28 października 2024

151. Fioły i fiołki

Kiedy chorował i umierał mój tato, opiekowałam się nim dniem i nocą, bo poza mną nie chciał do siebie dopuścić nikogo. Te dwa i pół miesiąca życia w stresie, tak psychicznym, jak i fizycznym, sprawiały, że rozpaczliwie potrzebowałam jakiejś przeciwwagi. Czegoś, co byłoby proste, nieabsorbujące i dostarczałoby rozrywki. Oczywiście książki czytałam w sposób nieprzerwany (w chwilach pomiędzy czynnościami wykonywanymi przy tacie), ale to się nie liczy, bo należy do codzienności, niemal do fizjologii. Musiałaby to być jakaś nowość. Wtedy właśnie, nie wiem skąd, przyszedł mi pomysł na robienie łapaczy snów. Nie miałam na to czasu, ale ciągle o tym myślałam i ręce mnie świerzbiły. Tak mnie ssała ta ochota, że po śmierci taty rzuciłam się na produkcję, cierpliwie okręcając, przewlekając, nawlekając i klejąc. Na ów czas spełniło to swoje zadanie. I jak gwałtownie zaczęły mnie swędzieć palce do tej roboty, tak samo nagle poczułam, że to już koniec, że dość.

Nie wiem, co mnie napadło teraz, ale zapałałam gwałtowną żądzą malowania kamyków. Mam w domu dużo pędzli i farby akrylowe, ale podstawowej rzeczy mi brakuje – odpowiednich kamieni. Jak się okazuje, nie jest to łatwa sztuka znaleźć. Potrzebne są kamyki płaskie i gładkie. Szkoda, że nie mieszkam nad morzem, tam jest tego pod dostatkiem. Mam grzebać w Wisłoku?! Raczej nie jest to zachęcająca perspektywa. Zwłaszcza w okolicy zapory.

Oprócz malowania sobie a muzom chciałabym wziąć udział w Facebookowej zabawie, na którą „choruje” już pewnie z pół Polski. Otóż zabawa polega na tym, że pomalowany dowolnie kamyk z kodem pocztowym na odwrocie pozostawia się gdzieś w miejscu publicznym, np. na ławce w parku, na przystanku, dworcu PKP czy pomniku, albo i w kościele. Kto go znajdzie, wrzuca zdjęcie na Facebook i pisze, gdzie go znalazł. W tekście musi znaleźć się kod pocztowy z kamienia, żeby autor mógł śledzić drogę, jaką przebywa. Kolejna osoba zabiera go ze sobą, potem kolejna i kolejna… Dzisiaj widziałam jeden kamyczek, który zawędrował aż do Japonii. O zasadach tej zabawy opowiedziała mi córka.

O ile znajdę odpowiednie do malowania kamyczki i uda mi się coś sensownego wymodzić, pochwalę się w oddzielnym poście. Na razie zostawiam Wam moje łapacze snów i kamyk znaleziony na półce w Kauflandzie.