Obiecałam wielu osobom wyjaśnić, skąd wziął się
ten NIECO oryginalny tytuł. Otóż było tak:
Zadzwonili do drzwi.
- Wejść! – dobiegł ich słabo słyszalny
okrzyk. Miś Mamusi[1]
nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Za plecami Córuni Tatunia[2]
szczęknęła ruszająca winda.
Niedbale wytarłszy obuwie w wycieraczkę
leżącą przed drzwiami, weszli do przedpokoju. Na wprost nich
stała otworem łazienka. Na tle czekoladowobrązowych płytek jaskrawą plamą
odcinała się sylwetka Mamusi Misia[3].
Odziana w samą bieliznę, schylała się właśnie nad umywalką. Z pokoju
po lewej stronie dobiegały hałaśliwe odgłosy jakiegoś programu telewizyjnego.
- Jezus, Maria, Mamusiu Misia, co ty
masz na głowie?! – ryknął, przekrzykując telewizor, Miś Mamusi.
Zanim Córunia Tatunia, która w dekoracji
zwieńczającej postać Mamusi Misia rozpoznała farbę do włosów, zdążyła
coś powiedzieć, z pokoju odezwał się gromkim głosem Tatuś Córuni[4].
- Szprotki! – huknął.
Oniemieli.
- A – mruknęła Córunia Tatunia,
zaglądając do pokoju z dziwną miną. – Wszystko jasne.
Tatuś Córuni trzymał przed sobą tacę
pełną wędzonych szprotek.
- Pytaliście, co jem? – upewnił się.
Jednocześnie z przedpokoju rozległa się triumfalna pieśń w wykonaniu
Misia Mamusi.
- Szprotki we włosach potargał wiatr…
KURTYNA.