Przepraszam, że milczę.
Choroba poniewiera mną dzień po dniu, minuta po minucie, bez litości.
Może kiedyś z tego wyjdę...
Przepraszam, że milczę.
Choroba poniewiera mną dzień po dniu, minuta po minucie, bez litości.
Może kiedyś z tego wyjdę...
Ojczyzna
nie umrę za ciebie kraju
prostaków chamów kabotynów
ksenofobów faszystów
rozdrobnionego w milionach papieży
kultu jednostki kremówki i kiczu
ojczyzno religijnego folkloru
nienawiści cieknącej słodyczą
chłopa co nie przepuści żywemu
wyrosłego z polskiej gleby straganów
z chińskimi dewocjonaliami
kraino groteskowych pomników
jerzego kaliny
pietrzaka zatrzaśniętego w bańce
minionego czasu
ostojo złej zmiany w oświacie kulturze polityce
azylu bandyty kurwy złodzieja
miejsce nie do życia
bezradnego człowieka
nie umrę za ciebie nigdy
ojczyzno
i wcale się tego nie wstydzę
W drodze za Tęczowy Most wyprzedziły go kilka lat temu Agunia i Kinia. Bolało strasznie, ale ten ból, który czuję dzisiaj, jest nie do zniesienia.
Odszedł najukochańszy z ukochanych,
najbardziej mój z moich.
Pieszczoch.
Niuniuś.
Nie jestem w stanie napisać więcej.
Wybaczcie.
Jeszcze tu ze mną jest, na mojej
poduszce…
Ktoś kiedyś powiedział, że wolność
jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Może to
i banał, ale dość celny. Gdyby nie zasady normalizujące życie społeczne,
już dawno jako gatunek nie chodzilibyśmy po ziemi (a i tak jest
ciężko). A wystarczyłoby stosować się do zasady „żyj i daj żyć innym”.
Dlaczego to piszę? Ano, dlatego.
Jestem tolerancyjna, ale nie bezgranicznie,
bo przeginanie w żadną stronę nie jest dobre. Na przykład guzik mnie
obchodzi, w co kto wierzy, bo to WYŁĄCZNIE jego PRYWATNA sprawa. Mogą to być
dowolne brednie: dobre bozie, zawsze dziewice, makaronowe potwory, płaskie
ziemie, chińskie horoskopy i straszne voodoo. Jak najbardziej uznaję prawo
do wolności wyznania i dowolnych poglądów, żądam wszakże uszanowania tego
samego prawa w stosunku do mnie. Czyjeś wierzenia to czyjeś – nie moje –
i epatowanie nimi, przekonywanie mnie do nich albo czynienie z nich
prawa jest co najmniej nie na miejscu (to gruby eufemizm). I, co istotne:
jeśli ktoś mówi o ateiście z pogardą lub jako o człowieku z definicji złym, to tym samym zwalnia go z szacunku
wobec swoich „uczuć religijnych”.
Tak samo wisi mi i powiewa, co kto świętuje.
Sama nie lubię tych na siłę przeszczepianych na nasz grunt, obcych mi
Halloweenów i walentynek, ale to moja sprawa i nic mi do tego, że
ktoś je świętuje. Nie mam nic przeciwko temu, żeby każdy bawił się, w co chce,
dopóki na siłę mnie w to nie wciąga. Na przykład nie widzę najmniejszego
powodu, dla którego banda niewychowanych gówniarzy (dowolnie poprzebieranych)
miałaby walić mi w drzwi i wymuszać na mnie rozdawnictwo słodyczy
(Halloween) lub pieniędzy („kolędnicy”). Świętujesz Boże Ciało? Świetnie, tylko
dlaczego z tego powodu ja mam mieć pozamykane ulice i nieprzejezdne
drogi? Chodź sobie z chorągiewkami wokół kościoła.
Analogicznie nic mi do tego, kto
z kim śpi, ale ta zasada powinna obowiązywać wszystkich. Nie widzę powodu
do przerostu machania mi przed nosem tęczami ani do nazywania mnie nietolerancyjnym
homofobem tylko dlatego, że mojemu heteroseksualnemu organizmowi robi się
niedobrze na widok migdalących się facetów albo babeczek. Tak jak oni natury
nie oszukają, tak ja nie oszukam swojej.
I tak dalej.