Kilka
lat temu głośna stała się sprawa koron Matki Boskiej i Jezusa, które
w „niewytłumaczalny” sposób spadły z rzeźb znajdujących się
w kościele dominikanów w Jarosławiu na Podkarpaciu. Przeor
klasztoru modlił się jakoby o nowe korony na 300-lecie bazyliki
i stał się CUD – korony spadły. W ten sposób Matka Boska
„przemówiła”, domagając się nowych, złotych koron. Zachłyśnięci tym CUDEM
wierni tłumnie ruszyli do znoszenia złota i kamieni szlachetnych
w postaci biżuterii i innych przedmiotów. Zdarzył się kolejny
CUD – CUD hojności.
Z
definicji cudu wynikają podstawowe cechy tego zjawiska, takie jak
nadprzyrodzoność, sprzeczność z prawami natury, niemożność racjonalnego
wytłumaczenia. Ów opisany CUD ma tyle wspólnego z nadprzyrodzonością,
co ja z chodzeniem po górach. W powszechnym prawie ciążenia
nie ma niczego sprzecznego z prawami natury. CUD hojności wiernych
też nie jest nadprzyrodzony, wszak frajerstwa w zindoktrynowanych
głowach nigdy nie brakowało i nie brakuje. CUD byłby wtedy, gdyby
miedziane korony samoistnie zmieniły się w złote (najlepiej w dniu
obchodów rocznicowych) albo – jeszcze lepiej – same wskoczyłyby z powrotem
na głowy figur.
Podobnym
nadużyciem jest np. popularne sformułowanie „cud narodzin”. Rozmnażanie jest
nadrzędnym celem i cechą wszelkich gatunków, więc co w tym takiego
niedającego się racjonalnie wytłumaczyć?
Do
czego zmierzam? Do pytania, czy spotkaliście się w życiu z prawdziwym
cudem. Bardzo jestem ciekawa Waszych odpowiedzi.