, że szewcom miesza się w głowach od wdychania
kleju i innych substancji, używanych np. do konserwacji obuwia.
9. Ciemny jak tabaka w rogu – w rogu czego?
Otóż w rogu zwierzęcym, przeważnie
wołu. W czasach mody na zażywanie tabaki noszono przy sobie tabakiery, ale
w domu trzymano ją w ozdobnych rogach. Z natury ciemna tabaka
w rogu wydawała się jeszcze ciemniejsza.
10. Bez liku – czyli bez czego?
Ów „lik” to XVIII-wieczny archaizm
oznaczający liczbę. „Bez liku” mówimy więc wtedy, gdy czegoś jest tak dużo, że
nie potrafimy określić konkretnej liczby.
11. Czerwony jak upiór – bo opity krwią?
Nie. Powiedzenie to jest reliktem
po pradawnej wierze, że ludzie, którzy mają rumianą twarz, są kandydatami na
przyszłe upiory.
12. Baśka pracuje! – Gdzie? Ile zarabia?
Ano nigdzie. „Baśka” dotarła do nas z Turcji poprzez Rosję i Ukrainę. Głowa po turecku to basz, po rosyjsku (z kirgiskiego) башкá, po ukraińsku бáшкá. W Polsce skojarzyło się ze zdrobnieniem imienia Barbara.
Ad 12. W insiejszym jezyku wymawia sie to imie przez "p" bo nie lubia wymawiac "b" i nie jest to ladny wyraz. Nr 3 nie znalam pochodzenia, sadzilam, ze to "Uderzac w konkury". Prosze wiecej dla przypomnienia.
OdpowiedzUsuńNo tak, to właśnie znaczy. Może nie dość jasno to wyartykułowałam, bo skupiam się na pochodzeniu.
Usuńgicio, fajnie że piszesz takie teksty,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo, gicio.
UsuńBardzo interesujące, lubię ten Twój cykl.
OdpowiedzUsuńChyba trzeba będzie go zakończyć, bo kończą mi się pomysły.
UsuńNa pewno coś znajdziesz, wiem to. :D
UsuńNie jestem niewyczerpaną krynicą :-)
UsuńCzy to o szewskiej pasji?? :D
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=3Li4YcfjndI
Matko kochana, tego się nie da ani słuchać, ani oglądać! Ale zawsze pozostają wierni, poczciwi "Szewcy" Witkacego :-)
UsuńPrzy dzisiejszych cenach wody takie kąpiele znów powrócą do łask 😂
OdpowiedzUsuńDaj spokój, mało się nie porzygałam, pisząc to. Bleee...
UsuńMy nie jesteśmy do takiego życia przyzwyczajeni, ale gdyby PiS porządził jeszcze jedną kadencję to byśmy mieli to samo 😂 Pleść duby smalone... Pierwszy raz sie z tym spotykam... Ale nie wszystko wszędzie przecież funkcjonuje...
UsuńTfu! Wypluj to! Chyba przestałabym się kąpać.
UsuńNa szczęście ominie nas ta "przyjemność".
UsuńOby. Pisiarnia zostawiła po sobie tyle pomyj, że niebawem będą w kranach lecieć.
UsuńNiewiele brakowało a byśmy sie w nich potopili.
UsuńDokładnie tak, masz rację. Niewiele brakowało.
UsuńMiód pitny na odwagę, przed nocą poślubną? Dziś to juz na szczęście nie jest konieczne, choć nadal sporo poczęć jest efektem napojów wyskokowych 😉
OdpowiedzUsuńNie, to nie na odwagę. To afrodyzjak.
UsuńMiodu pitnego nigdy nie piłem, ale wątpię czy by mi pomógł. Z moim podejściem do miłości musiałbym go wypić tyle, żeby paść 😂
UsuńZdaje się, że "paść" to odwrotność miłosnych uniesień 😂 😂 😂
Usuń😂😂😂😂 Faktycznie, jak padnie to po imprezie 😂
UsuńNo i czysta kompromitacja.
UsuńNa szczęście są jeszcze środki na płonący konar. Byle by z nimi nie przesadzić jak ci z Dąbrowy Górniczej 😂
UsuńCiekawe, czy w takim na przykład średniowieczu były jakieś środki. Na pewno były, jakieś sproszkowane skrzydło nietoperza, wyciąg z rzodkiewki albo wywar z kości ogonowej bawołu.
UsuńKiedyś były czarownice i potrafiły sprawić żeby różdżka stała dęba 😂
UsuńO, faktycznie! :D :D :D
UsuńDziś czarownice też są, tyle że w PiSowskich ławach i raczej nie sprawia że różdżka drgnie 😂
UsuńJakie czarownice, takie różdżki...
UsuńDlatego lepiej trzymać sie z dala od czarów i korzystać z dobrodziejstw medycyny 😉
UsuńAlbo miodu pitnego 😂😂😂
UsuńI każdego innego alkoholu, bo nawet jeśli nie jest afrodyzjakiem, to humor poprawi zawsze 😉
UsuńCzasami zostaje tylko poprawa humoru.
UsuńDobre i to, szczególnie gdy nic innego nie skutkuje.
UsuńDo poprawy trzeba dwojga... tralala... mnie i buteleczki...
UsuńNiedługo będziesz w Ciechocinku balowała 😉 Choć tam to chyba jakieś lecznicze wody piją 😉😅
UsuńWody lecznicze są niepijalne - już lepsza byłyby woda z kanalizacji miejskiej. I coś mi się wydaje, że będę balowała - z książką w łóżku.
UsuńNiezłe takie balowanie z książką. Zwłaszcza gdy za oknem pogoda taka, jak u mnie teraz. Świszczy, wiszczy, piszczy, huczy, wyje, ryczy. Wiaterek.
UsuńUwielbiam wiatr!
UsuńTo znaczy że zostajesz w domu, czy tam nie masz zamiaru korzystać z atrakcji jakie zapewnia uzdrowisko? 😅
UsuńRaczej to drugie. W ogóle nie mam ochoty na żadne atrakcje. Ty najlepiej wiesz, jak to jest.
UsuńJa nawet bym nie wyjechał, więc Ty i tak masz więcej w sobie samozaparcia. Dla mnie takie atrakcje były by koszmarem.
UsuńPotrzebuję tego wyjazdu. Wiesz.
UsuńWiem i mocno trzymam kciuki żeby był udany. Polskie sanatoria to ciekawe miejsca więc nie powinnaś sie nudzić 😉
UsuńSię zobaczy. Podobno Ciechocinek jest piękny, ale w grudniu to chyba słabo z tą urodą.
UsuńJeżeli sypnie śniegiem to przywieziesz wiele pięknych zdjęć 😉 Choć faktycznie, termin nieciekawy...
UsuńJuż sama nie wiem, czy chcę śniegu, czy nie.
UsuńLepszy śnieg niż deszcz i błoto.
UsuńAle jeszcze lepszy suchy chodnik.
UsuńTego to dopiero latem można sie spodziewać, a teraz trzeba zdać się na łaskę aury. Deszcz by Ci ten wyjazd popsuł...
UsuńŚnieg też popsuje, spoko :-)
UsuńW śniegu łatwiej o ładne zdjęcia. Zimowa aura w obiektywie zawsze pięknie wygląda 😅
UsuńAle jest ślisko, a tego bardzo nie lubię.
UsuńNo cóż, obawiam się że tym razem już i tak zadecydowano za Ciebie, dając taki a nie inny termin. Ale zawsze to szansa by uciec od codzienności.
UsuńBędę się starała uciec. Zobaczymy jak wyjdzie.
UsuńMam nadzieję że jednak fajnie Ci ten czas minie i podładujesz baterie... Choć aż się prosi słońca, bo ciężko mieć dobry nastrój gdy na dworze taka szarówa...
UsuńJa też mam taką nadzieję. W końcu po to tam jadę.
UsuńDzisiaj u nas jest słońce, bardzo ładny dzień, ale i tak chce mi się spać. Jak się jest w pracy, to jest masakra...
Motywuj się tym że wyjazd widać majaczący na horyzoncie 😉 No i pamiętaj spakować wygodne buty, bo tam ponoć są "dansingi" 😅
UsuńTaaa... Dancingi. Dziadki o laskach i babki z różańcami w ręku :D
UsuńTe dziadki jeszcze werwy nie raz maja więcej niż nie jeden młody 😅
UsuńNiech mają, co chcą, byle ode mnie trzymali się daleko.
UsuńDasz sobie radę gdyby któryś z nich po kilku głębszych zaczął prosić do tańca 😉
UsuńPo prostu ucieknę :-)
Usuńno, skoro cykl kręci się dalej, to znaczy Ciotka w pełnej formie :)
OdpowiedzUsuńkiedyś próbowałem wykoncypować, o co chodzi z tymi cholewkami (punkt 2.) i wykombinowałem, że to jest wtedy, gdy kawaler galopuje na koniu do panny i wali się podczas jazdy szpicrutą po cholewach butów, tak z niecierpliwości i dla humanitarności, bo co zwierzak winny, a i kosztuje sporo, a skutkiem tego dym (kurz?) z tych cholewek leci... trochę naciągane, właściwie bez sensu, ale wtedy takie wyjaśnienie mi wystarczało... był jeszcze drugo wariant, gdy chłopina walił z buta, ale wtedy dym szedł z podeszew, a nie z cholewek, więc jeszcze gorzej...
co do punktu 8, to jako wnuk szewca, mistrza tego fachu, zawsze byłem zawziętym wrogiem "szewskich" stereotypów, bo w dziadka przypadku nic się nie zgadzało... dziadek nigdy nie klął, największy hardkor w jego wykonaniu to było "psiakrew!" raz na kwartał, bo to był niespotykanie spokojny człowiek, wiecznie pogodny i przyjaźnie nastawiony do świata... dziadek nigdy nie był pijany "jak szewca", bo właściwie w ogóle nie pił, całe jego "picie" to była mała lufeczka domowej nalewki na okoliczność większych imprez rodzinnych... za to butaprenu w jego warsztacie w ogóle się nie czuło, bo każdym użyciu dziadek zamykał starannie puszkę, żeby materiał nie wietrzał i się nie marnował tym sposobem... w warsztacie czuło się jedynie zapach skóry i wosku... skóra - wiadomo, zaś woskiem nacierało się końcówki dratwy, a także powlekało na gorąco brzegi, krawędzie świeżo przybitych zelówek... naćpać się oparami tego wosku było nie sposób, zresztą popatrzmy na pszczoły: one mieszkają w wosku od maleńka, wręcz tarzają się w nim podczas pracy na plastrze i są trzeźwe do bólu, a jak mają kogoś upierdzielić, to zrobią to zawsze we właściwym momencie i z nienaganną precyzją...
p.jzns :)
Ja znałam jednego szewca. Było to w dzieciństwie, gdy bawiłam się na podwórku z moim pierwszym przyjacielem Maćkiem. Ów szewc był jego dziadkiem. Bawiliśmy się dookoła domu, ale ja z jakiegoś powodu Maćkowego dziadka się bałam, choć prawdopodobnie wcale nie był groźny. Niewiele było takich razów, gdy odważyłam się wejść do małego domku dziadków Maćka. Zapach był taki sam jak opisujesz, dziadek Maćka miał swój warsztat w przedpokoju. Do dzisiaj nie rozwiązałam zagadki mojego panicznego strachu.
UsuńNie bez powodu w "Dzieciach z Bullerbyn" szewc był postrachem wszystkich naokoło 😂
UsuńFaktycznie!
Usuńjakby nie było, to kiedyś pewien szewc zabił smoka naparzając go baranem, czy jakoś tak, ale to niech smoki się boją, a nie ludzie, LOL...
UsuńNie, to smok sam naparzał siebie owieczką :-))
UsuńZ dawna wyczekiwany wpis - dziękuję i jestem pewien, że znajdziesz materiał na następny.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej w to wątpię - nie jestem niewyczerpalnym źródłem :-)
Usuńużywam ale nikt mnie już nie rozumie ;-)
OdpowiedzUsuńBo na takim poziomie mamy oświatę. Plus "elektorat" wiadomej.
UsuńI znow sprawilas, ze jestem nieco madrzejsza. Znaczenie wszystkich tych powiedzonek znalam, ale z ich pochodzeniem gorzej, nie wszystkie moglabym zdefiniowac. Fajna ta staropolszczyzna i szkoda, ze wiekszosci juz sie w ogole nie uzywa, za mojego dziecinstwa wiele z nich krazylo w potocznym jezyku, pozniej poznikaly.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko ten miesiac miodowy, bo np. w jezyku angielskim honeymoon to miodowy ksiezyc (miesiac), a tam raczej nie znano pitnego miodu, wiec przypuszczam, ze jednak chodzilo o slodycz tych pierwszych dni malzenstwa. W jezyku niemieckim jest Flitterwochen czyli tydzien blyskotek, ani slowa o miodzie :)))
poza tym miód = honey, zaś miód pitny (trunek) = mead, więc faktycznie coś tu jest nie tak z tą etymologią... dodajmy jeszcze delikatną kwestię, że zbyt dużo miodu (pitnego) przed nocą poślubną może się zakończyć fiaskiem dla tej nocy, za to miód (zwykły, spożywczy) chętnie podawano panu młodemu (na Bałkanach np. z orzechami), w ramach afrodyzjaka, co ma już pewien sens... zresztą teraz panują inne obyczaje, noc poślubna ma miejsce już dawno przed ślubem i niekoniecznie w nocy, a znakiem tego pan młody często podczas wesela ugęgala się do stanu nieużywalności, bo niby dlaczego nie?... bynajmniej nie zarzucam FB niekompetencji, ale cała sprawa wydaje się być bardziej skomplikowana...
Usuńp.jzns :)
Weźcie pod uwagę, że w czasach bardzo dawnych nie było globalnej wioski i każda kultura rozwijała się w swom kierunku.
Usuńniop... w niektórych kulturach wcale miodu nie znali, tylko słodzili syropem daktylowym, a w pałę dawali skisłą cieczą, to jak oni to wtedy nazywali?... w niektórych to nawet ślubów nie było, to oni mieli najlepiej, bo nie musieli nic wymyślać... i komu to przeszkadzało?...
UsuńNo właśnie. Drzewiej wszystko było jak trzeba, a potem przyszła "Solidarność" i wszystko zepsuła.
Usuńwszystko przez Tuska, to on to ukartował z iście niemiecką precyzją, LOL...
UsuńI teraz będą otwierać obozy koncentracyjne dla Polaków!
UsuńKto będzie te obozy otwierał? Bo już się troszkę pogubiłam w ilości wrogów naszej ukochanej ojczyzny... Niemcy? Afrykanie? Muzułmanie? Izraelczycy? Amerykanie? Czesi? Słowacy? Z pewnością nie ruskie, ony nasze druzja som.
UsuńNo jak to? Te Miemce, moja droga, te Miemce.
UsuńDziecko z kąpieli... o matko cudna, aż mnie dreszcz przeszedł 😵💫
OdpowiedzUsuńA mnie sie niedobrze zrobiło, gdy to pisałam.
UsuńMi o tą breje szło. Nie mogli najpierw dzieciaka wykąpać? Bo moja znajoma najpierw dopuszczała do wanny syna, potem wchodziła ona a na końcu- w ramach oszczędności wody- z kąpieli mógł skorzystać stary.
UsuńWidać, źe hierarchia w rodzinach przeszła poważne przeobrażenia.
Mnie też o breję. Aż nie mogę o tym myśleć.
UsuńWydaje mi się, że te przeobrażenia dokonały się tylko w niektórych rodzinach.
Usuńtu raczej chodzi o dziecko, miało być czyste, a wyszło jeszcze bardziej upaprane... i jeszcze karbinadla nie dostało, bo wszystko ojciec zeżarł...
UsuńCud, że przeżyło narodziny, a potem jeszcze musiało mieć wiele szczęścia w życiu, żeby jakoś egzystować. Stąd średniowiecze cudami stoi!
UsuńAle bylo odporne na caly syf swiata i rodziny. Nie trzeba bylo szczepic.
UsuńNo nie, bo i tak ledwo trzydziestki dożywało.
UsuńWłaśnie czytam w weekend.gazeta.pl, że Dąbrowska pozwalała się swojej powojennej służącej kąpać. Tłumacząc jej, że teraz są inne czasy i może się p. służąca kąpać kiedy chce. Nie musi korzystać z wody po pracodawczyni, ale służąca się uparła że powinno być tak, jak dawniej.
UsuńW średniowieczu mogli faktycznie owi ludzie dożyć późnej starości, ale wykańczały ich Infekte zaniedbania higieniczne, choć....znali ci ludzie ponoć miejskie łaźnie. Z drugiej strony średniowiecze to była dość długa epoka, więc i na przestrzeni tej epoki działo się różnie.
Medycyna, zarazy, wojny, tortury, zbóje na drogach...
Usuń3 i 5 - pochodzenia tych dwóch nie znałam. Człowiek uczy się przez całe życie...
OdpowiedzUsuń...i głupi umiera.
UsuńZa mało czasu, za dużo wiedzy :-)
Już nie chciałam dokańczać.
UsuńŚwiadomość tego rodzaju "głupoty", czasem bywa frustrująca.
Nawet zawsze :-)
UsuńNo zawsze czymś zaskoczysz, teraz także, a niby myślimy, że wszystko znamy!
OdpowiedzUsuńTe koperczaki mnie naprawdę zdziwiły!
O, popatrz. W sumie mnie to cieszy, bo nie piszę sobie a muzom, tylko sobie a mózgom :-)
Usuń1. Jeżeli do miłosnych uniesień potrzebowali alkoholu, to chyba dlatego, że się sobie w ogóle nie podobali.
OdpowiedzUsuń5. Nie znalazłam w słowniku tego "du Pereille", to pewnie potoczny frazes.
8. Na pewno mieszało się kapelusznikom. Ktoś kiedyś nawet badania zrobił na temat tego co tam wdychali.
słuszna uwaga ad.1., być może to było tak, że kiedyś ludzie byli ogólnie brzydsi i gdy nie ten alkohol to by gatunek nie przetrwał...
Usuńp.jzns :)
Brzydsi - nie brzydsi, ale małżeństwa aranżowane (czyli na przymus) mogły rodzić coś, że tak ładnie ujmę, co sprawiało, że mieli ochotę przed sobą spierniczać :-)
UsuńA wystarczylo tylko zgasic swiatlo lub zdmuchnac swiece. :)))
UsuńCholera ich wszystkich wie!
UsuńPonoć dawniej ładna panna to ta z czystą cerą. Nie miano zbytnich oczekiwań w związku z urodą. Twarz bez wyprysków, więc urodziwa.
UsuńNo cóż ... trzeba było chyba wtedy pić aby zobaczyć partnerów we właściwym świetle.
Czyli miód pitny w pewnym sensie był afrodyzjakiem - jak zamroczył, to już się chciało :-)
UsuńAlbo... odechcialo sie "niechciec".
UsuńCo chyba na jedno wychodzi :-)
UsuńStrach pomyslec, Oni dzieci po pijaku plodzili, czy w zwiazku z tym dawne spoleczenstwo bylo normalne i zdrowe psychicznie?
UsuńNormalne stanowczo nie, biorąc pod uwagę choćby pomysłowość w dziedzinie torturowania innych i rozliczne wojny.
UsuńPrawdopodobieństwo, że się sobie nie podobali, jest duże. Małżeństwa były przecież aranżowane przez rodzinę.
OdpowiedzUsuńTo chyba była największa tragedia dziejów kobiet, bo facetom to raczej wszystko jedno. Aranżowane małżeństwa i gorsety.
UsuńTak. Matko cudowna, gorsety deformowały im żebra i w ogóle klatkę piersiową. Masakra.
UsuńMądrego to warto posłuchać ( poczytać) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOdpozdrawiam! :-)
UsuńZnam, ale fajnie było sobie przypomnieć. Jaskół miał dziadka szewca, ponoć nadzwyczaj spokojnym był człowiekiem.
OdpowiedzUsuńNatomiast ja mam szewskie poniedziałki z tą różnicą, że ich przyczyna nie jest taka, jak w definicji. Nawet nie mam pojęcia, dlaczego poniedziałki są u mnie takie "słabe".
Może została Ci trauma sprzed emerytury? Ja ledwo przędę w ogóle, a co poniedziałek (i niedzielne popołudnie) zażywam piekła.
UsuńSprzed emerytury to mi deprecha została:):):) Przestałam się tymi poniedziałkami przejmować, biorę za normę i przeżywam.
UsuńPracowałam przez pół życia w soboty i niedziele, ale myśl o poniedziałku ( całym tygodniu) w podstawówce dobijała mnie. Chyba nie zabrzmiało to wyniośle?????
Szkolna poniedziałkowa depresja to ja rozumiem 🤣 Jakoś zawsze się zostawało w niedzielę wieczorem z nieodrobionymi lekcjami... W telewizji leciał serial, a tu trzeba było siedzieć nad zeszytem. Mama zamykała drzwi do pokoju z telewizorem, gdzie oni sobie spokojnie oglądali "Lalkę", a ja podglądałam przez dziurkę od klucza, zgięta w pół 😂
Usuń@Jaskółka
Usuńpodajmy sobie łapki. Deprechę mam jak stąd do Szczecina.
@To przeczytałam
Usuń"Lalka" jest cudowna. Kocham ją!
Dlatego napisałam pod tamtym postem jak to jest. I nadal jest, bo to niewyleczalne. Teraz jest taki czas, kiedy trzeba trzymać pion, bo o "upadek' łatwo przy takiej pogodzie.
UsuńTo Przeczytałam- tak, poniedziałki dla ucznia to zmora, bo faktycznie niedzielny wieczór był do "nadrabiania". Przez dwa lata mieszkałam w internacie i w niedzielę po południu byłam już w drodze do niego. W poniedziałek trudno było się przestawić z mojej domowej wolności do tych cholernych szkolno-internatowych ryzów.
U nas też jest internat. Współczesna młodzież nie garnie się do domu, najchętniej by zostali na weekend.
UsuńWczesne lata 70. internat- 3 piętro, pokój narożny- zimą w pokoju 10 stopni, nieszczelne okna, brak ciepłej wody w kranach, w pokoju 4 osoby, jeden mały stolik, 2 krzesła i dwie stare szafy. "Łaźnia" w piwnicach, kąpiel raz w tygodniu, jajecznica z mąką, herbata z bromem, kosteczka masła, pół serka tylżyckiego i łycha dżemu( chleba skolko ugodno) zamiennie na śniadanie oraz na kolacje. Dobra, było minęło, ale wracać do internatu po pobycie w domu to było coś strasznego. Weź pod uwagę, że mieszkałam w leśniczówce i miałam swój pokój oraz solidne jedzenie- może nie bogate, ale też nie takie wyliczane :) Natomiast do zimna byłam przyzwyczajona:):):):)
UsuńTeraz już rozumiem.
UsuńAle ta leśniczówka... Rozmarzyłam się.
No... można się rozmarzyć, ale wierz mi nie zawsze było mi do śmiechu i wiary w szczęście z powodu mieszkania w leśniczówce. Dużo plusów, ale mnóstwo minusów też, bo i gospodarstwo było, i obowiązków w trzy d...y, i ciężka praca też. A do szkoły ponad 3 kilometry, w tym jeden przez las:):):).
UsuńZa to wszelkie przywileje mieszkania przy lesie i mój ukochany las powiernik:)
Co tam trzy kilometry! Królestwo za las!
Usuń:):):):):)
UsuńMój ulubiony typ "czytanki" u Ciebie.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, przyczyna szewskiej pasji mogła być wziewna ;)
Niedobrze. Przestaję mieć pomysły, więc może to być ostatni odcinek "czytanki". Ale może Muza mnie natchnie nowymi pomysłami językowymi.
UsuńWitaj typowym listopadem
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te Twoje duperele...
Ismeno, listopad i styczeń to dwa najgorsze miesiące roku!
UsuńUśmiechaj się nadal do świata, uśmiechaj się do siebie... Pomimo kapryśnego listopada.
UsuńNa szczęście jeszcze tylko tydzień
Gdyby nie to, że w grudniu wyjeżdżam do sanatorium, byłoby cieniutko i z grudniem.
UsuńNiektóre znałam, ale większość genezy zwrotów była dla mnie nowością, a nawet i zaskoczeniem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję i też pozdrawiam!
Usuńsądzę, że nowe pomysły pojawią się - tylko patrzeć. funkcjonuje sporo takich określeń z dalekiej przeszłości. tylko wpaść na to.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej z nich uleciało z mojej głowy. Nie wiem, czy jeszcze coś wydłubię.
UsuńWydłubiesz, wydłubiesz, nie mam wątpliwości.
UsuńFajowskie te wszystkie objaśnienia.
Jak nie to, to może coś innego wydłubię.
UsuńByle nie kozy z nosa. :-D
UsuńI widzisz, już można się zastanawiać jak to możliwe, żeby kozy mieszkały w nosie? Nos to nie stajnia czy obora, co nie?
No właśnie - gdzie powinny mieszkać kozy? Konie w stajni, krowy w oborze, świnie w chlewie, owce w owczarni, a kozy gdzie?!
UsuńKozy? ... w liceum. :) Koty za plotami, kury domowe w kuchni, konie mechaniczne pod maska...
UsuńNo to wszystko jasne :-)
UsuńKoziarnia! Przypomniało mi się. A owce przecież w owczarni. Koty w kociarni, psy w psiarni.
UsuńKoty i psy to w domu na wersalce :-)
Usuń...i tak najbardziej podobają mi się duperele ( a właściwie pochodzenie tegoż słowa ) - ha ha ha !!! Szewska pasja - noo, to już brzmi groźnie , zwłaszcza z tym klejem :)))
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, mnie też urzekają duperele :-)
UsuńMnie też. Cudowne. Wyobrażam sobie od razu tego pana urzędnika, jak to siedzi gęsim piórem wodząc po papierze i wysmaża swoje skomplikowane biurokratyczne teksty. A jego podwładni psioczą i przeklinają, bo nic wyrozumieć nie mogą.
UsuńMyslę, że podwładni produkują kolejne duperele.
UsuńO kurczę blade!!! Kawał roboty odwaliłaś!!!
OdpowiedzUsuńSzacuneczek:-)
Dziękuję :-)
UsuńTe duperele mnie zaskoczyły, chociaż chętnie korzystam z ludowych mądrości w swoich rymowankach.
OdpowiedzUsuńMnie zaskoczył ród Świnków :-)
UsuńSuper! Bardzo się cieszę, że kolejny raz mogłem się u Ciebie czegoś nauczyć. Zapisałem sobie w moich notatkach 4 pojęcia i wykuje na blache! ;) (Czemu wykuje na blache? :X)
OdpowiedzUsuńBo żelazo i inne metale kuje sie na blachę :-)
UsuńMiód niewykorzystany podczas miodowych miesięcy wsiąka w męża, i on wtedy zostaje starym piernikiem.
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobre spostrzeżenie.
Usuń