W
maju nasz uczeń został wyświęcony na księdza. 7 lat w seminarium
mu najwyraźniej posłużyło, rozrósł się wszerz i dookoła. Inny, mój
wychowanek ze zwariowanej klasy, skończył studia świeckie i poszedł
do seminarium. Utył. Mają chłopaki głowy na karku, wybrali najbardziej intratny
zawód w Polsce.
Gdy
powiedzieć o kapłaństwie, że to zawód, duchowni i ich czciciele
dostają piany na ustach. Natychmiast uruchamiają cały arsenał frazesów
o „powołaniu”, „posłudze” i „sakramencie”. Żaden z tych sloganów
nie jest, oczywiście, w najmniejszym stopniu argumentem. Malinowski bowiem
miał powołanie do „posługi” kapłańskiej, więc został księdzem i za to mu
ludzie płacą, Kowalski zaś z Nowakiem mieli powołanie do małżeństwa –
i jakoś nikt im za to kasy nie daje, choć muszą teraz czymś zapchać
nienażarte gęby swoich powołań. Kowalskiemu i Nowakowi płacą za to, że
jeden przez 8 godzin poci się na budowie, a drugi użera się
w urzędzie z rozjuszonymi petentami. Powołanie powołaniem, ale za coś
żyć trzeba. To, co przynosi nam dochód, z czego żyjemy i utrzymujemy
się, jest naszym wykonywanym zawodem. Jeżeli księża żyją z czegoś innego
niż bycie księdzem, to proszę mnie oświecić, jeżeli zaś nie – przestać wyplatać
farmazony.
Czciciele
kleru podnoszą również, że kapłaństwo to sakrament. Ba! Czy ja zaprzeczam? Ależ
skąd. Dodaję tylko, że taki np. chrzest również jest sakramentem,
a dziwne, jakoś nikt nie chce mnie utrzymywać tylko z tego powodu, że
jestem ochrzczona! A nawet bierzmowana. Niezorientowanym przypominam –
bierzmowanie to też sakrament!
Pora
spojrzeć prawdzie w oczy: ksiądz to taki sam zawód, jak każdy inny – tyle, że
bardziej intratny i uprzywilejowany. Dochody duchownych nie są
w żaden sposób możliwe do skontrolowania – wypłata odbywa się z ręki do
ręki. Obłudnie twierdzą, że Bóg jest dla każdego, ale czynią z Niego towar
rynkowy, każąc sobie płacić za msze, sakramenty, obrzędy. Za to tak zwane
realizowanie powołania strzygą potulne owieczki bez żenady i ograniczeń –
nawet te najbiedniejsze, bo zaszantażowane emocjonalnie oddadzą i dwie
renciny, żeby godnie pochować staruszka małżonka. Nie pracują na siebie, bo
każdej sytuacji wyciągają łapę po cudze pieniądze, prowadzą więc najzwyczajniej
w świecie pasożytniczy tryb życia. Jakby i tego było mało, obdzierają
z resztek pieniędzy permanentnie niedoinwestowaną, ledwo zipiącą oświatę.
A czy taki np. nauczyciel biologii pcha im się do kościoła
z płatnym wykładem o rozmnażaniu eugleny zielonej i czerpie za
to garściami z ich budżetu?!
Obrońcy
pokrzykują, że ksiądz też człowiek i jeść musi, mieszkać musi,
przemieszczać się musi... Zgoda! Kowalski i Nowak też muszą – i to
z całymi rodzinami. Czy wobec tego wyciągają rękę z tacą? Nie,
Kowalski i Nowak zachrzaniają do pracy i nieraz ćwierć wieku im schodzi,
żeby uwolnić się od mieszkania w 10 osób na 45 metrach
kwadratowych.
Powołani
do ewangelizowania najpierw niech się wezmą do jakiejś uczciwej pracy i na
siebie zarobią, a potem głoszą Dobrą Nowinę – wtedy uwierzę, że ksiądz to
nie zawód.