Kurde, chyba się
starzeję. Ten rok szkolny jest rokiem, w którym wymiękam na całego. Nie daję
rady z czasem, nie daję rady ze zmęczeniem. Jestem zajeżdżona jak
carska kobyła. Ślęczenie na maturach i nad maturami daje mi do
wiwatu, jak jeszcze nigdy. Ciągle chodzę zmęczona i niewyspana. Wracam do domu
zrąbana jak koń po westernie i padam jak podcięta sosna. W zeszły
piątek zasnęłam w pełnym makijażu, co nie zdarzyło mi się od
niemowlęctwa Dzieciątka. Nie mam siły i czasu na blogi, na pisanie wierszy,
książki czytam po jednym-dwa rozdziały. Wstyd przyznać, ale w czasie
matury pisemnej, będąc przewodniczącą zespołu nadzorującego, zasnęłam na
siedząco na krześle. A matka przełożona z siostrami służebniczkami
(gestapo i dwie sztuki kapo) bez przerwy dają do wiwatu, jak to co dzień.
Wybaczcie,
biorę urlop od Internetu do 25 maja – wtedy skończy się ta kołomyja. Zaglądajcie,
urządźcie sobie Hyde Park, możecie mi nawet obrobić dupę.
Do zobaczenia
za dwa tygodnie!