Kiedy chorował i umierał mój tato, opiekowałam się
nim dniem i nocą, bo poza mną nie chciał do siebie dopuścić nikogo. Te dwa
i pół miesiąca życia w stresie, tak psychicznym, jak i fizycznym,
sprawiały, że rozpaczliwie potrzebowałam jakiejś przeciwwagi. Czegoś, co byłoby
proste, nieabsorbujące i dostarczałoby rozrywki. Oczywiście książki
czytałam w sposób nieprzerwany (w chwilach pomiędzy czynnościami
wykonywanymi przy tacie), ale to się nie liczy, bo należy do codzienności,
niemal do fizjologii. Musiałaby to być jakaś nowość. Wtedy właśnie, nie wiem
skąd, przyszedł mi pomysł na robienie łapaczy snów. Nie miałam na to czasu, ale
ciągle o tym myślałam i ręce mnie świerzbiły. Tak mnie ssała ta
ochota, że po śmierci taty rzuciłam się na produkcję, cierpliwie okręcając,
przewlekając, nawlekając i klejąc. Na ów czas spełniło to swoje zadanie. I jak
gwałtownie zaczęły mnie swędzieć palce do tej roboty, tak samo nagle poczułam,
że to już koniec, że dość.
Nie wiem, co mnie napadło teraz, ale zapałałam gwałtowną
żądzą malowania kamyków. Mam w domu dużo pędzli i farby akrylowe, ale
podstawowej rzeczy mi brakuje – odpowiednich kamieni. Jak się okazuje, nie jest
to łatwa sztuka znaleźć. Potrzebne są kamyki płaskie i gładkie. Szkoda, że
nie mieszkam nad morzem, tam jest tego pod dostatkiem. Mam grzebać w Wisłoku?!
Raczej nie jest to zachęcająca perspektywa. Zwłaszcza w okolicy zapory.
Oprócz malowania sobie a muzom chciałabym wziąć udział
w Facebookowej zabawie, na którą „choruje” już pewnie z pół Polski. Otóż
zabawa polega na tym, że pomalowany dowolnie kamyk z kodem pocztowym na
odwrocie pozostawia się gdzieś w miejscu publicznym, np. na ławce w parku,
na przystanku, dworcu PKP czy pomniku, albo i w kościele. Kto go
znajdzie, wrzuca zdjęcie na Facebook i pisze, gdzie go znalazł. W tekście
musi znaleźć się kod pocztowy z kamienia, żeby autor mógł śledzić drogę,
jaką przebywa. Kolejna osoba zabiera go ze sobą, potem kolejna i kolejna…
Dzisiaj widziałam jeden kamyczek, który zawędrował aż do Japonii. O zasadach
tej zabawy opowiedziała mi córka.
O ile znajdę odpowiednie do malowania kamyczki i uda mi
się coś sensownego wymodzić, pochwalę się w oddzielnym poście. Na
razie zostawiam Wam moje łapacze snów i kamyk znaleziony na półce w Kauflandzie.